wtorek, 31 lipca 2012

Rozdział 28.


Obudziłam się grubo po jedenastej. Ale co się dziwić, skoro wczoraj poszłam spać po 2 w nocy. Poniosłam się i leniwie rozciągnęłam mięśnie. Przetarłam zaspane oczy i wzięłam do ręki komórkę, wybierając numer Christiana. Odebrał po kilku połączeniach.
-Hey Chris i jak tam Justin?- spytałam, jednocześnie podnosząc się z łóżka i wychodząc w pokoju.
-Jeszcze śpi. Przepraszam, że wczoraj ściągałem cię tutaj w środku nocy, ale my naprawdę już sobie z nim nie radziliśmy.
-W zasadzie to jestem wściekła na was za to, że piliście, ale. - w tym momencie parsknęłam śmiechem. - Przynajmniej miałam rozrywkowy wieczór, a raczej noc.- poprawiłam się. - No i było zabawnie.
-Boże, co ten idiota ci jeszcze mówił w pokoju?- zaśmiał się Chris, a ja przypominając sobie jego jakże romantycznie oświadczyny i deklarację o chęci bycia ojcem moich dzieci prawie wybuchłam śmiechem.
-Niee, nic takiego.- powiedziałam, uśmiechając się. Weszłam do kuchni, gdzie wzięłam do ręki jabłko leżące w miseczce na stole i poszłam do salonu, siadając na kanapę.
-Okej, nie wnikam. - parsknął śmiechem. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że od pobytu w szpitali nie gadałam jeszcze z Chrisem o tym, co mi wtedy powiedział.
-Christian.- powiedziałam niepewnie do telefonu.
-Hm?- spytał, chociaż dałabym sobie rękę uciąć, że wie o czym chcę rozmawiać.
-To co powiedziałeś mi wtedy w szpitalu.- powiedziałam, czekając chwilę na jego reakcję, której nie usłyszałam, więc postanowiłam kontynuować. - Naprawdę się z tym pogodziłeś? Nie chcę cię ranić, ja po prostu..- nie skończyłam, bo chłopak mi przerwał.
-Wiem, że go kochasz Miley. I teraz już wiem, że on kocha ciebie, szczerze, naprawdę, nie na pokaz. Mimo wszystko, oboje jesteście moimi przyjaciółmi i życzę wam jak najlepiej. Owszem, to czasami boli, ale chcę żebyście byli szczęśliwi.
-Jesteś cudowny.- wydusiłam w końcu z siebie, a uśmiech niekontrolowanie pojawił się na moich ustach.
-Tak wiem.- odpowiedział dumnie, po czym oboje parsknęliśmy śmiechem.
-A wracając do Justina, to zdradzisz mi co o mnie wczoraj mówił?- zaśmiałam się.
-Same pozytywne rzeczy. Nic więcej zdradzać nie będę, bo obowiązuje mnie męska solidarność.- odpowiedział, a ja przewróciłam oczami, ale jednocześnie się uśmiechając.
-Męska solidarność, pff też mi coś.- zironizowałam, po czym oboje wybuchliśmy śmiechem.
-Ja kończę, pan skacowany chyba wreszcie się obudził.
-Mam nadzieję, że ma porządnego kaca, należy mu się.
-Mój łeeeeeeeeb.- usłyszałam nagle w tle, jak mniemam jęczącego Justina.
-Z tego co słyszę, wnioskuje, że jego kac sięgnął zenitu.- oboje się zaśmialiśmy.
-Ok, ja kończę. Pa.- powiedziałam i rozłączyłam się. Zjadłam do końca jabłko, które sobie przyniosłam i bezmyślnie przerzucałam kanały w telewizorze. Wzięłam do ręki sok, który leżał na stole i zrobiłam jego łyk.
-Miley spałaś z Justinem?!- usłyszałam krzyk i momentalnie wyplułam zawartość ust z powrotem do szklanki. Spojrzałam na miejsce, z którego dobiegał wrzask. Alex.
-Czy ciebie idioto popieprzyło do reszty? Za dużo Piccola wypiłeś?- wydarłam się na niego, analizując jego słowa. - Po pierwsze skąd ci to w ogóle przyszło do głowy, a po drugie to nie twoja sprawa smarkaczu.- dodałam oburzona.
