wtorek, 31 lipca 2012
Rozdział 31.
Nie spiesząc się szłam chodnikiem, w kierunku szkoły. Naciągnęłam rękawy kurtki na zziębnięte dłonie. Było cholernie zimno, nienawidziłam takiej pogody, dobija mnie. Nagle usłyszałam pierwsze dźwięki mojego dzwonka w telefonie.
I've been everywhere, man
Looking for someone
Someone who can please me
Love me all night long
Zdjęłam z ramienia torbę I przeszukałam ją w celu znalezienia komórki. Spojrzałam na wyświetlacz i nacisnęłam zieloną słuchawkę, przykładając telefon do ucha.
-Co się stało, mamo?- spytałam, z powrotem zakładają torebkę na ramię. Zdziwiło mnie to, że mama dzwoni, przecież niecałe 10 minut temu wyszłam z domu.
-Mils, chciałam ci tylko powiedzieć, że przed chwilą dowiedziałam się, że dzisiaj ma do nas ktoś przyjechać, więc wróć od razu po szkole do domu.
-O, a kto przyjeżdża? Emily?-powiedziałam uśmiechając się na samą myśl o mojej malutkiej, słodkiej kuzynce.
-Nie, ktoś inny, ale niech to będzie niespodzianka, dowiesz się, kiedy wrócisz do domu.
Przewróciłam oczami. Nienawidziłam niespodzianek, nienawidziłam czegoś nie wiedzieć, nienawidziłam niepewności. Czy wspominałam, że mój charakter jest nad wyraz trudny i ludzie, którzy mnie otaczają muszą mieć anielską cierpliwość?
-Jasne, wrócę zaraz po szkole. Pa.-powiedziałam i odsunęłam od ucha komórkę, kończąc połączenie. Dopięłam kurtkę, którą miałam na sobie, bo zimny podmuch wiatru porządnie dawał się we znaki. Zima zbliża się wielkimi krokami, a mi na samą myśl o niej robi się zimno.Otworzyłam drzwi budynku szkoły i weszłam do środka, udają się w kierunku szafki. Zdjęłam kurtkę i włożyłam ją do szafki. Wyjęłam z torby truskawkowy błyszczyk i przeglądając się w lusterku przejechałam nim po ustach, po czym rozczesałam potargane przez wiatr włosy. Odłożyłam szczotkę na miejsce i wzięłam do ręki książkę do chemii, kiedy poczułam czyjeś dłonie na moich oczach. Uśmiechnęłam się, czując znajome, uwielbiane przeze mnie męskie perfumy.
-Nie mam pojęcia kto to.- zaśmiałam się i zdjęłam dłonie z moich oczu, odwracając się. Zgadłam, tym „ktosiem” okazał sięJustin. Jego widok momentalnie poprawił mi humor, sprawiając, że zapomniałam o tym jak gruba jestem i o tajemniczym gościu, który ma czekać na mnie w domu. Położyłam dłonie na jego karku i przytuliłam się do niego. Macie taki jeden, jedyny zapach, które jednocześnie wywołuje u was uśmiech i działa na was „pobudzająco”? Jego perfumy mniej więcej tak na mnie oddziaływały. Dałam mu krótkiego buziakaw usta i uśmiechnęłam się. Jakoś nie toleruję publicznego obściskiwania, lizania, macania, czy cholera wie co jeszcze. Są pewne granice. Uśmiechając się, opuściłam dłonie i zakładając na ramię torebkę, zamknęłam szafkę. Odwróciłam się, a Justin splótł nasze dłonie, udając się w kierunku klasy.
-Idziemy dzisiaj gdzieś wieczorem?-spytał Justin, a ja już otwierałam usta, żeby powiedzieć „jasne”, kiedy przypomniałam sobie o tym cholernym „gościu”.
-Nie mogę, mamo prosiła, żebym dzisiaj była w domu, bo przyjeżdża jakiś gość. – powiedziałam z lekkim sarkazmem w głosie.
-Nie widzę w tobie entuzjazmu.- zaśmiał się Jus, na co ja odwzajemniłam uśmiech.
