wtorek, 31 lipca 2012

Rozdział 31.


Nie spiesząc się szłam chodnikiem, w kierunku szkoły. Naciągnęłam rękawy kurtki na zziębnięte dłonie. Było cholernie zimno, nienawidziłam takiej pogody, dobija mnie. Nagle usłyszałam pierwsze dźwięki mojego dzwonka w telefonie.
I've been everywhere, man
Looking for someone
Someone who can please me
Love me all night long
Zdjęłam z ramienia torbę I przeszukałam ją w celu znalezienia komórki. Spojrzałam na wyświetlacz i nacisnęłam zieloną słuchawkę, przykładając telefon do ucha.
-Co się stało, mamo?- spytałam, z powrotem zakładają torebkę na ramię. Zdziwiło mnie to, że mama dzwoni, przecież niecałe 10 minut temu wyszłam z domu.
-Mils, chciałam ci tylko powiedzieć, że przed chwilą dowiedziałam się, że dzisiaj ma do nas ktoś przyjechać, więc wróć od razu po szkole do domu.
-O, a kto przyjeżdża? Emily?-powiedziałam uśmiechając się na samą myśl o mojej malutkiej, słodkiej kuzynce.
-Nie, ktoś inny, ale niech to będzie niespodzianka, dowiesz się, kiedy wrócisz do domu.
Przewróciłam oczami. Nienawidziłam niespodzianek, nienawidziłam czegoś nie wiedzieć, nienawidziłam niepewności. Czy wspominałam, że mój charakter jest nad wyraz trudny i ludzie, którzy mnie otaczają muszą mieć anielską cierpliwość?
-Jasne, wrócę zaraz po szkole. Pa.-powiedziałam i odsunęłam od ucha komórkę, kończąc połączenie. Dopięłam kurtkę, którą miałam na sobie, bo zimny podmuch wiatru porządnie dawał się we znaki. Zima zbliża się wielkimi krokami, a mi na samą myśl o niej robi się zimno.Otworzyłam drzwi budynku szkoły i weszłam do środka, udają się w kierunku szafki. Zdjęłam kurtkę i włożyłam ją do szafki. Wyjęłam z torby truskawkowy błyszczyk i przeglądając się w lusterku przejechałam nim po ustach, po czym rozczesałam potargane przez wiatr włosy. Odłożyłam szczotkę na miejsce i wzięłam do ręki książkę do chemii, kiedy poczułam czyjeś dłonie na moich oczach. Uśmiechnęłam się, czując znajome, uwielbiane przeze mnie męskie perfumy.
-Nie mam pojęcia kto to.- zaśmiałam się i zdjęłam dłonie z moich oczu, odwracając się. Zgadłam, tym „ktosiem” okazał sięJustin. Jego widok momentalnie poprawił mi humor, sprawiając, że zapomniałam o tym jak gruba jestem i o tajemniczym gościu, który ma czekać na mnie w domu. Położyłam dłonie na jego karku i przytuliłam się do niego. Macie taki jeden, jedyny zapach, które jednocześnie wywołuje u was uśmiech i działa na was „pobudzająco”? Jego perfumy mniej więcej tak na mnie oddziaływały. Dałam mu krótkiego buziakaw usta i uśmiechnęłam się. Jakoś nie toleruję publicznego obściskiwania, lizania, macania, czy cholera wie co jeszcze. Są pewne granice. Uśmiechając się, opuściłam dłonie i zakładając na ramię torebkę, zamknęłam szafkę. Odwróciłam się, a Justin splótł nasze dłonie, udając się w kierunku klasy.
-Idziemy dzisiaj gdzieś wieczorem?-spytał Justin, a ja już otwierałam usta, żeby powiedzieć „jasne”, kiedy przypomniałam sobie o tym cholernym  „gościu”.
-Nie mogę, mamo prosiła, żebym dzisiaj była w domu, bo przyjeżdża jakiś gość. – powiedziałam z lekkim sarkazmem w głosie.
-Nie widzę w tobie entuzjazmu.- zaśmiał się Jus, na co ja odwzajemniłam uśmiech.
-No bo nawet nie wiem kto ma przyjechać, wolałabym wyjść gdzieś wieczorem niż siedzieć w domu bo ktoś przyjeżdża. Jeżeli to któraś z moich szurniętych ciotek to chyba się powieszę.- odpowiedziałam ze zdegustowaną miną. – Ostatnim razem, kiedy przyjechała do nas siostra mojej mamy, Claire ze swoim 12-letnim synem, myślałam, że oszaleję. Wiesz co ja codziennie przeżywam dzieląc dom z Alexem, to wyobraź sobie dwóch takich gówniarzy, razem wziętych, których ulubioną rozrywką jest podsłuchiwanie pod drzwiami mojego pokoju. – dodałam i na samą myśl, że miałabym przeżywać to drugi raz się wzdrygnęłam. Justin parsknął śmiechem, na co ja lekko walnęłam go w ramię.
-Ej!- powiedziałam z udawaną obrazą. –Nie śmiej się z mojego nieszczęścia, bo ty masz szczęście i jesteś jedynakiem, ty nawet nie wiesz jak ja ci zazdroszczę.
-Oj, nie przesadzaj. Nie będzie tak źle. –uśmiechnął się.
-Wiem, wynajmę cię i będziesz codziennie trzymał z daleka ode mnie ich dwóch i stał pod drzwiami mojego pokoju, pilnując,żeby nie podsłuchiwali. – udawałam, że wpadłam na genialny pomysł.
-No świetny pomysł, chętnie się i ciebie zatrudnię, przynajmniej będę z tobą spędzał dwadzieścia cztery godziny nadobę.- powiedział i cmoknął w policzek, na co ja zaśmiałam się pod nosem. W końcu doszliśmy pod klasę i przywitaliśmy się z przyjaciółmi. Jus usiadł na ławce, a ja na jego kolanach, opierając się o jego ramię.
-O, patrzcie kto idzie.- powiedział Rayan, a wszyscy od razu spojrzeliśmy we wskazanym kierunku. Obok nas przechodziła Jasmine, ze swoimi dwoma przyjaciółkami. Miałam wrażenie, że na widok mnie i Justina, zaraz się na nas rzuci i nas zamorduje, ale rzuciła nam tylko mordercze spojrzenie i demonstracyjnie zarzuciła włosami, idąc dalej.
-Uważaj bo ci się te doczepiane kudły odczepią.- powiedziałam za nią, na co wszyscy parsknęli śmiechem, a ona warknęła wkurzona, przyspieszając kroku.
*
Na przerwie obiadowej udaliśmy się na stołówkę. Jesień/ zima, czyli okres w którym o jedzeniu na świeżym powietrzu, na trawniku przed szkołą możesz jedynie pomarzyć. Niezjedzone śniadanie dawało się we znaki mojemu żołądkowi, który z kolei oznajmiał mi, żebym coś zjadła. Zignorowałam to i jedyne co wzięłam to szklankę wody. Usiedliśmy przy jednym ze stolików. Tylko ja niczego nie jadłam.
-Miley, a ty dlaczego nic nie jesz?-spytała Meg, wkładając sobie do ust trochę sałatki. Wzruszyłam tylko ramionami, rzucając krótkie „nie jestem głodna”. Tak wiem, że mój żołądek mówił mi coś zupełnie innego, ale zapomnieliście już sytuację rano? Nie potrafiłam naciągnąć spodni na ten gruby tyłek. Na samą myśl o tym wzdrygnęłam się, kręcąc głową. Zrobiłam łyk zimnej wody ze szklanki i momentalnie prawie ją wyplułam, krztusząc się. Na stołówkę właśnie wszedł Jason. Wszystko się we mnie zagotowało,miałam ochotę go zabić.
-Co się sta…- zaczął Jus, ale kiedy spojrzał w tą stronę, w którą patrzyłam, od razu wszystko zrozumiał. Gwałtownie odłożył, a raczej rzucił widelec na stolik i odsuwając krzesełko zaczął się podnosić. Już wstał, kiedy złapałam go za rękę.
-Justin, gdzie ty idziesz?- spytałam spanikowana. Mam nadzieję, że nie tam, gdzie myślę.
-Jeszcze się nie rozprawiłem z tym szmaciarzem.- powiedział i najwyraźniej nie przeszkadzało mu, że jesteśmy w szkole. Chciał odejść, ale ponownie złapałam go za ręke.
-Nigdzie nie idziesz, narobisz sobie problemów.- również się podniosłam i złapałam go za ramiona.
-Trudno, na pewno nie pozwolę, żeby on nie dostał nauczki. Jak dostanie porządnie w pysk, to może się czegoś nauczy, a teraz proszę cię puść mnie.
Ani mi się śniło go puszczać. Nie pozwolę, żeby przeze mnie miał kłopoty, a wszczynając bójkę w szkole, będzie je miał na sto procent.
-Miley. – przewrócił oczami zniecierpliwiony. Rayan i Chris również się podnieśli i podeszli do nas.
-Stary, wiem, że masz ochotę obić mu mordę, ale Mils ma rację, narobisz sobie problemów. Myślisz, że my nie mamy na to ochoty?- powiedział Rayan, stojąc przed Justinem, tak jakby był gotowy w każdej chwili go przytrzymać.
-Oni mają rację. Uspokój się i nie zwracajmy na niego uwagi. On jeszcze tego pożałuje, coś wymyślimy.- dodał Christian. Jus spojrzał na każdego z nas po kolei, nie wiedząc, co ma odpowiedzieć. Chyba zabrakło mu argumentów.
-Dobra, macie rację.- westchnął w końcu i usiadł z powrotem na miejscu. Odetchnęłam z ulgą, ciesząc się, że udało nam się wybić mu z głowy ten głupi i bezmyślny pomysł. Wszyscy z powrotem usiedliśmy przy stoliku, ale zauważyłam, że moja szklanka świeci pustkami, więc jeszcze raz wstałam, udając się po wodę. Stanęłam przy automacie, kiedy ktoś lekko klepnął mnie w tyłek. Gwałtownie się odwróciłam, ale nawet nie zdążyłam dokładnie przeanalizować sytuacji, bo zaraz przy mnie znalazł się Justin, który nawet nie wiem kiedy, porządnie uderzył kogoś w twarz. Dopiero teraz dokonałam analizy sytuacji. Po tyłku klepnął mnie Jason i to on oberwał od Justina.
-Ty pierdolony gnoju, coś ci chyba mówiłem, nie? Dotknij jej jeszcze raz, a będziesz mógł zacząć kopać sobie już dół. – Jus krzyknął trzymając go kurczowo za koszulkę. Jason wyrwał się i zaczęła się przepychanka. Przerażona patrzyłam tylko to na jednego, to na drugiego czekając tylko, kiedy któryś z nich przyłoży drugiemu. Chciałam odciągnąć Justina od chłopaka, ale był w tym momencie na tyle wściekły, że nic z tego nie wyszło.Na stołówce zrobiło się zamieszanie, tłum gapiów zebrał się wokół nas,obserwując to co się dzieję. Przepychanka zmieniła się w szarpaninę, co natychmiast wywołało reakcje. Chris i jeszcze jeden chłopak, zaczęli odciągać od siebie Justin i Jasona. Nagle na stołówkę wparował dyrektor. Walnęłam się dłonią w czoło. Świetnie, wiedziałam, że to się tak skończy.
-Co się tu dzieje do cholery?- krzyknął,a chłopacy od razu się uspokoili i spojrzeli w stronę dyrektora. Nikt się nieodezwał. Spojrzałam na Jus’a, widziałam w jego oczach taką złość, jakiej chyba nigdy w życiu w nim nie wiedziałam. Wyglądał jakby miał zaraz uderzyć jeszcze i dyrektora.
-Wy dwaj, do mojego gabinetu. – rzucił facet i wskazał ręką. Obaj zabrali swoje plecaki i odeszli. Justin jeszcze objął mnie krótko w pasie i powiedział, że warto było mu przyłożyć. Byłam na niego wściekła za to co zrobił, bo prosiłam go o to, żeby się opanował, ale z drugiej strony, stanął w mojej obronie, zrobił to dla mnie, więc całe uczucie złości wygasło w jakieś dziesięć sekund. W tym momencie zadzwonił dzwonek, więc chcąc nie chcąc musieliśmy udać się na lekcje. Cały czas o tym myślałam. Mam tylko nadzieję, że go nie zawieszą. Siedziałam na fizyce, stukając długopisem o ławkę i bezmyślnie patrząc na zegar wiszący na ścianie. Każda minuta dłużyła mi się w nieskończoność, ale w końcu nadszedł wymarzony dzwonek. Jak z torpedy wyleciałam z klasy, biorąc ze sobą torebkę. Poszłam pod drzwi gabinetu dyrektora, a sądząc, po dźwiękach dobiegających ze środka, chłopacy jeszcze niewyszli. Usiadłam na ławce i nerwowo czekałam, aż wyjdą.
Nareszcie drzwi się otworzyły, a z gabinetu wyszli kolejno Jus i Jason.
-I co?- podeszłam do swojego chłopaka, stając przed nim. Jason przeszedł obok nas obojętnie, wyraźnie wkurzony. Ponownie przerzuciłam wzrok na Justina, który się uśmiechnął . Przez myśl przeszło mi, czy on aby na pewno nie dostał w głowę.
-Co w tym zabawnego?- spytałam niepewnie, a on objął mnie ramieniem i usiadł na ławce, sadzając mnie sobie na kolanach.
-Wytłumaczysz mi w końcu o co chodzi? Co powiedział dyrektor?
-Nawet nie wiesz jaką mam satysfakcję. Tak naprawdę ta cała bójka na stołówce była tutaj mnie ważna niż to, czego się dowiedziałem. Otóż u naszego, kochanego Jasona, znaleziono narkotyki, o czym od razu została powiadomiona też szkoła. Oprócz tego, że dostanie nadzór kuratora, zostanie też wyrzucony ze szkoły. Z tego wszystkiego wyszło tyle, że ja za to, że mu przełożyłem dostałem jedynie tygodniową kozę. Na tym świecie jednak jest sprawiedliwość.- zaśmiał się i pocałował w policzek. Przeanalizowałam to, co mi powiedział i sama się uśmiechnęłam. Nawet nie wiecie jak się cieszę, z tego, jakich problemów narobił sobie Jason. No i przede wszystkim, Jus nie został zawieszony.
-A teraz możemy iść do uczcić, na pizzy,na lodach, na co tylko masz ochotę. – podniósł się i objął mnie w pasie. Na samą myśl o jedzeniu mój żołądek dał o sobie znać, ale wiedziałam, że nie mogę sobie pozwolić na tak kaloryczne rzeczy. Nagle przypomniałam sobie o telefonie od mamy i odetchnęłam z ulgą, że nie będę musiała tłumaczyć się Justinowi z tego, że się odchudzam.
-Bardzo chętnie, ale nie mogę.- udałam smutną, po czym zaraz dodałam. – Tajemniczy gość.
-Aa no tak, całkiem wypadło mi to zgłowy. Ale jutro gdzieś wychodzimy, nie ma innej opcji.- uśmiechnął się i cmoknął mnie w usta. Uśmiechnęłam się i łapiąc go za rękę, poszłam w kierunku szafki. Wyjęłam z niej kurtkę i schowałam książki. Jus odprowadził mnie pod samdom. Przytulaliśmy się, żegnając się.
-Justin, no puść mnie, musze iść.-zaśmiałam się, próbując lekko go od siebie odepchnąć.
-Nie chcę.- mruknął mi we włosy.
-Ale musisz.- odpowiedziałam i spojrzałam na niego, uśmiechając się.
-Nic nie mu..-zaczął, ale mu przerwałam. –Owszem, musisz, bo ja tak mówię.- wystawiłam mu język, na co on się zaśmiał.
-No dobrze, to w takim razie do jutra. Przyjadę po ciebie rano, pa.- powiedział i pocałował mnie w usta, po czym pożegnałam się z nim i uśmiechnięta weszłam do domu. Dopiero teraz przypomniałam sobie o „gościu”.
Od progu „zaatakowała” mnie mama.
-Miley, nie uwierzysz kto do nas przyjechał na tydzień, twoja ulubiona kuzynka Marie. Upuściłam torbę, którą trzymałam w ręce, a zza rogu salonu wyszła wspomniana dziewczyna. Długie,czarne włosy, idealna figura, piękny uśmiech, ciemne oczy.Przedstawiam wam Marie. Najbardziej znienawidzoną przeze mną kuzynkę.

