wtorek, 31 lipca 2012

Rozdział 27.


Przez chwilę po prostu staliśmy w takiej pozycji opierając się o siebie czołami i uśmiechając się. Chyba dopiero teraz tak naprawdę odważyłam się zaakceptować swoje uczucia do Justina. Tak, bałam się ich, bałam się coś do niego czuć, bo to wydawało się takie głupie i nierealne. Tyle lat kłótni, tyle sprzeczek, dogryzania sobie wzajemnie, chyba nikt nie spodziewał się, że kiedykolwiek coś do siebie poczujemy z Justinem.

-Chyba troszkę pada.- zaśmiałam się cicho, ale jednocześnie ani mi się śniło odsuwać się od niego chociaż o milimetr.

-Naprawdę? Nawet nie zauważyłem.- również się uśmiechnął i wtulił mnie w siebie jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwie.

Sama nie wiem jak opisać to jak się w tym momencie czułam. Ta bliskość między nami wywoływała u mnie chyba wszystkie z możliwych objawów zakochania. Serce bijące nad wyraz szybko, żeby nie powiedzieć sprawiające wrażenie jakby każdy dookoła słyszał jego bicie czy to ukłucie w brzuchu, które irytowało, ale jednocześnie tak bardzo je lubiłam.

Naprawdę nawet przez chwilę nie było mi zimno, mimo, że temperatura powietrza była naprawdę niska, a deszcz spływający po nas cholernie zimny. Nawet to, że tuliłam się do Justina, którego ciuchy delikatnie ujmując były troszkę mokre. To wszystko nie równało się z wewnętrznym ciepłem, które ogarniało mnie gdy był blisko, gdy mnie dotykał, przytulał, całował. Gdyby ktoś teraz spojrzał na nas z boku, zapewne uznałby nas za nienormalnych. Stoimy na środku ścieżki w parku, nie zwracając uwagi na lejący deszcz, zupełnie tak jakbyśmy nie mieli kontaktu ze światem. W każdym bądź razie żadnemu z nas nawet nie przyszło do głowy, żeby to przerwać. Mieliście kiedyś wrażenie, że w kilka sekund zniknęły wszystkie wasze problemy i zmartwienia? Tak jakby ktoś zdjął z was jakiś ciężar. Ja tak właśnie się teraz czułam.

-Musimy wracać. - szepnęłam w końcu, uświadamiając sobie, że nie możemy tak stać do nocy, chociaż szczerze mówiąc, nie miałabym nic przeciwko.

-Nic nie musimy.- szepnął w moje włosy i przejechał ustami po moim policzku, a mnie momentalnie przeszły dreszcze, które bynajmniej nie były spowodowane deszczem.

-Masz zamiar spędzić tutaj noc?- zaśmiałam się.

-Z tobą mogę nawet tutaj. - czułam na swoim policzku, jak jego usta układają się w lekki uśmiech.

-Justin. - przeciągnęłam, ponownie cicho śmiejąc się pod nosem, na co on zrobił to samo.

-Odprowadzisz mnie?- spytałam, chociaż właściwie odpowiedź była oczywista.

-Oczywiście.- uśmiechnął się, a kiedy ja lekko się od niego odsunęłam, on ponownie przyciągnął mnie do siebie.

-Ale za buziaka.- dodał z chytrym uśmiechem i splótł nasze dłonie, swobodnie wiszące w powietrzu. Przewróciłam oczami, udając zirytowaną, po czym złożyłam pocałunek na jego miękkich ustach.

*

Gdy tylko weszłam do swojego pokoju, rzuciłam się na łóżko, przymykając powieki. Chyba pierwszy raz czuję się tak cholernie szczęśliwa. Całkiem zapomniałam o tym "incydencie" na imprezie tego dupka. -On mnie kocha, powiedział to, kocha mnie.- mówiłam sama do siebie, co teoretycznie było trochę dziwne, ale mało mnie to obchodziło. Chris zachował się tak cholernie w porządku wobec mnie i Justina zresztą też. Uwielbiam go, uwielbiam go jako jednego z moich najlepszych przyjaciół. Wiem, że to go cholernie boli, że cierpi, ale ja naprawdę nie potrafię już dłużej wypierać się uczucia do Justina, bo wtedy unieszczęśliwiam samą siebie. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam, zmęczona tym wszystkim co w ostatnim czasie się wydarzyło. Obudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Przetarłam zaspane oczy i podnosząc się do pozycji siedzącej spojrzałam na wyświetlacz komórki. Chris dzwoniący kilka minut po pierwszej w nocy? Dziwne, co najmniej.  Ziewnęłam i naciskając  zieloną słuchawkę, przyłożyłam telefon do ucha.

