poniedziałek, 14 stycznia 2013

Rozdział 60.

2 tygodnie później.

-Jesteś niewyżyta! - Zaśmiał się, łapiąc moje ręce, kiedy po raz kolejny uwiesiłam mu się od tyłu na szyi.
-Kocham cię, kocham cię, kocham cię, kocham cię - powtórzyłam, uśmiechając się i pocałowałam go w policzek.
Justin złapał moje dłonie i odwrócił się, przyciągając mnie do siebie. Objął mnie w talii, a ja zawiesiłam ręce na jego karku, patrząc mu w oczy i uśmiechając się.
-Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało - powiedział, patrząc mi prosto w oczy. - Ty niewyżyta wariatko. - Zaśmiał się i mocniej mnie objął na co ja, pisnęłam, śmiejąc się jednocześnie. Po chwili chłopak postawił mnie na ziemi i ujął dłońmi moją twarz, powoli się zbliżając, aż w końcu delikatnie mnie całując.
Nie mam pojęcia jak opisać dwa tygodnie, które minęły od wybudzenia się Justina ze śpiączki. Czuję się, jakbym zakochała się od nowa. Mam wrażenie, że moje uczucia do niego wzrosły jeszcze bardziej, co szczerze mówiąc wcześniej wydawało mi się niemożliwe. Nie mogę też powiedzieć, że jest tak banalnie prosto. Całe szczęście Jus nie chciał z nami "walczyć". Od razu zgodził się iść na odwyk. Chodzi tam co drugi dzień i choć na początku nie było łatwo, a nawet było cholernie ciężko, to jest coraz lepiej. Nie brał od czasu przedawkowania, chociaż bywało naprawdę ciężko. Wiem, że jeśli raz się uzależniłeś, to to już nigdy o tobie nie "zapomni", dlatego wiem jak bardzo Jus potrzebuje teraz wsparcia. Sam nie dałby sobie z tym rady. Cały czas się leczy i wiem, że tak szybko nie będzie mógł przestać. Narkotyki to największe gówno w jakie może wpakować się człowiek.
Mimo tego wszystkiego, czuję się też najszczęśliwszą osobą na świecie. 
Wspominałam już, że w końcu zaczęły się ferie? A co za tym idzie? Nasz pomysł wyjazdu w góry czas ziścić. Na samą myśl spędzeniu tygodnia z Justinem, sam na sam, w małym, ślicznym domku w górach, uśmiechałam się sama do siebie.
-Miley...- mruknął mi po chwili w usta, kiedy na moment przerwaliśmy pocałunek.
-Nooo? - spytałam, uśmiechając się i patrząc mu w oczy.
-A co będziemy robić wieczorami w tych górach? - spytał, uśmiechając się zadziornie. Zaśmiałam się pod nosem, udając  po chwili, że intensywnie nad czymś myślę.
-Hmmm. - Westchnęłam. - Wezmę ze sobą karty, jakieś gry planszowe. O! najlepiej monopoly! - powiedziałam, udając, że wpadłam na genialny pomysł.
-Jesteś genialna. - Chłopak parsknął śmiechem, po czym ponownie mnie pocałował.
-Miley! - usłyszeliśmy po chwili wołanie z dołu. Odsunęliśmy się lekko od siebie, a ja przewróciłam oczami.
-No jak ja wytrzymam tydzień bez tej mojej cudownej rodzinki, chyba nie dam rady - powiedziałam z ironią, na co oboje parsknęliśmy po chwili śmiechem.
Zeszliśmy na dół, do salonu z którego wołała mnie mama. Stałam obok Justina, mając jedną dłoń splecioną z jego i "chowając" je za swoimi plecami.
-Siadajcie do stołu, już jest obiad - powiedziała z uśmiechem, kładąc na stół półmisek z sałatką.