-Nie jestem smarkaczem! Panna dorosła się znalazła. Zobaczysz jaka jesteś dorosła, jak powiem o tym rodzicom. - wzruszył ramionami i robiąc chytrą minę wyszedł z pokoju. Jak poparzona zerwałam się z łóżka i zaczęłam go gonić. Spieprzał po całym domu, ale w końcu udało mi się go dorwać. Złapałam go za bluzę i przycisnęłam do ściany.
-W tej chwili mów kto ci to powiedział?- powiedziałam wkurzona.
-Czyli jednak to prawda?
-Nie!- odpowiedziałam szybko, ale po krótkim zastanowieniu dodałam - Zresztą to nie twój interes! Mów lepiej skąd w ogóle masz takie informacje.
-Informacje kosztują. - uśmiechnął się chytrze.
Pieprzony materialista.
-10 dolarów, dam ci później, mów.
Alex wybuchnął głośnym śmiechem. Za 10 dolarów to ja ci mogę co najwyżej powiedzieć, że rodzice cię zabiją, kiedy się o tym dowiedzą.
-20! Pasuje?- nie wierzę, że płacę własnemu bratu.
-Nooo, to już lepsze.- zaśmiał się, a ja przycisnęłam go mocniej do ściany.
-Słuchaj gówniarzu. Rodziców na pewno zainteresuje też ta puszka po piwie, którą kiedyś znalazłam w twoim pokoju, pamiętasz?- uśmiechnęłam się sztucznie, na co z jego twarzy od razu zniknął ten uśmieszek.
-Okej, okej 20 dolarów wystarczy.
-A teraz mów do cholery kto ci coś takiego nagadał!
Naprawdę byłam ciekawa jakim cudem takie bzdurne informacje dotarły do mojego brata.
-Dobra, ale puść mnie.
Puściłam jego bluzę i stanęłam kilka kroków przed nim z założonymi rękami.
-Wiem to od Larrego.- powiedział w końcu.
-A skąd twój przygłupi kolega w ogóle wytrzasnął takie ploty?
-Podsłuchał rozmowę Jasmine z Amy w jej pokoju.
Zagotowało się we mnie. Wredne, fałszywe, pieprzone dziw..
-Mów wszystko co wiesz od Larrego!- potrząsnęłam nim, wkurzona do granic możliwości.
-Zacytuję ci fragment rozmowy Amy z Jasmine, który przytoczył mi Larry. - Alex wyjął komórkę, najprawdopodobniej w celu odczytania mi smsa.
-"Ta suka Miley mi go zabrała, rozumiesz? Tak po prostu mi go zabrała! Boże co on w niej widzi? Przecież ja jestem od niej ładniejsza, zgrabniejsza i w ogóle..no lepsza! Mogę się założyć, że się z nim przespała. Justin po prostu chciał spróbować czegoś nowego, ale nie martw się. Już niedługo ją zostawi, orientując się, że traci z nią tylko czas i wróci do mnie. Przecież to oczywiste" - czytał, a ja miałam usta otwarte z wrażenia.
-Tutaj masz to, co powiedziała Amy. - powiedział Alex i czytał dalej. - "No jasne, nie przejmuj się nią. Nie dość, że brzydka to jeszcze niezgrabna. Wiesz co? Na pewno mu już nieraz dała, Bieber na to poleciał, ale tylko dlatego, że ona jest dla niego nowością. Ona jeszcze bezczelnie kłamała mi oczy, że oni nie są parą, a chwilę potem lizali się przy aucie. Pewnie potem pojechali do niego.  Założę się, że jeszcze góra tydzień i będzie błagał, żebyś się z nim umówiła."
-Nie, dobra, okej.- przerwałam mu. Naprawdę nie chciało mi się dłużej tego słuchać. Odeszłam, udając się na schody. Weszłam do mojego pokoju i rzuciłam książką, znajdującą się pod ręką. Idiotki, puste kretynki. Usiadłam na łóżku powtarzając do siebie, żeby oddychać i się nie denerwować. Przecież ja miałam ochotę je zabić w tym momencie. Gówno wiedzą. Może dla dziewczyn ich pokroju to takie dziwne, że nie musiałam spać z chłopakiem, żeby ze mną był, ale to już nie moja sprawa. Wzięłam kilka głębokich oddechów i wyszłam ponownie z pokoju.
