wtorek, 31 lipca 2012

Rozdział 30.


Siedziałam na skrawku wanny, nerwowo tupiąc nogą. Kompletnie nie wiedziałam, co mamy zrobić. Przecież nie mogłyśmy tutaj siedzieć cały czas, ale nie mogłyśmy też tam wyjść.
-Co robimy?- szepnęła w końcu Vanessa. Wszystkie byłyśmy cholernie przestraszone, wpakowałyśmy się w chorą sytuację.
-Skąd mam wiedzieć?- odpowiedziałam i rozejrzałam się, szukając czegoś, co pomogłoby nam w ucieczce. Nic, zupełnie nic, ale czego miałam się spodziewać w łazience?Oni cały czas pukali drzwi, każąc nam je otworzyć.
-Oni w końcu otworzą te drzwi.- powiedziałam, widząc z jaką siłą szarpią klamkę. Serce waliło mi jak młotem. Wstałam i zaczęłam wysilać swoje szare komórki, próbując wymyślić jak stąd wyjść.
-Boże, jakie my jesteśmy głupie!- powiedziała nagle Megan gwałtownie do mnie podchodząc. - Okno, przecież to dom jednorodzinny, jest nisko.- dodała, a ja zastanowiłam się jak mogłam do cholery na to nie wpaść.  Podeszłyśmy do okna i po cichu je otworzyłyśmy. Było nisko, tak jak myślałyśmy. Całe szczęście, że mają łazienkę na dole. W tym momencie któryś z nich walnął w drzwi tak mocno, że miałam wrażenie, że jeszcze chwila, a zaraz je wyważą.
-Szybko do cholery!- powiedziałam i kiwnęłam głową, żeby szły pierwsze. Megan stanęła na parapecie i zeskoczyła z niego na zewnątrz.
-Ał kurczę, jednak aż tak nisko to tu nie jest. - jęknęła Meg, ale ja machnęłam tylko na to ręką i kazałam iść teraz Vanessie. Dziewczyna zrobiła to samo i już po chwili była na dole. W tym momencie zamek puścił, a drzwi od łazienki gwałtownie się otworzyły. Momentalne serce podeszło mi do gardła. Jak najszybciej umiałam zeskoczyłam z parapetu.  Usłyszałyśmy za sobą wiązankę przekleństw. Zaczęłyśmy biec przed siebie, nie zwracając uwagi na to, że nawet nie wiemy gdzie jesteśmy. Cholernie bałyśmy się, że on nas gonią. Biegłyśmy przez jakieś dziesięć minut, aż w końcu zdyszane stanęłyśmy w miejscu, schylając się i łapiąc oddech.
-Ja już nie mogę. - powiedziałam i przyklękłam próbując chociaż trochę unormować oddech. Nogi odmawiały mi już posłuszeństwa.
-Oni za nami nie idą, jesteśmy już daleko.-powiedziała Meg i oparła się o drzewo.
-Boże, nigdy w życiu tak się nie bałam.- powiedziała Vanessa łamiącym si głosem.
-Tak bardzo was przepraszam.- szepnęła Megan i rozpłakała się. Od razu obie do niej podeszłyśmy i ją przytuliłyśmy.
-Już dobrze, wszystko okej.- mówiłam głaszcząc ją po włosach. - Ale jeszcze raz wymyśl coś tak głupiego i chyba cię zamorduję.- dodałam i wszystkie trzy zaśmiałyśmy się przez łzy. W końcu trochę się ogarnęłyśmy i rozejrzałyśmy dookoła.
-Gdzie my do cholery jesteśmy?- powiedziałam idąc kawałek chodnikiem, próbując znaleźć chociaż tabliczkę z ulicą. Nie dość, że nawet nie wiemy jaka to ulica, to do tego jest już ciemno i nic nie widać.
-I co my teraz zrobimy?- spytała Van podpierając się o drzewo. - Nie wiemy nawet w którą stronę iść.
