wtorek, 23 października 2012

Rozdział 55.

Poczułam ucisk w brzuchu, który był mieszanką smutku, złości i strachu. Przecież mi obiecał..obiecał, że rzuci narkotyki i nigdy więcej nie będzie ćpał. Wiedziałam, że to zbyt łatwo mu przyszło, to by były zbyt proste, gdyby tak po prostu to rzucił. On już się uzależnił...
-Justin do cholery obiecałeś mi, że nigdy więcej nie weźmiesz tego świństwa!- niemalże krzyknęłam do telefonu, wstając z łóżka i przeczesując grzywkę do tyłu.
-Ooj Miley, przestań. To tylko tak troszeczkę, żeby sobie humor poprawić. - Zaśmiał się idiotycznie. - Ale słuchaj, przyjedź teraz do mnie i się zabawimy, okej? - dodał, co chwilę się śmiejąc.
Chciało mi się płakać, dosłownie. Tak bardzo się o niego martwiłam, o to, że zniszczy sobie życie przez narkotyki i że przez nie się rozstaniemy.
-Ty idioto - syknęłam. - Ile brałeś?
-Wciągnąłem jakieś kilka gramów, nic takiego - wymamrotał.
Chodziłam w tę i z powrotem po pokoju, nerwowo przeczesując swoje włosy. Nie miałam pojęcia co zrobić. Wymknąć się z domu i do niego pojechać? Przecież nie mogę tak po prostu iść spać dalej. Ludzie po narkotykach są nieprzewidywalni i mają chore pomysły, przecież on może sobie nawet nieświadomie coś zrobić. Nie, na pewno nie mogłam zostawić go teraz samego.
-Zaraz u ciebie będę, nie ruszaj się z domu - powiedziałam, jedną ręką trzymając telefon przy uchu, a drugą otwierając szafę i wyjmując z niej jakieś ubrania.
-Mhm, będę na ciebie czekał skarbie - wymamrotał i zaśmiał się, a ja zacisnęłam zęby ze złości. Odłożyłam komórkę od ucha i nacisnęłam czerwoną słuchawkę, rzucając telefon na łóżko. Szybko wybrałam ubrania i przebrałam się w nie.
-Boże, Justin ty kretynie - szepnęłam sama do siebie, zapinając swoje rurki. Byłam na niego wściekła jak chyba nigdy wcześniej. Przecież mi obiecał do cholery. Kompletnie olał to co mu mówiłam. Szybko rozczesałam swoje włosy i wyszłam z pokoju, po cichu udając się na dół.
Modliłam się, żebym nie obudziła rodziców i żeby udało mi się podkraść kluczyki do samochodu. Na palcach weszłam do sypialni rodziców i zabrałam kluczyki z szafki. Spojrzałam jeszcze na nich, chcąc upewnić się, że mocno śpią.
Wyszłam z pokoju, wkładając buty i zakładając kurtkę. Jak najciszej potrafiłam otworzyłam zamek w drzwiach i nacisnęłam na klamkę. Odetchnęłam z ulgą, kiedy udało mi się prawie niesłyszalnie wyjść z domu. Przeszły mnie zimne dreszcze, czując chłód powietrza. Skrzyżowałam ręce na piersi i szybkim krokiem udałam się w kierunki samochodu. Brzuch bolał mnie ze stresu, sama nie wiem czemu. Wsiadłam do auta i odpaliłam je, chcąc jak najszybciej znaleźć się u Justina.

