wtorek, 31 lipca 2012

Rozdział 21.


Jego słowa były dla mnie można powiedzieć, szokiem. Nigdy nie spodziewałabym się, że to właśnie mnie darzy największym zaufaniem.
-Zdziwiona, prawda?- powiedział kiedy, przez minutę w ogóle się nie odezwałam, tylko w myśli analizowałam jego słowa.
-Tak..trochę- wydusiłam w końcu i spojrzałam na niego.
-Wiem, że to dziwne. Nie mam pojęcia dlaczego, ale właśnie ty wydajesz mi się być najbardziej godna zaufania. Miley...ja tak naprawdę nigdy cię nie nienawidziłem..- z otwartymi ustami słuchałam tego, co do mnie mówił. Nie odzywałam się, słuchałam tego, co powie dalej.
-Wiesz co mnie irytowało? Że nie zwracałaś na mnie uwagi, ignorowałaś mnie, a przecież ja podobam się każdej dziewczynie- to ostatnie dopowiedział już z sarkazmem, ironizując swoje własne słowa.
-No powiedz coś- uśmiechnął się blado, kiedy przez kolejną minutę milczałam, sama nie wiedząc co powiedzieć.
-Nie wiem co mam powiedzieć, jestem po prostu zdziwiona tym co powiedziałeś, zawsze uważałam, że mnie nienawidzisz, nie cierpisz wręcz.
-To nieprawda, tak naprawdę zawsze cię lubiłem, i zawsze cholernie mi się podobałaś..-dodał już ciszej, patrząc w jeden punkt na ścianie.
I dlatego postanowiłeś założyć się o to, że mnie przelecisz? Pomyślałam, ale nie powiedziałam już tego na głos. W dalszym ciągu nie chciałam mówić mu o tym, że o wszystkim wiem. Bo po co? Zresztą nie wiem nawet, czy to nie jest kolejna jego gierka. Nie mam zamiaru się z nim zaprzyjaźniać, ani mu wybaczać, chcę mu po prostu pomóc . Potrząsnęłam głową, nie chcąc mieszać sobie w głowie.
-Justin, teraz powinniśmy zająć się tym..to znaczy tą sprawą- powiedziałam cicho, nie patrząc na niego.
-Masz rację. Miley ja nie mam pojęcia co mam zrobić, to mnie przerosło. Cholernie boję się tego, co ona zrobi, ale jednocześnie wiem, że ma do tego pełne prawo - szepnął patrząc w jeden punkt.
-Przede wszystkim nie mamy pewności, czy to w ogóle prawda- powiedziałam, chociaż sama nie wiedziałam czy wierzę w to, co mówię.
-Chcę wierzyć, że to kłamstwo, ale jaki cel miałaby obca dziewczyna w okłamywaniu mnie? To bezsensu.
-Teoretycznie tak, ale praktycznie wszystko jest możliwe.
-Masz jej numer telefonu?- spytałam dochodząc do wniosku, że samymi przypuszczeniami nic nie zdziałamy, trzeba zacząć działać.
Justin spojrzał na mnie wzrokiem mówiącym "Chyba sobie żartujesz. Po co mi numer dziewczyny, której po jednej nocy nie chce więcej widzieć na oczy?".
-Dobra, głupie pytanie w zasadzie- powiedziałam i przeczesałam grzywkę do tyłu. Jus zrobił tylko lekko zmieszaną minę, nic się nie odzywając.
-Czekaj!- nagle chyba go "olśniło". - Wydaję mi się, że wczoraj zrobiłem jej kilka zdjęć- dodał i wziął do ręki swoją komórkę, czegoś w niej szukając.
-Są!- powiedział i podał mi komórkę. Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam zdjęcie ładnej brunetki, jak mniemam Amy. Przejrzałam kilka zdjęć.
-To ona. Nie wiem czy to coś da, ale lepsze to, niż nic. - powiedział. Przez chwilę zastanawiałam się, co mam zrobić. Po chwili wpadł mi do głowy pomysł.
-Prześlij mi te zdjęcia. Możliwe, że ktoś z tego klubu będzie znał tą dziewczynę. Wiem, że to mało prawdopodobne, ale jedyne wyjście póki co.
Justin spojrzał na mnie, zastanawiając się nad tym co powiedziałam, ale zaraz zaczął przesyłać mi zdjęcia.
-Ok, wszystkie. Justin, a co z innymi? Chris, Rayan, Meg, Van. Im nie powiesz?