-Coś się stało?- spytałam zaspanym głosem.

-Em, Miley mamy tutaj mały, maleńki problem.- powiedział, a ja oczami wyobraźni widziałam jak nerwowo podrapał się po głowie. Przyznam, że lekko się przestraszyłam, a cieśnienie momentalnie podniosło.

-No bo dzisiaj przyszli do mnie Rayan i Justin,  chcieliśmy sobie wszystko wyjaśnić, pogadać, no wiesz. No i można powiedzieć, że jak najbardziej było okej, pogodziłem się z Justinem i ogólnie.

-Chris do cholery, jest wpół do 2 w nocy, więc do rzeczy!- ponagliłam go, czując jak oczy mi się zamykają.

-No bo my trochę wypiliśmy, wiesz, żeby to wszystko „uczcić”, tyle, że Justin chyba odrobinkę przesadził.

Walnęłam się dłonią w czoło. Jezus, Bieber czy ty kiedykolwiek zmądrzejesz?

-I co? Nie może wrócić do domu w takim stanie?- spytałam.

-Nie o to chodzi, nie ma moich rodziców, może spać w wolnym pokoju, przenocuję go. Problemem jest to, że on się uparł, że musi się teraz z tobą zobaczyć, Miley.

W tym momencie usłyszałam małe zamieszanie w tle, Rayan chyba próbował uspokoić Justina.

-To Miley? Rozmawiasz z Miley, daj mi ją do telefonu..no kuurrr..weź mnie puść, chcę porozmawiać z moją Mils. – słyszałam w tle, wydzieranie się Justina. Cicho się zaśmiałam, powiem szczerze, że brzmiało to komicznie. Powinnam być na niego zła, że mimo tak niedawnej sytuacji wywołanej przez to, że się upił, zrobił to ponownie, ale po prostu nie potrafiłam.

-Dobra, czekaj dam ci go na chwilę do telefonu bo się nie uspokoi.- powiedział zmieszany Chris.

-Kochaaaniee.- usłyszałam za chwilę, aż odruchowo odsunęłam komórkę od ucha. Sądząc po jego głosie mogę stwierdzić, że jest za przeproszeniem nawalony w trzy dupy.

-Tak skarbie, słucham cię.- powiedziałam spokojnie i położyłam się z powrotem na łóżko. Cholernie chciało mi się spać, więc słuchanie majaczenia kompletnie nawalonego Jus’a jest tak jakby niezbyt przyjemne.

-Przyjedź do mnie, proszę. Muszę z tobą porozmawiać, mam ci coś bardzo ważnego do powiedzenia.- co prawda nie jestem pewna czy każde słowo dobrze usłyszałam,  bo mówił delikatnie mówiąc, niewyraźnie, ale sens wypowiedzi chyba zrozumiałam.

-Połóż się teraz ładnie spać, a jutro porozmawiamy. – powiedziałam, próbując nie zasnąć.

-Ale ja muszę z tobą pogadać, teraz, już. Proszę, przyjedź, inaczej nie pójdę spać i jeszcze sobie gdzieś wyjdę.

Szantażysta.

-Justin, jest wpół do drugiej w nocy.

-Prooooszę.- przeciągnął tak cholernie słodkim głosem, że z moich ust zamiast „nie”, padło „zaraz tam będę”.

W ten sposób wkopałam się w droczenie się z pijanym Justinem. Ale co ja miałam zrobić? Po cichu, na palcach zeszłam na dół i zabrałam z salonu kluczyki do samochodu. Spojrzałam do sypialni, rodzice spali. Miałam nadzieję, że się nie obudzą, bo będzie źle. Jak najciszej potrafiłam wyszłam z domu i udałam się do garażu.

*

W końcu podjechałam pod dom Christiana. Wzięłam głęboki oddech i przeczesując grzywkę do tyłu zapukałam do drzwi.

-Boże, Miley dobrze, że jesteś.  – Chris od razu wpuścił mnie do środka, a ja na widok bajzlu panującego w tym momencie w salonie złapałam się za głowę.