-Alex, to co one mówiły to nieprawda. Nawet nie waż się gadać takich bzdur rodzicom.- powiedziałam do brata.
-Dlaczego mam cię słuchać?- zaśmiał się. Jeszcze on doprowadzał mnie do szału. Podeszłam do niego i przyciągnęłam go za koszulkę do siebie.
-Bo jeśli tylko się dowiem, że coś takiego im powiedziałeś to jesteś martwy. Ale nie ja cię zamorduję, tylko rodzice, kiedy dowiedzą się wielu interesujących rzeczy o tobie, które wiem. Naprawdę nie chcę mi się wymieniać, ale uwierz mi, że trochę tego jest.- uśmiechnęłam się ironicznie i odepchnęłam go z powrotem na łóżko. Przełknął głośno ślinę.
-Nie no, okej. Taak, tylko sobie żartowałem.
Wyszłam z salonu i ponownie udając się do pokoju, wybrałam ciuchy na dziś i poszłam do łazienki.
*
Siedziałam na łóżku w swoim pokoju, czytając temat w książce z historii, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Aleeeex, otwórz.- wydarłam się, nie odrywając wzroku od książki. Nie usłyszałam odpowiedzi, ale sądząc po dźwiękach dobiegających z domu, poszedł otworzyć.
Szczerze mówiąc lubiłam historię, a temat całkiem mnie wciągnął, więc nawet nie przyszło mi do głowy zapytać brata, kto przyszedł. Usłyszałam ciche pukanie w uchylone drzwi. Nie odrywając wzroku od książki, powiedziałam głośno:
-Od kiedy ty pukasz? Wow, jestem pod wielkim wrażeniem. A teraz mów co chcesz i spadaj.- rzuciłam oschle, kiedy drzwi się uchyliły, a ktoś cicho się zaśmiał.
-Aż tak źle? Przyszedłem właśnie przeprosić.
Podniosłam wzrok i zobaczyłam Justina stojącego w progu mojego pokoju z bukietem kwiatów w dłoni. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Myślałam, że to Alex. - zaśmiałam się i wstałam z łóżka, podchodząc do niego.
-Ale ja naprawdę mam za co przepraszać.- podał mi kwiaty. - Wczoraj się schlałem i jak się dzisiaj dowiedziałem, musieli budzić cię w środku nocy, żeby mnie ogarnąć, przepraszam. - dodał i podrapał się zmieszany po głowie. Postanowiłam chwilę poudawać. Położyłam kwiaty na biurku i z powrotem usiadłam na łóżku, biorąc do ręki książkę. Justin usiadł na brzegu łóżka i zabrał mi z dłoni książkę, kładąc ją na półkę. Przysunął się do mnie i spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem.
Byłam nieugięta.
-W nocy nie pozwoliłeś mi spać, a teraz nie pozwalasz czytać książki? Jaśnie pan pozwoli, że będę chociaż oddychać.- powiedziałam z sarkazmem, chociaż miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, przytulić go i powiedzieć, że się nie gniewam.
-Miley, skarbie przepraszam, bardzo, bardzo przepraszam. - przejechał dłonią po moim udzie. Założyłam ręce, niczym obrażona pięciolatka i nawet na niego nie spojrzałam.
-No nie gniewaj się na mnie. - szepnął i ujął moją dłoń. Przejechał kciukiem po zewnętrznej części mojej dłoni, a ja nadal starałam się udawać nieugiętą.
-Nie mamy chyba o czym rozmawiać. - powiedziałam oschle. Jego mina zbitego psa cholernie mnie rozczulała.
-No wybacz takiemu idiocie jak ja. Nakrzycz na mnie, zwyzywaj mnie, ale już się nie gniewaj. - szepnął proszącym głosem.
-Justin ja..- zaczęłam i demonstracyjnie wzięłam głęboki oddech. - Ja żartowałam.- dodałam i nie umiejąc dłużej wytrzymać, wybuchłam śmiechem. Justin spojrzał na mnie najpierw jak na idiotkę, a po chwili również zaczął się śmiać.