Przez chwilę się zastanowił, po czym odpowiedział:
-Nie wiem, moją pierwszą myślą było, żeby zadzwonić do ciebie, nie myślałem o pozostałych.
-Czyli to zostaje między nami, tak?
-Tak było by najlepiej.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Mimo wszystko, dalej zastanawiałam się czy to wszystko ma sens. Co da mi ta rozmowa? Możliwe, że nic, ale coś trzeba zrobić.
-Ja będę już wracać, zrobiło się późno- powiedziałam i podniosłam się z łóżka.
-Zaczekaj, odwiozę cię- również wstał.
-Nie, nie ma takiej potrzeby. Zresztą mam blisko do domu, ale dzięki- odpowiedziałam i uśmiechnęłam się lekko.
-Ale to naprawdę nie jest problem- podrapał się po głowie.
-Ale naprawdę nie trzeba- skwitowałam, po czym oboje cicho parsknęliśmy śmiechem.
-No to, do jutra. I nie martw się na zapas. Jeszcze nic nie jest przesądzone, wszystko jest możliwe- powiedziałam próbując jakoś go pocieszyć, w tej beznadziejnej sytuacji.
-Dziękuje...za to wszystko- dodał i podchodząc do mnie, po prostu mnie przytulił.
-Do jutra- szepnął w moje włosy, po czym delikatnie mnie puścił. Odsunęłam się od niego i ostatni raz się uśmiechając wyszłam, udając się do wyjścia.
*
W domu od razu udałam się na górę, do swojego pokoju. Rzuciłam torebkę w kąt, a sama walnęłam się na łóżko twarzą w poduszkę. To wszystko mnie dosłownie przeraża. Nie mam pojęcia co będzie, jeśli to się okaże prawdą. Zastanawiało mnie jedno, czy Justin byłby do tego zdolny. Analizowałam jeszcze raz tą sytuację. Z jednej strony nie chciało mi się w to wierzyć, ale w drugiej musiałam wziąć pod uwagę fakt, że on był kompletnie pijany. Nagle przypomniały mi się jego słowa, kiedy spoliczkowałam go po pocałowaniu mnie "Mi się nie odmawia..." Momentalnie poczułam "ukłucie" w brzuchu. Co jeśli to nie są tylko puste słowa jakie powiedział? A do tego dzisiaj to co mi powiedział, jak mnie przytulił...jak mam się w nim odkochać, w takiej sytuacji? Dlaczego to wszystko musi być takie trudne?
***
Obudził mnie dzwoniący budzik. Spojrzałam na wyświetlacz komórki, na którym widniała godzina : 6:15. Nienawidzę poniedziałków. Leniwie zwlokłam się z łóżka i półprzytomna wyjęłam z szafki ciuchy na dziś, udając się z nimi do łazienki. Kiedy byłam "gotowa" zeszłam na śniadanie. Usiadłam przy stole jedząc płatki, które przez stres i ból brzucha kompletnie mi nie "wchodziły".
-I jak z Justinem? Pogodziliście się?- powiedziała mama, robiąc sobie kawę?
-Co?- spytałam jakby nieprzytomna grzebiąc łyżką w misce.
-A to, mamo my nawet nigdy nie byliśmy razem, to był zakład, który już się skończyć, koniec tematu- odpowiedziałam i tak po prostu wyszłam z kuchni. Nie miałam teraz ochoty odpowiadać na masę pytań i naprawdę nie miałam do tego głowy. Rozczesałam jeszcze raz włosy, po czym biorąc torbę na ramię wyszłam z domu, udając się do szkoły.
***
Szukałam w szafce książki do angielskiego i klęłam pod nosem, że muszę w końcu posprzątać burdel w tej szafce. Zamknęłam z impetem szafkę i o mało nie dostałam zawału, kiedy obok mnie "pojawił" się Justin.
-Jezus- powiedziałam i złapałam się za serce, uspokajając oddech.
-Przepraszam, nie chciałem cie przestraszyć- odpowiedział, po czym oboje udaliśmy się w kierunku klasy.
-Przez to wszystko w nocy nawet nie zmrużyłem oka. Mils, musimy dzisiaj tam jechać, do tego klubu.
-Jasne, trzeba porozmawiać z barmanem, ochroniarzem, nie wiem kimkolwiek, może akurat ktoś tam ją zna.
-Miejmy taką nadzieję.