-Matko, a tutaj huragan przeszedł?- powiedziałam widząc jak wszystko co tylko się dało, było porozrzucane po podłodze.

-To nieważne. Lepiej pomóż nam w końcu ogarnąć Justina.- powiedział Rayan wchodzący do salonu, a ja a samą myśl w jakim stanie musi być Jus, aż się wzdrygnęłam.

-A gdzie on jest?- spytałam w końcu. W tym momencie usłyszeliście głośne „Kurwa” i huk.  Od razu wszyscy poszliśmy w miejsca, z którego dobiegał ten hałas. Od razu zorientowaliśmy się, że to Jus idąc, a raczej próbując iść, wszedł w ścianę. Mimowolnie parsknęłam śmiechem, widząc jak rozmasowuje sobie czoło. Był pijany w cholerę, ale taki…słodki.

-Miley!- od razu się ożywił, kiedy mnie  zobaczył i szybkim krokiem do mnie podszedł. Pominę fakt, że prawie się przy tym wyłożył na dywan.  Przytulił się do mnie tak mocno, że miałam wrażenie, że zaraz mnie udusi.

-Koocham cię. – majaczył chwiejąc się razem ze mną na boki.

-Mhm, tak ja ciebie też, ale chodź już spać. – zaśmiałam się, lekko go od siebie odpychając.

-Dobrze z tobą mogę iść. – powiedział i poszedł kilka kroków przodem, po czym potknął się o …w zasadzie to on się chyba potknął o własne nogi, bo na podłodze nic nie było i kolejny raz prawie wyłożył na podłogę. Przewróciłam oczami śmiejąc się i podeszłam do niego. Chris i Rayan chcieli pomóc mu dojść do pokoju, ale nie pozwolił im się tknąć, tak więc musiałam sobie sama z nim poradzić.  Objęłam go w pasie, a jego jedną rękę zawiesiłam sobie na szyi. Najtrudniejsze było chyba wejście z nim po schodach. Dla niego „pokonanie” każdego stopnia schodów było tak samo skomplikowane i trudne jak wejście na Mount Everest. W końcu jednak udało nam się dojść do wolnego pokoju. Posadziłam Justina na łóżku i zamknęłam drzwi.

-Aaaał boli. – jęknął po raz kolejny przykładając sobie dłoń do czoła. Szczerze mówiąc wcale się nie dziwię. Sądząc po huku musiał nieźle przypieprzyć głową w ścianę. Podeszłam o niego i przyklęknęłam przed nim, przykładając dłoń do jego czoła.

-Oj, moje biedactwo- powiedziałam współczująco, ale jednocześnie się zaśmiałam.

-Nie śmiej się, to naprawdę boli. – powiedział lekko się uśmiechając i biorąc w swoją dłoń, moją i przykładając ją sobie do ust, całując.

-Nie martw się, do wesela się zagoi. – parsknęłam śmiechem i wstałam, ciągnąc go za rękę, żeby również się podniósł.

-Właaaaśnie całkiem bym zapomniał!- walnął się ręką w czoło, a po chwili znowu jęknął z bólu. Wybuchłam śmiechem, na co on rzucił mi mordercze spojrzenie. Pokręciłam tylko z rozbawieniem głową i zaczęłam rozpinać jego koszulę. Wytrzeszczył na mnie oczy.

-Masz zamiar spać w ciuchach?- powiedziałam uśmiechając się.  On tylko się uśmiechnął. Odpinałam po kolei każdy guzik jego koszuli, przejeżdżając dłońmi po jego klatce piersiowej. Teoretycznie mógłby sam się rozebrać, ale praktycznie pewnie nie trafiłby nawet palcami w guziki.

-Chciałeś chyba coś powiedzieć.- zaśmiałam się.

-Co? A tak..Boże trudno mi się skupić, kiedy mnie rozbierasz.- powiedział i pokręcił głową.  Jak dla mnie przyczyną jego braku skupienia było to, że ma mózg zalany alkoholem, ale okej..niech mu będzie.

-No więc chciałem ci powiedzieć, to znaczy zapytać…..wyjdziesz za mnie?- wymajaczył, a ja wybuchłam śmiechem.