Rozdział 30.


Siedziałam na skrawku wanny, nerwowo tupiąc nogą. Kompletnie nie wiedziałam, co mamy zrobić. Przecież nie mogłyśmy tutaj siedzieć cały czas, ale nie mogłyśmy też tam wyjść.
-Co robimy?- szepnęła w końcu Vanessa. Wszystkie byłyśmy cholernie przestraszone, wpakowałyśmy się w chorą sytuację.
-Skąd mam wiedzieć?- odpowiedziałam i rozejrzałam się, szukając czegoś, co pomogłoby nam w ucieczce. Nic, zupełnie nic, ale czego miałam się spodziewać w łazience?Oni cały czas pukali drzwi, każąc nam je otworzyć.
-Oni w końcu otworzą te drzwi.- powiedziałam, widząc z jaką siłą szarpią klamkę. Serce waliło mi jak młotem. Wstałam i zaczęłam wysilać swoje szare komórki, próbując wymyślić jak stąd wyjść.
-Boże, jakie my jesteśmy głupie!- powiedziała nagle Megan gwałtownie do mnie podchodząc. - Okno, przecież to dom jednorodzinny, jest nisko.- dodała, a ja zastanowiłam się jak mogłam do cholery na to nie wpaść.  Podeszłyśmy do okna i po cichu je otworzyłyśmy. Było nisko, tak jak myślałyśmy. Całe szczęście, że mają łazienkę na dole. W tym momencie któryś z nich walnął w drzwi tak mocno, że miałam wrażenie, że jeszcze chwila, a zaraz je wyważą.
-Szybko do cholery!- powiedziałam i kiwnęłam głową, żeby szły pierwsze. Megan stanęła na parapecie i zeskoczyła z niego na zewnątrz.
-Ał kurczę, jednak aż tak nisko to tu nie jest. - jęknęła Meg, ale ja machnęłam tylko na to ręką i kazałam iść teraz Vanessie. Dziewczyna zrobiła to samo i już po chwili była na dole. W tym momencie zamek puścił, a drzwi od łazienki gwałtownie się otworzyły. Momentalne serce podeszło mi do gardła. Jak najszybciej umiałam zeskoczyłam z parapetu.  Usłyszałyśmy za sobą wiązankę przekleństw. Zaczęłyśmy biec przed siebie, nie zwracając uwagi na to, że nawet nie wiemy gdzie jesteśmy. Cholernie bałyśmy się, że on nas gonią. Biegłyśmy przez jakieś dziesięć minut, aż w końcu zdyszane stanęłyśmy w miejscu, schylając się i łapiąc oddech.
-Ja już nie mogę. - powiedziałam i przyklękłam próbując chociaż trochę unormować oddech. Nogi odmawiały mi już posłuszeństwa.
-Oni za nami nie idą, jesteśmy już daleko.-powiedziała Meg i oparła się o drzewo.
-Boże, nigdy w życiu tak się nie bałam.- powiedziała Vanessa łamiącym si głosem.
-Tak bardzo was przepraszam.- szepnęła Megan i rozpłakała się. Od razu obie do niej podeszłyśmy i ją przytuliłyśmy.
-Już dobrze, wszystko okej.- mówiłam głaszcząc ją po włosach. - Ale jeszcze raz wymyśl coś tak głupiego i chyba cię zamorduję.- dodałam i wszystkie trzy zaśmiałyśmy się przez łzy. W końcu trochę się ogarnęłyśmy i rozejrzałyśmy dookoła.
-Gdzie my do cholery jesteśmy?- powiedziałam idąc kawałek chodnikiem, próbując znaleźć chociaż tabliczkę z ulicą. Nie dość, że nawet nie wiemy jaka to ulica, to do tego jest już ciemno i nic nie widać.
-I co my teraz zrobimy?- spytała Van podpierając się o drzewo. - Nie wiemy nawet w którą stronę iść.
Wyjęłam z kieszeni moją komórkę. Była rozładowana, więc do niczego w tym momencie nieprzydatna. Zaklęłam pod nosem, kiedy nagle zauważyłam auto, które jechało w naszą stronę. Pierwsza myśl?- to oni. Momentalnie obleciał mnie strach, a serce zaczęło walić jak młotem. Światła samochodu padały wprost na nas, ale zauważyłam, że to na pewno nie byli ci idioci, mieli inne auto. Mimo wszystko bałyśmy się. W końcu nie miałyśmy pojęcia kto to. Nagle auto zatrzymało się obok nas, a my spojrzałyśmy na siebie spanikowane. Drzwi od strony kierowcy otwarły się, a z samochodu wysiadł..
-Rayan?- otworzyłam z wrażenie usta, ale jednocześnie nawet nie wiecie jaką ulgę poczułam.
-Co wy tutaj do cholery robicie same o tej porze?- powiedział nie dowierzając, że nas tutaj widzi. Popatrzyłyśmy na siebie z dziewczynami i mimo wszystko parsknęłyśmy śmiechem.
-Długa historia, nieważne. - odpowiedziała Meg, uśmiechając się.
-Wsiadajcie, odwiozę was.- powiedział Rayan, wchodząc z powrotem do auta. Usiadłam z przodu, a dziewczyny z tyłu. Czułam jakby kamień spadł mi z serce.
-A ty co tutaj robiłeś?
-Byłem u kuzyna, mieszka niedaleko. Lepiej powiedzcie co wy tutaj robiłyście.- mówił prowadząc.
-To naprawdę długa historia, nie chcę mi się dzisiaj opowiadać. - odpowiedziałam i wygodnie oparłam się o siedzenie. - A i ...Rayan nie mów nic Justinowi, dobrze?- podniosłam głowę i spojrzałam na niego.
-Jasne.
-Dzięki.- uśmiechnęłam się, z powrotem kładąc głowę na miękkim oparciu fotela. Chyba na trochę przysnęłam, bo obudził mnie Rayan, kiedy byliśmy pod moim domem. Spojrzałam do tyłu.
-A gdzie dziewczyny?
-Już je odwiozłem, kiedy spałaś.
-Aaa. Dzięki za powiezienie.- uśmiechnęłam się, przecierając zaspane oczy i wysiadłam z auta.
-To pa.- powiedziałam i zamknęłam drzwiczki.  Od razu udałam się do domu. Całe szczęście rodzicie już spali i nie musiałam się tłumaczyć, czego nie mogę powiedzieć o Justinie. Kiedy tylko weszłam do mojego pokoju i podłączyłam telefon do ładownia, na wyświetlaczu pojawiło mi sie 15 nieodebranych połączeń od Justina. Miałam wyrzuty sumienia, że wtedy nie odebrałam. Na pewno się martwił i to bardzo. Spojrzałam na godzinę. Kilka minut po północy. Śpi, czy oddzwonić? Sama nie wiem. W końcu zdecydowałam się wybrac jego numer. Odebrał po pierwszym połączeniu.
-Do jasnej cholery Miley, dlaczego nie odbierałaś? Ty wiesz jak ja się martwiłem?- usłyszałam na przywitanie. Usiadłam na łóżku, biorąc z półki moją piżamę i udając się do łazienki.
-Przepraszam. Miałam wyciszony telefon, bo byłyśmy w kinie, a później poszłyśmy tak pochodzić po mieście i całkiem zapomniałam o włączeniu głosu.
Czułam się źle z tym, że go okłamywałam, ale gdybym powiedziała mu prawdę to zapewne jako cel wyznaczyłby sobie znalezienie tych chłopaków i zamordowanie ich. Znam go .
-Boże, nie rób tak więcej, błagam cię.-  powiedział, a mi momentalnie zrobiło się tak jakoś, ciepło? To było słodkie, że on tak się o mnie martwił.
-Obiecuję, a teraz kończę, śpij, na pewno jesteś śpiący. - powiedziałam zamykając za sobą drzwi łazienki.
-Teraz w końcu zasnę. Dobranoc, kocham cię.- powiedział, a oczami wyobraźni widziałam jak się uśmiecha.
-Ja ciebie też, dobranoc.- odpowiedziałam, po czym rozłączyłam się, zabierając sie w końcu za przebieranie w piżamę.
*
Nie ma to jak zarwać pól nocy w niedzielę, przed poniedziałkiem. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie miałam az tak dużego problemu z wstaniem jak dzisiaj rano. Byłam półprzytomna, ledwo co się ubrałam i zeszłam na dół na śniadanie. Usiadłam przy stole, biorąc łyk kawy mamy leżącej na stole. Nie przesadzam mówiąc, że prawie zasypiałam na siedząco. Czułam się gorzej niż na kacu.
-A ty co taka zmęczona?- spytała mama podając mi talerz z kanapkami. -Nieprzespana noc?
Już otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, ale Alex mi przerwał.
-Zapewne nieprzespana noc z Justinem.- zaśmiał się, a ja kopnęłam go po stołem w nogę, dając mu do zrozumienia, żeby lepiej, dla własnego dobra się zamknął.
-Czy ty coś sugerujesz, Alex?- mama spojrzała na nas uważnie, opierając się o blat.
-On nic nie sugeruje, nie słuchaj go. Ten smarkacz ma po prostu bujną wyobraźnie.- szybko się usprawiedliwiłam.
-Mhm, to, że wczoraj w twoim pokoju on na tobie leżał i się całowaliście, też sobie wyobraziłem. - powiedział z chytrą miną. Wszystko się we mnie zagotowało. Miał siedzieć cicho!
-Zabiję cię.- syknęłam po cichu przez zęby. Moja mama prawie upuściła kubek z kawą, który trzymała w ręce.
-Miley kochanie, wydaję mi się, że jak wrócisz ze szkoły będziemy musiały porozmawiać.- powiedziała. Wiedziałam na jaki temat ma być ta rozmowa i na samą myśl się wzdrygnęłam. Nie mam zamiaru rozmawiać z rodzicami na takie tematy!
-Mamo, nie słuchaj go, on kłamie.- próbowałam się usprawiedliwiać.
-Kłamie, czy nie, teraz masz chłopaka, więc muszę omówić z tobą kilka spraw.
-Świetnie- warknęłam pod nosem wkurzona do granic możliwości. Przez to wszystko, przez przypadek wylałam sobie na spodnie herbatę.
-No kurde!- powiedziałam wkurzona, spierając plamą ścierką, ale nie wiele to dało. Musiałam iść do góry się przebrać. Wzięłam fioletowe rurki z szafy i zdjęłam poplamione spodnie, zakładając te. Jakie było moje zdziwienie, kiedy nie potrafiłam naciągnąć spodni na tyłek.
-No przecież jeszcze całkiem niedawno w nich chodziłam.- mówiłam sama do siebie, wsuwając spodnie. W końcu zorientowałam się, że to nie ma sensu, nie uda mi się ich włożyć. Przytyłam....? Momentalnie "włączyła mi się panika". Mam obsesję na punkcie swojej wagi, ja pop prostu nie mogę ważyć za dużo. Spojrzałam w lustro i dokładnie przyjrzałam się mojemu ciału.
-Boże, że też ja wcześniej nie zauważyłam jaka gruba jestem. - przyłożyłam dłoń do ust. Zachciało mi sie płakać, ale powstrzymałam to.
-Nie, nie mogę sie nad sobą użalać, tylko muszę to zmienić. Koniec z jedzeniem, raz na zawsze.
Powiedziałam sama do siebie. Od teraz kieruję się tymi słowami non stop, przecież ja muszę schudnąć, nie mogę tak wyglądać. Wybrałam inne spodnie i zeszłam ponownie na dół.
-Miley zjedz w końcu te kanapki.- powiedziała mama z kuchni.
-Nie, wiesz co, ja chyba nie jestem głodna, dziękuje.- odpowiedziałam bez namysłu i włożyłam buty i kurtkę.
-To ja idę.- krzyknęłam i wyszłam z domu z torbą na ramię.
-Od dzisiaj nic nie jem, nie ma innej opcji.- pomyślałam i poszłam przed siebie.

Rozdział 29.