-Mamo, wytłumaczysz mi, dlaczego Alex cały czas się na mnie patrzy i rży jak idiota? - spytałam po chwili, odkładając widelec na talerz i marszcząc czoło. Alex przez cały czas, wpatrywał się we mnie jak kretyn i idiotycznie się uśmiechał. Mama spojrzała na chłopaka, który zaśmiał się pod nosem i z  powrotem wlepił wzrok w swój talerz.
-Jego zapytaj, skąd ja mam to wiedzieć - powiedziała moja mama i wzruszyła ramionami, uśmiechając się. Przewróciłam oczami, ponownie zabierając się za zjadanie zawartości mojego talerza. Cały czas czułam wzrok Alex'a na sobie i ten jego durnowaty uśmiech. Ten chłopak na pewno nie ma równo pod sufitem, tego jestem pewna. W sumie, zastanawiam się tylko czy to ja czy on byliśmy podmienieni w szpitalu, bo w życiu nie uwierzę, że jesteśmy spokrewnieni.
Odłożyłam na moment sztućce na bok, biorąc do dłoni szklankę z sokiem i przykładając ją sobie do ust. Spojrzałam kątem oka na brata, który wciąż na mnie patrzył i ruchem ust, bezdźwięcznie "powiedział"
-"Będzie ruchanko", po czym ponownie idiotycznie się uśmiechnął.
W tym momencie dosłownie zakrztusiłam się sokiem, który piłam. Chwała Bogu, że nie wyplułam go na Justina, siedzącego obok mnie. Jus od odłożył swoje sztućce, chcąc mnie "poklepać" po plecach, jednak gestem dłoni, dałam znać, że już jest okej. Zakaszlnęłam jeszcze cicho, odstawiając szklankę na stół. Alex wybuchnął niepohamowanym śmiechem, a wszyscy - mama, tata i Justin wpatrywali się we mnie i Alexa na zmianę, nie wiedząc o co chodzi.
-Jesteś psychiczny - powiedziałam do brata, pukając się w czoło, jednocześnie czując, że zaczynam się rumienić.
-A wam co? - spytał tata i spojrzał na nas jak na idiotów.
-Nic - odparł Alex, a z jego ust nie schodził uśmiech. Ja jedynie spuściłam głowę, udając, że mój talerz jest w tym momencie niesamowicie interesujący. Nie chciałam, żeby ktoś zauważył, że na moich policzkach pojawił się ten cholerny, czerwony kolor.
Całe szczęście nikt nie ciągnął już tego tematu, a ja "bezpiecznie" skończyłam jeść, bez kolejnych niespodzianek.
Jezus Maria, co się dzieje z tymi dziećmi, no. Alex ma jedenaście lat, a już wywnioskował, że skoro ja i Justin jedziemy sami, do domku w górach na tydzień to będziemy tam się kochać. Sama nie wiedząc czemu, słysząc swoje słowa w myślach, cicho parsknęłam śmiechem.