-No bo nawet nie wiem kto ma przyjechać, wolałabym wyjść gdzieś wieczorem niż siedzieć w domu bo ktoś przyjeżdża. Jeżeli to któraś z moich szurniętych ciotek to chyba się powieszę.- odpowiedziałam ze zdegustowaną miną. – Ostatnim razem, kiedy przyjechała do nas siostra mojej mamy, Claire ze swoim 12-letnim synem, myślałam, że oszaleję. Wiesz co ja codziennie przeżywam dzieląc dom z Alexem, to wyobraź sobie dwóch takich gówniarzy, razem wziętych, których ulubioną rozrywką jest podsłuchiwanie pod drzwiami mojego pokoju. – dodałam i na samą myśl, że miałabym przeżywać to drugi raz się wzdrygnęłam. Justin parsknął śmiechem, na co ja lekko walnęłam go w ramię.
-Ej!- powiedziałam z udawaną obrazą. –Nie śmiej się z mojego nieszczęścia, bo ty masz szczęście i jesteś jedynakiem, ty nawet nie wiesz jak ja ci zazdroszczę.
-Oj, nie przesadzaj. Nie będzie tak źle. –uśmiechnął się.
-Wiem, wynajmę cię i będziesz codziennie trzymał z daleka ode mnie ich dwóch i stał pod drzwiami mojego pokoju, pilnując,żeby nie podsłuchiwali. – udawałam, że wpadłam na genialny pomysł.
-No świetny pomysł, chętnie się i ciebie zatrudnię, przynajmniej będę z tobą spędzał dwadzieścia cztery godziny nadobę.- powiedział i cmoknął w policzek, na co ja zaśmiałam się pod nosem. W końcu doszliśmy pod klasę i przywitaliśmy się z przyjaciółmi. Jus usiadł na ławce, a ja na jego kolanach, opierając się o jego ramię.
-O, patrzcie kto idzie.- powiedział Rayan, a wszyscy od razu spojrzeliśmy we wskazanym kierunku. Obok nas przechodziła Jasmine, ze swoimi dwoma przyjaciółkami. Miałam wrażenie, że na widok mnie i Justina, zaraz się na nas rzuci i nas zamorduje, ale rzuciła nam tylko mordercze spojrzenie i demonstracyjnie zarzuciła włosami, idąc dalej.
-Uważaj bo ci się te doczepiane kudły odczepią.- powiedziałam za nią, na co wszyscy parsknęli śmiechem, a ona warknęła wkurzona, przyspieszając kroku.
*
Na przerwie obiadowej udaliśmy się na stołówkę. Jesień/ zima, czyli okres w którym o jedzeniu na świeżym powietrzu, na trawniku przed szkołą możesz jedynie pomarzyć. Niezjedzone śniadanie dawało się we znaki mojemu żołądkowi, który z kolei oznajmiał mi, żebym coś zjadła. Zignorowałam to i jedyne co wzięłam to szklankę wody. Usiedliśmy przy jednym ze stolików. Tylko ja niczego nie jadłam.
-Miley, a ty dlaczego nic nie jesz?-spytała Meg, wkładając sobie do ust trochę sałatki. Wzruszyłam tylko ramionami, rzucając krótkie „nie jestem głodna”. Tak wiem, że mój żołądek mówił mi coś zupełnie innego, ale zapomnieliście już sytuację rano? Nie potrafiłam naciągnąć spodni na ten gruby tyłek. Na samą myśl o tym wzdrygnęłam się, kręcąc głową. Zrobiłam łyk zimnej wody ze szklanki i momentalnie prawie ją wyplułam, krztusząc się. Na stołówkę właśnie wszedł Jason. Wszystko się we mnie zagotowało,miałam ochotę go zabić.
-Co się sta…- zaczął Jus, ale kiedy spojrzał w tą stronę, w którą patrzyłam, od razu wszystko zrozumiał. Gwałtownie odłożył, a raczej rzucił widelec na stolik i odsuwając krzesełko zaczął się podnosić. Już wstał, kiedy złapałam go za rękę.
-Justin, gdzie ty idziesz?- spytałam spanikowana. Mam nadzieję, że nie tam, gdzie myślę.
-Jeszcze się nie rozprawiłem z tym szmaciarzem.- powiedział i najwyraźniej nie przeszkadzało mu, że jesteśmy w szkole. Chciał odejść, ale ponownie złapałam go za ręke.