W końcu dobiegłyśmy z Vanessą do Meg stojącej z tymi chłopakami. Od razu na nas spojrzeli uśmiechając się. Naprawdę nie wyolbrzymiam mówiąc, że wyglądali podejrzanie. Nie chodziło mi o to, że nie byli przystojny czy coś, mieli po prostu w sobie coś takiego, że widząc ich, po prostu wiesz, że to nie jest odpowiednie towarzystwo i powinnaś trzymać się od nich jak najdalej. I tak zapewne bym zrobiła, gdyby nie to, że Megan chyba porządnie uderzyła się w głowię i wymyśliła coś tak głupiego, żeby do nich podejść.
-No witam piękne panie.- zaśmiał się jeden z nich, a my z Van wymusiłyśmy sztuczny uśmiech i mruknęłyśmy pod nosem "Hey".
-To jest Miley i Vanessa, dziewczyny to jest Liam, Jake, Chad i Mike. - Megan wskazała kolejno na chłopaków, a ja uśmiechnęłam się sztucznie. Byłam wściekła na Meg, że wkopała nas w coś takiego.
-Czyli ma się rozumieć, że wy też idziecie na imprezę? Świetnie. - zaśmiał się, jeśli dobrze zapamiętałam Liam.
-Tsa, świetnie. - mruknęłam pod nosem.
-No to chodźcie, mamy duże auto, zmieścicie się. - uśmiechnął się Jake. Spojrzałam na Megan, miałam nadzieję, że w końcu poszła do rozum do głowy, ale widząc z jakim jest w niej entuzjazm straciłam nadzieję. Modliłam się tylko w duchu, żebyśmy nie pakowały się w coś niebezpiecznego.
-To super.- uśmiechnęła się Meg i odgarnęła włosy z twarzy. - W ogóle dzięki za zaproszenie, miło z waszej strony.- dodała. Tak, bardzo miło-pomyślałam z sarkazmem, ale nie powiedziałam tego na głos.
-Nie ma sprawy.- skwitował Chad i dałabym sobie rękę uciąć, że znacząco spojrzał na jednego ze swoich kumpli. Potrząsnęłam głową, próbując nie wpędzać się w jakąś paranoję.
*
Wysiedliśmy z auta pod niedużym domem. Już w aucie miałam ochotę kazać im mnie wysadzić gdziekolwiek. Liam cały czas się na mnie gapił, całkiem przypadkiem mnie dotykał i rzucał mi jakieś dwuznaczne spojrzenia. Starałam się nie zwracać na to uwagi, ale to było co najmniej irytujące. Stałam przy aucie, z założonym rękami, patrząc w jeden punkt. Nie podobało mi się tutaj, nie podobała mi się ta okolica, nie podobał mi się ten dom, oni mi się nie podobają, nic mi się tutaj nie podoba. Nagle poczułam czyjąś dłoń na biodrze. Momentalnie ją zrzuciłam, widząc, że to Liam.
-Nie pozwalasz sobie na za dużo?- warknęłam wkurzona i odeszłam do dziewczyn.
-To wszystko mi się nie podoba.- powiedziałam niepewnie.
-A myślisz, że mi tak?- skwitowała Vanessa i obie spojrzałyśmy karcącym wzrokiem na Megan, której najwidoczniej nic nie ruszało. Cały czas się uśmiechała.
-Oj no przestańcie marudzić, będziemy się dobrze bawić, będzie fajnie.- powiedziała, kiedy zorientowała się, że obie na nią patrzymy. Chciałam coś powiedzieć, ale nie zdążyłam nic powiedzieć, bo podeszli do nas chłopacy.
-Chodźcie do środka.- powiedział Chad uśmiechając się. Wyraźnie podobała mu się Meg, cały czas na nią patrzył. Posłusznie udałyśmy się za nimi do środka. Wnętrze domu również jakoś specjalnie mnie do nich nie przekonało, wręcz przeciwnie.
-Zaraz, tutaj chyba miała być jakaś impreza.- powiedziałam w końcu, kiedy zorientowała się, że nijak nie przypomina mi to imprezy. Oni tylko się zaśmiali. Mike podszedł do głośników i puścił głośno muzykę.
-Jesteśmy my, piękne dziewczyny, muzyka, a więc mamy imprezę. - uśmiechnął się głupkowato Jake. Spojrzałyśmy na siebie z Van. Jak widać nie tylko ja miałam złe przeczucia.
-Ale od razu mówimy, że nie będziemy mogły być długo, jutro w końcu poniedziałek, sami wiecie.- powiedziałam i niepewnie usiadłam na kanapie.
-Mhm, oczywiście, rozumiemy. - zaśmiał się Liam, a ja byłam pewna, że wyczułam w jego wypowiedzi nutkę sarkazmu.
-Chcecie coś do picia? Sok, wodę, albo coś mocniejszego?- spytał Chad stojąc w progu. Momentalnie przypomniałam sobie sytuację na imprezie u Jasona i szybko zareagowałam.
-Nie, nie chcemy nic do picia.- odpowiedziałam za nas wszystkie. Od tego co się wydarzyło, nigdy więcej nie wypiję od znajomego, ani tym bardziej od obcego picia. Dziewczynom dla ostrożności też na to nie pozwolę. Meg i Van spojrzały na mnie, ale chyba domyśliły się dlaczego tak odpowiedziałam, bo nie sprzeciwiały się temu co powiedziałam.
-Jak chcecie, my się napijemy. - odpowiedział i wyciągnął z lodówki 4 piwa, podając je kumplom. Poczułam wibrację w kieszeni. Sięgnęłam po telefon, który się tam znajdował i spojrzałam na wyświetlacz- Justin. Przygryzłam nerwowo wargę i schowałam komórkę z powrotem do kieszeni. Nie mogłam odebrać, bo co gdyby zapytał gdzie jestem? Miałabym odpowiedzieć " A wiesz u jakichś obcych chłopaków w domu"? A nie chciałam go okłamywać. Uznałam, że najlepszym rozwiązaniem będzie po prostu nieodebranie telefonu.
*
Jesteśmy tu od jakiejś godziny. Vanessa siedzi na łóżku bawiąc się komórką, a Megan stoi przy ścianie z Chadem, flirtując z nim w najlepsze. A ja? Siedziałam na fotelu, z założonymi rękami, czekając, kiedy jaśnie pani Megan zdecyduje się wracać. Miałam dosyć siedzenia tutaj.
-Naprawdę grasz na gitarze?- mówiła Meg wyraźnie zachwycona tym całym Chadem. Była w niego wpatrzona jak w obrazek.
-Mogę ci pokazać jeśli chcesz.- wyszczerzył się z dumną miną, a moja przyjaciółka uśmiechnęła się.
-Naprawdę? Z chęcią posłucham.
-Mam gitarę w pokoju, chodź pójdziemy po nią.- powiedział i złapał ją za rękę, idąc z nią do góry. Ona nawet nie zaprotestowała. Czy ona upadła na głowę? Od razu wstałam z zamiarem zareagowania.
-Megan chodź tutaj muszę z tobą pilnie pogadać.- powiedziałam głośno, ale ona tylko machnęła ręką, dając mi do zrozumienia, że pogadamy później.
-Meg..- miałam zamiar powiedzieć po raz kolejny, ale poczułam czyiś oddech na swojej szyi. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam oczywiście Liama. Przewróciłam oczami.
-Co ty taka smutna?- zaśmiał się stając maksymalnie blisko mnie.
-Nie jestem smutna.- odpowiedziałam oschle i ponownie patrzyłam w jeden martwy punkt.
-A więc jaka, zła? Przydałby ci się chłopak, który poprawiłby ci humor.- powiedział biorąc łyk piwa. Spojrzałam na niego z pogardą.
-Dla twojej wiadomości mam chłopaka. - warknęłam.
-Ooooł to on raczej nie jest dla ciebie, skoro pozwala ci chodzić w takim humorze.
-Potrafisz sobie wyobrazić, że nie miałabym takiego humoru, gdybym zamiast siedzieć tutaj, była teraz z nim?- odpowiedziałam sarkastycznie.
-A więc dlaczego przyjechałaś tutaj zamiast być z nim?- zaśmiał się.
Już otwierałam usta, żeby coś odpowiedzieć, ale w zasadzie to nie wiedziałam co.
-Właśnie.- dodał z głupkowatym uśmiechem i objął mnie w talii. Od razu zareagowałam.
-Nie dotykaj mnie do cholery.- wycedziłam przez zęby i odsunęłam się od niego. Odeszłam wkurzona i udałam się do kuchni z zamiarem nalania sobie szklanki wody, żeby ochłonąć. Wzięłam do ręki szklankę z wodą i oparłam się o blat. Byłam wkurzona i to maksymalnie. Mogłam teraz siedzieć w domu oglądając telewizję, albo chociażby spotkać się z Justinem, ale przez głupie pomysły Megan, siedzę w jakieś melinie z kompletnymi idiotami. Nagle naprzeciw mnie stanął Liam.
-Po co do cholery za mną łazisz? Zajmij się sobą. - powiedziałam oschle. Chłopak niebezpiecznie się do mnie przybliżył, muszę przyznać, że serce momentalnie zaczęło bić mi szybciej. Chciałam się odsunąć, ale ułożył dłonie po obu moich stronach na blacie i nie miałam jak odejść.
-Wypuść mnie. - powiedziałam cicho, ale starając się zabrzmieć stanowczo. On tylko przybliżył się jeszcze bardziej do mnie.
-Nie bądź taka spięta skarbie.- szepnął mi do ucha uśmiechając się. Dobra, teraz to mi się już naprawdę bardzo nie podoba, żeby nie powiedzieć, że powoli włączała mi się panika.
-Daj mi przejść i nie mów do mnie "skarbie". Liam się zaśmiał i ponownie nachylił nad moim uchem.
-Twój chłopak nie musi się o niczym dowiedzieć.- powiedział i uśmiechając się pocałował mnie w szyję. Dobra, w tym momencie spanikowałam, nie będę udawać, że zachowała spokój, bo wcale tak nie było. Serce waliło mi jak młotem. Próbowałam go odepchnąć i odejść, ale on był silniejszy ode mnie, przez co nie miałam szans. W przypływie impulsu, zgięłam kolano i z całej siły kopnęłam go w krocze. Chłopak od razu zgiął się z bólu, a ja wykorzystałam moment i podbiegłam do pierwszego, lepszego pomieszczenia na korytarzy, którym była łazienka. Zamknęłam się w niej na klucz i osunęłam pod drzwiach. Zaczesałam grzywkę do tyłu, głośno oddychając. Boże, wiedziałam, wiedziałam, że pakujemy się w jakieś gówno. Nagle usłyszałam szarpanie klamki, momentalnie podskoczyłam, ale kiedy usłyszałam za drzwiami głos Vanessy, szybko się podniosłam i wpuściłam do środka, z powrotem zamykając za nami drzwi. Serce cały czas biło mi nad wyraz szybko, nogi się trzęsły, a oddech był przyspieszony.
-Co się stało?!- spytała od razu Van, potrząsając mnie za ramiona.
-Ten kretyn się do mnie przystawiał. - odpowiedziałam drżącym głosem. Vanessa złapała się jedną ręką za czoło, a drugą położyłam sobie na biodrze.
-Mike też się do mnie przystawiał. - powiedziała po chwili, a mi w jednej chwili przypomniało się o Megan.
-Cholera jasna, Meg!- powiedziałam nagle,  a w tym momencie brzuch zaczął boleć mnie ze strachu.
-Boże a jeśli on jej coś..- Vanessa przyłożyła dłoń do ust. W tym momencie obie "podskoczyłyśmy", kiedy ktoś gwałtownie zaczął pukaćw drzwi. Spojrzałyśmy na siebie przerażone.
-Dziewczyny, to ja, otwórzcie. - usłyszałyśmy zza drzwi spanikowany głos naszej przyjaciółki i od razu podbiegłyśmy, żeby ją wpuścić. W pierwszej chwili, kiedy ją zobaczyłam ogarnęła mnie panika. Wyglądała na śmiertelnie przestraszoną. Gwałtownie zamknęłyśmy za nią drzwi.
-Co ci się stało?- spytałam przestraszona.
-Ja nie wiedziałam, że on taki jest. - odpowiedziała i tak po prostu się rozpłakała.
-Zrobił ci coś?- prawie krzyknęła Vanessa, a Meg pokręciła przecząco głową.
-Ale chciał, jak byliśmy do góry, u niego w pokoju to zaczął mnie dotykać i całować, a jak powiedziałam, żeby mnie puścił to mnie przytrzymał i pchnął na łóżko. Nawet nie wiem jak udało mi się uciec.- dodała i rozpłakała się na dobre. Obie ją przytuliłyśmy.
-Co ci strzeliło do głowy, żeby w ogóle tutaj przychodzić.- szepnęłam gładząc ją po włosach.
-Nie wiem, przepraszam.- mówiła przez łzy. W końcu udało nam się ją trochę uspokoić. Usiadłam na wannie i oparłam czoło na dłoni.
-Dziewczyny, nie róbcie sobie jaj, otwórzcie.- usłyszałyśmy nagle razem z głośnym pukaniem w drzwi. Spojrzałyśmy na siebie spanikowane. Kiedy nijak nie zareagowałyśmy, któryś z nich walnął pięścią w drzwi.
-Otwórzcie te cholerne drzwi!
-I co my teraz zrobimy?- szepnęłam. - Przecież nie możemy tam wyjść.-dodałam, a mój głos drżał do tego stopnia, że miałam wrażenie, że zaraz się rozpłaczę. Walenie w drzwi nie ustawało, a my byłyśmy kompletnie spanikowane.
-Ty i te twoje chore pomysły!- warknęłam patrząc z wyrzutem na Megan.
-Wiem, komórka! Zadzwońmy na policję!- powiedziałam szybko i wyciągnęłam telefon z kieszeni.  - Jasna cholera, rozładował się.- dodałam po chwili rozpaczliwym głosem. - A wasze?
-Ja nie wzięłam z domu.- powiedziała Van, a ja spojrzałam na Meg. - A ty?
-Zostawiłam w jego pokoju.- spuściła wzrok. Schowałam twarz w dłonie i nachyliłam się.
-No to jesteśmy za przeproszeniem w dupie.

Rozdział 28.


