wtorek, 31 lipca 2012

Rozdział 19.


Przez całą drogę do domu, nie odezwałam się nawet słowem. Patrzyłam tylko w okno i sama nie wiem co w tym momencie czułam. Coś w stylu złości zmieszanej...ze smutkiem? Wiem, kompletna idiotka ze mnie. Może życie to jedna, wielka ironia. Zawsze uważam, żeby się nie zakochać, bo dobrze wiem, że z tego są same problemy, a kiedy w końcu się zakochałam, to w kompletnie nieodpowiednim chłopaku. On nie jest wart miłości, żadnej dziewczyny. Pociągnęłam nosem, nawet nie zauważając, że po moim policzku spłynęła słona łza. Szybko ją otarłam, nie pozwalając, żeby ktokolwiek ją zobaczył. To śmieszne. On tyle razy robił mi różne świństwa, obrażał mnie, ale nigdy, przenigdy przez niego nie płakałam. A teraz? Nie potrafię po prostu o tym wszystkim zapomnieć, sprawił, że mu zaufałam, zakochałam się w nim, chociaż od początku wiedziałam, że to najgłupsza rzecz, jaką mogę zrobić. Ostatni raz otarłam mokre policzki i oparłam czoło o szybę samochodu, zamykając oczy.
Nawet nie wiem, kiedy dojechaliśmy pod mój dom. Zabrałam swoją torebkę i żegnając się z Chrisem i Meg, wyszłam. Wchodząc do domu, spojrzałam jeszcze na wyświetlacz komórki. Było kilka minut po 2, więc praktycznie się nie spóźniłam. Weszłam do domu, gdzie wszyscy już spali. Od razu udałam się do swojego pokoju, gdzie rzuciłam się na łóżko. Patrzyłam w sufit i zastanawiałam się w co ja się wpakowałam. Gdyby nie ta wycieczka, to nic bym do niego nie poczuła. Teraz muszę zrobić wszystko, żeby się odkochać. Nie ma innej opcji. Podniosłam się z łóżka i udałam się do łazienki, w celu wzięcia prysznica.
Odświeżona i przebrana położyłam się z powrotem do łóżka. Mimo później godziny nie potrafiłam zasnąć. Obracałam się z boku, na bok nie potrafiąc wyrzucić z głowy tego wszystkiego. Ciekawe co on teraz robi z tą laską, pomyślałam, po czym od razu walnęłam się ręką w czoło. Miley, kretynko głupie pytanie, przecież to oczywiste. Wzdrygnęłam się na samą myśl i przyłożyłam poduszkę do twarzy. Właśnie w takiej pozycji udało mi się w końcu zasnąć.
Rano obudziłam się cholernie niewyspana. Zegarek wskazywał kilka minut po 11. Wczoraj zasnęłam około 3 nad ranem, więc to było do przewidzenia. Leniwie wyczołgałam się z łóżka i zeszłam na dół. Przeczesałam grzywkę do tyłu i podeszłam do lodówki. Przy stole siedziała mama czytająca gazetę i Alex jedzący śniadanie. Stałam dobrą minutę przed otwartą lodówką, właściwie sama nie wiedząc czego szukam.
-I jak tam wczorajsza impreza? Udała się?- mama  zagadnęła biorąc łyk kawy.
-Mhm, było okej.- skłamałam, żeby nie powiedzieć, że wróciłam cholernie wkurzona i załamana jednocześnie, bo Bieber wyrwał kolejną laskę do zaliczenia. W zasadzie to śmieszne, że mama nawet nie wie jaki Justin jest naprawdę. Uważa go za takiego grzecznego, poukładanego chłopca, a ja nie mam ochoty wyprowadzać jej z błędu.
-Ona znowu była na imprezie? Świetnie. Ja nie mogę nawet iść na imprezę do kolegi.
-Kinder Party?- powiedziałam z ironią i w końcu zdecydowałam się wyjąć z lodówki mleko.
-Ha-ha bardzo śmieszne- powiedział sarkastycznie, na co ja posłałam mu tylko ironiczny uśmiech.
-Alex, ona ma prawie 17 lat, a ty przypominam ci 10. - powiedziała moja mama i odłożyła gazetę.
-Tsaa- warknął i kończąc jeść kanapki zszedł z krzesełka i poszedł do salonu.
Wsypałam do miseczki musli, po czym zalałam je zimnym mlekiem i usiadłam na miejscu, z którego przed chwilą zszedł Alex.
