wtorek, 31 lipca 2012

Rozdział 26.


Z każdą sekundą coraz bardziej traciłam kontrolę nad swoim ciałem. Jason zamknął drzwi pokoju, a ja od razu skierowałam się na łóżko, na którym usiadłam. Złapałam się za głowę, wszystko dookoła wirowało, a ja miałam wrażenie, że za chwilę zasnę. Podszedł do mnie Jason, przyklęknął przy łóżku i podniósł mi podbródek, żebym na niego spojrzała. Widziałam jak przez mgłę.
-Jak się czujesz?- spytał patrząc na mnie uważnie.
-Źle, chce mi się spać i kręci mi się w głowie.- szepnęłam
-To dobrze.- usłyszałam, ale wszystko co słyszałam, było tłumione, jakby ktoś przykładał mi coś do uszu.
-Dobrze?- jęknęłam i spojrzałam na niego, na co on cicho się zaśmiał.
-Właśnie tak powinnaś się czuć. - szepnął, a ja kompletnie nie zareagowałam na jego słowa, które normalnie powinny od razu włączyć u mnie "czerwoną lampkę". W tym momencie nic mnie nie interesowało, byłam kompletnie zamroczona. Po chwili wstałam i chwiejnym krokiem, przeszłam kawałek, a już po chwili prawie upadłam, ale Jason wstał i mnie przytrzymał. Podniósł mi podbródek i mnie pocałował. Niby wiedziałam, że on nie powinien mnie całować, ale naprawdę czułam się jakby wszystko dookoła mnie kompletnie nie obchodziło. Nie odwzajemniałam pocałunków, ale też nie protestowałam. Po chwili chłopak się ode mnie oderwał.
-Połóż się. - szepnął, a ja zrobiłam to, co mi kazał. Byłam jak lalka, którą możesz kierować jak chcesz.
* Oczami Justina *
Siedziałem na kanapie w salonie obserwując jak inni dobrze się bawią. Ja nie potrafiłem. Cały czas miałem w głowie Miley i myśl, że ona już nie zaufa mi drugi raz i nigdy nie będziemy razem. Obracałem w dłoni komórkę, zastanawiając się co teraz robi Mils z Chrisem. Dobra, wiem, że to mój przyjaciel, ale kiedy w grę wchodzi dziewczyna, wszystko się komplikuje. Nagle ktoś do mnie podszedł, dopiero po chwili zorientowałem się kto to.
-O hej Justin, nie widziałeś gdzieś Miley?- powiedziała Vanessa.
-Hej, nie, to znaczy tylko wcześniej chwilę. Może jest z Rayanem, albo Chrisem.
-Właśnie przed sekundą z nimi rozmawiałyśmy, nie ma jej z nimi. Szukałyśmy jej wszędzie, ale nigdzie jej nie ma, a telefonu nie odbiera.
Poczułem dziwne ukłucie w brzuchu, nabierając złych podejrzeń.
-Może jest w łazience?
-Tam też sprawdzałyśmy, nie ma. - odpowiedziała Megan. Zaczynałem się niepokoić. Skoro nie ma jej z żadnych z nich, to gdzie ona może się podziewać?
-To ja pójdę jej poszukać, jeśli ją znajdę dam wam znać. - powiedziałam wstając, a one tylko skinęły głową.
Poszedłem w głąb pokoju, szukając Miley. Niestety obszedłem cały salon, w tym przedpokój i sprawdziłem nawet jeszcze raz łazienkę. Nigdzie jej nie było. Zrezygnowany stanąłem przy stoliku z napojami i wybrałem jej numer. Jedyne co usłyszałem to sygnały. Spostrzegłem, że prawie obok mnie znajdują się Tomy i Jey. Już chciałem podejść do nich i spytać, czy może oni przypadkiem jej nie widzieli, ale usłyszałem urywek rozmowy.
-Stary, ty wiesz co zrobił Jason?- powiedział Tomy biorąc łyk jakiegoś napoju z plastikowego kubka.
-Nie, co takiego?
-Skołował jakieś proszki, dosypał do napoju i podał do wypicia Miley.
-Boże, co za idiota z niego. - zaśmiał się Jey. - A gdzie oni teraz są?- dodał po chwili.
-Zabrał ją do swojego pokoju.- zaśmiał się.
W tym momencie serce zaczęło mi szybciej bić. Złość, cholerna złość zmieszała się z paraliżującym strachem. Zerwałam się z miejsca i prawie biegnąc udałem się w kierunku schodów. Jeżeli on jej coś zrobił, jeżeli tylko ją tknął to zabiję tego skurwysyna.
* Oczami Miley *
Leżałam na łóżku, a oczy kleiły mi się niemiłosiernie. Jason stał przed łóżkiem i patrzył na mnie uśmiechając się.
-Miley ślicznotko, w końcu będziesz moja.- zaśmiał się. Kompletnie zignorowałam jego słowa. Dosłownie nic dookoła mnie nie obchodziło, byłam obecna ciałem, ale duchem można powiedzieć, że już spałam. Nie kontaktowałam, mimo, że wiedziałam, że to co się dzieje jest złe, to mój mózg w żaden sposób na to nie reagował. Chłopak podszedł do mnie i usiadł obok na łóżku. Nachylił się nade mną, kładąc dłoń na moim brzuchu i podnosząc przy tym moją bokserkę. Nawet nie wiedziałam, że wcześniej zdążył zdjąć ze mnie kamizelkę. Jechał dłonią coraz wyżej, jednocześnie unosząc moją bluzkę. Nie chciałam, żeby to robił, ale jednocześnie nijak nie potrafiłam zareagować. Klęknął na łóżku przede mną i podniósł mnie ściągając ze mnie bluzkę, w wyniku czego zostałam w samym staniku i spodniach. Z powrotem położył mnie na pościel. Rozłożył ręce po obu moich stronach i nachylając się nade mną zaczął całować moją szyję. Schodził coraz niżej, zbliżając się do piersi. Po chwili zszedł ze mnie i stanął ponownie przy łóżku.