Obudziłam się grubo po jedenastej. Ale co się dziwić, skoro wczoraj poszłam spać po 2 w nocy. Poniosłam się i leniwie rozciągnęłam mięśnie. Przetarłam zaspane oczy i wzięłam do ręki komórkę, wybierając numer Christiana. Odebrał po kilku połączeniach.
-Hey Chris i jak tam Justin?- spytałam, jednocześnie podnosząc się z łóżka i wychodząc w pokoju.
-Jeszcze śpi. Przepraszam, że wczoraj ściągałem cię tutaj w środku nocy, ale my naprawdę już sobie z nim nie radziliśmy.
-W zasadzie to jestem wściekła na was za to, że piliście, ale. - w tym momencie parsknęłam śmiechem. - Przynajmniej miałam rozrywkowy wieczór, a raczej noc.- poprawiłam się. - No i było zabawnie.
-Boże, co ten idiota ci jeszcze mówił w pokoju?- zaśmiał się Chris, a ja przypominając sobie jego jakże romantycznie oświadczyny i deklarację o chęci bycia ojcem moich dzieci prawie wybuchłam śmiechem.
-Niee, nic takiego.- powiedziałam, uśmiechając się. Weszłam do kuchni, gdzie wzięłam do ręki jabłko leżące w miseczce na stole i poszłam do salonu, siadając na kanapę.
-Okej, nie wnikam. - parsknął śmiechem. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że od pobytu w szpitali nie gadałam jeszcze z Chrisem o tym, co mi wtedy powiedział.
-Christian.- powiedziałam niepewnie do telefonu.
-Hm?- spytał, chociaż dałabym sobie rękę uciąć, że wie o czym chcę rozmawiać.
-To co powiedziałeś mi wtedy w szpitalu.- powiedziałam, czekając chwilę na jego reakcję, której nie usłyszałam, więc postanowiłam kontynuować. - Naprawdę się z tym pogodziłeś? Nie chcę cię ranić, ja po prostu..- nie skończyłam, bo chłopak mi przerwał.
-Wiem, że go kochasz Miley. I teraz już wiem, że on kocha ciebie, szczerze, naprawdę, nie na pokaz. Mimo wszystko, oboje jesteście moimi przyjaciółmi i życzę wam jak najlepiej. Owszem, to czasami boli, ale chcę żebyście byli szczęśliwi.
-Jesteś cudowny.- wydusiłam w końcu z siebie, a uśmiech niekontrolowanie pojawił się na moich ustach.
-Tak wiem.- odpowiedział dumnie, po czym oboje parsknęliśmy śmiechem.
-A wracając do Justina, to zdradzisz mi co o mnie wczoraj mówił?- zaśmiałam się.
-Same pozytywne rzeczy. Nic więcej zdradzać nie będę, bo obowiązuje mnie męska solidarność.- odpowiedział, a ja przewróciłam oczami, ale jednocześnie się uśmiechając.
-Męska solidarność, pff też mi coś.- zironizowałam, po czym oboje wybuchliśmy śmiechem.
-Ja kończę, pan skacowany chyba wreszcie się obudził.
-Mam nadzieję, że ma porządnego kaca, należy mu się.
-Mój łeeeeeeeeb.- usłyszałam nagle w tle, jak mniemam jęczącego Justina.
-Z tego co słyszę, wnioskuje, że jego kac sięgnął zenitu.- oboje się zaśmialiśmy.
-Ok, ja kończę. Pa.- powiedziałam i rozłączyłam się. Zjadłam do końca jabłko, które sobie przyniosłam i bezmyślnie przerzucałam kanały w telewizorze. Wzięłam do ręki sok, który leżał na stole i zrobiłam jego łyk.
-Miley spałaś z Justinem?!- usłyszałam krzyk i momentalnie wyplułam zawartość ust z powrotem do szklanki. Spojrzałam na miejsce, z którego dobiegał wrzask. Alex.
-Czy ciebie idioto popieprzyło do reszty? Za dużo Piccola wypiłeś?- wydarłam się na niego, analizując jego słowa. - Po pierwsze skąd ci to w ogóle przyszło do głowy, a po drugie to nie twoja sprawa smarkaczu.- dodałam oburzona.
-Nie jestem smarkaczem! Panna dorosła się znalazła. Zobaczysz jaka jesteś dorosła, jak powiem o tym rodzicom. - wzruszył ramionami i robiąc chytrą minę wyszedł z pokoju. Jak poparzona zerwałam się z łóżka i zaczęłam go gonić. Spieprzał po całym domu, ale w końcu udało mi się go dorwać. Złapałam go za bluzę i przycisnęłam do ściany.
-W tej chwili mów kto ci to powiedział?- powiedziałam wkurzona.
-Czyli jednak to prawda?
-Nie!- odpowiedziałam szybko, ale po krótkim zastanowieniu dodałam - Zresztą to nie twój interes! Mów lepiej skąd w ogóle masz takie informacje.
-Informacje kosztują. - uśmiechnął się chytrze.
Pieprzony materialista.
-10 dolarów, dam ci później, mów.
Alex wybuchnął głośnym śmiechem. Za 10 dolarów to ja ci mogę co najwyżej powiedzieć, że rodzice cię zabiją, kiedy się o tym dowiedzą.
-20! Pasuje?- nie wierzę, że płacę własnemu bratu.
-Nooo, to już lepsze.- zaśmiał się, a ja przycisnęłam go mocniej do ściany.
-Słuchaj gówniarzu. Rodziców na pewno zainteresuje też ta puszka po piwie, którą kiedyś znalazłam w twoim pokoju, pamiętasz?- uśmiechnęłam się sztucznie, na co z jego twarzy od razu zniknął ten uśmieszek.
-Okej, okej 20 dolarów wystarczy.
-A teraz mów do cholery kto ci coś takiego nagadał!
Naprawdę byłam ciekawa jakim cudem takie bzdurne informacje dotarły do mojego brata.
-Dobra, ale puść mnie.
Puściłam jego bluzę i stanęłam kilka kroków przed nim z założonymi rękami.
-Wiem to od Larrego.- powiedział w końcu.
-A skąd twój przygłupi kolega w ogóle wytrzasnął takie ploty?
-Podsłuchał rozmowę Jasmine z Amy w jej pokoju.
Zagotowało się we mnie. Wredne, fałszywe, pieprzone dziw..
-Mów wszystko co wiesz od Larrego!- potrząsnęłam nim, wkurzona do granic możliwości.
-Zacytuję ci fragment rozmowy Amy z Jasmine, który przytoczył mi Larry. - Alex wyjął komórkę, najprawdopodobniej w celu odczytania mi smsa.
-"Ta suka Miley mi go zabrała, rozumiesz? Tak po prostu mi go zabrała! Boże co on w niej widzi? Przecież ja jestem od niej ładniejsza, zgrabniejsza i w ogóle..no lepsza! Mogę się założyć, że się z nim przespała. Justin po prostu chciał spróbować czegoś nowego, ale nie martw się. Już niedługo ją zostawi, orientując się, że traci z nią tylko czas i wróci do mnie. Przecież to oczywiste" - czytał, a ja miałam usta otwarte z wrażenia.
-Tutaj masz to, co powiedziała Amy. - powiedział Alex i czytał dalej. - "No jasne, nie przejmuj się nią. Nie dość, że brzydka to jeszcze niezgrabna. Wiesz co? Na pewno mu już nieraz dała, Bieber na to poleciał, ale tylko dlatego, że ona jest dla niego nowością. Ona jeszcze bezczelnie kłamała mi oczy, że oni nie są parą, a chwilę potem lizali się przy aucie. Pewnie potem pojechali do niego.  Założę się, że jeszcze góra tydzień i będzie błagał, żebyś się z nim umówiła."
-Nie, dobra, okej.- przerwałam mu. Naprawdę nie chciało mi się dłużej tego słuchać. Odeszłam, udając się na schody. Weszłam do mojego pokoju i rzuciłam książką, znajdującą się pod ręką. Idiotki, puste kretynki. Usiadłam na łóżku powtarzając do siebie, żeby oddychać i się nie denerwować. Przecież ja miałam ochotę je zabić w tym momencie. Gówno wiedzą. Może dla dziewczyn ich pokroju to takie dziwne, że nie musiałam spać z chłopakiem, żeby ze mną był, ale to już nie moja sprawa. Wzięłam kilka głębokich oddechów i wyszłam ponownie z pokoju.
-Alex, to co one mówiły to nieprawda. Nawet nie waż się gadać takich bzdur rodzicom.- powiedziałam do brata.
-Dlaczego mam cię słuchać?- zaśmiał się. Jeszcze on doprowadzał mnie do szału. Podeszłam do niego i przyciągnęłam go za koszulkę do siebie.
-Bo jeśli tylko się dowiem, że coś takiego im powiedziałeś to jesteś martwy. Ale nie ja cię zamorduję, tylko rodzice, kiedy dowiedzą się wielu interesujących rzeczy o tobie, które wiem. Naprawdę nie chcę mi się wymieniać, ale uwierz mi, że trochę tego jest.- uśmiechnęłam się ironicznie i odepchnęłam go z powrotem na łóżko. Przełknął głośno ślinę.
-Nie no, okej. Taak, tylko sobie żartowałem.
Wyszłam z salonu i ponownie udając się do pokoju, wybrałam ciuchy na dziś i poszłam do łazienki.
*
Siedziałam na łóżku w swoim pokoju, czytając temat w książce z historii, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Aleeeex, otwórz.- wydarłam się, nie odrywając wzroku od książki. Nie usłyszałam odpowiedzi, ale sądząc po dźwiękach dobiegających z domu, poszedł otworzyć.
Szczerze mówiąc lubiłam historię, a temat całkiem mnie wciągnął, więc nawet nie przyszło mi do głowy zapytać brata, kto przyszedł. Usłyszałam ciche pukanie w uchylone drzwi. Nie odrywając wzroku od książki, powiedziałam głośno:
-Od kiedy ty pukasz? Wow, jestem pod wielkim wrażeniem. A teraz mów co chcesz i spadaj.- rzuciłam oschle, kiedy drzwi się uchyliły, a ktoś cicho się zaśmiał.
-Aż tak źle? Przyszedłem właśnie przeprosić.
Podniosłam wzrok i zobaczyłam Justina stojącego w progu mojego pokoju z bukietem kwiatów w dłoni. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Myślałam, że to Alex. - zaśmiałam się i wstałam z łóżka, podchodząc do niego.
-Ale ja naprawdę mam za co przepraszać.- podał mi kwiaty. - Wczoraj się schlałem i jak się dzisiaj dowiedziałem, musieli budzić cię w środku nocy, żeby mnie ogarnąć, przepraszam. - dodał i podrapał się zmieszany po głowie. Postanowiłam chwilę poudawać. Położyłam kwiaty na biurku i z powrotem usiadłam na łóżku, biorąc do ręki książkę. Justin usiadł na brzegu łóżka i zabrał mi z dłoni książkę, kładąc ją na półkę. Przysunął się do mnie i spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem.
Byłam nieugięta.
-W nocy nie pozwoliłeś mi spać, a teraz nie pozwalasz czytać książki? Jaśnie pan pozwoli, że będę chociaż oddychać.- powiedziałam z sarkazmem, chociaż miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, przytulić go i powiedzieć, że się nie gniewam.
-Miley, skarbie przepraszam, bardzo, bardzo przepraszam. - przejechał dłonią po moim udzie. Założyłam ręce, niczym obrażona pięciolatka i nawet na niego nie spojrzałam.
-No nie gniewaj się na mnie. - szepnął i ujął moją dłoń. Przejechał kciukiem po zewnętrznej części mojej dłoni, a ja nadal starałam się udawać nieugiętą.
-Nie mamy chyba o czym rozmawiać. - powiedziałam oschle. Jego mina zbitego psa cholernie mnie rozczulała.
-No wybacz takiemu idiocie jak ja. Nakrzycz na mnie, zwyzywaj mnie, ale już się nie gniewaj. - szepnął proszącym głosem.
-Justin ja..- zaczęłam i demonstracyjnie wzięłam głęboki oddech. - Ja żartowałam.- dodałam i nie umiejąc dłużej wytrzymać, wybuchłam śmiechem. Justin spojrzał na mnie najpierw jak na idiotkę, a po chwili również zaczął się śmiać.
-Ty wredna jesteś, wiesz?- zaśmiał się i lekko rzucił mnie poduszką, a jak oddałam mu trzy razy mocniej.
-Wiem.- uśmiechnęłam się dumnie i przybliżyłam go niego. Już mieliśmy się pocałować, kiedy Jus nagle złapał mnie w pasie i zaczął gilgotać, kładąc na łóżko.
-Niee! Justin, przestań!- zaczęłam się drzeć przez śmiech. On kompletnie na to nie reagował.
-No proszę cię! Nienawidzę gilgotania, Justin!- krzyczałam tak, że chyba ludzie na ulicy mnie słyszeli, ale miałam to gdzieś.
-Ale muszę dostać w zamian buziaka. - wyszczerzył się.
-Doobra, dobra dostaniesz ale przestań!- mówiłam śmiejąc cię. Po chwili przestał mnie gilgotać. Uspokoiłam przyspieszony przez śmiech oddech i spojrzałam na niego.
-I kto tu jest wredny ten jest.- zaśmiałam się.
-Oboje jesteśmy wredni.- uśmiechnął się i przysuwając swoją twarz jeszcze bardziej do mojej i lekko ją przechylając, pocałował mnie. Naprawdę, powtarzanie po raz setny tego, co czuję, kiedy mnie całuje jest bezsensu, więc tym razem zostawię to po prostu dla siebie. Całowaliśmy się tak chwilę, po czym ktoś brutalnie przerwał nam tą, jakże przyjemną czynność. Oboje spojrzeliśmy w stronę drzwi.
-Tsaaa, uważaj Miley bo uwierzę, że to nieprawda.- Alex stał w drzwiach z założonymi rękami, głupkowato się uśmiechając. Tak w zasadzie to dopiero teraz chyba zorientowałam się, że Justin na mnie leżał. Naprawdę nie kłamię! Jus od razu ze mnie zszedł, a ja wzięłam do ręki poduszkę i rzuciłam w młodszego brata.
-Po pierwsze się puka, a po drugie lepiej się zamknij, już ci mówiłam dlaczego.
Od razu się zamknął.
-Chciałem ci tylko powiedzieć, że wychodzę do kumpla.
-Tsa, to świetnie, szerokiej drogi. Nara.- powiedziałam ironicznie, a on tylko prychnął i wyszedł trzaskając drzwiami. Justin na mnie spojrzał.
-O czym on mówił? Co jest nieprawdą?- spytał.
-Co? A nie, nic nieważne.- uśmiechnęłam się.
-Swoją drogą miła z ciebie starsza siostra.
Oboje wybuchliśmy śmiechem, a ja walnęłam go w ramię.
-No wiem. - odpowiedziałam z uśmiechem. Jus ponownie rozłożył ręce po obu moich stronach i nachylił się nade mną, próbując położyć.
-To na czym skończyliśmy?- szepnął z uśmiechem.
Miley, zapanuj nad sytuacją. - pomyślałam i wzięłam się w garść, nie dając nawet "dojść do słowa" hormonom.
-Na tym, że właśnie miałam iść włożył kwiaty do wody.- zaśmiałam się i podniosłam, zabierając jego dłonie. Zeszłam z łóżka i podeszłam do biurka, gdzie były kwiaty. Spojrzałam na Justina, uważnie mnie obserwował uśmiechając się.
-No co?
-Nie, no nic.- wyszczerzył się.
-Zaraz przyjdę.
Wyszłam z pokoju, udając się na dół po jakiś wazon z wodą. Miley, pilnuj się, pamiętaj.- pomyślałam. Zapewne zorientował się, że celowo "rozluźniłam" trochę sytuację. Wzięłam z salonu wazon i napełniłam go wodą, po czym wróciłam do pokoju. Włożyłam kwiaty do wody i usiadłam z powrotem na łóżku.
-Dziękuje za kwiaty. -uśmiechnęłam się, a on dał mi tylko krótkiego buziaka w usta.
-A właśnie, pamiętasz może coś z wczoraj?- zaśmiałam się.
-Nie, nic.- wyszczerzył się.
-No wiesz co? Jak możesz nie pamiętać tego, że mi się oświadczyłeś i powiedziałeś, że chcesz mieć ze mną dzieci!- powiedziałam udając obrażoną, po czym oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
-Mam chociaż nadzieję, że przyjęłaś te oświadczyny!- powiedział przez śmiech.
-Ależ oczywiście.
Resztę popołudnia spędziliśmy w moim pokoju. Nic takiego się w nim nie działo, tak dla jasności.
*
Siedziałyśmy z Megan i Vanessą na ławce w parku ciągle się z czegoś śmiejąc.
-Wiecie co? Mam dzisiaj ochotę zrobić coś szalonego.- wypaliła Meg, a my spojrzałyśmy na nią jak na idiotkę.
-A dokładniej?- spytałam, nie bardzo wiedząc co ma na myśli.
-No wiecie, coś spontanicznego, zapoznać nowych ludzi, iść w jakieś fajne miejsce, no cokolwiek.- odpowiedziała i nagle klasnęła w dłonie. - Patrzcie tam- dodała i dyskretnie wskazała na czwórkę chłopaków siedzących, kilka ławek dalej od nas. Nie robili dobrego wrażenia. I nie miałam tutaj  na myśli, że nie byli przystojni czy coś, po prostu wyglądali jakoś tak podejrzanie.
-I co w związku z nimi?- powiedziała Vanessa, ale nie otrzymała odpowiedzi, ponieważ Meg była już w drodze do ich ławki. Wytrzeszczyłyśmy oczy. Czy jej do reszty odbiło?
-Megan do cholery no!- krzyknęłam za nią, ale ona mnie olała. Oglądałyśmy z daleka jak Meg podchodzi do tych chłopaków. Uśmiechnęła się i zapewne powiedziała jak ma na imię. Nic więcej nie wiem, bo byli za daleko, żebym mogła usłyszeć.
-Czy ona jest normalna? Podchodzi do jakichś zupełnie obcych gości i do tego podejrzanie wyglądających.- powiedziała Van, obserwując naszą przyjaciółkę.
-Nie, ona nie jest normalna.- powiedziałam.
Po chwili podbiegła do nas Megan.
-Wiecie jacy oni fajni?- powiedziała podekscytowana śmiejąc się.
-Mhm, wywnioskowałaś to po 5 minutowej rozmowie. Fajnie, a teraz chodźmy stąd.- skwitowałam.
-Nie! Oni zaprosili nas na imprezę do siebie, powiedzieli, że będzie też kilka innych fajnych osób. Musimy tam iść!
-Czy ty oszalałaś? Nie pójdę nigdzie z jakimiś obcymi chłopakami, tym bardziej do nich!- prawie krzyknęłam.
-Van, a ty idziesz?- spojrzała na nią, a ta tylko popukała się w czoło. Megan wzruszyła ramionami.
-Nie to nie, pójdę sama. A wy się nudźcie.- powiedziała i tak po prostu odeszła w ich stronę.
-Wracaj tu!- krzyknęła Vanessa, ale ona nas olała.
-Musimy z nią iść!- powiedziała szybko.
-Zwariowałaś? Równie dobrze, chodźmy może przejdźmy się w nocy ciemną uliczką. - zironizowała Van.
-No właśnie, pozwolisz, żeby poszła tam sama?
-No nie, ale..
-Nie ma "ale" nie przemówimy jej teraz do rozsądku, musimy iść z nią.
Patrzyłam jak nasza przyjaciółka jest już prawie przy tych chłopakach, więc musiałyśmy szybko się zdecydować.
-Jasna cholera- zaklęła pod nosem Vanessa i nerwowo postukała obcasem o ziemię.
-Dobra, chodź!- dodała po chwili i od razu szybkim krokiem zaczęłyśmy iść w ich kierunku.
-Boże, w co my się pakujemy?- powiedziałam pod nosem.

Rozdział 27.


Przez chwilę po prostu staliśmy w takiej pozycji opierając się o siebie czołami i uśmiechając się. Chyba dopiero teraz tak naprawdę odważyłam się zaakceptować swoje uczucia do Justina. Tak, bałam się ich, bałam się coś do niego czuć, bo to wydawało się takie głupie i nierealne. Tyle lat kłótni, tyle sprzeczek, dogryzania sobie wzajemnie, chyba nikt nie spodziewał się, że kiedykolwiek coś do siebie poczujemy z Justinem.

-Chyba troszkę pada.- zaśmiałam się cicho, ale jednocześnie ani mi się śniło odsuwać się od niego chociaż o milimetr.

-Naprawdę? Nawet nie zauważyłem.- również się uśmiechnął i wtulił mnie w siebie jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwie.

Sama nie wiem jak opisać to jak się w tym momencie czułam. Ta bliskość między nami wywoływała u mnie chyba wszystkie z możliwych objawów zakochania. Serce bijące nad wyraz szybko, żeby nie powiedzieć sprawiające wrażenie jakby każdy dookoła słyszał jego bicie czy to ukłucie w brzuchu, które irytowało, ale jednocześnie tak bardzo je lubiłam.