Wyjęłam z kieszeni moją komórkę. Była rozładowana, więc do niczego w tym momencie nieprzydatna. Zaklęłam pod nosem, kiedy nagle zauważyłam auto, które jechało w naszą stronę. Pierwsza myśl?- to oni. Momentalnie obleciał mnie strach, a serce zaczęło walić jak młotem. Światła samochodu padały wprost na nas, ale zauważyłam, że to na pewno nie byli ci idioci, mieli inne auto. Mimo wszystko bałyśmy się. W końcu nie miałyśmy pojęcia kto to. Nagle auto zatrzymało się obok nas, a my spojrzałyśmy na siebie spanikowane. Drzwi od strony kierowcy otwarły się, a z samochodu wysiadł..
-Rayan?- otworzyłam z wrażenie usta, ale jednocześnie nawet nie wiecie jaką ulgę poczułam.
-Co wy tutaj do cholery robicie same o tej porze?- powiedział nie dowierzając, że nas tutaj widzi. Popatrzyłyśmy na siebie z dziewczynami i mimo wszystko parsknęłyśmy śmiechem.
-Długa historia, nieważne. - odpowiedziała Meg, uśmiechając się.
-Wsiadajcie, odwiozę was.- powiedział Rayan, wchodząc z powrotem do auta. Usiadłam z przodu, a dziewczyny z tyłu. Czułam jakby kamień spadł mi z serce.
-A ty co tutaj robiłeś?
-Byłem u kuzyna, mieszka niedaleko. Lepiej powiedzcie co wy tutaj robiłyście.- mówił prowadząc.
-To naprawdę długa historia, nie chcę mi się dzisiaj opowiadać. - odpowiedziałam i wygodnie oparłam się o siedzenie. - A i ...Rayan nie mów nic Justinowi, dobrze?- podniosłam głowę i spojrzałam na niego.
-Jasne.
-Dzięki.- uśmiechnęłam się, z powrotem kładąc głowę na miękkim oparciu fotela. Chyba na trochę przysnęłam, bo obudził mnie Rayan, kiedy byliśmy pod moim domem. Spojrzałam do tyłu.
-A gdzie dziewczyny?
-Już je odwiozłem, kiedy spałaś.
-Aaa. Dzięki za powiezienie.- uśmiechnęłam się, przecierając zaspane oczy i wysiadłam z auta.
-To pa.- powiedziałam i zamknęłam drzwiczki.  Od razu udałam się do domu. Całe szczęście rodzicie już spali i nie musiałam się tłumaczyć, czego nie mogę powiedzieć o Justinie. Kiedy tylko weszłam do mojego pokoju i podłączyłam telefon do ładownia, na wyświetlaczu pojawiło mi sie 15 nieodebranych połączeń od Justina. Miałam wyrzuty sumienia, że wtedy nie odebrałam. Na pewno się martwił i to bardzo. Spojrzałam na godzinę. Kilka minut po północy. Śpi, czy oddzwonić? Sama nie wiem. W końcu zdecydowałam się wybrac jego numer. Odebrał po pierwszym połączeniu.
-Do jasnej cholery Miley, dlaczego nie odbierałaś? Ty wiesz jak ja się martwiłem?- usłyszałam na przywitanie. Usiadłam na łóżku, biorąc z półki moją piżamę i udając się do łazienki.
-Przepraszam. Miałam wyciszony telefon, bo byłyśmy w kinie, a później poszłyśmy tak pochodzić po mieście i całkiem zapomniałam o włączeniu głosu.
Czułam się źle z tym, że go okłamywałam, ale gdybym powiedziała mu prawdę to zapewne jako cel wyznaczyłby sobie znalezienie tych chłopaków i zamordowanie ich. Znam go .
-Boże, nie rób tak więcej, błagam cię.-  powiedział, a mi momentalnie zrobiło się tak jakoś, ciepło? To było słodkie, że on tak się o mnie martwił.
-Obiecuję, a teraz kończę, śpij, na pewno jesteś śpiący. - powiedziałam zamykając za sobą drzwi łazienki.
-Teraz w końcu zasnę. Dobranoc, kocham cię.- powiedział, a oczami wyobraźni widziałam jak się uśmiecha.
-Ja ciebie też, dobranoc.- odpowiedziałam, po czym rozłączyłam się, zabierając sie w końcu za przebieranie w piżamę.
*