-Ty wredna jesteś, wiesz?- zaśmiał się i lekko rzucił mnie poduszką, a jak oddałam mu trzy razy mocniej.
-Wiem.- uśmiechnęłam się dumnie i przybliżyłam go niego. Już mieliśmy się pocałować, kiedy Jus nagle złapał mnie w pasie i zaczął gilgotać, kładąc na łóżko.
-Niee! Justin, przestań!- zaczęłam się drzeć przez śmiech. On kompletnie na to nie reagował.
-No proszę cię! Nienawidzę gilgotania, Justin!- krzyczałam tak, że chyba ludzie na ulicy mnie słyszeli, ale miałam to gdzieś.
-Ale muszę dostać w zamian buziaka. - wyszczerzył się.
-Doobra, dobra dostaniesz ale przestań!- mówiłam śmiejąc cię. Po chwili przestał mnie gilgotać. Uspokoiłam przyspieszony przez śmiech oddech i spojrzałam na niego.
-I kto tu jest wredny ten jest.- zaśmiałam się.
-Oboje jesteśmy wredni.- uśmiechnął się i przysuwając swoją twarz jeszcze bardziej do mojej i lekko ją przechylając, pocałował mnie. Naprawdę, powtarzanie po raz setny tego, co czuję, kiedy mnie całuje jest bezsensu, więc tym razem zostawię to po prostu dla siebie. Całowaliśmy się tak chwilę, po czym ktoś brutalnie przerwał nam tą, jakże przyjemną czynność. Oboje spojrzeliśmy w stronę drzwi.
-Tsaaa, uważaj Miley bo uwierzę, że to nieprawda.- Alex stał w drzwiach z założonymi rękami, głupkowato się uśmiechając. Tak w zasadzie to dopiero teraz chyba zorientowałam się, że Justin na mnie leżał. Naprawdę nie kłamię! Jus od razu ze mnie zszedł, a ja wzięłam do ręki poduszkę i rzuciłam w młodszego brata.
-Po pierwsze się puka, a po drugie lepiej się zamknij, już ci mówiłam dlaczego.
Od razu się zamknął.
-Chciałem ci tylko powiedzieć, że wychodzę do kumpla.
-Tsa, to świetnie, szerokiej drogi. Nara.- powiedziałam ironicznie, a on tylko prychnął i wyszedł trzaskając drzwiami. Justin na mnie spojrzał.
-O czym on mówił? Co jest nieprawdą?- spytał.
-Co? A nie, nic nieważne.- uśmiechnęłam się.
-Swoją drogą miła z ciebie starsza siostra.
Oboje wybuchliśmy śmiechem, a ja walnęłam go w ramię.
-No wiem. - odpowiedziałam z uśmiechem. Jus ponownie rozłożył ręce po obu moich stronach i nachylił się nade mną, próbując położyć.
-To na czym skończyliśmy?- szepnął z uśmiechem.
Miley, zapanuj nad sytuacją. - pomyślałam i wzięłam się w garść, nie dając nawet "dojść do słowa" hormonom.
-Na tym, że właśnie miałam iść włożył kwiaty do wody.- zaśmiałam się i podniosłam, zabierając jego dłonie. Zeszłam z łóżka i podeszłam do biurka, gdzie były kwiaty. Spojrzałam na Justina, uważnie mnie obserwował uśmiechając się.
-No co?
-Nie, no nic.- wyszczerzył się.
-Zaraz przyjdę.
Wyszłam z pokoju, udając się na dół po jakiś wazon z wodą. Miley, pilnuj się, pamiętaj.- pomyślałam. Zapewne zorientował się, że celowo "rozluźniłam" trochę sytuację. Wzięłam z salonu wazon i napełniłam go wodą, po czym wróciłam do pokoju. Włożyłam kwiaty do wody i usiadłam z powrotem na łóżku.
-Dziękuje za kwiaty. -uśmiechnęłam się, a on dał mi tylko krótkiego buziaka w usta.
-A właśnie, pamiętasz może coś z wczoraj?- zaśmiałam się.
-Nie, nic.- wyszczerzył się.