Naprawdę nawet przez chwilę nie było mi zimno, mimo, że temperatura powietrza była naprawdę niska, a deszcz spływający po nas cholernie zimny. Nawet to, że tuliłam się do Justina, którego ciuchy delikatnie ujmując były troszkę mokre. To wszystko nie równało się z wewnętrznym ciepłem, które ogarniało mnie gdy był blisko, gdy mnie dotykał, przytulał, całował. Gdyby ktoś teraz spojrzał na nas z boku, zapewne uznałby nas za nienormalnych. Stoimy na środku ścieżki w parku, nie zwracając uwagi na lejący deszcz, zupełnie tak jakbyśmy nie mieli kontaktu ze światem. W każdym bądź razie żadnemu z nas nawet nie przyszło do głowy, żeby to przerwać. Mieliście kiedyś wrażenie, że w kilka sekund zniknęły wszystkie wasze problemy i zmartwienia? Tak jakby ktoś zdjął z was jakiś ciężar. Ja tak właśnie się teraz czułam.

-Musimy wracać. - szepnęłam w końcu, uświadamiając sobie, że nie możemy tak stać do nocy, chociaż szczerze mówiąc, nie miałabym nic przeciwko.

-Nic nie musimy.- szepnął w moje włosy i przejechał ustami po moim policzku, a mnie momentalnie przeszły dreszcze, które bynajmniej nie były spowodowane deszczem.

-Masz zamiar spędzić tutaj noc?- zaśmiałam się.

-Z tobą mogę nawet tutaj. - czułam na swoim policzku, jak jego usta układają się w lekki uśmiech.

-Justin. - przeciągnęłam, ponownie cicho śmiejąc się pod nosem, na co on zrobił to samo.

-Odprowadzisz mnie?- spytałam, chociaż właściwie odpowiedź była oczywista.

-Oczywiście.- uśmiechnął się, a kiedy ja lekko się od niego odsunęłam, on ponownie przyciągnął mnie do siebie.

-Ale za buziaka.- dodał z chytrym uśmiechem i splótł nasze dłonie, swobodnie wiszące w powietrzu. Przewróciłam oczami, udając zirytowaną, po czym złożyłam pocałunek na jego miękkich ustach.

*

Gdy tylko weszłam do swojego pokoju, rzuciłam się na łóżko, przymykając powieki. Chyba pierwszy raz czuję się tak cholernie szczęśliwa. Całkiem zapomniałam o tym "incydencie" na imprezie tego dupka. -On mnie kocha, powiedział to, kocha mnie.- mówiłam sama do siebie, co teoretycznie było trochę dziwne, ale mało mnie to obchodziło. Chris zachował się tak cholernie w porządku wobec mnie i Justina zresztą też. Uwielbiam go, uwielbiam go jako jednego z moich najlepszych przyjaciół. Wiem, że to go cholernie boli, że cierpi, ale ja naprawdę nie potrafię już dłużej wypierać się uczucia do Justina, bo wtedy unieszczęśliwiam samą siebie. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam, zmęczona tym wszystkim co w ostatnim czasie się wydarzyło. Obudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Przetarłam zaspane oczy i podnosząc się do pozycji siedzącej spojrzałam na wyświetlacz komórki. Chris dzwoniący kilka minut po pierwszej w nocy? Dziwne, co najmniej.  Ziewnęłam i naciskając  zieloną słuchawkę, przyłożyłam telefon do ucha.

-Coś się stało?- spytałam zaspanym głosem.

-Em, Miley mamy tutaj mały, maleńki problem.- powiedział, a ja oczami wyobraźni widziałam jak nerwowo podrapał się po głowie. Przyznam, że lekko się przestraszyłam, a cieśnienie momentalnie podniosło.

-No bo dzisiaj przyszli do mnie Rayan i Justin,  chcieliśmy sobie wszystko wyjaśnić, pogadać, no wiesz. No i można powiedzieć, że jak najbardziej było okej, pogodziłem się z Justinem i ogólnie.

-Chris do cholery, jest wpół do 2 w nocy, więc do rzeczy!- ponagliłam go, czując jak oczy mi się zamykają.

-No bo my trochę wypiliśmy, wiesz, żeby to wszystko „uczcić”, tyle, że Justin chyba odrobinkę przesadził.

Walnęłam się dłonią w czoło. Jezus, Bieber czy ty kiedykolwiek zmądrzejesz?

-I co? Nie może wrócić do domu w takim stanie?- spytałam.

-Nie o to chodzi, nie ma moich rodziców, może spać w wolnym pokoju, przenocuję go. Problemem jest to, że on się uparł, że musi się teraz z tobą zobaczyć, Miley.

W tym momencie usłyszałam małe zamieszanie w tle, Rayan chyba próbował uspokoić Justina.

-To Miley? Rozmawiasz z Miley, daj mi ją do telefonu..no kuurrr..weź mnie puść, chcę porozmawiać z moją Mils. – słyszałam w tle, wydzieranie się Justina. Cicho się zaśmiałam, powiem szczerze, że brzmiało to komicznie. Powinnam być na niego zła, że mimo tak niedawnej sytuacji wywołanej przez to, że się upił, zrobił to ponownie, ale po prostu nie potrafiłam.

-Dobra, czekaj dam ci go na chwilę do telefonu bo się nie uspokoi.- powiedział zmieszany Chris.

-Kochaaaniee.- usłyszałam za chwilę, aż odruchowo odsunęłam komórkę od ucha. Sądząc po jego głosie mogę stwierdzić, że jest za przeproszeniem nawalony w trzy dupy.

-Tak skarbie, słucham cię.- powiedziałam spokojnie i położyłam się z powrotem na łóżko. Cholernie chciało mi się spać, więc słuchanie majaczenia kompletnie nawalonego Jus’a jest tak jakby niezbyt przyjemne.

-Przyjedź do mnie, proszę. Muszę z tobą porozmawiać, mam ci coś bardzo ważnego do powiedzenia.- co prawda nie jestem pewna czy każde słowo dobrze usłyszałam,  bo mówił delikatnie mówiąc, niewyraźnie, ale sens wypowiedzi chyba zrozumiałam.

-Połóż się teraz ładnie spać, a jutro porozmawiamy. – powiedziałam, próbując nie zasnąć.

-Ale ja muszę z tobą pogadać, teraz, już. Proszę, przyjedź, inaczej nie pójdę spać i jeszcze sobie gdzieś wyjdę.

Szantażysta.

-Justin, jest wpół do drugiej w nocy.

-Prooooszę.- przeciągnął tak cholernie słodkim głosem, że z moich ust zamiast „nie”, padło „zaraz tam będę”.

W ten sposób wkopałam się w droczenie się z pijanym Justinem. Ale co ja miałam zrobić? Po cichu, na palcach zeszłam na dół i zabrałam z salonu kluczyki do samochodu. Spojrzałam do sypialni, rodzice spali. Miałam nadzieję, że się nie obudzą, bo będzie źle. Jak najciszej potrafiłam wyszłam z domu i udałam się do garażu.

*

W końcu podjechałam pod dom Christiana. Wzięłam głęboki oddech i przeczesując grzywkę do tyłu zapukałam do drzwi.

-Boże, Miley dobrze, że jesteś.  – Chris od razu wpuścił mnie do środka, a ja na widok bajzlu panującego w tym momencie w salonie złapałam się za głowę.

-Matko, a tutaj huragan przeszedł?- powiedziałam widząc jak wszystko co tylko się dało, było porozrzucane po podłodze.

-To nieważne. Lepiej pomóż nam w końcu ogarnąć Justina.- powiedział Rayan wchodzący do salonu, a ja a samą myśl w jakim stanie musi być Jus, aż się wzdrygnęłam.

-A gdzie on jest?- spytałam w końcu. W tym momencie usłyszeliście głośne „Kurwa” i huk.  Od razu wszyscy poszliśmy w miejsca, z którego dobiegał ten hałas. Od razu zorientowaliśmy się, że to Jus idąc, a raczej próbując iść, wszedł w ścianę. Mimowolnie parsknęłam śmiechem, widząc jak rozmasowuje sobie czoło. Był pijany w cholerę, ale taki…słodki.

-Miley!- od razu się ożywił, kiedy mnie  zobaczył i szybkim krokiem do mnie podszedł. Pominę fakt, że prawie się przy tym wyłożył na dywan.  Przytulił się do mnie tak mocno, że miałam wrażenie, że zaraz mnie udusi.

-Koocham cię. – majaczył chwiejąc się razem ze mną na boki.

-Mhm, tak ja ciebie też, ale chodź już spać. – zaśmiałam się, lekko go od siebie odpychając.

-Dobrze z tobą mogę iść. – powiedział i poszedł kilka kroków przodem, po czym potknął się o …w zasadzie to on się chyba potknął o własne nogi, bo na podłodze nic nie było i kolejny raz prawie wyłożył na podłogę. Przewróciłam oczami śmiejąc się i podeszłam do niego. Chris i Rayan chcieli pomóc mu dojść do pokoju, ale nie pozwolił im się tknąć, tak więc musiałam sobie sama z nim poradzić.  Objęłam go w pasie, a jego jedną rękę zawiesiłam sobie na szyi. Najtrudniejsze było chyba wejście z nim po schodach. Dla niego „pokonanie” każdego stopnia schodów było tak samo skomplikowane i trudne jak wejście na Mount Everest. W końcu jednak udało nam się dojść do wolnego pokoju. Posadziłam Justina na łóżku i zamknęłam drzwi.

-Aaaał boli. – jęknął po raz kolejny przykładając sobie dłoń do czoła. Szczerze mówiąc wcale się nie dziwię. Sądząc po huku musiał nieźle przypieprzyć głową w ścianę. Podeszłam o niego i przyklęknęłam przed nim, przykładając dłoń do jego czoła.

-Oj, moje biedactwo- powiedziałam współczująco, ale jednocześnie się zaśmiałam.

-Nie śmiej się, to naprawdę boli. – powiedział lekko się uśmiechając i biorąc w swoją dłoń, moją i przykładając ją sobie do ust, całując.

-Nie martw się, do wesela się zagoi. – parsknęłam śmiechem i wstałam, ciągnąc go za rękę, żeby również się podniósł.

-Właaaaśnie całkiem bym zapomniał!- walnął się ręką w czoło, a po chwili znowu jęknął z bólu. Wybuchłam śmiechem, na co on rzucił mi mordercze spojrzenie. Pokręciłam tylko z rozbawieniem głową i zaczęłam rozpinać jego koszulę. Wytrzeszczył na mnie oczy.

-Masz zamiar spać w ciuchach?- powiedziałam uśmiechając się.  On tylko się uśmiechnął. Odpinałam po kolei każdy guzik jego koszuli, przejeżdżając dłońmi po jego klatce piersiowej. Teoretycznie mógłby sam się rozebrać, ale praktycznie pewnie nie trafiłby nawet palcami w guziki.

-Chciałeś chyba coś powiedzieć.- zaśmiałam się.

-Co? A tak..Boże trudno mi się skupić, kiedy mnie rozbierasz.- powiedział i pokręcił głową.  Jak dla mnie przyczyną jego braku skupienia było to, że ma mózg zalany alkoholem, ale okej..niech mu będzie.

-No więc chciałem ci powiedzieć, to znaczy zapytać…..wyjdziesz za mnie?- wymajaczył, a ja wybuchłam śmiechem.

-Tak kochanie, oczywiście, że za ciebie wyjdę, pobierzemy się przy najbliższej okazji. – powiedziałam i zdjęłam mu z ramion koszulę. Poczułam przyjemnie ukłucie w brzuchu, ale pokręciłam głową ignorując je. Miley, ogarnij się. Pomyślałam sama do siebie i ściągnęłam z niego koszulę, kładąc ją na fotelu.

-Naprawdę za mnie wyjdziesz?- uśmiechnął się szeroko, a przy okazji prawie z tej radości wywalił się na łóżko, ale go przytrzymałam.

-Mhm, oczywiście.- stwierdziłam z uśmiechem i zaczęłam odpinać pasek jego spodni.

-Boże jak ty seksownie odpinasz moje spodnie. – palnął a ja miałam ochotę po raz kolejny wybuchnąć śmiechem, ale się powstrzymałam.

-Miley, ja chcę być ojcem twoich dzieci, mówię poważnie. –mruknął, w czasie kiedy ja rozpinałam jego rozporek.

-Cieszę się niezmiernie. – powiedziałam śmiejąc się, kończąc odpinać jego spodnie.

-Okej siadaj. –dodałam i lekko popchnęłam go na łóżko, żeby usiadł. Justin patrzył na to co robię, a ja widząc jego minę powstrzymywałam się od parsknięcia śmiechem. Złapałam za nogawki jego spodni i zsunęłam do końca jego spodnie. Odłożyłam je na fotel, tam gdzie leżała już koszula. Okej Mils teraz oddychaj i kompletnie nie zwracaj uwagi na to, że Justin jest w samych bokserkach.- powiedziałam sobie w myśli i pokręciłam głową. Wzięłam głęboki oddech. Kiedy ponownie odwróciłam się w stronę Justina, on już leżał na łóżku. Uśmiechnęłam się i podeszłam do niego.  Przykryłam go kołdrą i przyklęknęłam obok łóżka, głaszcząc go po włosach, niczym małe dziecko.
-Nie boli już główka?
-Boooli, byłoby lepiej gdybyś tu ze mną została i mnie przytuliła.- zrobił słodkie oczka.
-Jutro cię przytulę, a teraz już śpij. – pocałowałam go w czoło i wstałam. Podeszłam do drzwi, kiedy usłyszałam za sobą:
-Ale weźmiemy ślub?

-Mhm.

-I będziemy mieć razem dzieci?

-Gromadkę.- zaśmiałam się. – Dobranoc Justin, śpij już. – dodałam i zamknęłam drzwi.  Zeszłam na dół, gdzie od razu podeszli do mnie Chris i Rayan.

-I co?

-Śpi. – powiedziałam stojąc w progu. – Ja już muszę spadać, do jutra.- pożegnałam się i wyszłam.

*

Całe szczęście udało mi się niepostrzeżenie przemknąć do swojego pokoju i moi rodzice na szczęście się nie obudzili. Od razu przebrałam się w piżamę i położyłam z powrotem do łóżka.  Okryłam się kołdrą i zamknęłam oczy. Nie umiałam przestać się uśmiechać. Był taki słodki, matko mi całkiem odbiło, ale nic na to nie poradzę. Przypomniało mi się to uczucie, kiedy…no kiedy go rozbierałam, jakkolwiek dziwnie i dwuznacznie może to teraz zabrzmieć. To ukłucie w brzuchu trochę różniło się o tego, kiedy na przykład się całujemy. Nie, 2 w nocy to naprawdę nie jest pora na rozmyślenia. Zaśmiałam się sama do siebie i otulając kołdrą zasnęłam.

Rozdział 26.