Po obiedzie usiedliśmy z rodzicami w salonie, co szczerze mówiąc nie zdarzało się często. Całe szczęście już bez Alexa, który poszedł do kolegi. Usiadłam z Jusem na kanapie, bawiąc się jego dłonią.
-Spakowaliście się już? - zagadnęła mama, odkładając swoją filiżankę na stolik.
-Mhm - mruknęliśmy oboje, niemalże równocześnie.
Wspominałam, że jedziemy już jutro? Nie? To właśnie mówię.
-Wszystko spakowaliście? - dopytał mój tata, a ja poznałam po jego głosie, że to podtekst, więc podniosłam głowę i spojrzałam na niego. -To znaczy wiecie, pytam czy nie zapomnieliście o jakichś drobiazgach, typu ładowarka do telefonu, szczoteczka do zębów, gumki...do włosów. No rozumiecie - dodał i wyszczerzył się, na co ja otworzyłam szerzej oczy i spojrzałam na tatę karcącym wzrokiem. Rodzice, oboje parsknęli śmiechem, a ja spojrzałam na Justina, który miał zapewne dokładnie taką samą minę jak ja.
-Jezu, nie, ja chcę mieć normalną rodzinę - wydusiłam w końcu z siebie, delikatnie się uśmiechając i przyłożyłam dłoń do czoła, opuszczając się nieco w dół po kanapie, czując jednocześnie, jak dziś po raz kolejny się rumienię. Czy w tym domu wszyscy mają coś nie tak z głową?
Po chwili usłyszałam jak Justin cicho się zaśmiał, również przykładając dłoń do twarzy.
-Ależ ta dzisiejsza młodzież wstydliwa, prawda Monice? - tata powiedział z uśmiechem do mamy, na co wszyscy parsknęliśmy śmiechem.
Przez moment panowała cisza, którą przerwała po chwili moja mama.
-Miley, a wiesz, że najprawdopodobniej to właśnie tam zostałaś poczęta? - wypaliła, a ja przysięgam, że gdybym coś teraz piła, to bym to wypluła. Spojrzałam na rodziców z uchylonymi ustami.
Czy właśnie dowiedziałam się, że mam zamiar jechać jutro do domku i spać w sypialni, na łóżku na którym moi rodzice mnie..poczęli? Nie, stop.
-Mamo..ee..wy sobie jaja robicie, nie? - spytałam, delikatnie się uśmiechając i czując, że ta sytuacja zaczyna przeradzać się w czystą komedię.
-Nie, Miley - odpowiedział mój tata, śmiejąc się.
-To jest...nie..to jest w ogóle..nie, ja tam nie jadę! - wydukałam w końcu i podniosłam się trochę wyżej na kanapie. Justin w tym momencie wybuchnął śmiechem, a razem z nim moi rodzice.
-A ty się ze mnie nie śmiej! - skarciłam chłopaka, sama tak naprawdę zaczynając się już śmiać.
W sumie, to ciekawe jak to jest mieszkać pod jednym dachem i być otoczonym normalnymi ludźmi.
*
Walnęłam się na łóżku Vanessy, uśmiechając się sama do siebie. Umówiłyśmy się dzisiaj z dziewczynami na taki "babski" wieczór. Już dawno nie spędzałyśmy czasu razem, w trójkę.
-Dziewczyny, zazdroszczę wam - powiedziała po chwili Van, kładąc się na łóżko obok mnie. Po chwili po mojej drugiej stronie położyła się Meg.
-Czego? - spytałam, odwracając głowę w jej kierunku.
-No bo ty masz Justina, Meg ma Rayan'a, a ja? Ja ciągle trafiam na jakichś kretynów. No ludzie, gdzie tu sprawiedliwość? - powiedziała i zaśmiała się cicho, na co my jej zawtórowałyśmy.
-Nie żebym coś sugerowała, ale ktoś z naszej paczki jeszcze jest wolny - powiedziała Megan, uśmiechając się pod nosem.
-Nooo - przytaknęłam jej, również się uśmiechając. Vanessa w tym momencie podparła się na łokciu i podniosła się, patrząc na nas.
-No co? - powiedziałyśmy równocześnie z Meg i zaczęłyśmy się śmiać. Van jedynie spojrzała na nas i pokręciła głową, ze śmiechem.
-Puknijcie się. To, że tak się złożyło, że wy jesteście z chłopakami z naszej paczki, nie znaczy, że ja powinnam być z Christianem - odparła, uśmiechając się. -Ja do niego nic nie czuję, a on do mnie. Jesteśmy tylko przyjaciółmi - dodała.
-My też kiedyś byliśmy tylko przyjaciółmi..-powiedziała Meg, uśmiechając się zadziornie pod nosem, po czym obie parsknęłyśmy śmiechem, przybijając sobie "piątkę".
-Walcie się! - Vanessa rzuciła w nas poduszką, śmiejąc się.
-Nie no, a tak poważnie - powiedziałam po chwili, ponownie kładąc się na łóżko. - Spotkasz w końcu kogoś fajnego, zobaczysz - dodałam i uśmiechnęłam się.
-Kiedyś na pewno. - Westchnęła. - Dobra, wy lepiej mówcie co tam w tych waszych "gorących związkach" - powiedziała, akcentując dwa ostatnie słowa, na co parsknęłam śmiechem.
-No nic, a co ma być. Wszystko dobrze - powiedziała z uśmiechem Megan. - Niech lepiej nasza Miley coś opowie - dodała i obie momentalnie spojrzały na mnie z cwanym uśmiechem. Spojrzałam na dziewczyny i parsknęłam śmiechem.
-A spadajcie ode mnie - odparłam i wzięłam do ręki miśka, leżącego obok.
-Plany na jutrzejszą noc już są? - spytała Vanessa, poruszając teatralnie brwiami.
-No oczywiście, wyśpię się za wszystkie czasy - odparłam, ignorując podtekst pytania i zaśmiałam się pod nosem.
-No ja mam nadzieję! Pamiętaj, żadnego seksu! - "skarciła" mnie Megan.
-Ma się rozumieć! - przytaknęłam szybko, na co wszystkie trzy po raz kolejny wybuchłyśmy śmiechem.