W tym momencie doszliśmy pod klasę, gdzie siedzieli już nasi przyjaciele. Widok mnie i Justina razem, nie kłócących sie musiał być najwyraźniej niesamowicie dziwnym zjawiskiem, bo z wrażenia żadne z nich przez moment się nie odezwało.
-Powiedzcie coś, zachowujecie się jakbyście zobaczyli ducha- powiedziałam i usiadłam na ławce.
-To jest dziwniejsze, niż widok ducha.- powiedziała Megan i lekko się uśmiechnęła. Tylko Chris miał wyraźnie nietęgą minę. Podeszłam do niego i przywitałam cię pocałunkiem w policzek. Tak, można powiedzieć, że w ten sposób chciałam pokazać mu, że mnie i Justina zupełnie nic nie łączy.
Nie mam pojęcia jak na to zareagował Justin, bo nie spojrzałam na niego w tym momencie, sama nie wiem dlaczego. Zresztą, już po chwili był dzwonek. Najdziwniejsze jest to, że coraz częściej wolę lekcje, od przerw, może dlatego, że wtedy nie myślę tyle o tym wszystkim?
***
Wychodząc z klasy, po ostatniej lekcji, podeszłam do Justina.
-Przyjedź po mnie za godzinę, dobrze? Musimy tam jechać- powiedziałam, upewniając się, że nikt nas nie słyszy.
-Jasne i dzięki, za to, że mi pomagasz.
-Nie ma sprawy- uśmiechnęłam się, co on odwzajemnił. Schowałam książkę do fizyki do szafki, ubrałam kurtkę i udałam się do wyjścia.
***
W domu, pierwszą rzeczą jaką zrobiłam, było udanie się do kuchni. Położyłam torbę na podłogę i usiadłam przy stole, czekając na obiad.
-Możesz mi teraz wyjaśnić o co chodzi z tym zakładem?- mama nie dawała za wygraną.
-Boże, nic ważnego. Założyliśmy się z Justinem, że będziemy udawać parę i kto pierwszy wymięknie przegrywa, tyle.
-Za moich czasów nie zakładało się o takie rzeczy- potrząsnęła głową, na co ja tylko przewróciłam oczami. Po chwili talerz prawie wypadł jej z rąk.
-Tylko mi nie mów, że dla zakładu to z nim robiłaś..
W tym momencie naprawdę się wkurzyłam. Mama naprawdę ma mnie za taką idiotkę?
-Tak i jestem w 6 miesiącu ciąży, jakoś wypadło mi z głowy, żeby ci powiedzieć- powiedziałam z sarkazmem.
-Miley, przepraszam. Głupie i bezsensowne pytanie- dodała i nałożyła na talerz makaron.
-Trochę- powiedziałam po cichu i oparłam czoło na dłoni, trzymając rękę na stole.
Po chwili mama położyła przede mną talerz z jedzeniem. Było to samo co ze śniadaniem, jedyne co, to grzebałam widelcem w talerzu.
-Ja chyba nie jestem głodna- powiedziałam w końcu i odeszłam od stołu.
-Miley zaczekaj- mama powiedziała, a ja się odwróciłam.
-Co się dzieję? Od jakiegoś czasu nie ma z tobą kontaktu, przecież widzę, że wyraźnie się czymś zamartwiasz.
-Nie, to nic naprawdę. To przez szkołę, nie wysypiam się, mam dużo nauki i w ogóle- miałam nadzieję, że brzmię przekonująco, bo za nic, nie mogłam przecież powiedzieć jej prawdy. Wyobrażam sobie jej minę, gdybym powiedziała "Martwię się, bo Justin prawdopodobnie zgwałcił jakąś dziewczynę".
-Na pewno? Pamiętaj, że zawsze możesz ze mną pogadać kochanie- mama pogłaskała mnie po głowie, niczym małą dziewczynkę.
-Dziękuję i wiem o tym, ale naprawdę nic się nie dzieje- uśmiechnęłam się i przytuliłam ją.
***
-Mamo ja wychodzę- krzyknęłam z przedpokoju wkładając trampki. Justin już podjechał. Czuję się zestresowana, o wiele bardziej, niż przed jakimś sprawdzianem.
Wyszłam z domu, zamykając za sobą drzwi i wsiadłam do auta. Widać było po nim, że denerwuje się jeszcze bardziej, niż ja, ale naprawdę wcale mu się nie dziwię.
-Hey, to jedziemy?- powiedziałam kładąc torebkę na kolanach.