Z każdą sekundą coraz bardziej traciłam kontrolę nad swoim ciałem. Jason zamknął drzwi pokoju, a ja od razu skierowałam się na łóżko, na którym usiadłam. Złapałam się za głowę, wszystko dookoła wirowało, a ja miałam wrażenie, że za chwilę zasnę. Podszedł do mnie Jason, przyklęknął przy łóżku i podniósł mi podbródek, żebym na niego spojrzała. Widziałam jak przez mgłę.
-Jak się czujesz?- spytał patrząc na mnie uważnie.
-Źle, chce mi się spać i kręci mi się w głowie.- szepnęłam
-To dobrze.- usłyszałam, ale wszystko co słyszałam, było tłumione, jakby ktoś przykładał mi coś do uszu.
-Dobrze?- jęknęłam i spojrzałam na niego, na co on cicho się zaśmiał.
-Właśnie tak powinnaś się czuć. - szepnął, a ja kompletnie nie zareagowałam na jego słowa, które normalnie powinny od razu włączyć u mnie "czerwoną lampkę". W tym momencie nic mnie nie interesowało, byłam kompletnie zamroczona. Po chwili wstałam i chwiejnym krokiem, przeszłam kawałek, a już po chwili prawie upadłam, ale Jason wstał i mnie przytrzymał. Podniósł mi podbródek i mnie pocałował. Niby wiedziałam, że on nie powinien mnie całować, ale naprawdę czułam się jakby wszystko dookoła mnie kompletnie nie obchodziło. Nie odwzajemniałam pocałunków, ale też nie protestowałam. Po chwili chłopak się ode mnie oderwał.
-Połóż się. - szepnął, a ja zrobiłam to, co mi kazał. Byłam jak lalka, którą możesz kierować jak chcesz.
* Oczami Justina *
Siedziałem na kanapie w salonie obserwując jak inni dobrze się bawią. Ja nie potrafiłem. Cały czas miałem w głowie Miley i myśl, że ona już nie zaufa mi drugi raz i nigdy nie będziemy razem. Obracałem w dłoni komórkę, zastanawiając się co teraz robi Mils z Chrisem. Dobra, wiem, że to mój przyjaciel, ale kiedy w grę wchodzi dziewczyna, wszystko się komplikuje. Nagle ktoś do mnie podszedł, dopiero po chwili zorientowałem się kto to.
-O hej Justin, nie widziałeś gdzieś Miley?- powiedziała Vanessa.
-Hej, nie, to znaczy tylko wcześniej chwilę. Może jest z Rayanem, albo Chrisem.
-Właśnie przed sekundą z nimi rozmawiałyśmy, nie ma jej z nimi. Szukałyśmy jej wszędzie, ale nigdzie jej nie ma, a telefonu nie odbiera.
Poczułem dziwne ukłucie w brzuchu, nabierając złych podejrzeń.
-Może jest w łazience?
-Tam też sprawdzałyśmy, nie ma. - odpowiedziała Megan. Zaczynałem się niepokoić. Skoro nie ma jej z żadnych z nich, to gdzie ona może się podziewać?
-To ja pójdę jej poszukać, jeśli ją znajdę dam wam znać. - powiedziałam wstając, a one tylko skinęły głową.
Poszedłem w głąb pokoju, szukając Miley. Niestety obszedłem cały salon, w tym przedpokój i sprawdziłem nawet jeszcze raz łazienkę. Nigdzie jej nie było. Zrezygnowany stanąłem przy stoliku z napojami i wybrałem jej numer. Jedyne co usłyszałem to sygnały. Spostrzegłem, że prawie obok mnie znajdują się Tomy i Jey. Już chciałem podejść do nich i spytać, czy może oni przypadkiem jej nie widzieli, ale usłyszałem urywek rozmowy.
-Stary, ty wiesz co zrobił Jason?- powiedział Tomy biorąc łyk jakiegoś napoju z plastikowego kubka.
-Nie, co takiego?
-Skołował jakieś proszki, dosypał do napoju i podał do wypicia Miley.
-Boże, co za idiota z niego. - zaśmiał się Jey. - A gdzie oni teraz są?- dodał po chwili.
-Zabrał ją do swojego pokoju.- zaśmiał się.
W tym momencie serce zaczęło mi szybciej bić. Złość, cholerna złość zmieszała się z paraliżującym strachem. Zerwałam się z miejsca i prawie biegnąc udałem się w kierunku schodów. Jeżeli on jej coś zrobił, jeżeli tylko ją tknął to zabiję tego skurwysyna.
* Oczami Miley *
Leżałam na łóżku, a oczy kleiły mi się niemiłosiernie. Jason stał przed łóżkiem i patrzył na mnie uśmiechając się.
-Miley ślicznotko, w końcu będziesz moja.- zaśmiał się. Kompletnie zignorowałam jego słowa. Dosłownie nic dookoła mnie nie obchodziło, byłam obecna ciałem, ale duchem można powiedzieć, że już spałam. Nie kontaktowałam, mimo, że wiedziałam, że to co się dzieje jest złe, to mój mózg w żaden sposób na to nie reagował. Chłopak podszedł do mnie i usiadł obok na łóżku. Nachylił się nade mną, kładąc dłoń na moim brzuchu i podnosząc przy tym moją bokserkę. Nawet nie wiedziałam, że wcześniej zdążył zdjąć ze mnie kamizelkę. Jechał dłonią coraz wyżej, jednocześnie unosząc moją bluzkę. Nie chciałam, żeby to robił, ale jednocześnie nijak nie potrafiłam zareagować. Klęknął na łóżku przede mną i podniósł mnie ściągając ze mnie bluzkę, w wyniku czego zostałam w samym staniku i spodniach. Z powrotem położył mnie na pościel. Rozłożył ręce po obu moich stronach i nachylając się nade mną zaczął całować moją szyję. Schodził coraz niżej, zbliżając się do piersi. Po chwili zszedł ze mnie i stanął ponownie przy łóżku.
-Muszę uwiecznić ten widok. - zaśmiał się i wyjął z kieszeni spodni komórkę.
* Oczami Justina *
Jak nienormalny wbiegłem górę w poszukiwaniu pokoju Jasona. Wszystko się we mnie gotowało, jednocześnie bałem się, że on zdążył ją skrzywdzić. W końcu znalazłem to czego szukałem. Z impetem otworzyłem drzwi. Najpierw stanąłem jak wryty, przerzucałem wzrok z Miley leżącej na łóżku, sprawiającej wrażenie kompletnie nie kontaktującej ze światem, na Jasona, którego mina w tym momencie wyrażała złość.
-Puka się kurwa, spadaj stąd zajęty jestem.- powiedział, a we mnie coś pękło. Nie umiałem już opanować złości. Podszedłem do niego i z całej siły uderzyłem go z pięści w twarz. Jason osunął się na ziemię, przykładając dłoń do krwawiącego nosa. Podszedłem do niego i ciągnąc za szmaty podniosłem.
-Tknij ją jeszcze raz i jesteś martwy gnoju.- syknąłem i z powrotem go popchnąłem. Spojrzałem jeszcze chwilę na niego.
-Teraz lepiej się zamknij jeżeli nie chcesz żebym zadzwonił po policję.- warknąłem. Chłopak podniósł się z ziemi.
-Jeszcze tego pożałujesz.- syknął przez zęby i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. Od razu podszedłem do Miley. Owszem, była przytomna, ale kompletnie nieobecna.
-Miley.- mówiłem do niej, a ona rzuciła mi tylko krótkie spojrzenie, które kompletnie nic nie wyrażało. Przecież ona kompletnie nie kontaktowała. Ściągnąłem bluzę, którą miałem na sobie i zarzuciłem na nią, zakrywając ją. Wziąłem do ręki jej bluzkę, która leżała obok i wziąłem ją na ręce, wychodząc z pokoju. W tym całym zamieszaniu nikt nawet nas nie zauważył. Wyszedłem z nią na zewnątrz i otwierając jedną ręką moje auto, położyłem ją na tylne siedzenie. Odgarnąłem jej włosy z twarzy. Straciła przytomność, albo zasnęła. W tym momencie była taka bezbronna, zupełnie jak lalka, nad którą masz całkowitą kontrolę. Dopiąłem moją bluzę, którą miała na sobie, żeby nie zmarzła i położyłem obok jej bluzkę. Zamknąłem drzwi z tyłu i wsiadłam do przodu. Włożyłem kluczyki do stacyjki i jeszcze raz spojrzałem na Mils, po czym odpaliłem silnik. Byłem wściekły, miałem ochotę wrócić tam i zabić tego gnoja. Wziąłem kilka głębokich oddechów, uspokajając się. Jechałem na pogotowie. Nie wiedziałam, czy to świństwo, które jej dał nie jest niebezpieczne.
*
Miley została zabrana na badania. Siedząc w poczekalni zadzwoniłem do jej rodziców. Po jakichś 10 minutach byli na miejscu. Jej mama cała roztrzęsiona zaczęła panikować, ale zacząłem ją uspokajać.
-Justin, powiedz jak to się w ogóle stało.- jej tata był zdecydowanie bardziej opanowany. Westchnąłem, postanawiając przekręcić trochę fakty.
-Byliśmy na domówce i Jasona. No i w pewnym momencie podeszła do mnie Miley, mówiąc, że źle się czuję i żebym ją stąd zabrał. Wyszliśmy na zewnątrz, a wtedy zemdlała, więc postanowiłem zabrać na tutaj.- powiedziałem.
Wiem, to było kłamstwo, ale widząc jak roztrzęsiona jest jej mama, wolałem oszczędzić jej prawdziwego przebiegu wydarzeń.
-Dziękuje, że się nią zająłeś.- powiedziała.
-Naprawdę nie ma sprawy, to było oczywiste, że tak się zachowałem.- odpowiedziałem, a w tym momencie wyszła do nas lekarka.
-Tak jak się domyślałam.- powiedziała na wstępie stając przed nami.
-To znaczy?- spytał tata Mils.
-W krwi wykryliśmy narkotyk GHB, czyli potocznie nazywany po prostu pigułką gwałtu.
Zacisnąłem zęby ze złości. Przysięgam, że gdyby tutaj był Jason to bym go zabił.
-Jej działanie jest proste. Zaczyna działać już kilkanaście minut po spożyciu. Wywołuje problemy z myśleniem, senność i kilkugodzinną amnezję. Fenomenem- tutaj lekarka ujęła ten wyraz w cudzysłowie robionym w powietrzu. - tego narkotyku jest to, że już 8 godzin po spożyciu jest on kompletnie niewykrywalny w organizmie, a osoba, która daną pigułkę spożywa nic nie pamięta.
-Wiele dziewczyn pada ofiarą tego narkotyku bo zmieszany z wodą, sokiem czy piwem jest on kompletnie niewyczuwalny. Miley miała dużo szczęścia, że ty tam byłeś.- zwróciła się do mnie, a ja tylko przytaknąłem głową.
-A gdzie ona teraz jest?- spytałem w końcu.
-Na płukaniu żołądka. Dobrze zrobiłeś, że ją tutaj przywiozłeś. Ta pigułka wbrew pozorom jest bardzo niebezpieczna dla zdrowia.
-A kiedy będziemy mogli zabrać ją do domu?
-Najlepiej jutro, dzisiaj naprawdę są tu państwo zbędni.
*
Uduszę, zrzucę ze schodów, wyrzucę przez okno z 20 piętra, przywalę młotkiem, poćwiartuję siekierą, zakopie 50 metrów pod ziemią. Mówiłem sam do siebie wściekły do granic możliwości. Jak on mógł chcieć w ogóle coś takiego zrobić?! Przysięgam, że gdyby tylko ją tknął to bym go zabił. W końcu dojechałem do domu. Od razu udałem się do swojego pokoju i położyłem się na łóżko. To kolejny dowód na to, że poczułem do Miley coś cholernie silnego. Na samą myśl, że ktoś miałby ją skrzywdzić mam ciarki. Nigdy nikomu na to nie pozwolę, nawet jeśli nie będę z Mils.
* Oczami Miley *
Powoli otworzyłam oczy i oślepiło mnie światło i biel pokoju w którym się znajdowałam. Rozejrzałam się. Byłam w szpitalu, przeżyłam szok. Próbowałam sięgnąć pamięcią do wczorajszego dnia, ale w mojej głowie była pustka. Ostatnie co pamiętam, to to jak tańczyłam z Jasonem na jego imprezie. Potem kompletnie urwał mi się film. Więc co ja do cholery robię w szpitalu?
-Miley kochanie, wstałaś.- usłyszałam i spojrzałam w tą stronę. To moja mama. Usiadła przy mnie i złapała mnie za rękę.
-Co się stało? Co ja tu robię?
Moja mama cicho westchnęła i zaczęła mi wszystko tłumaczyć, a ja słuchałam z otwartymi ustami.
-Czyli, że ..ktoś podał mi pigułkę gwałtu?- powiedziałam z niedowierzaniem.
-Widocznie tak. Skarbie, nawet nie wiesz jakie masz szczęście, że był z tobą Justin, gdyby nie on, to chłopak który ci to podał mógłby cię skrzywdzić, tak jak miał to w zamiarze.
Kiedy usłyszałam o Justinie, zrobiło mi się jakoś ciepło na sercu. Gdyby nie on, to ten ktoś zapewne by mnie zgwałcił. Mimo powagi sytuacji lekko się uśmiechnęłam.
-Kochasz go prawda?- moja mama powiedziała z delikatnym uśmiechem na ustach. Nic nie odpowiedziałam, tylko uśmiechnęłam się nieco mocniej skubiąc kołdrę którą byłam przykryta.
-Daj mu szansę, on też cię kocha, to widać. - mama pogłaskała mnie po włosach, tak jak robiła to kiedyś, kiedy byłam małą dziewczynką.
-Bądź z nim szczęśliwa i zacznij się w końcu uśmiechać smutasie.- przeczesała moje włosy i obie się zaśmiałyśmy.
W tym momencie ktoś nieśmiało zapukał w ścianę. Spojrzałyśmy tam z mamą.
-Można?- Justin podrapał się po głowie. Mama tylko puściła mi oczko i wyszła, zostawiając nas samych.
-Jasne.- odpowiedziałam i podniosłam się na łóżku, przechodząc do pozycji siedzącej. Justin usiadł na krzesełku obok łóżka i na mnie spojrzał.
-Przepraszam.- szepnął w końcu patrząc mi w oczy. Zamurowało mnie.
-Ty mnie przepraszasz?- powiedziałam nie dowierzając. - Za co?- dodałam.
-Nie powinienem w ogóle dopuścić do tego, żeby on dawał ci to picie i prowadził cię do tego pokoju.
Teraz to już nic nie rozumiałam.
-On? Wiesz kto dał mi to świństwo? I jakiego pokoju? Mama mówiła mi zupełnie co innego.
Justin westchnął.
-Twoja mama nie zna całej prawdy, nie wiedziałam jak mam jej powiedzieć jak naprawdę to wszystko wyglądało. - powiedział, a po chwili opowiedział mi co naprawdę się wczoraj wydarzyło.
-Jason?! Boże, pamiętam, że dawał mi coś do picia, ale w życiu nie przyszłoby mi do głowy, że czegoś tam dosypał.- przyłożyłam dłoń do ust.
-Też bym się tego po nim nie spodziewał, chociaż dobrze go znam.
-I ty mnie jeszcze przepraszasz?- szepnęłam po chwili, a on tylko skinął głową.
-Ja nawet nie wiem jak ci dziękować, a ten chce mnie przepraszać. - cicho się zaśmiałam, chcąc rozładować tą napiętą atmosferę. Również się zaśmiał.
-Powinienem cię pilnować. - dodał już z poważną miną.
-Justin, skąd mogłeś wiedzieć, że coś takiego się wydarzy? Nikt się tego nie spodziewał. Nie jesteś moim ochroniarzem, żeby pilnować mnie 24 godziny na dobę. Chcę ci podziękować, gdyby nie ty to..szkoda gadać. - spuściłam głowę.
Jus podniósł mi głowę, trzymając delikatnie za podbródek.
-Nie pozwoliłbym cię skrzywdzić.- szepnął, a ja się uśmiechnęłam.
-Dziękuje.- powiedziałam cicho zachrypniętym głosem, kiedy do sali wparowali jak burza Meg, Van, Rayan i Chris.
-Jezus Miley kochanie. - dziewczyny od razu mnie przytuliły.
-Ej, bo zaraz mnie udusicie. - zaśmiałam się, na co one mnie puściły.
-Nie powinnyśmy wczoraj pozwalać ci być samej. - powiedziała Megan.
-Nie no, następne. A wy wszyscy macie nadprzyrodzone zdolności i wiedzieliście, że coś takiego będzie miało miejsce.- powiedziałam.
-No, ale..- zaczęła Vanessa, ale jej przerwałam.
-Żadnego ale, kończymy temat.- uśmiechnęłam się. Po chwili podeszli do mnie Rayan i Chris, siadając na łóżku obok mnie, po obu moich stronach.
-Nie martw się, już my dorwiemy tego gnoja. Nikt nie będzie się dobierał do mojej małej Miley. - zaśmiał się Rayan i przytulił mnie, roztrzepując przy okazji włosy, a ja tylko się zaśmiałam. Spojrzałam na Chrisa, uśmiechnął się delikatnie i kładąc rękę na moim ramieniu pocałował mnie w czubek głowy. Niepostrzeżenie szepnął mi do ucha:
-Bądź z nim szczęśliwa.
Spojrzałam jeszcze raz na niego. Uśmiechał się lekko. Wiedziałam, że to go boli, ale był naprawdę cudownym przyjacielem. W ten sposób na jednoosobowym łóżku siedziało włącznie ze mną 6 osób, ale nikomu to nie przeszkadzało.
-Mam najlepszych przyjaciół na świecie. - powiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko.
*
Na szczęście byłam już w domu. Wzięłam długą ciepłą kąpiel i ubrałam się. W rzeczach, które oddali mi w szpitalu była bluza Justina. Usiadłam na łóżku i przyłożyłam ją sobie do twarzy. Pachniała nim, jego perfumami, nim całym. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że kocham w nim wszystko. Jego zapach, jego głos, jego oczy, jego usta, jego całego. Uśmiechnęłam się i sięgnęłam po komórkę, to był impuls.
-Justin spotkajmy się..teraz.- powiedziałam na jednym tchu.
-Ale gdzie? Teraz? Dlaczego?- był wyraźnie zdezorientowany.
-Nie wiem, nieważne, wszystko jedno. W parku? Teraz, proszę.
-Oczywiście, zaraz tam będę. - powiedział z mieszanką zdziwienia, strachu i radości.
Szybko włożyłam buty i kurtkę i wyszłam z domu. Kierowała mną jakaś wewnętrzna energia, musiałam się teraz z nim spotkać, po prostu musiałam.
Nawet nie zwracałam uwagi na to, że robi się na niebie coraz ciemniej i zaraz najprawdopodobniej porządnie się rozpada, ale miałam to gdzieś.
Gdy tylko weszłam do parku, zaczęłam iść ścieżką w kierunku centrum parku. W końcu zobaczyłam Justina, momentalnie serce zaczęło bić mi nienaturalnie szybciej. Podeszliśmy do siebie i chwilę po prostu milczeliśmy. Tak jak przypuszczałam zaczęło padać, zimne krople deszczu spływały na nas, ale kompletnie to nas nie obchodziło.
-A więc dlaczego chciałaś się ze mną spotkać?- szepnął w końcu. Ułożyłam dłonie na jego karku i przysunęłam się do niego. Czułam jak serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Wystarczyła chwila, a woda spływała po nas już strumieniami, ale my w dalszym ciągu nie zwracaliśmy na to najmniejszej uwagi.
-Nic takiego, chciałam ci tylko powiedzieć, że cholernie cię kocham.- szepnęłam i nie musiałam czekać na to, aż nasze usta się zetknęły, a mnie, mimo niskiej temperatury i zimnego deszczu, ogarnęło przyjemnie ciepło. Musnął delikatnie moje wargi, na co ja odpłaciłam mu się tym samym. Uwielbiałam kiedy mnie całował, robił to tak magicznie. Muskaliśmy swoje usta, po czym Jus delikatnie rozsunął moje wargi, wsuwając w nie swój ciepły język. Uśmiechnęłam się przez pocałunek i zrobiłam to samo. Całowaliśmy się już tyle razy, ale mam być szczera? To jest nasz pierwszy, prawdziwy pocałunek. Pocałunek, który odzwierciedlał to co do siebie czuliśmy. Ostatni raz musnęliśmy nasze usta i odsunęliśmy się dosłownie kilka centymetrów od siebie.
-Ja ciebie też. - szepnął opierając się swoim czołem o moje i oboje się uśmiechnęliśmy. Justin podniósł mnie lekko w pasie, a ja się zaśmiałam podnosząc lekko nogi do góry zginając je.
-Bardzo cie kocham.- uśmiechnął się i cmoknął mnie w nos.
 Całkiem zapomniałam o deszczu, który cały czas lał jak z cebra.