-Nigdzie nie idziesz, narobisz sobie problemów.- również się podniosłam i złapałam go za ramiona.
-Trudno, na pewno nie pozwolę, żeby on nie dostał nauczki. Jak dostanie porządnie w pysk, to może się czegoś nauczy, a teraz proszę cię puść mnie.
Ani mi się śniło go puszczać. Nie pozwolę, żeby przeze mnie miał kłopoty, a wszczynając bójkę w szkole, będzie je miał na sto procent.
-Miley. – przewrócił oczami zniecierpliwiony. Rayan i Chris również się podnieśli i podeszli do nas.
-Stary, wiem, że masz ochotę obić mu mordę, ale Mils ma rację, narobisz sobie problemów. Myślisz, że my nie mamy na to ochoty?- powiedział Rayan, stojąc przed Justinem, tak jakby był gotowy w każdej chwili go przytrzymać.
-Oni mają rację. Uspokój się i nie zwracajmy na niego uwagi. On jeszcze tego pożałuje, coś wymyślimy.- dodał Christian. Jus spojrzał na każdego z nas po kolei, nie wiedząc, co ma odpowiedzieć. Chyba zabrakło mu argumentów.
-Dobra, macie rację.- westchnął w końcu i usiadł z powrotem na miejscu. Odetchnęłam z ulgą, ciesząc się, że udało nam się wybić mu z głowy ten głupi i bezmyślny pomysł. Wszyscy z powrotem usiedliśmy przy stoliku, ale zauważyłam, że moja szklanka świeci pustkami, więc jeszcze raz wstałam, udając się po wodę. Stanęłam przy automacie, kiedy ktoś lekko klepnął mnie w tyłek. Gwałtownie się odwróciłam, ale nawet nie zdążyłam dokładnie przeanalizować sytuacji, bo zaraz przy mnie znalazł się Justin, który nawet nie wiem kiedy, porządnie uderzył kogoś w twarz. Dopiero teraz dokonałam analizy sytuacji. Po tyłku klepnął mnie Jason i to on oberwał od Justina.
-Ty pierdolony gnoju, coś ci chyba mówiłem, nie? Dotknij jej jeszcze raz, a będziesz mógł zacząć kopać sobie już dół. – Jus krzyknął trzymając go kurczowo za koszulkę. Jason wyrwał się i zaczęła się przepychanka. Przerażona patrzyłam tylko to na jednego, to na drugiego czekając tylko, kiedy któryś z nich przyłoży drugiemu. Chciałam odciągnąć Justina od chłopaka, ale był w tym momencie na tyle wściekły, że nic z tego nie wyszło.Na stołówce zrobiło się zamieszanie, tłum gapiów zebrał się wokół nas,obserwując to co się dzieję. Przepychanka zmieniła się w szarpaninę, co natychmiast wywołało reakcje. Chris i jeszcze jeden chłopak, zaczęli odciągać od siebie Justin i Jasona. Nagle na stołówkę wparował dyrektor. Walnęłam się dłonią w czoło. Świetnie, wiedziałam, że to się tak skończy.
-Co się tu dzieje do cholery?- krzyknął,a chłopacy od razu się uspokoili i spojrzeli w stronę dyrektora. Nikt się nieodezwał. Spojrzałam na Jus’a, widziałam w jego oczach taką złość, jakiej chyba nigdy w życiu w nim nie wiedziałam. Wyglądał jakby miał zaraz uderzyć jeszcze i dyrektora.
-Wy dwaj, do mojego gabinetu. – rzucił facet i wskazał ręką. Obaj zabrali swoje plecaki i odeszli. Justin jeszcze objął mnie krótko w pasie i powiedział, że warto było mu przyłożyć. Byłam na niego wściekła za to co zrobił, bo prosiłam go o to, żeby się opanował, ale z drugiej strony, stanął w mojej obronie, zrobił to dla mnie, więc całe uczucie złości wygasło w jakieś dziesięć sekund. W tym momencie zadzwonił dzwonek, więc chcąc nie chcąc musieliśmy udać się na lekcje. Cały czas o tym myślałam. Mam tylko nadzieję, że go nie zawieszą. Siedziałam na fizyce, stukając długopisem o ławkę i bezmyślnie patrząc na zegar wiszący na ścianie. Każda minuta dłużyła mi się w nieskończoność, ale w końcu nadszedł wymarzony dzwonek. Jak z torpedy wyleciałam z klasy, biorąc ze sobą torebkę. Poszłam pod drzwi gabinetu dyrektora, a sądząc, po dźwiękach dobiegających ze środka, chłopacy jeszcze niewyszli. Usiadłam na ławce i nerwowo czekałam, aż wyjdą.
