piątek, 23 sierpnia 2013

Decyzja.

Niektóre z was będą z niej zadowolone, inne wręcz przeciwnie. Długo zastanawiałam się nad najlepszym rozwiązaniem i doszłam do wniosku, że nie jestem w stanie oddać tego bloga.
To ja stworzyłam tych bohaterów i tą historię i po prostu nie umiałabym tego tak po prostu oddać.
To należy do mnie. Zawsze zżywam się z bohaterami moich opowiadań, więc oni są w pewien sposób dla mnie ważni.
Przepraszam, jeśli was zawiodłam.
Dziękuję za te wszystkie komentarze, za ten cały czas, kiedy czytałyście to opowiadanie i mnie wspierałyście.
Nie obiecuję, że tu kiedyś wrócę, ale jest taka możliwość.

Jeszcze raz za wszystko przepraszam i dziękuję. Kocham was <3

sobota, 17 sierpnia 2013

Info.

Połowa z was chce, żebym oddała chociaż na jakiś czas bloga, natomiast druga połowa, abym go po prostu zawiesiła. Pomoc, którą chcecie mi tutaj zaoferować nic nie da, bo ja całkowicie straciłam jakiekolwiek chęci co do tego opowiadania. Tutaj sytuacja jest jasna - albo oddaje bloga albo go zawieszam.
Mam dylemat jak cholera.
Boże, jest tyle osób, którym z ogromną chęcią oddałabym bloga, ale jedyne co mnie powstrzymuje to sentyment i chyba egoistyczny strach przed przeczytaniem, że nowa autorka jest dużo lepsza ode mnie. Cholera, wiem, że jest bardzo, naprawdę bardzo dużo osób piszących o niebo lepiej ode mnie, ale po prostu egoistycznie boję się oddać im moich czytelników.
Proszę, chcę żebyście wyrazili tutaj swoje ostateczne zdanie i KAŻDY, kto chciałby na jakiś czas przejąć opowiadanie niech tutaj jeszcze raz to zadeklaruje.
Obiecuję, że za tydzień napiszę jaką decyzję podjęłam i wtedy wybiorę jedną, ewentualnie dwie osoby, które pisałby dalej tego bloga.
Kocham was, naprawdę. 

piątek, 19 lipca 2013

Przepraszam.

Naprawdę chciałam wrócić, naprawdę chciałam pisać to opowiadanie dla Was, ale po prostu nie mogę.
To opowiadanie mnie już męczy. Może dlatego, że to już ponad 60 rozdziałów. Przepraszam, naprawdę, ale ja nie umiem już pisać dalej tej historii, to już dla mnie nudne.
Ja na pewno nie dam rady tego kontynuować i nie mam pojęcia co z tym zrobić. Zawiesić? Może kiedyś wrócę?
Oddać komuś? Boję się, że kiedyś zapragnę tu wrócić, a wtedy nie będę miała już czego tutaj szukać, bo nie odbiorę tamtej osobie bloga, którego wcześniej już powierzyłam.
A może po prostu powiedzieć wam co miało dziać się dalej i tyle?
Naprawdę nie wiem.
Czy jest osoba, która chciałaby pisać dalej to opowiadanie? Nie obiecuję oddania bloga, chcę po prostu wstępnie wiedzieć.
Jeszcze raz Was przepraszam. Wiem, że teraz mogą polecieć na mnie hejty, ale chyba lepsze to, niż trzymanie Was w niepewności.

sobota, 29 czerwca 2013

Rozdział 65.

-Wynoszę się z tego przeklętego domu. To już drugi pająk, którego tu spotkałam! - powiedziałam, siadając na kanapie, kiedy po raz kolejny dostałam chorego ataku na widok pająka wychodzącego zza szafy. Ja naprawdę ich nie lubię. Delikatnie mówiąc.
-Miley, proszę cię, możesz mi wytłumaczyć jakim cudem widząc takiego malutkiego pajączka wpadasz w taką panikę? - Zaśmiał się, klękając przede mną i kładąc dłonie na moje kolana.
-On nie był malutki, tylko o-gro-mny - odparłam z oburzeniem, robiąc minę małej dziewczynki z fochem.
-Miley - zaczął takim tonem, że byłam już dosłownie pewna, że za moment mi czymś dowali. - To ty tak wszystko wyolbrzymiasz?
-To znaczy? - spytałam, nie mając pojęcia o co mu chodzi.
-No skoro mówisz, że ten mały pająk jest ogromny, to wszystko wydaje ci się większe? No wiesz, czy wszystko wydaje ci się być ogromne? - powiedział z tym swoim charakterystycznym cwanym uśmiechem. Cóż, przyznam, że zrozumienie o czym on w ogóle mówi zajęło mi kilka sekund. Najpierw spojrzałam na niego z miną "o czym ty do mnie w ogóle mówisz?" a po chwili lekko uchyliłam usta, otwierając szerzej oczy.
-Jesteś nienormalny! - powiedziałam po chwili i wstałam, odpychając go od siebie. Justin wybuchnął śmiechem, przytrzymują się podłogi, żeby się nie przewrócić i wstając.
-Tylko pytam! - Usprawiedliwił się, cały czas się śmiejąc.
-Nie, mam tak tylko z pająkami. Nie łudź się - odszczekałam, zakładając dłonie na klatce piersiowej i śmiejąc się.
-Szkoda.
Podszedł do mnie, robiąc minę "zbitego psa" i spuszczając głowę.
-Kretyn. - Parsknęłam śmiechem, na co Justin od razu podniósł wzrok, patrząc na mnie z oburzeniem i uśmiechem jednocześnie.
-Słucham? - spytał retorycznie.
-Nic nie mówiłam - odparłam od razu, robiąc krok w tył.
-Tak? Na pewno? - kontynuował, idąc w moją stronę i uśmiechając się zadziornie.
-Na pewno - odpowiedziałam, odwzajemniając uśmiech. W tym momencie weszłam od tyłu w kanapę i tracąc równowagę, spadłam na nią.
-O, widzę, że nawet nie muszę się specjalnie fatygować, sama się kładziesz. - Zaśmiał się, nachylając się nade mną. Przysuwał swoją twarz coraz bliżej, już prawie stykając nasze usta, kiedy usłyszeliśmy głośny dźwięk dzwoniącego telefonu.
-Ugh, zostałaś uratowana. - Zaśmiał się, cmokając mnie jedynie w usta i podając rękę, pomagając tym samym wstać.
Podniosłam się, naciągając swoją bluzkę na brzuch i zerkając na Justina, który zabrał swój telefon z komody, po czym odebrał go.
Oblizałam wargi, stojąc chwilę w miejscu i patrząc na chłopaka, chcąc dowiedzieć się, kto dzwoni.
-Hej mamo - usłyszałam po chwili i wiedząc już kto dzwoni, odeszłam na bok, idąc w kierunku kuchni. Weszłam do pomieszczenia, wyjmując z szafki szklankę i nalewając do niej po chwili soku jabłkowego.
Usiadłam na krzesełku przy stole i wyjęłam z kieszeni swojego iPhone'a włączając jedną z dennych gier, które tam miałam i zaczynając w nią grać.
Po jakichś pięciu minutach do kuchni wszedł Justin.
-I co tam? - spytałam, wyłączając grę i odkładając komórkę na stół.
-Nic takiego, tylko..- zaczął i westchnął cicho, siadając naprzeciwko mnie.
-Tylko co? - spytałam, czując ten nieprzyjemny ucisk w brzuchu. Miał dziwną minę, jakby coś się stało. -Justin, stało się coś?
-Nie, nic. Spokojnie. - Uśmiechnął się, uspokajając mnie. - Tylko mam pytanie. Wiem, że będziemy tu jeszcze tylko cztery dni, ale nie byłabyś zła, gdybym wyjechał na jeden dzień?
-Wyjechał? Gdzie? - spytałam kompletnie zdziwiona, wpatrując się w chłopaka. Już teraz nie podobał mi się ten pomysł. To tylko dwa tygodnie. Mieliśmy je całe spędzić razem. Sami.
-Do Los Angeles. Chcę polecieć do Josh'a. Pamiętasz go? To mój kuzyn. Prosiłem go, żeby popytał o tą uczelnię w LA, do której chcę iść. Powiedział, że najlepiej będzie jeśli sam tam przylecę - wyjaśnił, a ja westchnęłam cicho, chyba nawet niekontrolowanie robiąc lekko naburmuszoną minę.
-Miley no - powiedział od razu, wstając i podchodząc do mnie. Stanął za mną, obejmując mnie dłońmi od tyłu.
-To tylko jakieś dwa dni. No nie gniewaj się, wiesz, że to dla mnie ważne - kontynuował, całując mnie w policzek.
-Wiem, rozumiem - odpowiedziałam, łapiąc jego dłonie. Chłopak podniósł się, siadając obok mnie.
-Na pewno? Jeśli nie chcesz, to po prostu tam nie polecę - powiedział całkowicie szczerze, patrząc mi prosto w oczy.
-Na pewno. Wiem, że ci na tym zależy, nie będę taką egoistką.
-Dziękuję kochanie. - Uśmiechnął się, łapiąc mnie delikatnie za podbródek i przysuwając do siebie całując.