-Muszę uwiecznić ten widok. - zaśmiał się i wyjął z kieszeni spodni komórkę.
* Oczami Justina *
Jak nienormalny wbiegłem górę w poszukiwaniu pokoju Jasona. Wszystko się we mnie gotowało, jednocześnie bałem się, że on zdążył ją skrzywdzić. W końcu znalazłem to czego szukałem. Z impetem otworzyłem drzwi. Najpierw stanąłem jak wryty, przerzucałem wzrok z Miley leżącej na łóżku, sprawiającej wrażenie kompletnie nie kontaktującej ze światem, na Jasona, którego mina w tym momencie wyrażała złość.
-Puka się kurwa, spadaj stąd zajęty jestem.- powiedział, a we mnie coś pękło. Nie umiałem już opanować złości. Podszedłem do niego i z całej siły uderzyłem go z pięści w twarz. Jason osunął się na ziemię, przykładając dłoń do krwawiącego nosa. Podszedłem do niego i ciągnąc za szmaty podniosłem.
-Tknij ją jeszcze raz i jesteś martwy gnoju.- syknąłem i z powrotem go popchnąłem. Spojrzałem jeszcze chwilę na niego.
-Teraz lepiej się zamknij jeżeli nie chcesz żebym zadzwonił po policję.- warknąłem. Chłopak podniósł się z ziemi.
-Jeszcze tego pożałujesz.- syknął przez zęby i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. Od razu podszedłem do Miley. Owszem, była przytomna, ale kompletnie nieobecna.
-Miley.- mówiłem do niej, a ona rzuciła mi tylko krótkie spojrzenie, które kompletnie nic nie wyrażało. Przecież ona kompletnie nie kontaktowała. Ściągnąłem bluzę, którą miałem na sobie i zarzuciłem na nią, zakrywając ją. Wziąłem do ręki jej bluzkę, która leżała obok i wziąłem ją na ręce, wychodząc z pokoju. W tym całym zamieszaniu nikt nawet nas nie zauważył. Wyszedłem z nią na zewnątrz i otwierając jedną ręką moje auto, położyłem ją na tylne siedzenie. Odgarnąłem jej włosy z twarzy. Straciła przytomność, albo zasnęła. W tym momencie była taka bezbronna, zupełnie jak lalka, nad którą masz całkowitą kontrolę. Dopiąłem moją bluzę, którą miała na sobie, żeby nie zmarzła i położyłem obok jej bluzkę. Zamknąłem drzwi z tyłu i wsiadłam do przodu. Włożyłem kluczyki do stacyjki i jeszcze raz spojrzałem na Mils, po czym odpaliłem silnik. Byłem wściekły, miałem ochotę wrócić tam i zabić tego gnoja. Wziąłem kilka głębokich oddechów, uspokajając się. Jechałem na pogotowie. Nie wiedziałam, czy to świństwo, które jej dał nie jest niebezpieczne.
*
Miley została zabrana na badania. Siedząc w poczekalni zadzwoniłem do jej rodziców. Po jakichś 10 minutach byli na miejscu. Jej mama cała roztrzęsiona zaczęła panikować, ale zacząłem ją uspokajać.
-Justin, powiedz jak to się w ogóle stało.- jej tata był zdecydowanie bardziej opanowany. Westchnąłem, postanawiając przekręcić trochę fakty.
-Byliśmy na domówce i Jasona. No i w pewnym momencie podeszła do mnie Miley, mówiąc, że źle się czuję i żebym ją stąd zabrał. Wyszliśmy na zewnątrz, a wtedy zemdlała, więc postanowiłem zabrać na tutaj.- powiedziałem.
Wiem, to było kłamstwo, ale widząc jak roztrzęsiona jest jej mama, wolałem oszczędzić jej prawdziwego przebiegu wydarzeń.
-Dziękuje, że się nią zająłeś.- powiedziała.
-Naprawdę nie ma sprawy, to było oczywiste, że tak się zachowałem.- odpowiedziałem, a w tym momencie wyszła do nas lekarka.
-Tak jak się domyślałam.- powiedziała na wstępie stając przed nami.
-To znaczy?- spytał tata Mils.
-W krwi wykryliśmy narkotyk GHB, czyli potocznie nazywany po prostu pigułką gwałtu.
Zacisnąłem zęby ze złości. Przysięgam, że gdyby tutaj był Jason to bym go zabił.
-Jej działanie jest proste. Zaczyna działać już kilkanaście minut po spożyciu. Wywołuje problemy z myśleniem, senność i kilkugodzinną amnezję. Fenomenem- tutaj lekarka ujęła ten wyraz w cudzysłowie robionym w powietrzu. - tego narkotyku jest to, że już 8 godzin po spożyciu jest on kompletnie niewykrywalny w organizmie, a osoba, która daną pigułkę spożywa nic nie pamięta.