Nie ma to jak zarwać pól nocy w niedzielę, przed poniedziałkiem. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie miałam az tak dużego problemu z wstaniem jak dzisiaj rano. Byłam półprzytomna, ledwo co się ubrałam i zeszłam na dół na śniadanie. Usiadłam przy stole, biorąc łyk kawy mamy leżącej na stole. Nie przesadzam mówiąc, że prawie zasypiałam na siedząco. Czułam się gorzej niż na kacu.
-A ty co taka zmęczona?- spytała mama podając mi talerz z kanapkami. -Nieprzespana noc?
Już otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, ale Alex mi przerwał.
-Zapewne nieprzespana noc z Justinem.- zaśmiał się, a ja kopnęłam go po stołem w nogę, dając mu do zrozumienia, żeby lepiej, dla własnego dobra się zamknął.
-Czy ty coś sugerujesz, Alex?- mama spojrzała na nas uważnie, opierając się o blat.
-On nic nie sugeruje, nie słuchaj go. Ten smarkacz ma po prostu bujną wyobraźnie.- szybko się usprawiedliwiłam.
-Mhm, to, że wczoraj w twoim pokoju on na tobie leżał i się całowaliście, też sobie wyobraziłem. - powiedział z chytrą miną. Wszystko się we mnie zagotowało. Miał siedzieć cicho!
-Zabiję cię.- syknęłam po cichu przez zęby. Moja mama prawie upuściła kubek z kawą, który trzymała w ręce.
-Miley kochanie, wydaję mi się, że jak wrócisz ze szkoły będziemy musiały porozmawiać.- powiedziała. Wiedziałam na jaki temat ma być ta rozmowa i na samą myśl się wzdrygnęłam. Nie mam zamiaru rozmawiać z rodzicami na takie tematy!
-Mamo, nie słuchaj go, on kłamie.- próbowałam się usprawiedliwiać.
-Kłamie, czy nie, teraz masz chłopaka, więc muszę omówić z tobą kilka spraw.
-Świetnie- warknęłam pod nosem wkurzona do granic możliwości. Przez to wszystko, przez przypadek wylałam sobie na spodnie herbatę.
-No kurde!- powiedziałam wkurzona, spierając plamą ścierką, ale nie wiele to dało. Musiałam iść do góry się przebrać. Wzięłam fioletowe rurki z szafy i zdjęłam poplamione spodnie, zakładając te. Jakie było moje zdziwienie, kiedy nie potrafiłam naciągnąć spodni na tyłek.
-No przecież jeszcze całkiem niedawno w nich chodziłam.- mówiłam sama do siebie, wsuwając spodnie. W końcu zorientowałam się, że to nie ma sensu, nie uda mi się ich włożyć. Przytyłam....? Momentalnie "włączyła mi się panika". Mam obsesję na punkcie swojej wagi, ja pop prostu nie mogę ważyć za dużo. Spojrzałam w lustro i dokładnie przyjrzałam się mojemu ciału.
-Boże, że też ja wcześniej nie zauważyłam jaka gruba jestem. - przyłożyłam dłoń do ust. Zachciało mi sie płakać, ale powstrzymałam to.
-Nie, nie mogę sie nad sobą użalać, tylko muszę to zmienić. Koniec z jedzeniem, raz na zawsze.
Powiedziałam sama do siebie. Od teraz kieruję się tymi słowami non stop, przecież ja muszę schudnąć, nie mogę tak wyglądać. Wybrałam inne spodnie i zeszłam ponownie na dół.
-Miley zjedz w końcu te kanapki.- powiedziała mama z kuchni.
-Nie, wiesz co, ja chyba nie jestem głodna, dziękuje.- odpowiedziałam bez namysłu i włożyłam buty i kurtkę.
-To ja idę.- krzyknęłam i wyszłam z domu z torbą na ramię.
-Od dzisiaj nic nie jem, nie ma innej opcji.- pomyślałam i poszłam przed siebie.

2 komentarze:

  1. Jeejciuuu *-* heuheu *-* JKAJKSJK SUPER !

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże kamień spadł mi z serca jak uciekły od tamtych psycholi, a jak znalazł je Rayan to już w ogóle:D A Mailey naprawdę jest taką idiotką czy tylko udaje z tym jedzeniem???

    OdpowiedzUsuń