-Lubię tą piosenkę! - powiedziałam podekscytowana, podgłośniając radio w samochodzie.
-Ja też. - Uśmiechnął się, stukając palcami w rytm muzyki. Jechaliśmy do sklepu, w końcu trzeba było kupić coś do jedzenia. Szczerze? Przez te dwa tygodnie poczułam jakby to było mieszkać na stałe z Justinem. Mieć wspólne obowiązki, robić zakupy, no po prostu być na siebie skazanym dwadzieścia cztery godziny na dobę. I wiecie co? Wcale nie było tak, że miałam już go dosyć i tak dalej. Wręcz przeciwnie. Podobało mi się, kiedy codziennie budziłam się obok niego, wspólnie oglądaliśmy telewizję, gotowaliśmy, sprzątaliśmy, po prostu kiedy ciągle był obok mnie.
-Na kiedy twoja mama ma termin? - spytał po chwili, zerkając na mnie.
-Piętnasty lipca. Boże, ja chcę już swoją siostrę, no - powiedziałam z podekscytowaniem, na samą myśl o malutkim szkrabie, który już niedługo się urodzi.
-Siostrę? Skąd wiesz, że to będzie dziewczynka? - spytał z uśmiechem.
-No ej, moi rodzice chyba nie są tak okrutni, żeby skazać mnie na kolejnego, młodszego brata - powiedziałam, uśmiechając się, na co Justin parsknął głośnym śmiechem.
-No tak. - Zaśmiał się.
-Już nie mogę się doczekać. Będę się z nim bawić, przebierać je, przytulać. Jejku no - mówiłam z niesamowitym entuzjazmem.
-Zawsze możemy mieć swoje. Wiesz, nigdy nic nie wiadomo - powiedział, zerkając na mnie. Widząc moją śmiertelnie poważną minę i szok w oczach, wybuchnął głośnym śmiechem.
-Przecież żartuję, spokojnie, oddychaj - powiedział, cały czas śmiejąc się z mojej miny.
-Też żart wcale nie był śmieszny. - Pokręciłam głową ze śmiechem.


-Dobra, a więc czego potrzebujemy? - spytałam, kiedy weszliśmy do sklepu.
-Gumek - odparł, parskając śmiechem. Czy ten chłopak ma jakiekolwiek wyczucie? Bo powiedział to tak głośno, że jakaś staruszka stojąca przed nami, odwróciła się i spojrzała na nas.
-Justin, ja pierdziele, zamknij się - skarciłam go, starając się nie wybuchnąć śmiechem i walnęłam go w ramię.
-Przecież powiedziałem tylko "gumki". Gumki do włosów. Mówiłaś, że nie masz gumek do włosów. I potrzebujesz gumek do włosów - mówił perfidnie, ciągle akcentując słowo "gumki". Myślałam, że zaraz założę mu torbę foliową na twarz, byleby tylko się zamknął.
-Ja pierdole - mruknęłam sama do siebie, idąc przodem i  jednocześnie mając ochotę wybuchnąć śmiechem. -Nie idź obok mnie, nie mów do mnie, udaje, że cię nie znam. Robisz wstyd jak cholera - powiedziałam do Justina, który dogonił mnie idąc obok, po czym parsknęłam śmiechem.
-Aw, jak słodko. Ja też cię kocham - powiedział nad wyraz głośno i przytulił mnie, śmiejąc się. Wspominałam już, że kocham tego idiotę?

Wychodząc ze sklepu..nie zgadniecie kogo spotkaliśmy. Kojarzycie tamtego chłopaka ze stoiska z biżuterią? Tego przez którego tak strasznie się z Justinem pokłóciliśmy? To on. We własnej osobie. Justin chował zakupy do bagażnika, a ja stałam kilka metrów dalej.
-Hej piękna. Jak miło, że znów się spotykamy. - Uśmiechnął się od razu, na co ja delikatnie odwzajemniłam gest. Głupio było mi tak teraz sobie odejść, ale z drugiej strony jak tylko zauważy nas Justin, może znowu dojść do awantury.
-Hej - odpowiedziałam krótko, chcąc dać mu do zrozumienia, że nie mam ochoty ciągnąć rozmowy.
-A gdzie twój chłopak? - zagadnął, wciąż się do mnie uśmiechając. Cóż, miał ładny uśmiech, nie mogłam zaprzeczyć.
-Przy samochodzie - odpowiedziałam, wskazując głową, a wzrok chłopaka od razu powędrował w tamtym kierunku.
-Dalej taki nerwowy? - Zaśmiał się.
-Trochę - odpowiedziałam, również cicho chichocząc.
-Przeprowadziliście się tutaj? Mieszkacie razem?
A co cię to do cholery obchodzi? Wywiad przeprowadzasz?
-Nie, jesteśmy tu tylko na feriach. Mieszkamy w Nowym Jorku.
-Aa, odskocznia od wielkiego miasta?
-Dokładnie. - Uśmiechnęłam się. W tym momencie zauważyłam Justina idącego w naszą stronę. Bez paniki. Bez paniki. Bez..kurwa.
-Skarbie, chodź już do samochodu - powiedział, idąc do mnie. Tak...miłego tonu głosu się nie spodziewałam. Justin podszedł do mnie i łapiąc mnie jedną ręką namiętnie pocałował w usta. Tego tym bardziej się nie spodziewałam.
Kiedy w końcu się od siebie odsunęliśmy, Jus spojrzał na bruneta.
-O, cześć. Sory, że sobie nie pogadamy, ale się spieszymy. Łóżko czeka. - Uśmiechnął się niesamowicie słodko, wręcz przesłodzenie, a nawet ironicznie i złapał mnie za rękę, idąc ze mną w kierunku samochodu i po prostu zostawiając chłopaka samego. Mowę mi odjęło.
-Widziałaś jego minę? - Zaśmiał się, otwierając mi drzwi od strony pasażera.
-Jesteś nienormalny. - Parsknęłam śmiechem, wsiadając do auta.
Chyba ironia jest rzeczywiście dużo lepszym sposobem na dokopanie komuś, niż wściekanie się.


Siedziałam wieczorem w sypialni, leżąc na łóżku po rozmowie telefonicznej z Van. Byłam już śpiąca, ale  musiałam poczekać, aż Justin wyjdzie z łazienki, żeby móc się wykąpać. Bawiłam się swoim iPhone'em, kiedy usłyszałam huk spadającego przedmiotu. Mam deja vu. To nie pierwszy raz, kiedy to słyszę. Serce zaczęło bić mi cholernie szybko. Podniosłam się gwałtownie z łóżka, chcąc sprawdzić co się stało. Możecie wyobrazić sobie moją minę, kiedy na podłodze, zauważyłam leżącą książkę. Dokładnie tą samą książkę, która spadła z regału już dwa razy. Zaczęło trząść mi się dłonie. Bałam się nawet ruszyć. To nie było normalne. To już było cholernie chore i nienormalne. Nie wiedziałam nawet jak to wyjaśnić.
Głośno przełknęłam ślinę, powoli schodząc z łózka i podchodząc do książki leżącej na podłodze. W pewnym momencie przeszły mi okropne, zimne dreszcze. Poczułam jakby chłód na mojej skórze, który był..przerażający.
-Justin - zawołałam drżącym głosem. Na co ja liczyłam. Nie usłyszy mnie stąd, zagłusza mnie dźwięk prysznica.
Dobra Miley, wdech, wydech. To tylko twoja wyobraźnia, a książka? Przedmioty czasem spadają. Powoli klęknęłam, biorąc do ręki wspomniany przedmiot.
Miałam wrażenie, że ta cholerna książki zawsze spadała w ten sam sposób. Zawsze otwierała się na tej samej stronie, tylko dopiero teraz zwróciłam na to uwagę. Drżącymi dłońmi podniosłam książkę, wstając. Usiadłam na łóżku, jednocześnie cały czas rozglądając się na boki. Jak idiotka. Przecież byłam tu tylko ja i Justin,a drzwi wejściowe były zamknięte, więc czego ja się bałam? Tutaj nikogo nie było.
Nie zamykając książki,aby nie stracić strony, na której się otworzyła, zerknęłam na jej okładkę. "Największe katastrofy Stanów Zjednoczonych XXI wieku"
Po raz kolejny przełknęłam głośno ślinę, oblizując przy tym wargi. Ponownie wróciłam na stronę, którą chciałam przeczytać. Nagłówek, który rzucił mi się w oczy? "Katastrofa lotnicza"
Czułam się tak dziwnie nieprzyjemnie. Jakby ktoś ciągle na mnie patrzył, jakby czekał aż to przeczytam.
Nogi mi się trzęsły, a dłonie drżały. Delikatnie przejechałam palcem po stronicy, wlepiając swój wzrok w mały druk.
Całe dwie strony były poświęcone katastrofie lotniczej z 2005 roku. Nikt z załogi, ani z pasażerów jej nie przeżył. Samolot rozbił się niecały kilometr od lotniska w Los Angeles. To było dziwne, to było cholernie dziwne. Nie wiem co, ale coś nakłaniało mnie, żebym to przeczytała.
-Miley - usłyszałam po chwili i książka momentalnie wypadła mi z rąk i wylądowała na podłodze. Serce niemal podeszło mi do gardła. Szybko podniosłam wzrok i zauważyłam Justina w drzwiach.
-Boże, nie strasz mnie - powiedziałam, trzymając się za serce, które dosłownie szalało.
-Przepraszam. - Uśmiechnął się. - Wołałaś mnie, czy mi się wydawało?- spytał.
-Co? A tak, ale już nic - odparłam, delikatnie odwzajemniając uśmiech. Wstałam i podniosłam z podłogi książkę, zamykając ją i z powrotem odkładając na regał. - Chciałam tylko spytać czy długo jeszcze,bo chcę iść się kąpać - dodałam, całując go w policzek i mijając go, udając się do łazienki.
Chyba wariuję.
_________________________________________________________
Strasznie was przepraszam. Spóźniłam się o jeden dzień. Jeszcze raz strasznie przepraszam. Po prostu wydarzyło się coś, co..nieważne, w każdym bądź razie nie byłam w stanie napisać rozdziału. Ale już jest dobrze, już jest okej. Cieszę się, że do was wracam. Kocham was bardzo mocno, pamiętajcie o tym.