Rozdział 25.


W tym momencie nogi się pode mną ugięły. Kilka kroków od nas stał Chris, patrzył na nas tępym wzrokiem, trochę nie dowierzając w to co widzi. Od razu ogarnęły mnie wyrzuty sumienia. Odsunęłam się od Justina i zrobiłam kilka kroków w kierunku Christiana.
-Chris..ja.- zaczęłam, ale kompletnie nie wiedziałam co mam mu powiedzieć.
-Nic nie mów, rozumiem.- powiedział i podnosząc książkę, którą upuścił szybkim krokiem odszedł. Chciałam za nim iść, ale zorientowałam się, że i tak nie wiedziałabym co mam mu powiedzieć. Czułam się winna, chociaż to nie była moja wina, że nic do niego nie czuję. Stanęłam w miejscu i wkurzałam się sama na siebie, nawet nie wiedząc czemu. Po chwili poczułam jak ktoś od tyłu mnie obejmuje.
-Przejdzie mu.- Justin szepnął mi do ucha, a ja go odepchnęłam. Byłam wkurzona na wszystko i wszystkich dookoła.
-A co jeśli mu nie przejedzie? Nie chcę go ranić, a ty? To twój przyjaciel, a jak widać masz na niego wyjebane.- powiedziałam głośno odwracając się w jego stronę. Spojrzał na mnie zdezorientowany.
-Wcale tak nie jest, ale nie zrezygnuję z ciebie i on będzie musiał się z tym pogodzić.
-Z niczym nie będzie musiał się godzić, bo między nami nic nie było i nie będzie Justin.- powiedziałam i zakładając ręce odwróciłam się na pięcie idąc w kierunku szkoły.
-Miley, zaczekaj.- krzyczał za mną, ale ja nawet się nie odwróciłam.
-Daj mi spokój.- warknęłam i weszłam do szkoły udając się pod klasę.
Miałam dość wszystkiego. Ranię samą siebie nie chcąc ranić Christiana, przy czym przy okazji ranię Justina. Dlaczego to wszystko jest takie popieprzone?
*
Po ostatniej lekcji dziękowałam w duchu, że dzisiaj piątek, bo miałam tego wszystkiego już serdecznie dość.
-Hey Miley.- ktoś do mnie podbiegł. Spojrzałam w tę stronę i zobaczyłam Jasona. Przewróciłam oczami, nic nie odpowiadając.
-Robię dzisiaj domówkę, może chciałabyś wpaść? Pytałem już Meg, Vanessę i Rayana, mówili, że będą. Zresztą Justin i Christian pewnie tez będą. To co, przyjdziesz?
Przez chwilę się zastanowiłam. Jason, to on założył się z Justinem, cholerny gnojek. Ale na imprezie będą wszyscy, może chociaż trochę się od tego odciągnę. W końcu z Jasonem nie muszę nawet gadać. Po chwili namysłu odpowiedziałam.
-W zasadzie to czemu nie, o której?
Chłopak uśmiechnął się szeroko, po czym odpowiedział.
-O 20.
-Jasne, wpadnę, dzięki za zaproszenie.- starałam się przyjąć chociaż lekki uśmiech na twarzy, ale chyba niezbyt mi to wyszło.
-To świetnie, tylko przyjdź.- powiedział idąc tyłem w kierunku szafek.
-Tsaa.- powiedziałam już po cichu i odwróciłam się z powrotem wychodząc ze szkoły. Irytował mnie, nie lubiłam go. A zwłaszcza po tym pieprzonym zakładzie. Na dworze od razu przywitał mnie chłodny podmuch wiatru. Końcówka października dawała o sobie znać. Zapięłam skórzaną kurtkę, którą miałam na sobie i szłam chodnikiem w kierunku domu. Nagle usłyszałam pierwsze dźwięki Rihanny - We found love. Zdjęłam torbę z ramienia i zaczęłam szukać w niej telefonu. Oczywiście najpierw znajdowałam wszystko inne, zamiast komórki. Klucze, długopis, błyszczyk, lustereczko..
-Kur..- zaklęłam pod nosem, nie umiejąc znaleźć telefonu, który nie przestawał dzwonić. W końcu udało mi się znaleźć to czego szukałam. Spojrzałam na wyświetlacz - Justin. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha.
-Coś się stało?- spytałam z powrotem zakładając torbę na ramię.
-Nie, chciałem tylko spytać czy wybierasz się dzisiaj na tą imprezę do Jasona.
-Tak, chyba tak. A dlaczego pytasz? A ty idziesz?
-Tak po prostu, chcę wiedzieć czy będziesz. Tak, jak też chyba idę. Przyjechać po ciebie?
-Nie, nie trzeba.- odpowiedziałam szybko wiedząc, że ja i Justin, sam na sam, w samochodzie to nie jest dobre rozwiązanie i do niczego dobrego nie prowadzi.
-Ale na pewno?
-Na pewno, pojadę z dziewczynami, ale dzięki.- odpowiedziałam.
-Ok, jasne. Czyli widzimy się na imprezie?
-Tak, chyba tak. A teraz muszę kończyć, pa. - powiedziałam szybko i rozłączyłam się, nie czekając na jego odpowiedź. Tak naprawdę, mam zamiar przez całą imprezę go unikać. Tak samo jak i Christiana. Najlepszym rozwiązaniem będzie, jeśli będę trzymać się z daleka od ich obu. Będąc z jednym zranię drugiego, to nie ma najmniejszego sensu. Naciągnęłam rękawy kurtki na zimne dłonie. Z dnia na dzień robiło się coraz zimniej. Widok "łysych" drzew i krzaków mnie dobijał i jeszcze ta cholernie niska temperatura. Szczerze nienawidzę jesieni, zimy tym bardziej. Już nie mogę doczekać się wiosny i lata. W końcu doszłam do domu. Weszłam do środka i zdjęłam trampki i kurtkę, udając się do kuchni. Zastałam tam tylko Alexa jedzącego obiad.
-Gdzie rodzice?- spytałam wyciągając talerz z półki.
-Pojechali na zakupy.- odpowiedział dalej konsumując zawartość swojego talerza. Przygotowałam dla siebie posiłek i udałam się z nim do salonu, gdzie włączyłam telewizor i zabrałam się za jedzenie.
*
Około 19 zaczęłam przygotowywać się do imprezy. Po długim namyśle wybrałam lekko "podarte", ciemne jeansy, czarną, długą bokserkę ze srebrnym nadrukiem, na to ciemną, luźno leżącą na bokserce kamizelke i długi naszyjnik. Do tego, żeby "rozjaśnić" trochę mój strój dobrałam kremowe szpilki - KLIK
Przygotowane ciuchy zabrałam do łazienki, gdzie wzięłam kąpiel i owinięta ręcznikiem zaczęłam suszyć włosy. Dokładnie wysuszone włosy spięłam chwilowo w niechlujny kok i włożyłam przygotowane ciuchy. Zrobiłam sobie makijaż i byłam gotowa. W pokoju włożyłam już buty i robiąc ostatnie poprawki w swoim wyglądzie, czekałam aż przyjadą po mnie Meg z Vanessą.
*
Muzykę (KLIK ) dobiegającą z domu Jasona, słyszałyśmy już na dworze. Drzwi otworzył nam któryś z gości i od razu wpuścił nas do środka. Rozejrzałyśmy się.
-Widzicie gdzieś chłopaków?- powiedziała Vanessa, przekrzykując głośną muzykę, a ja od razu zareagowałam. Nie chciałam widzieć ani Justina, ani Chrisa.
-Nieee, po co nam oni? Bawmy się same. - mówiłam, starając się nie dać nic po sobie poznać.
-No, ale..-zaczęła Megan, ale jej przerwałam.
-Jak ich spotkamy to będziemy z nimi, ale na razie chodźmy same.- dodałam i spojrzałam na dziewczyny. Chwilę się zastanowiły po czym wzruszyły ramionami, zgadzając się.
Poszłyśmy do salonu, gdzie było jeszcze więcej ludzi. Podeszłyśmy do stolika, gdzie znajdował się sok.
-Ey, chodźcie ze mną do toalety.- powiedziała Vanessa.
-To idźcie ja się czegoś napiję. - odpowiedziałam i usiadłam na wysokim krzesełku. Dziewczyny udały się w kierunku toalety, a ja zabrałam się za nalewanie sobie soku. Po chwili podszedł do mnie Jason.
-Miley, cieszę się, że przyszłaś.- uśmiechnął się, na co ja przewróciłam oczami, ale udawałam miłą.
-Nie ma sprawy.- wymusiłam uśmiech i zrobiłam łyk napoju.
-Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawić, do zobaczenia później. - szepnął mi do ucha i odszedł. Chris, Justin jeszcze tylko brakowało mi Jasona. Po prostu cudownie. Po chwili ponownie podeszły do mnie dziewczyny.
-Chodźcie tańczyć.- skwitowałam, chcąc naprawdę fajnie spędzić ten wieczór.
Od razu zaczęłyśmy się dobrze bawić. Wygłupiałyśmy się, śmiałyśmy i tańczyłyśmy. Cieszyłam się, że póki co na horyzoncie nie ma ani Justina, ani Christiana. Bynajmniej nie chciałam zawracać sobie teraz nimi głowy. Chciałam po prostu dobrze się bawić z dziewczynami.
-Teraz to ja muszę skoczyć do toalety. - zaśmiałam się i wymijając ludzi po drodze szłam w kierunku łazienki. Kiedy wyszłam już z tłumu i byłam w cichym korytarzu, przez przypadek na kogoś weszłam.
-Prze..- zaczęłam i podnosząc głowę zobaczyłam, że to Justin. Świetnie, po prostu cudownie.
-Miley, już myślałem, że cię nie ma. Hey i ..wow. - powiedział patrząc na mnie a ja kompletnie nie wiedziałam o co mu chodzi.
-A jednak jestem. Em, coś nie tak?- spojrzałam na niego, próbując dowiedzieć się o czym on mówi.
-Ślicznie wyglądasz.- uśmiechnął się i przybliżył do mnie. O nie, tylko nie to. Miley, w tej chwili zwiększ odległość między wami, bo to się może źle skończyć. Lekko się odsunęłam.
-Dziękuję. - odpowiedziałam i delikatnie się uśmiechnęłam.
-Muszę już iść. - odpowiedziałam i starałam się go wyminąć, ale on złapał mnie w pasie i z powrotem przywrócił na miejsce, obejmując w talii.
-Mam wrażenie, że mnie unikasz.- spojrzał na mnie uważnie.
-Wcale nie. Poza tym coś już ci dzisiaj powiedziałam na nasz temat, więc...- mówiłam i ponownie chciałam się odsunąć, ale mi to uniemożliwił, trzymając mnie.
-Dlaczego starasz się na siłę uszczęśliwić Chrisa? Czujesz coś do mnie, sama to przyznałaś.
-Tu już nie chodzi o niego. Nie ufam ci i nie zaufam. Nie będziemy razem i koniec. A teraz mnie puść.- powiedziałam stanowczo i wyrwałam się. Jus ponownie pociągnął mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
-Puść..mnie.- syknęłam i zabrałam rękę. Więcej się nie odwracając poszłam przodem, udając się do łazienki. Kopnęłam nogą w drzwi.
-Musiałam do dzisiaj spotkać!? No musiałam?!
*
Wróciłam na dół, ale nigdzie nie mogłam znaleźć Megan i Vanessy. Podeszłam ponownie do stolika z napojami i usiadłam przy nim.
-O Mils i jak? Dobrze się bawisz?- podszedł do mnie Jason.
-Mhm, świetnie. - sama nie wiem  czy zabrzmiało to miło jak miałam w zamiarze, czy też sarkastycznie jak było naprawdę. Już chciałam nalać sobie napoju, kiedy chłopak mnie uprzedził.
-Masz napij się tego, to lepsze niż ten sok. - Jason podsunął mi kubek z jakimś napojem.
-Co to? Alkohol? Nie chcę. - zignorowałam jego wyciągniętą dłoń. Chłopak się zaśmiał.
-No co ty, to nie jest żaden alkohol. Drink bezalkoholowy, spróbuj. -ponownie podał mi napój. W zasadzie, czemu nie. Wzięłam do ręki kubek i zrobiłam mały łyk. Chłopak patrzył na mnie uważnie.
-Dobre?- spytał, a ja kiwnęłam twierdząco głową. - Możesz wypić wszytko.- uśmiechnął się, na co ja wzruszyłam ramionami i wypiłam prawie cały drink naraz.
-Idziemy potańczyć?- spytał, kiedy odstawiłam pusty kubek na stolik.
-Jasne. - odpowiedziałam i chociaż nie miałam na to zbytnio ochoty, nie chciałam zachować się chamsko i poszłam z nim na środek pokoju. W dalszym ciągu nie widziałam nigdzie żadnego z przyjaciół, ale nie zwracałam na to uwagi.
*
Z Jasonem tańczyliśmy już do trzeciej piosenki, kiedy zaczynałam coraz dziwniej się czuć. Miałam wrażenie jakby obraz powoli mi się zamazywał, a nogi zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa.
-Możemy usiąść? Źle się czuję. - powiedziałam mu na ucho, próbując przekrzyczeć głośną muzykę.
-Oczywiście, chodź. - pociągnął mnie za rękę do stolika. Usiadłam na krzesełku. Zaczynało kręcić mi się w głowie i robiłam się coraz bardziej senna.
-Co ci jest?- spojrzał na mnie i podniósł mi podbródek.
-Nie wiem, kręci mi się w głowie. - złapałam się za głowę, ledwo utrzymując równowagę siedząc.
-Chodź, zaprowadzę cię do mojego pokoju, odpoczniesz, może poczujesz się lepiej. Nie byłam co do tego pewna, ale naprawdę nie byłam teraz w stanie usiedzieć na krzesełku. Jason objął mnie ramieniem i prowadził do góry po schodach. Nie rozumiałam co się ze mną dzieję. Czułam się okropnie, wszystko wirowało. Miałam wrażenie, że powoli tracę kontakt z rzeczywistością. Chłopak obejmując mnie zaprowadził do swojego pokoju i zamknął za nami drzwi.