-Wiele dziewczyn pada ofiarą tego narkotyku bo zmieszany z wodą, sokiem czy piwem jest on kompletnie niewyczuwalny. Miley miała dużo szczęścia, że ty tam byłeś.- zwróciła się do mnie, a ja tylko przytaknąłem głową.
-A gdzie ona teraz jest?- spytałem w końcu.
-Na płukaniu żołądka. Dobrze zrobiłeś, że ją tutaj przywiozłeś. Ta pigułka wbrew pozorom jest bardzo niebezpieczna dla zdrowia.
-A kiedy będziemy mogli zabrać ją do domu?
-Najlepiej jutro, dzisiaj naprawdę są tu państwo zbędni.
*
Uduszę, zrzucę ze schodów, wyrzucę przez okno z 20 piętra, przywalę młotkiem, poćwiartuję siekierą, zakopie 50 metrów pod ziemią. Mówiłem sam do siebie wściekły do granic możliwości. Jak on mógł chcieć w ogóle coś takiego zrobić?! Przysięgam, że gdyby tylko ją tknął to bym go zabił. W końcu dojechałem do domu. Od razu udałem się do swojego pokoju i położyłem się na łóżko. To kolejny dowód na to, że poczułem do Miley coś cholernie silnego. Na samą myśl, że ktoś miałby ją skrzywdzić mam ciarki. Nigdy nikomu na to nie pozwolę, nawet jeśli nie będę z Mils.
* Oczami Miley *
Powoli otworzyłam oczy i oślepiło mnie światło i biel pokoju w którym się znajdowałam. Rozejrzałam się. Byłam w szpitalu, przeżyłam szok. Próbowałam sięgnąć pamięcią do wczorajszego dnia, ale w mojej głowie była pustka. Ostatnie co pamiętam, to to jak tańczyłam z Jasonem na jego imprezie. Potem kompletnie urwał mi się film. Więc co ja do cholery robię w szpitalu?
-Miley kochanie, wstałaś.- usłyszałam i spojrzałam w tą stronę. To moja mama. Usiadła przy mnie i złapała mnie za rękę.
-Co się stało? Co ja tu robię?
Moja mama cicho westchnęła i zaczęła mi wszystko tłumaczyć, a ja słuchałam z otwartymi ustami.
-Czyli, że ..ktoś podał mi pigułkę gwałtu?- powiedziałam z niedowierzaniem.
-Widocznie tak. Skarbie, nawet nie wiesz jakie masz szczęście, że był z tobą Justin, gdyby nie on, to chłopak który ci to podał mógłby cię skrzywdzić, tak jak miał to w zamiarze.
Kiedy usłyszałam o Justinie, zrobiło mi się jakoś ciepło na sercu. Gdyby nie on, to ten ktoś zapewne by mnie zgwałcił. Mimo powagi sytuacji lekko się uśmiechnęłam.
-Kochasz go prawda?- moja mama powiedziała z delikatnym uśmiechem na ustach. Nic nie odpowiedziałam, tylko uśmiechnęłam się nieco mocniej skubiąc kołdrę którą byłam przykryta.
-Daj mu szansę, on też cię kocha, to widać. - mama pogłaskała mnie po włosach, tak jak robiła to kiedyś, kiedy byłam małą dziewczynką.
-Bądź z nim szczęśliwa i zacznij się w końcu uśmiechać smutasie.- przeczesała moje włosy i obie się zaśmiałyśmy.
W tym momencie ktoś nieśmiało zapukał w ścianę. Spojrzałyśmy tam z mamą.
-Można?- Justin podrapał się po głowie. Mama tylko puściła mi oczko i wyszła, zostawiając nas samych.
-Jasne.- odpowiedziałam i podniosłam się na łóżku, przechodząc do pozycji siedzącej. Justin usiadł na krzesełku obok łóżka i na mnie spojrzał.
-Przepraszam.- szepnął w końcu patrząc mi w oczy. Zamurowało mnie.
-Ty mnie przepraszasz?- powiedziałam nie dowierzając. - Za co?- dodałam.
-Nie powinienem w ogóle dopuścić do tego, żeby on dawał ci to picie i prowadził cię do tego pokoju.
Teraz to już nic nie rozumiałam.
-On? Wiesz kto dał mi to świństwo? I jakiego pokoju? Mama mówiła mi zupełnie co innego.
Justin westchnął.
-Twoja mama nie zna całej prawdy, nie wiedziałam jak mam jej powiedzieć jak naprawdę to wszystko wyglądało. - powiedział, a po chwili opowiedział mi co naprawdę się wczoraj wydarzyło.
-Jason?! Boże, pamiętam, że dawał mi coś do picia, ale w życiu nie przyszłoby mi do głowy, że czegoś tam dosypał.- przyłożyłam dłoń do ust.
-Też bym się tego po nim nie spodziewał, chociaż dobrze go znam.
-I ty mnie jeszcze przepraszasz?- szepnęłam po chwili, a on tylko skinął głową.
-Ja nawet nie wiem jak ci dziękować, a ten chce mnie przepraszać. - cicho się zaśmiałam, chcąc rozładować tą napiętą atmosferę. Również się zaśmiał.
-Powinienem cię pilnować. - dodał już z poważną miną.
-Justin, skąd mogłeś wiedzieć, że coś takiego się wydarzy? Nikt się tego nie spodziewał. Nie jesteś moim ochroniarzem, żeby pilnować mnie 24 godziny na dobę. Chcę ci podziękować, gdyby nie ty to..szkoda gadać. - spuściłam głowę.