środa, 19 czerwca 2013

Hej :)

Hej <3 Skarby moje kochane, nie chcę trzymać Was w niepewności. Wrócę do was, obiecałam, a ja dotrzymuję słowa. Nie powiem Wam kiedy, bo chcę, żeby to była niespodzianka, ale powiem Wam tylko tyle - zanim otrzymacie świadectwa, dowiecie się, co dalej u Miley :)
much love <3

sobota, 30 marca 2013

ZAWIESZAM!

Spokojnie, wiem jak "groźnie" to brzmi, ale bez obaw. To nie jest tak, że zawieszam i nie wiem czy wrócę do tego opowiadania, czy że wrócę do niego za pół roku. NIC-Z-TYCH-RZECZY!
Potrzebuję po prostu przerwy. Jeśli jej nie zrobię to spieprzę to opowiadanie. Chcę spokojnie, bez nacisku poczekać na ten moment, kiedy najdzie mnie myśl "Kurczę, muszę napisać rozdział na blogu, bo ten pomysł nie daje mi spokoju!"
To nie jest też tak, że kompletnie nie mam pojęcia co będzie się dziać dalej. Wręcz przeciwnie, mam masę pomysłów, brakuję mi po prostu natchnienia na pisanie tego. Mam nadzieję, że rozumiecie.
Bardzo mi zależy, żebyście mnie zrozumiały i uszanowały moją decyzję. Potrzebuję przerwy 2-4 (maks.) miesięcznej, ale to wyjdzie na dobre nam wszystkim! Ja znów poczuję tą "wenę" do tego opowiadania, a wy będziecie mogli przeczytać dużo lepsze rozdziały.
Teraz, szczerze mówiąc, męczę się pisząc to opowiadanie. Piszę - bo muszę, bo chcecie. I właśnie przed tym tak się bronię. Nie chcę tego. Nie chcę aby pisanie stało się moim obowiązkiem. To jest moje hobby, moja pasja, to co kocham robić w wolnym czasie, NIE OBOWIĄZEK.
Wiecie co chcę wam obiecać? Że niedługo wrócę. Wrócę ze zdwojoną siłą. Chciałabym tylko, żebyście obiecali mi jedno, że będziecie czekać i raz na 2-3 tygodnie zajrzycie tutaj, sprawdzając czy czegoś nie dodałam. Proszę was o to, bo bez was nie ma mnie. I taka jest prawda. Dla kogo wtedy bym pisała? Boże, piszę jak jakiś fejm do swoich fanów haha ;p
Proszę was tylko o to, żebyście nie zapomnieli o Miley i Justinie.




A po tym filmiku, chyba nie dam wam zapomnieć! :D





To taka krótka zapowiedź tego, co czeka was jeszcze w tym opowiadaniu. Warto czekać? Mam nadzieję<3

+Za wszelkie błędy w filmiku przepraszam, ale mogłam się "machnąć".

Przepraszam za to, że tak postępuję, ale wierzcie mi - to najlepsze rozwiązanie.
Pamiętajcie, że strasznie was kocham i gdybym mogła to każda z was bym wyściskała. Wszystkie miłe słowa cholernie podnoszą mnie na duchu, kiedy mam doła. Dziękuję<3


+

Dopiero teraz spojrzałam na licznik wyświetleń w przeglądzie bloga...i zauważyłam..że...łączna liczba wyświetleń wczoraj (jeden jedyny dzień) to prawie 1400..rozumiecie to? 1400 wyświetleń bloga w JEDEN DZIEŃ. kihsduedflhnfgjnsrfiherfjbj <3 Dla mnie osobiście to jest niesamowity sukces! Tak cholernie was kocham! Czemu nie mogą was wszystkich przytulić???! <333

sobota, 23 marca 2013

Rozdział 64.