-No wiesz co? Jak możesz nie pamiętać tego, że mi się oświadczyłeś i powiedziałeś, że chcesz mieć ze mną dzieci!- powiedziałam udając obrażoną, po czym oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
-Mam chociaż nadzieję, że przyjęłaś te oświadczyny!- powiedział przez śmiech.
-Ależ oczywiście.
Resztę popołudnia spędziliśmy w moim pokoju. Nic takiego się w nim nie działo, tak dla jasności.
*
Siedziałyśmy z Megan i Vanessą na ławce w parku ciągle się z czegoś śmiejąc.
-Wiecie co? Mam dzisiaj ochotę zrobić coś szalonego.- wypaliła Meg, a my spojrzałyśmy na nią jak na idiotkę.
-A dokładniej?- spytałam, nie bardzo wiedząc co ma na myśli.
-No wiecie, coś spontanicznego, zapoznać nowych ludzi, iść w jakieś fajne miejsce, no cokolwiek.- odpowiedziała i nagle klasnęła w dłonie. - Patrzcie tam- dodała i dyskretnie wskazała na czwórkę chłopaków siedzących, kilka ławek dalej od nas. Nie robili dobrego wrażenia. I nie miałam tutaj  na myśli, że nie byli przystojni czy coś, po prostu wyglądali jakoś tak podejrzanie.
-I co w związku z nimi?- powiedziała Vanessa, ale nie otrzymała odpowiedzi, ponieważ Meg była już w drodze do ich ławki. Wytrzeszczyłyśmy oczy. Czy jej do reszty odbiło?
-Megan do cholery no!- krzyknęłam za nią, ale ona mnie olała. Oglądałyśmy z daleka jak Meg podchodzi do tych chłopaków. Uśmiechnęła się i zapewne powiedziała jak ma na imię. Nic więcej nie wiem, bo byli za daleko, żebym mogła usłyszeć.
-Czy ona jest normalna? Podchodzi do jakichś zupełnie obcych gości i do tego podejrzanie wyglądających.- powiedziała Van, obserwując naszą przyjaciółkę.
-Nie, ona nie jest normalna.- powiedziałam.
Po chwili podbiegła do nas Megan.
-Wiecie jacy oni fajni?- powiedziała podekscytowana śmiejąc się.
-Mhm, wywnioskowałaś to po 5 minutowej rozmowie. Fajnie, a teraz chodźmy stąd.- skwitowałam.
-Nie! Oni zaprosili nas na imprezę do siebie, powiedzieli, że będzie też kilka innych fajnych osób. Musimy tam iść!
-Czy ty oszalałaś? Nie pójdę nigdzie z jakimiś obcymi chłopakami, tym bardziej do nich!- prawie krzyknęłam.
-Van, a ty idziesz?- spojrzała na nią, a ta tylko popukała się w czoło. Megan wzruszyła ramionami.
-Nie to nie, pójdę sama. A wy się nudźcie.- powiedziała i tak po prostu odeszła w ich stronę.
-Wracaj tu!- krzyknęła Vanessa, ale ona nas olała.
-Musimy z nią iść!- powiedziała szybko.
-Zwariowałaś? Równie dobrze, chodźmy może przejdźmy się w nocy ciemną uliczką. - zironizowała Van.
-No właśnie, pozwolisz, żeby poszła tam sama?
-No nie, ale..
-Nie ma "ale" nie przemówimy jej teraz do rozsądku, musimy iść z nią.
Patrzyłam jak nasza przyjaciółka jest już prawie przy tych chłopakach, więc musiałyśmy szybko się zdecydować.
-Jasna cholera- zaklęła pod nosem Vanessa i nerwowo postukała obcasem o ziemię.
-Dobra, chodź!- dodała po chwili i od razu szybkim krokiem zaczęłyśmy iść w ich kierunku.
-Boże, w co my się pakujemy?- powiedziałam pod nosem.

2 komentarze:

  1. Nie no po prostu super! Jeszcze tylko brakowało jakichś obcych zboczonych kolesi, którzy jeszcze coś im zrobią! Dlaczego Megan musi być taka głupia?!
    A Alex jest niemożliwy!XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Alex przypomina mi mojego brata. A ta puszka po piwie? Hhahaah. Ogólnie to rozdział super, Justin i Miley tacy słodcy ! :*

    OdpowiedzUsuń