Kiedy tylko znalazłam się pod domem chłopaka, usłyszałam głośną muzykę. Dziwię się, że żaden z sąsiadów nie wezwał jeszcze policji za zakłócanie ciszy nocnej. Wysiadłam z samochodu i szybkim krokiem udałam się w kierunku domu Justina. Najpierw zapukałam, ale orientując się, że Jus i tak nie usłyszy w tym hałasie, weszłam sama do środka. Muzyka była wręcz ogłuszająca, a w domu panował niemiłosierny bałagan.
-Justin! - krzyknęłam, chcąc przekrzyczeć głośną muzykę. Nic, zero odpowiedzi. Nagle serce przyspieszyło mi do granic możliwości. Boże, a jeśli coś mu się stało? Wpadł na jakiś głupi pomysł i coś sobie zrobił? Przecież człowiek po narkotykach nie wie co robi.
-Justin do cholery! - krzyknęłam drżącym głosem i przyspieszyłam kroku, wchodząc do salonu. Momentalnie stanęłam w miejscu, jakby sparaliżowana. Spojrzałam na stół, na którym było garstka rozsypanego, białego proszku. Zastygłam, wpatrując się idiotycznie w narkotyki, bijąc się z myślami. Nagle poczułam czyjeś dłonie na biodrach.
-Przyszłaś skarbie - zaśmiał mi się do ucha, sunąc dłońmi do góry. - To jak? Idziemy do mojego pokoju? - mruknął mi do ucha. Złość wręcz ze mnie kipiała. Gwałtownie zrzuciłam jego ręce i odwróciłam się w jego stronę, robiąc pół kroku w tył. Spojrzałam na niego i czułam jak jednocześnie jestem wściekła i zbiera mi się na płacz. Uśmiechał się idiotycznie, kompletnie nie kontaktując tak naprawdę ze światem.
-Obiecałeś, kurwa, obiecałeś, że z tym skończyłeś! - wykrzyczałam mu w twarz, czując jak w oczach zbierają mi się łzy.
-Ale to tak tylko troszeczkę - mruknął i roześmiał się idiotycznie. W tym momencie nie wytrzymałam, puściły mi nerwy. Z całej siły uderzyłam go w policzek. Dłoń zaczęła mnie szczypać, więc nie chcę nawet myśleć jak uderzenie poczuł Justin.
-Może to cię otrzeźwi - pokręciłam głową z rozżaleniem i złością jednocześnie, patrząc na chłopaka, który przyłożył dłoń do czerwonego policzka, po czym gwałtownie go wyminęłam i szybkim krokiem udałam się do wyjścia.
Dałam upust emocjom i tak po prostu żałośnie się rozpłakałam. Wsiadłam do samochodu i zakryłam twarz dłońmi, czując jak po moich policzkach spływają coraz to nowe łzy.
-Ty idioto, ty pieprzony idioto - szepnęłam sama do siebie, przez łzy. Nie potrafiłam się uspokoić, czułam się okropnie. Bałam się zostawić go samego, ale nie mogłam dłużej z nim przebywać. Byłam na niego tak cholernie wściekła. Boże, dlaczego on się wpakował w te pieprzone narkotyki? Nigdy nawet do głowy by mi nie przyszło, że Justin może zacząć brać. Tak cholernie się boję, że go stracę, że narkotyki go zmienią, zniszczą, a ja nie będę potrafiła mu pomóc.
Podniosłam głowę i otarłam mokre od łez policzki. Spojrzałam jeszcze raz przez szybę na dom Justina, po czym przekręciłam kluczyki w stacyjce i odjechałam.

*

-Miley, co się z tobą dzieje? - po raz kolejny dzisiaj z zamyślenia wyrwała mnie Megan.
-Co? - powiedziałam odruchowo i spojrzałam na nią. - Nie nic, zamyśliłam się - dodałam szybko. Wiem, że dziewczyny wiedzą o tym, że znalazłam u Justina narkotyki, ale nie chcę im mówić, że wczoraj się naćpał...chcę sama z nim porozmawiać.
-No właśnie widzę. Stało się coś? Jesteś jakaś nieobecna.
-Nie, nic się nie stało. - Uśmiechnęłam się sztucznie.
Justin dzisiaj nie przyszedł do szkoły, a ja od rana wręcz trzęsłam się z nerwów. Próbowałam się do niego dodzwonić setki razy, ale to na nic. Co jeśli wczoraj po moim wyjściu przyszło mu do głowy coś głupiego?
-Na pewno nic? - Spojrzała na mnie uważnie.
-Na pewno - uspokoiłam ją, uśmiechając się sztucznie. - Chodźmy już pod klasę, bo zaraz dzwonek - zmieniłam temat, chcąc uniknąć dalszej dyskusji.

Wychodząc z klasy po ostatniej lekcji, poczułam w kieszeni wibrację mojego telefonu. Szybko wyjęłam komórkę i spojrzałam na wyświetlacz. Justin.
-Co się z tobą dzieje od rana?! - krzyknęłam do telefonu, wchodząc do łazienki. Stanęłam przy lustrze, kładąc torbę na umywalkę.
-Miley, przepraszam...- zaczął łamiącym się głosem.
-W dupie mam twoje przeprosiny, rozumiesz?!- niemalże wykrzyczałam, ale za chwilę ściszyłam głos.
-Ja wiem, że obiecałem, ale...ale to nie jest takie proste jak ci się wydaje - dodał, a ja czułam jak jego głos coraz bardziej się łamie. - Możemy się spotkać? Przyjdziesz do mnie? Proszę. - szepnął. Nie miałam ochoty się z nim widzieć, byłam na niego cholernie wściekła, ale z drugiej strony wiedziałam, że muszę się z nim spotkać.
-Dobra, za jakieś pół godziny będę - rzuciłam oschle i rozłączyłam się. Wrzuciłam komórkę do torby i oparłam obie ręce o umywalkę.
-Nawet nie wiesz jak cholernie cię kocham kretynie - szepnęłam sama do siebie.
Wzięłam głęboki oddech i zabrałam swoją torebkę wychodząc.