-Tak kochanie, oczywiście, że za ciebie wyjdę, pobierzemy się przy najbliższej okazji. – powiedziałam i zdjęłam mu z ramion koszulę. Poczułam przyjemnie ukłucie w brzuchu, ale pokręciłam głową ignorując je. Miley, ogarnij się. Pomyślałam sama do siebie i ściągnęłam z niego koszulę, kładąc ją na fotelu.

-Naprawdę za mnie wyjdziesz?- uśmiechnął się szeroko, a przy okazji prawie z tej radości wywalił się na łóżko, ale go przytrzymałam.

-Mhm, oczywiście.- stwierdziłam z uśmiechem i zaczęłam odpinać pasek jego spodni.

-Boże jak ty seksownie odpinasz moje spodnie. – palnął a ja miałam ochotę po raz kolejny wybuchnąć śmiechem, ale się powstrzymałam.

-Miley, ja chcę być ojcem twoich dzieci, mówię poważnie. –mruknął, w czasie kiedy ja rozpinałam jego rozporek.

-Cieszę się niezmiernie. – powiedziałam śmiejąc się, kończąc odpinać jego spodnie.

-Okej siadaj. –dodałam i lekko popchnęłam go na łóżko, żeby usiadł. Justin patrzył na to co robię, a ja widząc jego minę powstrzymywałam się od parsknięcia śmiechem. Złapałam za nogawki jego spodni i zsunęłam do końca jego spodnie. Odłożyłam je na fotel, tam gdzie leżała już koszula. Okej Mils teraz oddychaj i kompletnie nie zwracaj uwagi na to, że Justin jest w samych bokserkach.- powiedziałam sobie w myśli i pokręciłam głową. Wzięłam głęboki oddech. Kiedy ponownie odwróciłam się w stronę Justina, on już leżał na łóżku. Uśmiechnęłam się i podeszłam do niego.  Przykryłam go kołdrą i przyklęknęłam obok łóżka, głaszcząc go po włosach, niczym małe dziecko.
-Nie boli już główka?
-Boooli, byłoby lepiej gdybyś tu ze mną została i mnie przytuliła.- zrobił słodkie oczka.
-Jutro cię przytulę, a teraz już śpij. – pocałowałam go w czoło i wstałam. Podeszłam do drzwi, kiedy usłyszałam za sobą:
-Ale weźmiemy ślub?

-Mhm.

-I będziemy mieć razem dzieci?

-Gromadkę.- zaśmiałam się. – Dobranoc Justin, śpij już. – dodałam i zamknęłam drzwi.  Zeszłam na dół, gdzie od razu podeszli do mnie Chris i Rayan.

-I co?

-Śpi. – powiedziałam stojąc w progu. – Ja już muszę spadać, do jutra.- pożegnałam się i wyszłam.

*

Całe szczęście udało mi się niepostrzeżenie przemknąć do swojego pokoju i moi rodzice na szczęście się nie obudzili. Od razu przebrałam się w piżamę i położyłam z powrotem do łóżka.  Okryłam się kołdrą i zamknęłam oczy. Nie umiałam przestać się uśmiechać. Był taki słodki, matko mi całkiem odbiło, ale nic na to nie poradzę. Przypomniało mi się to uczucie, kiedy…no kiedy go rozbierałam, jakkolwiek dziwnie i dwuznacznie może to teraz zabrzmieć. To ukłucie w brzuchu trochę różniło się o tego, kiedy na przykład się całujemy. Nie, 2 w nocy to naprawdę nie jest pora na rozmyślenia. Zaśmiałam się sama do siebie i otulając kołdrą zasnęłam.

6 komentarzy:

  1. hecgfsgfhgghsghdvo ! Joj, a Justin był fajny jak sie narąbał <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham to opowiadanie i ten rozdzial <3<3

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko ale świetny rozdział hihi ale miałam beke <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahahahah Justin to jest taki kochany i słodki wariat<33 awww

    OdpowiedzUsuń
  5. Boze jak ja to kocham awww :3 72-fanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Justin jest taki słodki i mega śmieszny jak jest nawalony hahaha! XDXD Hmm... Skądś kojarzę taką sytuację z tym ślubem (XD). A! Chyba z the-other-side-jb.blogspot.com Ahahaha pamięętam to, jak Justin się upił i chciał zaraz iść do kościoła i wziąć ślub z główną bohaterkąXDXD To było super zabawne!

    OdpowiedzUsuń