-Hej, mhm. - odpowiedział, po czym przekręcił kluczyki w stacyjce. Przez całą drogę żadne z nas się nie odzywało. Oboje zapewne myśleliśmy o tym samym, a mianowicie co będzie, kiedy już zdobędziemy namiar na tą dziewczynę.
-Jesteśmy- powiedział niepewnie, wykładając kluczyki. Przez chwilę tak siedzieliśmy.
-Chodźmy, siedzeniem tutaj nic nie zdziałamy- powiedziałam i wyszłam z auta, a Justin zaraz za mną. Niepewnie udaliśmy się do środka. W dzień nie było tutaj prawie w ogóle ludzi.
-Idź do ochroniarza, ja pójdę do kelnera- powiedziałam i westchnęłam, na co on tylko przytaknął.
Niepewnie podeszłam do  młodego chłopaka stojącego przy barze i wycierającego szklanki.
-Przepraszam- powiedziałam niepewnie, a ten przerzucił na mnie swój wzrok.
-Słucham, coś podać?
-Nie, w zasadzie chciałam tylko o coś zapytać. - powiedziałam i wyjęłam z kieszeni spodni komórkę.
-Słuchaj, znasz może tą dziewczynę?- spytałam i podstawiłam mu telefon z włączonym zdjęciem. Chwilę się przyjrzał, po czym bez większego namysłu odpowiedział:
-Jasne, że tak, Amy. Córka właściciela. A o co chodzi?
Cholerny fart. Tylko jak teraz wyprosić o jej adres?
-Dzięki i ...mam wieelką prośbę, mógłbyś podać mi na nią jakiś namiar?
-Przepraszam, ale nie mogę.
-Ale to naprawdę, bardzo, bardzo ważne. - zrobiłam minę małego szczeniaczka, mając nadzieję, że da się uprosić.
-Sam nie wiem- podrapał się po głowie.
-Błagam, gdyby to nie było ważne, nie prosiłabym o to .Przysięgam, że nikt nie dowie się skąd mam jej adres.
-No, cholera nie powinienem, ale masz ten dar przekonywania- zaśmiał się i zaczął pisać coś na kartce. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Proszę, to jej adres. Tylko nikt nie może się dowiedzieć, że to ode mnie.- powiedział podając mi kartkę.
-Jezu, dziękuje! Ratujesz mi życie- powiedziałam z entuzjazmem i uśmiechnęłam się.
-Nie potrafię odmówić ślicznym dziewczynom- zaśmiał się, na co ja mruknęłam tylko pod nosem "dziękuję".
-A teraz muszę już iść, jeszcze raz wielkie dzięki- powiedziałam i wyszłam z klubu. Przy wejściu Justin gadał z ochroniarzem.
-No błaagam cie, daj mi ten adres- mówił, a ja od razu do niego podeszłam i pociągnęłam go za rękę, udając się do wyjścia.
-Ej, ale...- próbował coś powiedzieć, ale nie dałam mu dojść do słowa.
-Do widzenia- krzyknęłam tylko i pociągnęłam go do auta.
-Mam jej adres- powiedziałam, kiedy znajdowaliśmy się daleko od ochroniarza.
-Naprawdę!? Skąd? Wiem, że to córka właściciela, ale mi za cholerę nie chciał go podać.
-Od kelnera.
-Jak to zrobiłaś?
-Ma się ten urok osobisty- zaśmialiśmy się oboje, po czym wsiedliśmy do auta. Spojrzałam na kartkę, znam to miejsce. 15 minut drogi stąd. Podałam adres Justinowi i odjechaliśmy. Odwróciłam karteczkę i zobaczyłam numer telefonu, zapewne tego chłopaka. Uśmiechnęłam się, a Jus spojrzał na mnie i na numer telefonu kątem oka i zaśmiał się pod nosem. Mimo wszystko, nie miałam najmniejszego zamiaru dzwonić pod ten numer, mam wystarczająco dużo problemów.
Przez całą drogę milczeliśmy. Brzuch bolał mnie już ze stresu, bo sama nie wiedziałam, czego mam się spodziewać. W końcu Justin zaparkował na poboczu.
-To ten dom- wskazał na duży, biały dom i westchnął.
-A co jeśli jej nie będzie w domu? Zresztą co my mamy powiedzieć?
-My?- spytałam.
-No tak, my, przecież- zaczął, ale nie dałam mu skończyć.