Obudziły mnie jasne promienie słoneczne, wpadające do pokoju przez duże okno znajdujące się dokładnie na wprost mnie. Powoli zaczęłam się rozbudzać, przecierając delikatnie powieki. Stopniowo przypominając sobie to, co wydarzyło się wczoraj, lekko się uśmiechnęłam. Otwierając oczy, zorientowałam się, że obok mnie nie ma Justina. Przytrzymując na sobie kołdrę, lekko się podniosłam, podpierając się na łokciu. Dopiero po chwili usłyszałam kroki dochodzące z kuchni, z której po chwili wyszedł Justin, trzymając w rękach małą, srebrną tacę, na której już stąd mogłam dostrzec znajdujące się na niej śniadanie.
Momentalnie na moich ustach pojawił się uśmiech. Podniosłam się nieco wyżej, poprawiając poduszkę za sobą i mocniej okrywając się kołdrą.
-Dzień dobry, skarbie. - powiedział, kucając obok mnie. - Mam nadzieję, że wierzysz w moje zdolności kulinarne, bo zrobiłem ci śniadanie. - Uśmiechnął się.  Zaśmiałam się, przeczesując jedną dłonią swoje włosy.
-Dajesz gwarancję, że to jadalne...? - spytałam, udając przejętą.
-Jesteś wredna - powiedział ze śmiechem i lekko mnie szturchnął.
-Tak, też cię kocham. - Zaśmiałam się. - I dziękuję za śniadanie - dodałam, nachylając się i całując go w policzek. Wzięłam od niego tacę, kładąc ją sobie na kolana.
-Siadaj, przecież nie zjem tego wszystkiego sama. - Zaśmiałam się po chwili, odsuwając się i robiąc tym samym mu miejsce.
-A co jeśli to jednak jest niejadalne? Tak to ty otrujesz się pierwsza..- powiedział "poważnie", na co ja odwdzięczyłam mu się tym samym, czyli szturchnęłam go w ramię.
-I kto tu jest wredny! - powiedziałam, udając oburzoną. Jus parsknął śmiechem, siadając obok mnie.
-Widzisz, dogryzamy sobie od dziecka i tak już chyba zostanie - powiedział, na co oboje się zaśmialiśmy.
-Już to widzę jak za siedemdziesiąt lat, będziemy kłócić się o to, kto ma lepszą sztuczną szczękę - powiedziałam, parskając śmiechem i przenosząc swój wzrok na jedzenie. Chłopak wręcz wybuchnął śmiechem, zakrywają twarz dłońmi.
-No co? - Zaczęłam się śmiać. - Wiesz, wcale by mnie to nie zdziwiło! - dodałam, czym spowodowałam tylko jego jeszcze głośniejszy śmiech.
-Tak, wyobrażam to sobie - wydukał po chwili, opanowując nieco śmiech. - Jesteś niemożliwa - dodał, cały czas się uśmiechając.
*
Leżałam na łóżku w sypialni, rozmawiając przez telefon z Megan. Bawiłam się kosmykiem włosów, uśmiechając się do sufitu. Justin zasnął na dole w salonie na kanapie, a z racji tego, że mi się nudziło, a nie chciałam go budzić, postanowiłam zadzwonić do dziewczyn.
-No i? Pogodziliście się w końcu? - spytała, a ja przygryzłam dolną wargę, nie przestając się uśmiechać.
-Mmhhmm - powiedziałam, przeciągając ten wyraz.
-A to "mmhmm" - dziewczyna powtórzyła po mnie. - Jak mniemam oznacza, że tak "bardzo bardzo" się pogodziliście? - spytała, a ja wyczuwałam jak się uśmiecha.
-Nie wiem co przez to rozumiesz. - Zaśmiałam się.
-Miley Destiny Carsen, wiesz, że kocham cię jak siostrę, ale jeśli w tej chwili nie przestaniesz udawać idiotki i nie powiesz mi jak było, to przysięgam, że cię zamorduję! - powiedziała, udając groźną na co od razu się zaśmiałam.
-No już dobra, nie krzycz na mnie! - powiedziałam ze śmiechem. - Ale ja naprawdę nie wiem, co mam ci powiedzieć - dodałam. - I powiem ci, że jak tak już powiedziałaś moje imię, to pomyślałam sobie, że fajnie brzmi Miley Destiny Bieber. Jezu dobra, bo pieprzę głupoty - parsknęłam śmiechem.
-Mils, skarbie czy ja o czymś nie wiem? - spytała, lekko zszokowana, na co ja ponownie parsknęłam śmiechem.
-Nie kochanie, jeszcze nie zwariowałam, żeby zaręczać się w wieku siedemnastu lat.
-Prawie osiemnastu - poprawiła mnie.
-Ale wciąż "nastu". - Uśmiechnęłam się, przewracając na bok i wtulając w poduszkę. - Zresztą kobieto, o czym my w ogóle gadamy - powiedziałam po chwili i  momentalnie obie się zaśmiałyśmy.
-Racja, wróćmy lepiej do tematu waszego pogodzenia się! - odparła, a ja przewróciłam oczami ze śmiechem.
-Zdecydowanie najlepsza noc w moim życiu. - Uśmiechnęłam się sama do siebie, bawiąc się materiałem poduszki.
-Aww, jak słodko - odparła, na co ja parsknęłam śmiechem. - No nie śmiej się, serio mówię - dodała, a czułam, że się uśmiecha.
-No okej - mruknęłam. - Skoro już wyciągnęłaś ze mnie tą jakże potrzebną ci do życia informację, to teraz lepiej mów co tam w mieście - zironizowałam, śmiejąc się.
-Właśnie, zapomniałabym ci powiedzieć! Van kogoś poznała! - powiedziała przejęta. Podniosłam się do pozycji siedzącej, przyciskając poduszkę do swojego brzucha.
-Aww, cieszę się. Kogo? Jak go poznała? - spytałam od razu zaciekawiona. Tak cholernie cieszyłam się, że Vanessa w końcu kogoś poznała. Chciałam, żeby była szczęśliwa, tak samo jak Meg i ja.
-Josh i poznała go w sumie całkiem przypadkiem. Wpadli na siebie w centrum handlowym, a on tak po prostu zaprosił ją na kawę. Wiesz jaka podekscytowana jest? Cały czas o nim mówi.
-Dlaczego ta małpa do mnie nie zadzwoniła?
-Bo powiedziała, że powie ci jak wrócisz, bo nie chce zawracać ci teraz głowy.
-Ależ ja ją walnę jak wrócę. Poznałaś już tego chłopaka? Jest w porządku? Ile ma lat?
-Nie, jeszcze nie, ale z tego co ona mówi to istny ideał. - Zaśmiała się. - A i jest w naszym wieku.
-Cieszę się. - Uśmiechnęłam się. - Jak wrócę to koniecznie musimy go poznać.
-Dokładnie - odparła z uśmiechem. - Wiesz co, ja będę musiała już kończyć, pozdrów Justina.
-Spoko, to pa.
-Pa.
Rozłączyłam się, odkładając telefon na łóżko i mocniej wtulając się w poduszkę. Skuliłam nogi, przymykając powieki. Jakby nie patrzeć mało spałam, więc byłam śpiąca. Zamknęłam oczy, nie wiedząc nawet, kiedy zasnęłam.

Obudził mnie głośny huk. Gwałtownie się podniosłam, rozglądając się po pokoju. Zauważyłam książkę leżącą na ziemi, która nie mam pojęcia jakim cudem zleciała z wysokiego regału. Moje serce biło cholernie szybko, ale powoli zwalniało. Wstałam z łóżka, podchodząc do książki. Kucnęłam, podnosząc ją i kładąc na niższy z regałów. Jeśli mam być szczera, to naprawdę nieźle się przestraszyłam, przypominając sobie niedawną sytuację z rozbitą szklanką w kuchni.
Odwróciłam się na pięcie, wychodząc z sypialni. Zeszłam na dół, widząc, że Jus dalej śpi. Uśmiechnęłam się, utwierdzając się w przekonaniu, że widok śpiącego Justina jest jednym z najsłodszych na świecie. Po cichu przeszłam do kuchni, nie chcąc go obudzić. Otworzyłam lodówkę, wyjmując z niej sok jabłkowo-miętowy.
Wlałam napój do szklanki, biorąc jego łyk i siadając na krzesełku. Obracałam szklankę w dłoni, myśląc o chłopaku, którego poznała Van. Miałam ogromną nadzieję, że on nie okaże się dupkiem i nie zrani Vanessy.
Chyba jeszcze nigdy nie byłam tak bliska zawału. Poczułam czyiś dotyk na ramieniu i momentalnie "podskoczyłam", gwałtownie się odwracając.
-O Boże - powiedziałam, głośno oddychając, widząc, że to tylko Jus.
-Wystarczy "Justin". - Zaśmiał się, siadając obok mnie.
-To nie jest śmieszne - powiedziałam, lekko się uśmiechając. - Wiesz co mnie obudziło jak zasnęłam na górze? Książka, która spadła z regału.
-Duchy...-powiedział "poważnie", po czym od razu parsknął śmiechem.
-No tak, śmiej się ze mnie - odparłam, udając obrażoną.
-Ależ ja się wcale z ciebie nie śmieje. - Uniósł charakterystycznie dłonie, uśmiechając się. Zszedł z krzesełka, podchodząc i obejmując mnie od tyłu. - Jakbym śmiał - dodał z uśmiechem i pocałował mnie w policzek.
*
Podłączałam kabel od Xbox-a do telewizora, nachylając się. W pewnym momencie zauważyłam coś małego i czarnego, idącego po podłodze. Momentalnie zaczęłam piszczeć, wybiegając stamtąd. Od dziecka panicznie bałam się pająków, po prostu miałam arachnofobię. Potrafiłam wpaść w panikę i dosłownie rozpłakać się na widok małego pajączka.
Justin od razu przybiegł z kuchni, słysząc mój krzyk.
-Co się stało?! - spytał od razu, a ja wskazałam dłonią na idącego po podłodze pająka. Justin spojrzał w tamtym kierunku, po chwili ponownie przenosząc swój wzrok na mnie.
-I o to tyle krzyku? O tego małego pajączka? - spytał, mając wyraźnie ochotę parsknąć śmiechem.
-On wcale nie jest mały! - powiedziałam, odsuwając się jeszcze bardziej do tyłu. Głośno pisnęłam, widząc jak to ohydne stworzenie zbliża się w moim kierunku. Czułam jak łzy zbierają mi się w oczach. Może to głupie, ale nie panowałam nad tym.
-Weź go, błagam cię! - pisnęłam, już prawie płacząc.
-Spokojnie - uspokoił mnie, biorąc z szafki gazetę. Weszłam spanikowana na kanapę, widząc jak pająk był coraz bliżej mnie. Moje nerwy już tego nie wytrzymały. Dosłownie, rozpłakałam się.
Justin szybko podszedł do pająka i podłożył gazetę, chcąc go na nią złapać. Zakryłam oczy, nie chcąc nawet na to patrzeć.
Siedziałam na kanapie, zakrywając twarz dłońmi i panicznie płacząc. Wiem, że dla osoby z boku mogłam zachowywać się jak idiotka, ale osoba cierpiąca na tą cholernie fobię, doskonale mnie rozumiała.
-Miley, już dobrze - usłyszałam po chwili i poczułam jak Justin mnie obejmuje. - Przecież to był tylko mały pająk - dodał i przytulił mnie. Przez chwilę nie umiałam się uspokoić.
-Ej skarbie,no nie płacz. - Jeszcze mocniej mnie w siebie wtulając.
-To przez tą cholerną fobię, to nie moja wina - powiedziałam w końcu, tuląc się do chłopaka.
-Już dobrze, ćśś nie płacz - uspokajał mnie, gładząc mnie po włosach.


Minęło dobre pół godziny od mojego "napadu". Byłam już spokojna i wszystko było okej. Teraz chciało mi się śmiać z samej siebie, chociaż wiedziałam, że gdybym zobaczyła znowu jakiegoś pająka, moja reakcja byłaby identyczna.
-Czytałem kiedyś, że żeby wyleczyć się z fobii, trzeba się zmierzyć z tym czego się boimy - powiedział Jus, włączając jedną z gier na Xbox-ie.
-Jezu, nawet mi takich rzeczy nie mów! Może jeszcze miałabym pogłaskać pająka, Boże, prędzej bym się zapłakała i umarła ze strachu. - Wzdrygnęłam się na samą myśl. - Włącz lepiej tą grę i nie mówmy więcej o tym ohydztwie - dodałam, lekko się uśmiechając.
-Okej, już nic nie mówię. - Zaśmiał się.
-Znowu boks? Ja się tak nie bawię, ty zawsze w tym wygrywasz! - powiedziałam, widząc jaką grę wybrał.
-Nie dziwę się skoro twój sposób grania to wciskanie wszystkich możliwych przycisków na joysticku. powiedział i oboje parsknęliśmy śmiechem.
-Pff, każdy sposób jest dobry - prychnęłam, uśmiechając się i podciągając nogi na kanapę. Usiadłam po turecku, biorąc do rąk joysticka.
-Ależ oczywiście, nie kwestionuję tego. - Uśmiechnął się, wciskając "start".