-Mam nadzieję, że wczoraj wróciłaś o tej godzinie, o której ci mówiłam.-mama spojrzała na mnie podejrzliwi, na co ja kiwnęłam tylko twierdząco głową. Nagle mój telefon zaczął dzwonić. Spojrzałam na wyświetlacz - Bieber. Przewróciłam teatralnie oczami, czego on znowu chciał? Zeszłam z krzesełka i udałam się do salonu, odbierając telefon.
-Co chcesz?- powiedziałam oschle i usiadłam na kanapie. Spodziewałam się, że znowu wyskoczy z niezmiernie inteligentnym tekstem i głupio się zaśmieję, jednak odpowiedź i ton jego głosu były zupełnie inne, niż się spodziewałam.
-Miley...możesz do mnie przyjść później? Proszę- szepnął zachrypniętym, drżącym głosem. Dosłownie mnie zatkało, z wrażenia aż otworzyłam usta. Nie wiedziałam co mam powiedzieć.
-A-ale ci się stało?- wydukałam w końcu, podnosząc się z kanapy.
-To nie jest rozmowa na telefon. Proszę, przysięgam, że to nic głupiego i nie robię sobie z ciebie jaj.- powiedział proszącym tonem. Nie wiem, może jestem głupia i naiwna, ale nie potrafiłam mu odmówić.
-Dobra, przyjdę do ciebie za godzinę, pasuje?- powiedziałam, sama nie wiedząc jak ton głosu powinnam przyjąć.
-Jasne, dziękuję. Czekam- szepnął i rozłączył się. Jeszcze przez chwilę stałam tak z otwartymi ustami i dosłownie nie umiałam nic z siebie wydusić. Byłam w kropce. Jeszcze chyba nigdy on nie mówił do mnie takim tonem i nigdy, przenigdy nie usłyszałam z jego ust słów "dziękuję, czy proszę" skierowanych do mnie.
W końcu odłożyłam telefon od ucha i udałam się z powrotem do kuchni. Usiadłam przy stole i zjadłam wcześniej przygotowane musli. Nie umiałam przestać myśleć o tym telefonie. Cholernie zastanawiało mnie, czego on może ode mnie chcieć.
W końcu odłożyłam miskę do zmywarki, a sama poszłam do góry. Wyjęłam cichy z szafy i poszłam do łazienki się ubrać.
Skończyłam nakładać lekki makijaż i zeszłam na dół.
-Mamo, ja będę musiała teraz wyjść. Idę do Justina- wiedziałam, że jeśli powiem, że idę do niego, mama nie będzie się czepiać, że ciągle nie ma mnie w domu.
-Do Justina? Aah tak, pewnie chcecie się pogodzić- uśmiechnęła się, a ja tylko przewróciłam teatralnie oczami.
-Taa- powiedziałam i zaczęłam ubierać czarne trampki. Poprawiłam jeszcze przed lustrem włosy, po czym mówiąc "Pa" wyszłam z domu. Do Justina miałam około 10 minut drogi. Szczerze mówiąc stresowałam się, sama nie wiem dlaczego. Bałam się tego, czego on chce. Nawet nie wiem kiedy dłonie zaczęły mi lekko drżeć. Miley, weź się w garść, pomyślałam, po czym wzięłam głęboki oddech. W końcu doszłam do jego domu, niepewnie podeszłam do drzwi i zapukałam. Nerwowo ściskałam ramiączko mojej torebki, kiedy drzwi otworzył mi Justin. Stał ze spuszczoną głową, wyglądał jakby stało się coś strasznego, teraz to dopiero zaczęłam się bać.
-Wejdź- odsunął się, pozwalając mi wejść do środka. Przeszliśmy do jego pokoju. Niepewnie usiadłam na łóżku, a on na drugim końcu pokoju, na fotelu. Siedział z łokciami opartymi o kolana i schowaną w dłoniach twarzą.
-Justin wyjaśnisz mi w końcu o co chodzi? Zaczynam się bać. - szepnęłam niepewnie i patrzyłam na niego. Niepewnie podniósł głowę i zagryzł nerwowo wargi. Spojrzał na mnie i wziął głęboki oddech.
-Co ja zrobiłem....- szepnął, a mi chyba serce na chwilę stanęło.

3 komentarze:

  1. Dobry aktor z niego !

    OdpowiedzUsuń
  2. ty dziewczyno mnie zabijesz! tyle zwrotów akcji! to jest niesamowite!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cholernie ciekawy rozdział! Chyba zaraz zejdę, bo tak się boję co Jus zrobił!

    OdpowiedzUsuń