Do domu wróciłam koło dziesiątej, po czym od razu poszłam wziąć prysznic, przebrać się i położyłam się spać. Muszę przyznać, że dosłownie cieszyłam się jak dziecko na myśl o tym wyjeździe. Jeździłam do tego domku z rodzicami w czasie ferii, kiedy byłam dzieckiem. Lubiłam to miejsce. Sam dom był niesamowicie przytulny, a do tego naprawdę można było tam odpocząć. W okół nie było tego cholernego, miejskiego zgiełku, który w Nowym Jorku był codziennością. Dom leżał na poboczu, a do miasteczka było z pięć kilometrów. Byłam pewna, że ten tydzień będzie jednym z najlepszych w moim życiu. Musiał być.

Pół dnia spędziłam na sprawdzaniu czy spakowałam rzeczy bez których nie będę w stanie obyć się przez ten tydzień i ewentualnym dopakowywaniu niektórych rzeczy. W sumie nic ciekawego się nie działo. Po południu przyjechał po mnie Justin, pożegnaliśmy się z rodzicami, spakowałam swoje rzeczy do auta i po prostu pojechaliśmy.
Dobra, tylko udaję taką spokojną. W środku dosłownie skakałam za szczęścia, ciesząc się z tego wyjazdu, jak dziecko na nową zabawkę! Czy coś jest ze mną nie tak? A może po prostu jestem szczęśliwa?

*

-To tutaj? - spytał Justin, kiedy dojeżdżaliśmy do bardzo dobrze znanego mi domku.
-Mhm - kiwnęła twierdząco głową, uśmiechając się. Odpięłam pas, patrząc na krajobraz za oknem. To miejsce było piękne i magiczne samo w sobie. Ostatni raz byłam tutaj pięć lat temu, kiedy Alex był jeszcze mały. Pamiętam jak razem z nim biegałam po śniegu, a później, wieczorem w domku graliśmy z rodzicami w różne gry, przy czym mieliśmy kupę śmiechu. Cóż, z Justinem raczej grać w karty nie będziemy.
Kiedy chłopak zatrzymał się przed domem, od razu wysiadłam z samochodu, rozglądając się. Było już ciemno, więc w oddali nie mogłam niczego zauważyć, jednak sam dom wzbudzał we mnie miłe uczucia. Dopiero teraz uświadomiłam sobie jak bardzo potrafimy nieświadomie nawet tęsknić za różnymi miejscami. Dopiero teraz, kiedy ponownie tu przyjechałam, poczułam tą "magię wspomnień".
-Miałaś rację, ślicznie tu - usłyszałam po chwili przy uchu i uśmiechnęłam się pod nosem.
-Ja  zawsze mam rację - powiedziałam dumnie i zaśmiałam się, odchodząc na bok i otwierając samochód z którego wyjęłam swoją torbę.