-No nie bij mnie teraz bo nie mogę się nawet ruszyć! - krzyknęłam na chłopaka, który jak zwykle wygrywał.
-No i dobrze. - Zaśmiał się, nie mając najmniejszej ochoty przestawać.
-No weeeź! - powiedziałam ze śmiechem i nie odrywając wzroku od telewizora, szturchnęłam go w ramię.
Czy wy też to robicie? Wciskacie wszystkie przyciski, mając nadzieje, że to wam coś da?
-Prędzej zepsujesz joysticka niż coś tym wskórasz. - Parsknął śmiechem, nie odrywając wzroku od ekranu.
W tym momencie na ekranie pojawił się napis "game over". Udając wkurzoną rzuciłam joysticka na kanapę, krzyżując ręce na piersi, niczym mała, obrażona dziewczynka.
-Ja się tak nie bawię, to nie fair - powiedziałam, starając się nie zacząć się śmiać.
-Naucz się przegrywać, kochanie. - Zaśmiał się. Udawałam nieugiętą i wciąż siedziałam "obrażona". Patrzyłam przed siebie, z rękami założonymi na piersi.
-No Miley - mruknął, przybliżając się do mnie. - Następnym razem dam ci wygrać - dodał, uśmiechając się i kładąc jedną dłoń na moim udzie. Wiedział, że udaje, ale i tak nie miałam zamiaru przestać.
-Gniewasz się? - spytał ściszając głos i pocałował mnie w policzek. Zero reakcji z mojej strony, oprócz uśmiechu na moich ustach, który starałam się powstrzymać. - A teraz? - kontynuował, dalej całując mnie po twarzy. -Dalej? - Przeniósł pocałunki na moją szyję i ramię.
W końcu nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem.
-Dobra, nie gniewam się. - Zaśmiałam się, odpychając od siebie chłopaka.
*
-Miley, może będziemy spać już tutaj, co? - spytał z uśmiechem, siedząc na łóżku, w czasie kiedy ja rozczesywałam mokre włosy.
Spojrzałam na niego i parsknęłam śmiechem.
-W sumie okej, chyba już mi minęło. - odparłam, uśmiechając się.
-To dobrze. Wiesz, nie mam nic do spania na podłodze, ale łóżko jest jednak wygodniejsze - powiedział i wstał z łóżka. Podszedł do mnie, dając mi buziaka w policzek. -To ja idę do łazienki - dodał, wychodząc z sypialni. Zaśmiałam się sama do siebie, kończąc rozczesywać swoje włosy. Nagle usłyszałam ten sam huk, który wcześniej mnie obudził. Podskoczyłam, gwałtownie się odwracając. Chyba możecie wyobrazić sobie moją minę, kiedy na podłodze ponownie zauważyłam jedną z książek, która wcześniej leżała na regale.
Moje serce momentalnie przyspieszyło. Naprawdę zaczynało mnie to już przerażać. Powoli podeszłam do książki, podnosząc ją i z powrotem układając na regale. Nie wiem jak to możliwe, ale szczerze mówiąc nie chcę wiedzieć. Czując, że dziwnie czuję się sama w pokoju, wyszłam, udając się w stronę łazienki.
-Pośpiesz się tam. - Zapukałam do drzwi.
-Już się za mną stęskniłaś? - Zaśmiał się.
-Oczywiście - odparłam, śmiejąc się.
*
Leżeliśmy już w łóżku, oglądając w telewizji jakąś komedię. Chociaż nie wiem czy mogę nazwać to "oglądaniem", no bynajmniej przy Justinie było to trudne.
-Justin noo. - Parsknęłam śmiechem, kiedy chłopak zamiast oglądać film, całował mnie po twarzy.
-Nie podoba mi się ten film, wolę ciebie - powiedział, uśmiechając się i wciąż mnie całując.
-Jesteś nienormalny! - powiedziałam przez śmiech.
-Oj no chodź tutaj. - Zaśmiał się, prawie się na mnie kładąc.

Dodam tylko, że nie mam zielonego pojęcia jak skończył się film.

______________________________________________________________________
Zasypiam już, dosłownie, no ale obiecałam, że dodam przed koncertem<3
Nie chcę mi się nawet rozpisywać, więc powiem jedynie, że was kocham<3

czwartek, 28 lutego 2013

Rozdział 63 ♥

Usiadłam na kanapie, opierając łokcie o kolana i chowając twarz w dłoniach. Czułam, że za moment się rozpłaczę i nijak nie mogłam tego powstrzymać. Jak on mógł aż tak wściec się o tą głupią sytuację w mieście? Przecież ja tak naprawdę nie zrobiłam zupełnie nic złego.
Nie wiedziałam co teraz będzie. Pociągnęłam nosem, wstając i podchodząc do okna. Oparłam się o ścianę, wpatrując się w sypiący za oknem śnieg. Poczułam łzę spływającą po moim policzku. Tak bardzo nie chciałam się z nim kłócić. Byłam na niego zła za to, że tak zareagował, ale jednocześnie chciałam się pogodzić. Wzięłam głęboki oddech, zerkając na wiszący na ścianie zegar. Było za piętnaście dziesiąta, a ja czułam jak bardzo senna jestem. Westchnęłam cicho, gasząc światło w pokoju.  Odkryłam kołdrę, kładąc się na kocu i osuwając nieco w dół. Położyłam głowę na miękkiej poduszce, przykrywając się i przymykając powieki.
Byłam śpiąca, więc całe szczęście nie musiałam długo czekać, aż powoli zaczęłam "odpływać".
*
Siedziałem na łóżku w sypialni, starając się poukładać sobie to wszystko w głowie. Byłem wściekły, choć tak naprawdę wiedziałem, że przesadzam i to sporo, przynajmniej w stosunku do Miley. Ona tutaj nie zawiniła, nie zrobiła nic złego. Wiedziałem to, ale jednocześnie bardzo łatwo się irytowałem. Byłem rozdrażniony i wiedziałem, że to mój problem z narkotykami jest temu winien. Mimo, że nie biorę już od  czasu przedawkowania, to wciąż zdarza mi się utrata kontroli nad nerwami. Zbyt łatwo się wściekam, nie panuję nad emocjami.
Wziąłem głęboki oddech, starając się uspokoić. Znów to czułem. Tę cholerną chęć wzięcia czegokolwiek - amfy, koki czy chociażby zapalenia zwykłego blanta.
-Weź się w garść - powiedziałem sam do siebie, wstając z łóżka i podchodząc do komody. Oparłem o nią dłonie i spuściłem głowę, nachylając się. Oddychałem głęboko, starając się o tym nie myśleć.
Czułem coś w stylu głodu. Mózg powtarzał mi, że muszę coś wziąć, bo nie wytrzymam. Dziękowałem Bogu, że nie miałem pod ręką żadnego narkotyku, bo wiem, że nie wytrzymałabym i po prostu znów bym się naćpał.
Nawet niekontrolowanie napiąłem mięśnie, zaciskając zęby. Dopiero po chwili wyprostowałem się, wypuszczając powietrze z ust.
Było lepiej, zaczynałem radzić sobie z kontrolowaniem samego siebie.
Położyłem na łóżku poduszkę, którą ze sobą przyniosłem, sam również kładąc się na łóżku i przykrywając kołdrą.
Karciłem się w myśli za swoją głupotę. Zachowałem się jak ostatni kretyn. Robiłem Miley wyrzuty, mimo że ona tak naprawdę nie była niczemu winna. Jak ja w ogóle mogłem mieć do niej jakiekolwiek pretensje? Jest dla mnie wszystkim, a ja zamiast jej to okazywać, pokazuje jej jak cholernym kretynem jestem.