Rozdział 24.


-Mów do cholery kto kazał ci kłamać?- szarpnęłam, ją, a ona od razu się odsunęła.
-No dobra, już mówię, nie szarp mnie- demonstracyjnie się otrzepała, czym tylko jeszcze bardziej podniosła mi ciśnienie. Przewróciłam oczami, starając się uspokoić, byle tylko jej zaraz nie zabić. Spojrzałam na Justina, nie rozumiałam jak on mógł być taki spokojny, ja na jego miejscy chyba wepchnęłabym ją pod pierwszy, lepszy nadjeżdżający samochód.
-Tą całą historię z gwałtem, od początku do końca wymyśliła Jasmine, ta z waszej szkoły. Przyjaźnimy się.
W tym momencie dosłownie opadła mi szczena. Otwarłam z wrażenia usta, nie mogąc uwierzyć w to co słyszę. Jak to..Jasmine?
-Jasmine?- oboje z Justinem prawie wrzasnęliśmy. - Po co jejto do jasnej cholery było?- Bieber powiedział, wyraźnie zdenerwowany.
-Chciała się na tobie zemścić. - Amy odpowiedziała przekładając ciężar ciała na drugą nogę.
-Zemścić? Ale dlaczego?- spytałam zdezorientowana.
-Jak mniemam za ciebie. Jasmine mówiła, że Justin zostawił ją dla jakiejś szmaty...upss..nie chciałam cię obrazić, cytuję tylko jej słowa.
Teraz to doznałam kompletnego szoku. Spojrzeliśmy na siebiez Justinem. Oboje nie wiedzieliśmy co powiedzieć.
-Przecież my nigdy nie byliśmy razem.- powiedziałam zmieszana, po czym nagle mnie olśniło.
"-Jas słuchaj, wiem, że jest ci przykro, ale nic nie poradzę, po prostu się w sobie zakochaliśmy. Nawet nie wiesz jacy jesteśmy ze sobą szczęśliwi- byłam bliska wybuchnięcia śmiechem."
-Zakład.- powiedzieliśmy z Bieberem równocześnie. On też zorientował się dlaczego ona pomyślała, że my jesteśmy razem.
-Jaki zakład?- Amy spojrzała na nas jak na idiotów.
-Nieważne, zresztą jak w ogóle mogłaś się na coś takiego zgodzić? Zdajesz sobie sprawę do czego mogłaś doprowadzić?
-Ale to było tylko takie małe, niewinne kłamstewko- zrobiła"słodką" minę, a ja przysięgam, że gdybym tylko mogła to wytargałabym ją za włosy na jezdnię pod nadjeżdżające auto, nie lepiej pod ciężarówkę.
-Czy ty naprawdę jesteś taka pusta? Niewinnym kłamstewkiem to jest ukrycie prze rodzicami jedynki, a nie wmówienie komuś gwałtu! Przecież ty mogłaś zniszczyć mu życie kretynko- sama nie wiem dlaczego aż tak się uniosłam. Przecież, nie powinno mnie do aż do tego stopnia obchodzić...
Zorientowałam się, że Justin patrzy na mnie z otwartymi ustami. Jak widać, nie tylko ja byłam w szoku, do jakiego stopnia potrafię go bronić. Ponownie popatrzyłam na Amy. Spuściła głowę, zmieszana.
-Zamiast nowego telefonu, zainwestuj w mózg. -warknęłam wkurzona.
-Dobra, nie mogę na nią patrzeć. - dodałam i odeszłam, udając się obok auta. Oparłam się o maskę i obserwowałam co robi Justin z tą dziewczyną. Przez chwilę chyba nic nie mówili, po chwili ona podniosła głowę i jeśli dobrze wyczytałam z jej ust powiedziała "przepraszam". Bieber pokręcił tylko ze złością głowę, a kiedy ona położyła mu rękę na ramieniu, jak mniemam próbując przeprosić, on strzepał ją i coś jeszcze mówiąc odszedł. Po chwili do mnie podszedł i stanął obok mnie.
-Po pierwsze nawet nie wiesz jaka to ulga, kiedy wiem, że ona kłamała, po drugie ja chyba zabiję Jasmine, że wymyśliła coś tak podłego,po trzecie Miley, nawet nie wiesz jak mi teraz głupio, że się o ciebie założyłem. - przez moment nie przeanalizowałam ostatniej części jego wypowiedzi, dopiero po chwili to do mnie dotarło. Spojrzałam na niego, niewiedząc co mam powiedzieć.
-O to chodzi prawda? Dowiedziałaś się o tym pieprzonym zakładzie z Jasonem?- spytał w końcu odwracając się w moją stronę.  Nic nie odpowiedziałam tylko założyłam ręce, patrząc na w dół.
-Spójrz na mnie, proszę- położył swoją dłoń na moim ramieniu i stanął przede mną. Niechętnie podniosłam głowę.
-Przepraszam, wiem, że to tylko zwykłe słowo, ale nie mam pojęcia co powinienem ci powiedzieć. Byłem kompletnym idiotą, zmieniłem się, uwierz mi, nie zrobiłbym już czegoś takiego. Ale zrobiłem to, bo tak naprawdę miałem nadzieję, że zwrócisz na mnie uwagę, tylko na tym mi zależało.
-Mówisz o tym, że założyłeś się, że mnie zaliczysz, tak? A powiedz chociaż o ile się założyliście, wiesz chce wiedzieć na ile mnie wyceniłeś.- powiedziałam z sarkazmem.
-Proszę cię, przestań tak mówić.- próbował jakoś mnie uspokoić.
-Jestem też ciekawa, ile dał ci czasu na przelecenie mnie,wiesz chciałabym wiedzieć jak uważasz, w jakim czasie dałabym ci za przeproszeniem dupy.- wiem, używałam dosyć ostrych sformułować, ale złość jakąw sobie w tym momencie tłumiłam była nie do opisania.
-A no i wiesz co? Strasznie mi głupio, że przeze mnie przegrałeś zakład, wiem, zachowałam się tak samolubnie i ...- w tym momencienie miałam szans, dokończyć zdania, ponieważ Justin ujął dłońmi moją twarz i tak po prostu mnie pocałował. Momentalnie poczułam to przyjemnie ukłucie wbrzuchu, które powszechnie nazywane jest "motylkami". Wiem, tak wiem,że powinnam go odepchnąć i najlepiej jeszcze dać mu w twarz, ale nie potrafiłam. Czując jego usta na swoich, momentalnie przechodziły mnie dreszcze. Delikatnie muskał moje wargi, co było równie przyjemnie, jak jedzenie czekolady. Po chwili odsunął swoje usta od moich, ale nie odsuwając swojej twarzy od mojej, oparł się swoim czołem o moje.
-Nigdy więcej nie myśl, że kiedykolwiek pomyślałem o tobie wten sposób. - szepnął, patrząc mi prosto w oczy. Chciałam coś powiedzieć, ale zdałam sobie sprawę, że bynajmniej nie wyduszę teraz z siebie nic sensownego.Chłopak uśmiechnął się, po czym ponownie musnął moje usta. Jego miękkie wargi na moich ustach sprawiały, że czułam jakbym za moment miała się"rozpłynąć". Położyłam swoje dłonie na jego, które znajdowały się na mojej twarzy i zdjęłam je. Oderwałam się od niego i odsunęłam głowę na bok.
-Miley...- szepnął i położył dłonie na mojej talii, przyciągając mnie do siebie.
-Czujesz coś do mnie, wiem o tym, więc dlaczego mnie odrzucasz?- mówił próbując spojrzeć mi w oczy, co skutecznie mu uniemożliwiałam.
-Może dlatego, że boję się zaufać ci drugi raz.-powiedziałam niepewnie. Justin przesunął nosem po moim policzku, a świadomość jak blisko siebie jesteśmy, wywołała u mnie dreszcze.
-Spieprzyłem to wiem, ale daj mi drugą szansę. Nie wiem jak,nie wiem dlaczego i jakim cudem, ale zakochałem się w tobie. - musnął ustami mój policzek. Uniosłam lekko głowę i spojrzałam na niego.
-Ja w tobie też, ale mimo to nie potrafię zaufać ci drugi raz.- powiedziałam w miarę stanowczo i zdjęłam ze mnie jego dłonie, jednak w dalszym ciągu nie miałam jak odejść.
-Odsuń się, chce przejść. - dodałam, starając się brzmieć oschle, chociaż głos mi się łamał.
-Obiecuję, że nie zranię cię nigdy więcej.- oparł dłonie po moich obu stronach na masce samochodu. Chciał pocałować mnie ponownie, ale odwróciłam głowę.
-Nie potrafię już ci uwierzyć. - skwitowałam. -A teraz proszę, żebyś mnie wypuścił i zapomniał o tym co się stało. - dodałam i odepchnęłam go lekko, odchodząc.
-Wrócę na nogach. -powiedziałam idąc chodnikiem z założonymi rękami.
-Nie wygłupiaj się, chodź tutaj, podwiozę cie do domu. -mówił za mną, ale ja nawet się nie odwróciłam.
-Obejdę się.
Nie słyszałam już nic, więc spokojnie szłam przodem. Jednak już po chwili obok ulicą podjechał Bieber.
-Obiecuję, że nie odezwę się już słowem, ale wsiądź do samochodu. - powiedział przez otwartą szybę, jadąc obok mnie.
-Nie.- powiedziałam stanowczo.
-Przestań się wygłupiać, stąd masz daleko do domu, nie będziesz szła na nogach. - mówił, nie dając za wygraną. Uświadomiłam sobie, żeon ma rację. Mieszkałam na drugim końcu miasta, więc pomysł z wracaniem piechotą nie był najlepszy.
-Dobra.- odpowiedziałam w końcu, a on się zatrzymał.Wsiadłam do auta i poprawiłam grzywkę. Już otwierał usta, żeby coś powiedzieć,ale wyprzedziłam go.
-Obiecałeś, że nie będziesz nic mówił.
On tylko westchnął i z powrotem zamknął usta, ponownie odpalając silnik.
Przez całą drogę się nie odzywaliśmy, ale panowała naprawdę napięta atmosfera. Nie powinnam pozwalać na to, żeby mnie całował, ale to było silniejsze ode mnie. Mimo to, że jestem w nim zakochana, nie potrafię zaufać mu drugi raz i z nim być, to za trudne. W końcu dojechaliśmy pod mój dom.
-Dzięki za podwiezienie.- powiedziałam tylko i już chciałam wysiąść z auta, ale on złapał mnie za nadgarstek.
-Miley..-próbował coś powiedzieć, ale nie dałam mu dojść dosłowa.
-Muszę już iść.- dodałam szybko i wyszłam z samochodu. Szybkim krokiem weszłam do domu i nie zważając na to, że tata spojrzał na mnie z salonu wzrokiem "Co się stało?" weszłam do góry, udając się do swojego pokoju.
Usiadłam na fotelu i ze złością zrzuciłam z biurka książki, które się na nim znajdowały.
-Miley ty głupia idiotko, najpierw się z nim całujesz, a po fakcie wypominasz sobie, że nie powinnaś tego robić. - mówiłam sama do siebie, patrząc w lustro przede mną. Włożyłam płytę do wieży i włączyłam muzykę na cały regulator - LINK
Położyłam się na łóżko, przykładając sobie poduszkę dotwarzy.
               

Powtarzałam słowa piosenki, które w tym momencie dosłownie odzwierciedlały to, co czułam. Dlaczego to wszystko musi być takie trudne? Nawet nie wiem, kiedy w takiej pozycji zasnęłam.

O dziwo, pierwszy raz sama obudziłam się przed siódmą. Zebrałam się z łóżka i wybrałam cichy na dziś, które zaraz w łazience włożyłam.
*
Chowałam właśnie książki do szafki, kiedy zobaczyłam, że niedaleko stoi Jasmine ze swoimi dwoma przyjaciółeczkami. Coś we mnie pękło, nie wytrzymałam. Zamknęłam z impetem szafkę i podeszłam do niej. Gwałtownie popchnęłam ją na bok.
-Ty podła, zakłamana szmato- powiedziałam głośno, mając ochotę ją zabić. Spojrzała na mnie z całkowicie zszokowaną miną.
-O co ci chodzi, wariatko?!- powiedziała i otrzepała się, na co ja nie wytrzymałam i po prostu popchnęłam ją na szafki.
-Zachciało ci się zemsty? Pieprzona egoistko, po trupach do celu, tak?- zaczęłam na nią krzyczeć i pociągnęłam ją za włosy. W tym momencie miałam ochotę ją zabić, sama nie wiem co mnie opętało.
-Ty jesteś chora! Boże, weźcie tą psycholkę ode mnie- zaczęła się drzeć, a ja cały czas ją szarpałam. Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie o tyłu i od niej odciąga. Szybko się odwróciłam i zobaczyłam, że to Justina.
-Miley, zostaw ją. - próbował przemówić mi do rozumu, ale ja nie dawałam za wygraną, cięgle się wyrywając.
-Puszczaj mnie do cholery- warknęłam, próbując wyrwać się z jego objęć, co kompletnie mi się nie udawało, za mocno mnie przytrzymywał.
-Justin, widzisz?! Ta psycholka chciała mnie zabić, Boże przecież gdyby nie ty to..- zaczęła, ale w tym momencie Bieber jej przerwał.
-Zamknij się pustaku i jej nie obrażaj. - usłyszałam z ust Justina i momentalnie miałam ochotę wybuchnąć śmiechem na widok miny Jasmine.
-A-ale..no, ale Justin. - otworzyła z wrażenia usta, nie mogąc nic z siebie wydusić.
-Gdybym tylko chciał, mógłbym nawet oskarżyć cię o zniesławienie, ale nie zrobię tego, bo mi ciebie szkoda. Jesteś na tyle żałosna, że szkoda na ciebie słów. - powiedział, a ja miałam wrażenie, że ona zaraz zemdleje.
-Chodźmy stąd, szkoda na nią nerwów.- powiedział i przestając mnie trzymać, złapał mnie za rękę i odeszliśmy stamtąd. Dopiero teraz zauważyłam, że całe "przedstawienie" obserwowało pełno gapiów, ale miałam to gdzieś. Wyszliśmy ze szkoły, na trawnik.
-Szczerze mówiąc chętnie popatrzyłbym jak wyrywasz jej te wszystkie doczepiane kudły, ale miałabyś tylko przez to problemy.- powiedział, po czym oboje parsknęliśmy śmiechem, a po chwili..pocałowaliśmy się. Sama sobie przeczę, wiem. Jestem głupią idiotką. Nagle usłyszałam książkę upadającą na ziemię. Oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy na miejsce, z którego pochodził dźwięk. Zamurowało mnie.
-Chris..?