Nareszcie drzwi się otworzyły, a z gabinetu wyszli kolejno Jus i Jason.
-I co?- podeszłam do swojego chłopaka, stając przed nim. Jason przeszedł obok nas obojętnie, wyraźnie wkurzony. Ponownie przerzuciłam wzrok na Justina, który się uśmiechnął . Przez myśl przeszło mi, czy on aby na pewno nie dostał w głowę.
-Co w tym zabawnego?- spytałam niepewnie, a on objął mnie ramieniem i usiadł na ławce, sadzając mnie sobie na kolanach.
-Wytłumaczysz mi w końcu o co chodzi? Co powiedział dyrektor?
-Nawet nie wiesz jaką mam satysfakcję. Tak naprawdę ta cała bójka na stołówce była tutaj mnie ważna niż to, czego się dowiedziałem. Otóż u naszego, kochanego Jasona, znaleziono narkotyki, o czym od razu została powiadomiona też szkoła. Oprócz tego, że dostanie nadzór kuratora, zostanie też wyrzucony ze szkoły. Z tego wszystkiego wyszło tyle, że ja za to, że mu przełożyłem dostałem jedynie tygodniową kozę. Na tym świecie jednak jest sprawiedliwość.- zaśmiał się i pocałował w policzek. Przeanalizowałam to, co mi powiedział i sama się uśmiechnęłam. Nawet nie wiecie jak się cieszę, z tego, jakich problemów narobił sobie Jason. No i przede wszystkim, Jus nie został zawieszony.
-A teraz możemy iść do uczcić, na pizzy,na lodach, na co tylko masz ochotę. – podniósł się i objął mnie w pasie. Na samą myśl o jedzeniu mój żołądek dał o sobie znać, ale wiedziałam, że nie mogę sobie pozwolić na tak kaloryczne rzeczy. Nagle przypomniałam sobie o telefonie od mamy i odetchnęłam z ulgą, że nie będę musiała tłumaczyć się Justinowi z tego, że się odchudzam.
-Bardzo chętnie, ale nie mogę.- udałam smutną, po czym zaraz dodałam. – Tajemniczy gość.
-Aa no tak, całkiem wypadło mi to zgłowy. Ale jutro gdzieś wychodzimy, nie ma innej opcji.- uśmiechnął się i cmoknął mnie w usta. Uśmiechnęłam się i łapiąc go za rękę, poszłam w kierunku szafki. Wyjęłam z niej kurtkę i schowałam książki. Jus odprowadził mnie pod samdom. Przytulaliśmy się, żegnając się.
-Justin, no puść mnie, musze iść.-zaśmiałam się, próbując lekko go od siebie odepchnąć.
-Nie chcę.- mruknął mi we włosy.
-Ale musisz.- odpowiedziałam i spojrzałam na niego, uśmiechając się.
-Nic nie mu..-zaczął, ale mu przerwałam. –Owszem, musisz, bo ja tak mówię.- wystawiłam mu język, na co on się zaśmiał.
-No dobrze, to w takim razie do jutra. Przyjadę po ciebie rano, pa.- powiedział i pocałował mnie w usta, po czym pożegnałam się z nim i uśmiechnięta weszłam do domu. Dopiero teraz przypomniałam sobie o „gościu”.
Od progu „zaatakowała” mnie mama.
-Miley, nie uwierzysz kto do nas przyjechał na tydzień, twoja ulubiona kuzynka Marie. Upuściłam torbę, którą trzymałam w ręce, a zza rogu salonu wyszła wspomniana dziewczyna. Długie,czarne włosy, idealna figura, piękny uśmiech, ciemne oczy.Przedstawiam wam Marie. Najbardziej znienawidzoną przeze mną kuzynkę.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jason to dupek, super, że go wyrzucają ze szkoły! A z tą kuzynką, ciekawa sprawa. Będzie interesującoo;]
OdpowiedzUsuń