Przewracałam się jedynie z boku na bok, nie potrafiąc zasnąć. Chciałem już móc ją przeprosić, ale nie chciałem jej budzić. Musiałem czekać do jutra rana. Spojrzałem na wyświetlacz telefonu. Było kilka minut po dwudziestej trzeciej. Minęła godzina, a ja wciąż nie potrafię zasnąć.
Podniosłem się do pozycji siedzącej, wstając z łóżka. Wyszedłem z pokoju, starając się jak najciszej zejść na dół. Chciałem iść do kuchni, napić się wody. Powoli zszedłem z ostatniego stopnia schodów, już chcąc skręcić do kuchni, kiedy usłyszałem cichy szloch, który momentalnie zwrócił moją uwagę, będąc dla mnie jak kubeł zimnej wody. Nieco szybciej niż wcześniej, jednak wciąż starając się cicho stawiać kroki, udałem się do salonu.
Miley siedziała na wcześniej przygotowanym posłaniu, przykładając kolana do twarzy i chowając twarz w dłoniach. Miałem wrażenie, że moje serce momentalnie rozpadło się na setki małych kawałeczków. Szybkim krokiem podszedłem do dziewczyny, klękając przy niej.
-Skarbie, co się dzieje? Płaczesz przeze mnie? - szepnąłem niepewnie.
*
Zasypiając kompletnie nie spodziewałam się tego, co może "uderzyć" mnie we śnie. Kiedy tylko "zobaczyłam" w jakim miejscu się "znajduję", automatycznie poczułam niepokój i strach, który mnie sparaliżował.
Czułam, że to sen, ale jednocześnie byłam w pełni świadoma. Robiąc jeden mały krok do przodu, poczułam za sobą czyjąś obecność. Poczułam chłód, który sprawił, że przez moje ciało przeszły dreszcze. Nie byłam w stanie się odwrócić.
-Jesteśmy na miejscu, skarbie - usłyszałam za sobą szept, który dobrze znałam. Głos, który starałam się zapomnieć, który przywoływał u mnie najgorsze wspomnienia z mojego życia. Wyraźnie czułam jak nogi zaczynają się pode mną uginać, a do oczu cisną się łzy.
-Zabawimy się, co? - Znów usłyszałam za sobą ten wstrętny głos, który teraz przeplatał się z drwiącym śmiechem.
Chciałam uciec, ale byłam jak sparaliżowana, nie mogłam się ruszyć. Jedyne co czułam to łzy spływające po moich policzkach.
Po chwili poczułam mocne pchnięcie, które spowodowało, że wylądowałam na podłodze. Dopiero teraz udało mi się spojrzeć na niego..na Mike'a..chłopaka, który wyrządził mi największą krzywdę, jaka kiedykolwiek mnie spotkała.
Widziałam dokładnie to, co wtedy. Wpatrywałam się jak chłopak odpina swoje spodnie, patrząc na mnie z drwiącym uśmiechem i powoli podchodzi do mnie. Chciałam krzyczeć, ale nie potrafiłam. Głos wiązł mi w gardle. Chciałam uciec, ale nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Moja twarz zalała się łzami, a serce  niemal wyrywało się z piersi.

W tym momencie się obudziłam. Gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej, głośno i szybko oddychając. Moje policzki naprawdę były mokre, a moje serce biło bardzo szybko.
Dlaczego to tak nagle wróciło..? Dlaczego po tak długim czasie, nagle znów to poczułam?
Nie potrafiłam się uspokoić. Zgięłam nogi w kolanach, przyciągając je do siebie i chowając w nich twarz. Nie umiałam przestać płakać.
Nagle poczułam jak ktoś klęka obok mnie, a już po chwili usłyszałam znajomy głos.
-Skarbie, co się dzieję? Płaczesz przeze mnie? - szepnął, a ja rozpłakałam się jeszcze bardziej. Chłopak od razu przysunął się do mnie bliżej, obejmując moją twarz dłońmi i podnosząc ją.
Spojrzałam na niego załzawionymi oczami, ledwo widząc go w tych ciemnościach.
-Płaczesz przeze mnie? Proszę odpowiedz - szepnął niepewnie, głaszcząc mnie po włosach. Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Pokręciłam jedynie przecząco głową, ponownie wybuchając płaczem.
-Kochanie - powiedział i od razu wtulił mnie w siebie. Poczułam się tak niesamowicie bezpieczna. Jakby jego ramiona były najbezpieczniejszym miejscem na świecie. Objęłam go, starając się opanować łzy. - Proszę powiedz mi co się stało - wyszeptał, nie odsuwając mnie od siebie ani na moment. Pociągnęłam nosem, starając się uspokoić oddech.
Delikatnie odsunęłam się od niego, spuszczając głowę.
-Śniło mi się to, co się kiedyś wydarzyło...śniło mi się jak..on... - dukałam, nie umiejąc wypowiedzieć tych słów. -Jak on mnie zgwałcił - dodałam i ponownie wybuchłam, pozwalając łzom na swobodne spływanie po moich policzkach. Justin przez chwilę patrzył na mnie jakby nieobecnym wzrokiem. Wiedziałam, że dla niego to również było bolesne. Nigdy nie wybaczył sobie, że dopuścił do czegoś takiego.
-Boże, skarbie - wydukał po chwili i znów mnie w siebie wtulił. Tym razem mocniej i pewniej. Słyszałam jak jego głos drżał. Jus mocno mnie obejmował, chcąc jakby w ten sposób pokazać mi, że jestem bezpieczna. Czułam jak to mnie uspokaja, jak powoli zaczynam przestawać płakać.
-Cśś - szepnął, wtulając mnie w swoją klatkę piersiową i gładząc mnie po włosach. Jego głos drżał, jednocześnie się łamiąc. - Przysięgam, że nikt już nigdy cię nie skrzywdzi. Nie pozwolę na to - szeptał,  powoli się kołysząc. -Nie płacz kochanie, jesteś bezpieczna i już zawsze będziesz.
Jego obecność, jego słowa, jego dotyk mnie uspokajały. Łzy zaschły na moich policzkach, a ja powoli uspokajałam swój oddech.
-Dziękuję - szepnęłam po chwili zachrypniętym głosem i jeszcze mocniej wtuliłam się w chłopaka.