-Idę sama, wydaję mi się, że twoja obecność w żadnym wypadku nie jest wskazana- spojrzałam na niego, na co on już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale po chwili je zamknął.
-Masz rację- powiedział po chwili.
-To ja idę- wzięłam głęboki oddech i otworzyłam drzwi.
-Będę tu czekał- usłyszałam jeszcze na odchodne, po czym niepewnie, chwiejnym krokiem podeszłam do drzwi domu. Wzięłam ostatni raz kilka głębokich oddechów i zadzwoniłam dzwonkiem. Już po chwili drzwi otworzyła mi właśnie ta dziewczyna, Amy.
Podkład muzyczny - Link
Spojrzałam na nią i zauważyłam załzawione oczy, serce momentalnie podeszło mi do gardła.
-Hey..- sama nie wiedziałam co mam powiedzieć.
-My się znamy?- powiedziała, pociągając nosem.
-Nie, nie znamy się. Słuchaj, chcę z tobą porozmawiać. Wiem, że to może wydawać ci się dziwne, pierwszy raz widzisz mnie na oczy, a ja chcę z tobą gadać, ale to naprawdę ważne..- próbowałam ją przekonać, naprawdę zależało mi na rozmowie z nią.
-Ale o czym...nie rozumiem.
-Proszę, mogę wejść? Pogadamy na spokojnie.
Po chwili namysłu dziewczyna wpuściła mnie do środka. Odetchnęłam z ulgą i jednocześnie byłam przerażona. Wnioskując po ciszy i po tym, że poszłyśmy do salonu, domyśliłam się, że nikogo nie ma w domu. Usiadłyśmy w pokoju.
-No więc? O czym chcesz mówić?
Wyraźnie widziałam, że płakała, od razu pomyślałam o tym, że płacze przez...nieważne.
-Chodzi o ...sobotni wieczór, a raczej noc.
W tym momencie jej mina była nie do opisania.
-Co chcesz usłyszeć? I w ogóle kto cie przysłał? On, tak?! Kazał ci zabronić mi iść na policję?- uniosła się podnosząc z kanapy.
-Nie, spokojnie. Nie o to chodzi. Przyszłam tutaj, żeby poznać prawdę. Amy spojrzała na mnie załzawionymi oczami, a mi momentalnie samej zachciało się płakać, sama nie wiem czemu.
-Skoro wiesz o tamtym wieczorze, to zapewne wiesz co się wydarzyło, więc czego ode mnie chcesz?
-Chcę, żebyś powiedziała mi czy to prawda...on, Justin cię ...- to nie potrafiło mi przejść przez gardło.
-Tak, zrobił mi to- powiedziała, a w tym momencie po jej policzku popłynęła pojedyncza łza. Zrobiło mi się słabo, dosłownie.
-Ale..ja nie wierzę, po prostu nie wierzę. Znam go ...- szepnęłam, przykładając dłoń do ust.
-A więc jednak on cię przysłał.
-Nie, to znaczy tak, ale nie o to chodzi. Przyszłam tu, żeby z tobą porozmawiać, a nie grozić, żebyś nikomu tego nie powiedziała.
-Porozmawiałaś, więc możesz wyjść. Dajcie mi wszyscy święty spokój.
-Powiedz...co chcesz z tym zrobić? Chcesz zgłosić to na policję?
-Nie wiem, nie mam pojęcia. Póki co, to za bardzo boli, ale myślałam o tym- szepnęła patrząc w okno.
Zaniemówiłam, nie wiedziałam co mam powiedzieć. Chciało mi się płakać, chociaż sama nie wiem czemu.
-Ja..ja już pójdę, przepraszam za to najście...- wydukałam w końcu i podniosłam się z kanapy. W progu jeszcze raz na nią spojrzałam. Płakała. Otrząsnęłam głowę i wyszła. Chwiejnym krokiem wróciłam do auta. Usiadłam na miejscu i patrzyłam bezmyślnie przez siebie.
-I co!? Miley, błagam cie powiedz coś- Justin spojrzał na mnie. Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć, jeszcze przez chwilę się nie odzywałam.
-Błagam cię, powiedz coś...- szepnął.
-Albo ona jest genialną aktorką..- w tym momencie spojrzałam na niego. - Albo to prawda- dodałam.

2 komentarze:

  1. No to Justin sie wpakował w niezłe kłopowy .. o_O

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże, niby nie lubię Jusa ale to smutne, szkoda mi go:( Rozdział świetny jak zawsze:)

    OdpowiedzUsuń