Jus podniósł mi głowę, trzymając delikatnie za podbródek.
-Nie pozwoliłbym cię skrzywdzić.- szepnął, a ja się uśmiechnęłam.
-Dziękuje.- powiedziałam cicho zachrypniętym głosem, kiedy do sali wparowali jak burza Meg, Van, Rayan i Chris.
-Jezus Miley kochanie. - dziewczyny od razu mnie przytuliły.
-Ej, bo zaraz mnie udusicie. - zaśmiałam się, na co one mnie puściły.
-Nie powinnyśmy wczoraj pozwalać ci być samej. - powiedziała Megan.
-Nie no, następne. A wy wszyscy macie nadprzyrodzone zdolności i wiedzieliście, że coś takiego będzie miało miejsce.- powiedziałam.
-No, ale..- zaczęła Vanessa, ale jej przerwałam.
-Żadnego ale, kończymy temat.- uśmiechnęłam się. Po chwili podeszli do mnie Rayan i Chris, siadając na łóżku obok mnie, po obu moich stronach.
-Nie martw się, już my dorwiemy tego gnoja. Nikt nie będzie się dobierał do mojej małej Miley. - zaśmiał się Rayan i przytulił mnie, roztrzepując przy okazji włosy, a ja tylko się zaśmiałam. Spojrzałam na Chrisa, uśmiechnął się delikatnie i kładąc rękę na moim ramieniu pocałował mnie w czubek głowy. Niepostrzeżenie szepnął mi do ucha:
-Bądź z nim szczęśliwa.
Spojrzałam jeszcze raz na niego. Uśmiechał się lekko. Wiedziałam, że to go boli, ale był naprawdę cudownym przyjacielem. W ten sposób na jednoosobowym łóżku siedziało włącznie ze mną 6 osób, ale nikomu to nie przeszkadzało.
-Mam najlepszych przyjaciół na świecie. - powiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko.
*
Na szczęście byłam już w domu. Wzięłam długą ciepłą kąpiel i ubrałam się. W rzeczach, które oddali mi w szpitalu była bluza Justina. Usiadłam na łóżku i przyłożyłam ją sobie do twarzy. Pachniała nim, jego perfumami, nim całym. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że kocham w nim wszystko. Jego zapach, jego głos, jego oczy, jego usta, jego całego. Uśmiechnęłam się i sięgnęłam po komórkę, to był impuls.
-Justin spotkajmy się..teraz.- powiedziałam na jednym tchu.
-Ale gdzie? Teraz? Dlaczego?- był wyraźnie zdezorientowany.
-Nie wiem, nieważne, wszystko jedno. W parku? Teraz, proszę.
-Oczywiście, zaraz tam będę. - powiedział z mieszanką zdziwienia, strachu i radości.
Szybko włożyłam buty i kurtkę i wyszłam z domu. Kierowała mną jakaś wewnętrzna energia, musiałam się teraz z nim spotkać, po prostu musiałam.
Nawet nie zwracałam uwagi na to, że robi się na niebie coraz ciemniej i zaraz najprawdopodobniej porządnie się rozpada, ale miałam to gdzieś.
Gdy tylko weszłam do parku, zaczęłam iść ścieżką w kierunku centrum parku. W końcu zobaczyłam Justina, momentalnie serce zaczęło bić mi nienaturalnie szybciej. Podeszliśmy do siebie i chwilę po prostu milczeliśmy. Tak jak przypuszczałam zaczęło padać, zimne krople deszczu spływały na nas, ale kompletnie to nas nie obchodziło.
-A więc dlaczego chciałaś się ze mną spotkać?- szepnął w końcu. Ułożyłam dłonie na jego karku i przysunęłam się do niego. Czułam jak serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Wystarczyła chwila, a woda spływała po nas już strumieniami, ale my w dalszym ciągu nie zwracaliśmy na to najmniejszej uwagi.
-Nic takiego, chciałam ci tylko powiedzieć, że cholernie cię kocham.- szepnęłam i nie musiałam czekać na to, aż nasze usta się zetknęły, a mnie, mimo niskiej temperatury i zimnego deszczu, ogarnęło przyjemnie ciepło. Musnął delikatnie moje wargi, na co ja odpłaciłam mu się tym samym. Uwielbiałam kiedy mnie całował, robił to tak magicznie. Muskaliśmy swoje usta, po czym Jus delikatnie rozsunął moje wargi, wsuwając w nie swój ciepły język. Uśmiechnęłam się przez pocałunek i zrobiłam to samo. Całowaliśmy się już tyle razy, ale mam być szczera? To jest nasz pierwszy, prawdziwy pocałunek. Pocałunek, który odzwierciedlał to co do siebie czuliśmy. Ostatni raz musnęliśmy nasze usta i odsunęliśmy się dosłownie kilka centymetrów od siebie.
-Ja ciebie też. - szepnął opierając się swoim czołem o moje i oboje się uśmiechnęliśmy. Justin podniósł mnie lekko w pasie, a ja się zaśmiałam podnosząc lekko nogi do góry zginając je.
-Bardzo cie kocham.- uśmiechnął się i cmoknął mnie w nos.
 Całkiem zapomniałam o deszczu, który cały czas lał jak z cebra.