Sama nie wiem czy minęło piętnaście minut czy godzina. Leżeliśmy wtuleni w siebie i mimo, że żadne z nas się nie odzywało, to ta cisza wyrażała więcej niż jakiekolwiek słowa. Starałam się zapomnieć o moim śnie i myśleć o czymś innym. Wiedząc, że Justin jest tuż obok, czułam się tak bardzo bezpieczna.
-Miley przepraszam..-szepnął po chwili. Westchnęłam cicho, nie otwierając oczu. -Za wszystko począwszy na tym co dzisiaj zrobiłem, kończąc na tym, że pozwoliłem, żeby ktoś cię skrzywdził..ja..- W tym momencie przerwałam mu, lekko się podnosząc.
-Nie mówmy o tym, proszę. Jeśli chodzi o to co stało się kiedyś..oboje wiemy, że nie ma w tym ani grama twojej winy, a dzisiejsza sytuacja..zapomnijmy o tym. Nie jestem zła - powiedziałam cicho.
Jus przez chwilę milczał.
-Kocham cię - szepnął w końcu, kładąc jedną dłoń na moim policzku. Spojrzałam mu w oczy, po raz tysięczny uświadamiając sobie jak bardzo go kocham i jak wiele dla mnie znaczył.
-Ja ciebie też - odpowiedziałam cicho, delikatnie się uśmiechając. Jus odgarnął kosmyk włosów z mojego policzka, przesuwając jednocześnie po nim kciukiem.
Odruchowo przysunęłam się nieco bardziej do chłopaka, który zrobił dokładnie to samo. Już po chwili poczułam jego usta na swoich. Justin musnął delikatnie moje wargi, obejmując jedną dłonią moją twarz. Odwzajemniłam pocałunek, czując jak moje serce lekko przyspiesza wraz z oddechem. Odchyliłam się nieco do tyłu. ponownie kładąc głowę na poduszczę. Chłopak obrócił się bokiem, opierając się łokciami po obu moich bokach. Położyłam dłonie na jego karku, patrząc mu prosto w oczy. Czułam w brzuchu delikatne łaskotanie, któremu towarzyszyło szybsze bicie serca.
Nigdy nie byłam niczego tak pewna, jak tego, że chcę z nim to zrobić. Dzisiaj. Teraz. Tutaj.
Justin przysunął swoją twarz bliżej mojej, po chwili ponownie składając pocałunek na moich ustach. Odwzajemniłam gest, przejeżdżając opuszkami palców po jego karku. Jedną dłoń położył na moim biodrze, drugą przytrzymując się na łokciu.
Wsunął dłoń pod moją koszulkę i musnął opuszkami palców mój brzuch, czym spowodował dreszcz przechodzący przez moje ciało.
Jego ciepłe dłonie pod moją koszulką sprawiały, że dostawałam ciarek. Przesunęłam delikatnie dłoń z jego karku na policzek. Poczułam ciepło, a wręcz gorąc bijący od jego twarzy. Przejechałam kciukiem po jego lekko odstającej kości policzkowej.
Biorąc pod uwagę fakt, że Justin miał na sobie jedynie bokserki, możecie zapewne w bardzo prosty i logiczny sposób wywnioskować, że moje myśli zaczęły koncentrować się na jednej rzeczy.
Wszystko było cudowne, ja tego chciałam, czułam się gotowa, przede wszystkim bardzo kochałam Jus'a, ale bałam się jednej rzeczy. Bałam się, że nagle coś mnie powstrzyma, "coś", a raczej wspomnienie tego, co wydarzyło się kiedyś. Bałam się, że w ostatniej chwili "spanikuję", będę chciała się wycofać.
Moje serce przyspieszało, a ja nie miałam pojęcia czy z powodu emocji i podniecenia czy strachu.
Starałam się o tym nie myśleć. Chciałam w końcu móc dać mu to, czego tak  bardzo oboje chcieliśmy.
Może stresowała mnie też w pewien sposób myśl, że dla mnie to będzie tak naprawdę pierwszy, "prawdziwy" raz, a dla Justina..nie mam pojęcia który.
Miley błagam cię, rozluźnij się - skarciłam samą siebie w myśli. Po chwili chłopak przerwał pocałunek, powoli "zjeżdżając" ustami niżej. Zaczynając na brodzie, schodząc coraz niżej. Na szyję, obojczyki, aż w końcu zatrzymując się przy dekolcie.
Cicho westchnęłam, przygryzając dolną wargę i nawet niekontrolowanie lekko uginając prawą nogę w kolanie.
Chłopak położył jedną dłoń na moim odkrytym spod koszulki brzuchu i wsunął ją, zatrzymując tuż przy staniku. Oblizałam wargi, czując delikatne łaskotanie na dekolcie powodowane jego pocałunkami.
Robiło mi się coraz goręcej, jakbym nagle znalazła się na plaży w środku lata.
Po chwili Justin położył z powrotem obie dłonie na podłodze, po obu moich bokach, podnosząc się, tak aby nasze twarze były na tej samej wysokości.
Ułożył jedną dłoń na moim policzku, obejmując moją twarz i patrząc mi prosto w oczy, co nie mam pojęcia dlaczego przyprawiło mnie o dreszcze.
-Skarbie, na pewno tego chcesz? - szepnął niemalże w moje usta, znajdując się dosłownie kilka centymetrów ode mnie. Przełknęłam ślinę, czując się, jakby moje serce zaraz miało wyskoczyć z piersi.
-Na pewno - szepnęłam z nutką niepewności w głosie, za którą skarciłam się w myśli.
-Miley, nie rób nic na siłę. Jeśli nie jesteś pewna, to nie rób tego tylko ze względu na mnie, to nie na tym polega - powiedział, nie przestając patrzeć mi w oczy. Sama nie wiem skąd ta niepewność w moim głosie. Przecież tego chciałam, jak niczego innego. Zanim ponownie odpowiedziałam postarałam się opanować mój głos do maksimum. Wzięłam po cichu głęboki oddech i oblizując wargi.
-Chcę tego, naprawdę - odpowiedziałam już o wiele pewniej niż wcześniej. - Więc teraz się zamknij - dodałam, lekko się uśmiechając i przyciągnęłam go lekko do siebie, trzymając dłonie na jego karku. Widziałam jeszcze jak Jus odwzajemnił uśmiech, po czym pocałowałam go w usta, zsuwając dłonie na jego ramiona.
Chłopak usiadł na mnie okrakiem, kładąc obie dłonie na moim brzuchu i powoli podwijając moją koszulkę. Kiedy bluzka sięgnęła stanika, pod wpływem lekkiego "pociągnięcia" Justina, podniosłam się i pozwoliłam zdjąć z siebie bokserkę.
Kolejny raz przeszły mnie dreszcze. Owinęłam ręce wokół szyi chłopaka, ponownie wpijając się w jego usta i znów kładąc się na miękkim, puchatym dywanie przykrytym kocem. Jego jedna dłoń znajdująca się na moim dekolcie powoli zaczęła zsuwać się na dół, lądując w końcu na mojej piersi. Głośno wypuściłam powietrze z ust, niemal wydobywając z siebie cichy jęk.
Poczułam jak chłopak delikatnie dosuwa się do mnie, jednocześnie ocierając się. Niekontrolowanie uniosłam lekko tułów, mając ochotę zmniejszyć odległość między nami do minimum. Jus zaczął osuwać się powoli w dół, zjeżdżając dłońmi coraz niżej, aż w końcu kładąc je na moich biodrach. Wsunął palce pod spodenki, które miałam na sobie, dając mi tym samym do zrozumienia, że chce je ze mnie zdjąć. Nie zastanawiając się nawet przez moment, uniosłam lekko biodra, pozwalając tym samym na zsunięcie ze mnie spodenek.
Po chwili byłam już jedynie w samej bieliźnie. Moje serce biło już maksymalnie szybko, myśli były skupione tyle na jednym, a w brzuchu czułam przyjemny ucisk. Szczerze? Nie mam pojęcia gdzie zniknęły wszelkie wątpliwości, które wcześniej mi towarzyszyły, ale w tym momencie chciałam już tylko jednego, chciałam się z nim kochać. Tu i teraz.
Chłopak zaczął składać pojedyncze pocałunki na moim brzuchu, które przyprawiały mnie o dreszcze i delikatnie łaskotanie jednocześnie. Dodatkowo jego dłonie wylądowały na moich piersiach.
Mój oddech coraz bardziej przyspieszał, a mi zdarzało się momentami całkowicie niekontrolowanie cicho jęknąć.
Po chwili ponownie się podniósł, tak, że nasze twarze znajdowały się na tej samej wysokości. Przechylił głowę, całując moją szyję, wsuwając jednocześnie jedną dłoń pod moje plecy.
-Kocham cię - szepnął mi do ucha między pocałunkami. - Bardzo - dodał, odpinając zapięcie mojego stanika.
Chciałam coś powiedzieć, ale nie byłam nawet w stanie powiedzieć jednego, normalnego słowa. Głos wiązł mi w gardle, a zamiast słowa, jakie chciałam wypowiedzieć, jedynie wydobywałam z siebie ciche westchnięcie.
Ponownie podniosłam się, pozwalając tym samym na zdjęcie z siebie stanika, który nie był tu już tak naprawdę do niczego potrzebny.
Dosłownie "roznosiło" mnie od środka, jeżeli wiecie, co mam na myśli. Owinęłam dłonie wokół jego szyi i nieco bardziej się podnosząc, co spowodowało, że w tym momencie klęczałam między jego nogami. Chłopak obejmował mnie mocno w pasie, a nasze usta były złączone w namiętnym, wręcz lekko brutalnym pocałunku. Wiedziałam, że oboje czujemy w tym momencie to samo i chcemy jednego.
Jus ponownie naparł na mnie, lekko mnie podnosząc i kładąc na kocu. Nie czekając nawet chwili dłużej, położył dłonie na moich biodrach, wsuwając je pod dolną część mojej bielizny. Chociaż serce waliło mi jak młotem, to nawet przez myśl nie przeszło mi, aby to przerwać.
Po chwili szatyn zaczął zsuwać ze mnie bieliznę, a ja czułam i słyszałam, że oboje zaczynamy oddychać coraz głośniej i szybciej.
Justin od razu "zabrał się" też za zdejmowanie swoich bokserek, najwidoczniej będąc już tak niecierpliwym jak i ja.
Już po chwili szatyn ponownie położył się na mnie w ten sposób, że nasze twarze znajdowały się na tej samej wysokości.
-Na sto procent? - mruknął z przyspieszonym oddechem, patrząc mi w oczy i jedną dłonią odgarniając kosmyk włosów z mojego policzka. Z trudem przełknęłam ślinę i uchyliłam usta, zdobywając się na wypowiedzenie chociaż jednego słowa.
-Na tysiąc - szepnęłam, dając mu jeszcze buziaka w usta, który przerodził się w trochę dłuższy pocałunek. Kiedy pocałunki Justina przeszły na moją szyję, jego jedna dłoń wylądowała na moim biodrze. Niekontrolowanie przygryzłam dolną wargę, odchylając głowę do tyłu.
Lekko ugięłam nogi w kolanach, delikatnie je rozchylając.
-A gumka? - powiedziałam po chwili, jakby na moment używając zdrowego rozsądku.
-Zdążę - odparł, uspokajając mnie i składając kilka pojedynczych pocałunków na mojej szyi. Zaufałam mu, w końcu wiedział co robi.
Po chwili położył obie dłonie na moich udach, lekko je rozchylając. Położyłam dłonie na jego plecach, zaciskając je. Po krótkiej chwili poczułam to, na co tyle czekałam. Chłopak delikatnie we mnie wszedł, jakby starając się nie zrobić mi krzywdy. Wiedział, że nie jestem już dziewicą, ale mimo to był niesamowicie delikatny, jakby mógł zrobić mi krzywdę każdym nieostrożnym ruchem.
Jeszcze mocniej zacisnęłam dłonie na jego plecach, oplatając go nogami w pasie. Mój oddech przyspieszał z każdą sekundą, zresztą nie tylko mój. Jus zaczął poruszać biodrami, nachylając się nade mną i składając pojedyncze pocałunki na mojej szyi, jednocześnie niemal dysząc mi do ucha. Niemalże wbijałam paznokcie w jego plecy, kompletnie tego nie kontrolując.
Z każdą kolejną sekundą byliśmy coraz głośniej, jednocześnie czując coraz większe i gorętsze dreszcze przechodzące przez moje ciało.
Nie mam pojęcia ile to trwało, straciłam rachubę czasu. Jedyne co wiedziałam to to, że zbliżam się do końca, a sądząc po ruchach i głośności oddechu Justina, on również.
Po chwili poczułam jakby najmocniejszą, ostatnią falę gorąca przechodzącą przez moje ciało, a Justin gwałtownie ze mnie wyszedł. Głośno oddychając i nie potrafiąc wydusić z siebie słowa, jednocześnie odetchnęłam z ulgą, wiedząc, że zdążył.