Niepewnie zapukałam w drzwi, przygryzając nerwowo dolną wargę. Nie miałam pojęcia co powinnam zrobić. Przecież dałam mu jasny warunek - ja albo narkotyki...ale nie mogę go zostawić z tym samego. To już jest uzależnienie, choroba z którą cholernie ciężko jest wygrać.
Po chwili drzwi otworzyły się, a w nich stanął Jus.
-Dziękuję, że przyszłaś, wejdź - szepnął zachrypniętym głosem i odsunął się na bok. Bez słowa weszłam do środka, wymijając go i wchodząc do salonu. Skrzyżowałam ręce na piersi odwracając się na pięcie i patrząc na niego z wyrzutem. Na jego policzku wciąż widniał czerwony ślad po wczorajszym uderzeniu. Musiałam zrobić to pod wpływem emocji naprawdę mocno, ale należało mu się.
-A więc jak mniemam chcesz porozmawiać o tym jak to wczoraj cudownie się naćpałeś? - zironizowałam.
Justin usiadł na kanapie, opierając łokcie o uda i układając dłonie jak do modlitwy, spuszczając głowę.
-Przepraszam..- szepnął jedynie, nawet nie podnosząc głowy. Prychnęłam pod nosem, śmiejąc się sarkastycznie.
-Wiesz gdzie możesz sobie wsadzić te przeprosiny? Boże Justin do cholery, ty masz świadomość co ty robisz? W co się pakujesz? - wrzasnęłam, czując jak złość rośnie we mnie z każdą sekundą. Do tego dochodziła ta cholernie bezsilność.
-Wiem, już się w to wpakowałem. Ale biorąc pierwszy raz nawet o tym nie pomyślałem..- powiedział łamiącym się głosem.
-Boże..-szepnęłam sama do siebie. Bezsilność zaczynała powoli zastępować całą złość.
-Dlaczego ty w ogóle zacząłeś brać? - szepnęłam już o wiele spokojniej.
-Z głupoty i ciekawości - odpowiedział cicho.
-Kiedy wziąłeś pierwszy raz?
-Jakieś pół miesiąca temu...wtedy nie sądziłem, że się uzależnię. Przecież to było tylko na raz, na spróbowanie. Tyle, że za bardzo spodobał mi się ten stan błogości, kompletny brak myślenia o kłopotach i problemach, dosłownie raj. Boże, jaki ja byłem głupi..-skwitował, przeczesując dłońmi włosy. -Teraz muszę co jakiś czas wciągnąć, bo inaczej czuję się beznadziejnie, czegoś mi brakuje, nie potrafię myśleć o niczym innym. Starałem się, przysięgam, że odkąd znalazłaś tą kokę, starałem się to rzucić, ale to nie jest takie proste. Obiecałem sobie, że więcej tego nie tknę, ale to jest silniejsze ode mnie. Przysięgam, że starałem się z tym skończyć...
Nie potrafiłam już wybuchnąć złością, chciało mi się raczej płakać. Zacisnęłam wargi, podchodząc do chłopaka. Kucnęłam przed nim, opierając dłonie na jego kolanach. Justin podniósł głowę i spojrzał na mnie wzrokiem pełnym żalu.
-Zostawisz mnie..? Złamałem obietnicę..-szepnął, zachrypniętym, łamiącym się głosem. Patrzył na mnie wzrokiem, który wyrażał smutek i strach jednocześnie.
Westchnęłam, biorąc głęboki oddech i spuszczając głowę. Po chwili ponownie ją podniosłam i spojrzałam na Justina.
-Za bardzo cię kocham idioto, pomogę ci z tego wyjść - szepnąłem, czując jak zaraz tak po prostu się rozpłaczę. Jus bez słowa przysunął się do mnie i mocno mnie przytulił.
-Dziękuję..-szepnął, gładząc mnie po włosach.
__________________________________________________________________
Przepraszam, że tak długo, przepraszam, że nawalam, przepraszam, że tak krótki.
Obiecuję, że następny będzie o wiele dłuższy. Jest już późno, a ja męczę się, żeby chociaż to dla was napisać, bo wiem jak już się niecierpliwicie. Z góry przepraszam za wszystkie błędy, ale oczy same mi się już zamykając. Pozdrawiam;**