11 komentarzy:

  1. Twoje opowiadanie to cudowne lekarstwo na ból brzucha. xd :) Uwielbiam je tak bardzo, że czytam je już drugi raz! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny. Czytam od wczoraj od ok. 22? I Jest na serio super. Wciągnęłam sie na maksa <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne czekam na dalsze

    OdpowiedzUsuń
  4. A końcówka taka słodka <3 omomomomom <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniałe, prawie sie popłakałam, coś wspaniałego<33
    Nareszcie powiedziała mu że go kocha<33

    OdpowiedzUsuń
  6. No, jestem zdziwiona aż 7 powyzzymi komentarzami:) Rozdział genialnie udamy;] Końcówka boska! No super, że Justin ją wtedy "ocalił"

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudeńko, kocham tego bloga:)

    OdpowiedzUsuń
  8. A więc tak czytałam tego bloga rok temu.
    Jakoś trzy tygodnie temu zaczęłam czytać love is not easy baby i weszlam w twoj profil i patrze drugie opowiadanie no i wchodze i okazalo sie ze to moje pierwsze opowiadanie jakie czytalam <33
    Piszesz niesamowicie ;* masz talent i czekam na jeszcze jeszcze jednego bloga <33
    Pozdrawiam Nela ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jezu *~* Popłakałam się <3

    OdpowiedzUsuń