Weszłam pierwsza do domu, kładąc na podłodze swoją torebkę, zdejmując buty i robiąc kilka kroków do przodu, rozglądając się. Niekontrolowanie na moich ustach pojawił się uśmiech. Nawet zapach domu zapamiętałam. Przypominał mi dzieciństwo. Weszłam do salonu, a pierwszą rzeczą, jaką od razu zauważyłam był dosyć spory kominek. Uwielbiałam kiedyś przy nim siedzieć. Założyłam ręce na piersi, zaczynając "zwiedzać" dom, który tak naprawdę bardzo dobrze znałam. Weszłam po schodach do góry, wchodząc do pierwszego pokoju, którym była sypialnia rodziców. Widząc duże łóżko, pokryte czerwoną atłasową pościelą, sama nie wiem dlaczego, uśmiechnęłam się pod nosem, spuszczając na moment głowę.
Podeszłam bliżej, nie mogąc powstrzymać się od położenie na wygodnym łóżku. "Zatopiłam" twarz w miękkiej poduszce, przymykając na moment powieki. Ja tu zostaję. Nigdzie się stąd nie ruszam. Niesamowicie wygodne łóżko, cisza, spokój i...
-Aaa! - pisnęłam, czując jak ktoś położył dłoń na moich plecach. Dosłownie jak poparzona, odwróciłam  się i podniosłam do pozycji siedzącej. Widząc Justina, który wybuchnął śmiechem na widok mojej reakcji, moje serce, przed chwilą bliskie zawału, zaczęło się trochę uspokajać.
-Wystraszyłeś mnie kretynie! - powiedziałam z udawanym oburzeniem i rzuciłam w niego poduszką, którą jednak zdążył złapać, zanim uderzyła w jego głowę. - Jezu, jak ty tu wszedłeś, że nawet nie słyszałam, że ktoś idzie - dodałam i zaśmiałam się, kręcąc z głową.
-Magia. - Wyszczerzył się, na co ja ponownie parsknęłąm śmiechem
-Tsaa - powiedziałam cały czas się uśmiechając. Ponownie położyłam się na łóżku, wpatrując się w sufit. Po chwili Justin położył się obok mnie, składając dłonie na swojej klatce piersiowej.
Przez moment leżeliśmy w takiej ciszy, aż w końcu niekontrolowanie parsknęłam śmiechem.
-Justin..? - powiedziałam cicho.
-No..? - spytał, tym samym tonem głosu, odwracając głowę w moim kierunku.
-No bo tak mi dziwnie tu leżeć po tym, co rodzice mówili..- powiedziałam z uśmiechem na ustach. Justin momentalnie wybuchnął głośnym śmiechem, podnosząc się do pozycji siedzącej.
-No weź się ze mnie nie śmiej! - dodałam szybko, również się podnosząc. Chłopak zakrył twarz dłońmi, nie potrafiąc przestać się śmiać. -A spadaj! - powiedziałam z udawaną złością i zeszłam z łóżka, chcąc wyjść z sypialni.
-No czekaj - powiedział po chwili, uspokajając nieco głos.
-Pff, wal się - prychnęłam, krzyżując ręce na piersi. W tym momencie Jus spojrzał na mnie niemalże z szokiem na twarzy, ponownie wybuchając głośnym śmiechem.
Teraz to ja byłam zdezorientowana.
-A teraz co takiego powiedziałam śmiesznego? - spytałam, marszcząc czoło.
-No właśnie, co ty powiedziałaś? - spytał w końcu przez śmiech. Spojrzałam na niego jak na idiotę, dosłownie.
-Powiedziałam "wal się" - zacytowała swoją wcześniejszą wypowiedź, na co chłopak ponownie zaczął się śmiać, z powrotem kładąc się na łóżku. Jego śmiech udzielił się również mi, ponieważ uśmiechnęłam się i podeszłam do łóżka.
-No powiesz mi w końcu co cię tak bawi? - spytałam wyczekująco, nie przestając się uśmiechać.
-No bo..-zaczął, jednak napad śmiechu nie pozwalał mu dokończyć. - Bo ja usłyszałem..- kontynuował,niemal dławiąc się śmiechem.
-No co? - spytałam niecierpliwie.
-Zamiast "wal się", usłyszałem "zwal se" - wydusił w końcu z siebie i nie wytrzymując dłużej opanowania, ponownie wybuchnął głośnym śmiechem, zakrywając twarz dłońmi. Moją pierwszą reakją była mina, która zapewne była bezcenna. Uniosłam brwi i lekko uchyliłam usta, analizując słowa Justina. Chyba dopiero po chwili dotarło do mnie o co chodzi i sama niekontrolowanie wybuchłam śmiechem.
-Umyj uszy! - powiedziałam przez śmiech i walnęłam go poduszką. Pokręciłam głową ze śmiechem, po czym wyszłam z sypialni.
-Jak już się ogarniesz, to zejdź na dół, pomóc rozpalić w tym kominku - powiedziałam z uśmiechem, zostawiając go samego, a sama schodząc na dół.
Kocham tego idiotę.
_____________________________________________________________________
Jezu, nie wierzę, że w końcu udało mi się dodać. Problem w tym, że tak bardzo chciałam już go dla was dodać, że wyszedł..sami widzicie jak wyszedł.
Obiecuję, że następny rozdział pojawi się szybciej, będzie dłuższy i lepszy<3
Dziękuję za wszystkie komentarze i miłe słowa, nawet nie wiecie ile one dla mnie znaczą<33
Chciałam jeszcze polecić wam kilka blogów. Dziewczyny dopiero zaczynają, a ja wiem jak ciężko jest przyciągnąć czytelników, pomóżcie im<3
http://www.story-about-chanel-and-justin.blogspot.com/
http://mental-mess.blogspot.com/
http://mental-mess.blogspot.com/
http://uprowadzona.blogspot.com/
http://icantlovehimbutido.blogspot.com/
http://oath-of-friendship-and-love.blogspot.com/
http://cause-everythings-gonna-be-alright-jb.blogspot.com/
+http://your-world-is-my-world-jb.blogspot.com/p/ciekawostki-o-blogu.html :)