*

Chyba nie ma nic piękniejszego od zasypiania w ramionach ukochanej osoby, czując jednocześnie, że do szczęścia nie brakuje nam już niczego.
Jus delikatnie gładził moje ramię, a ja czułam, że powoli zasypiam. Z moich ust nie schodził delikatny uśmiech. Wiedziałam, że nigdy nie zapomnę tej nocy. To chyba byłoby niemożliwe, prawda?

_________________________________________________________
O mój Boże. Dodałam. W końcu.
Od jakichś dwóch godzin powinnam się uczyć...to nic, najwyżej zarwę nockę. Przyznam, że boli, kiedy robicie mi wyrzuty o dodawanie rozdziałów, ale wiem też, że nie jestem bez winy. Chociaż te kilka dni było jedną wielką masakrą. Jakby wszystko sprzeciwiło się przeciwko mnie.
Zrozumcie, że nie zawsze potrafię spełnić obietnice i to nie zawsze zależy ode mnie.
A co do rozdziału....macie ten was wymarzony pierwszy raz, na który czekałyście całe 62 rozdziały :D Czułam co do opisu ich pierwszego seksu taką presję, że mam wrażenie, że napisałam to do dupy i spieprzyłam coś tak ważnego..Starałam się jak mogłam, pisałam na tyle na ile pozwalała mi aktualnie moja wena. Czasami po prostu ciężko jest opisać takie sceny, sama nie wiem czemu.
W każdym bądź razie mam nadzieję, że chociaż trochę udało mi się to opisać tak, jak byście chcieli;*
+Gdyby ktoś nie wiedział (chociaż wątpię, że jest takowa osoba xD) to było stosunek przerywany, więc nie martwcie się, nie mam w planach żadnej ciąży, broń Boże ;D

To chyba tyle. Nie powiem kiedy następny, bo nie mam pojęcia i proszę nie pytajcie o to, bo to wszystko nie zależy tylko ode mnie.

+Jak zwykle zapomniałam -.- Kilka blogów, które chciałam polecić :)

http://nothing-likeee-us.blogspot.com/
http://nothing-like-us-with-jb.blogspot.com/
http://theres-nothing-like-us.blogspot.com/
http://i-look-at-you-baby.blogspot.com/

Jeśli któryś blog przeoczyłam z ask'a to bardzo bardzo przepraszam. A no i polecam tylko te blogi o które poprosicie własnie na ask'u bo w komentarzach tego nie ogarnę ;)
Do następnego<3

sobota, 16 lutego 2013

Rozdział 62.

-Masz coś fajnego?- spytałam siedząc po turecku na podłodze i przeglądając jedno z pudełek z płytami. Szukaliśmy jakiegoś fajnego horroru, który moglibyśmy obejrzeć.
-"Nieznajomi"? - zaproponował podnosząc wzrok znad płyt.
-Zwariowałeś? - spytałam, udając lekko oburzoną. - Wiesz o czym jest ten film? - dodałam, widząc zdezorientowaną minę Justina.
-Nie, o czym? - spytał, patrząc na mnie uważnie.
-O parze, która jest sama w domku, na kompletnym odludziu, a w środku nocy ktoś puka do ich drzwi. Chyba nie muszę dodawać, że ten ktoś okazał się jakimś psycholom. - Streściłam krótko film. - Początek brzmi trochę znajomo, nie? - dodałam, na co oboje się zaśmialiśmy. - Więc lepiej go nie włączajmy, bo znając mnie, będę po nim panikować przy każdym dźwięku przypominającym pukanie do drzwi - skwitowałam, uśmiechając się.
-Wiesz co, masz rację. Ten film sobie lepiej odpuścimy - powiedział Jus i oboje parsknęliśmy śmiechem.
-Dobra, to szukamy dalej. - Zaśmiałam się, ponownie przerzucając wzrok na płyty. Szukałam tytułu, który przyciągnąłby moją uwagę.
-Może "Klątwa?". Niby taki znany film, a ani razu go nie oglądałam - powiedziałam, patrząc na Justina.
-A wiesz, że ja też nie? - Uśmiechnął się. - No to włączamy to - dodał i wziął ode mnie płytę, wkładając ją do laptopa.
Oparłam nasze poduszki o kanapę i poprawiłam koc na dywanie, żeby było nam miękko. Po chwili na monitorze pojawił się włączony przez nas film, a obok mnie położył się Justin. Przykryliśmy się kołdrą, a ja oparłam głowę o jego ramię. Spojrzałam jeszcze na wyświetlacz telefonu, sprawdzając godzinę. Było kilka minut po drugiej w nocy. Byłam już lekko śpiąca, ale nie na tyle, żeby zasnąć.
Odłożyłam komórkę z powrotem na bok, a sama przytuliłam się do chłopaka, przerzucając swój wzrok na ekran.
*
-Jezus Maria - niemal pisnęłam, zakrywając oczy dłońmi, kiedy w filmie pojawiła się jedna z tych strasznych scen. Lubiłam horrory, ale oglądanie ich..było dla mnie czasami wyzwaniem. A do tego teraz. W końcu jesteśmy tu tylko i wyłącznie w dwójkę, jest środek nocy, a wszystkie światła w domu są pogaszone. Przyznam bez bicia, że serce momentami maksymalnie mi przyspieszało, a w głowie pojawiały się przerażające wizje.
Justin zaśmiał się pod nosem, nieco osuwając po poduszce na dół i układając się wygodniej.
-Czy ciebie żaden film nie rusza? - spytałam i spojrzałam na niego, uśmiechając się.
-Najwyraźniej nie - odparł z uśmiechem, a ja charakterystycznie cmoknęłam, ponownie układając głowę na poduszce i uśmiechając się.
Niekontrolowanie momentami mocniej wtulałam się chłopaka, jednocześnie zamykając oczy. Cóż, nie ukrywajmy, byłam kiepską fanką horrorów.
Nawet nie zorientowałam się kiedy zaczęłam powoli zasypiać, a moje oczy samoistnie się zamykały. Co chwilę starałam się, nie zasypiać i otwierałam szerzej oczy, wpatrując się w film, jednak z każdą minutą robiłam się coraz bardziej senna.
*
Kiedy na ekranie pojawiły się napisy końcowe, Justin podniósł się, chcąc wyłączyć film.
-Miley, śpisz? - spytał niemalże szeptem, spoglądając na nią. Dziewczyna najwyraźniej zasnęła już w połowie filmu. Jus zaśmiał się cicho, kręcąc głową i wyłączając laptopa. Chłopak ułożył jedną z poduszek na dywanie, po czym bardzo delikatnie przeniósł na nią Miley, starając się aby jej nie obudzić.
Justin przeniósł obok drugą poduszkę, po czym sam się na niej położył, tuż obok Mils. Przykrył ich obojga kołdrą, wsuwając jedną dłoń pod poduszkę i przymykając powieki.
*
Obudziłam się w środku nocy, czując, że muszę do toalety. Podniosłam się na łokciach, spoglądając na bok, na śpiącego Justina. Już chciałam wstawać, kiedy momentalnie przed oczami pojawiły mi się obrazy z wcześniej oglądanego horroru. Czułam jak moje serce przyspiesza i karciłam się w myśli za swoją głupotę. Horrory zdecydowanie źle na mnie działały. Wzięłam do ręki swój telefon i zerknęłam na jego wyświetlacz. Była prawie czwarta. Przygryzłam dolną wargę, czując, że coraz bardziej chce mi się do toalety.
-No i po co ja piłam przed snem - mruknęłam sama do siebie. Poświeciłam światłem z wyświetlacza komórki po pokoju, chcąc zobaczyć cokolwiek w tych ciemnościach. Każdy cień, wszystko, co w ciemności przypominało jakąś postać przyprawiało mnie o ciarki i szybsze bicie serca. A do tego wszystkiego ta przenikliwa cisza w której nawet najdrobniejszy szmer przyprawiał mnie o mini zawał serca. Stwierdziłam, że sama na pewno nie pójdę na górę do łazienki, nie ma nawet takiej opcji.
-Justin - szepnęłam i lekko go szturchnęłam, starając się go obudzić. -Justin - powiedziałam już głośniej, lekko klepiąc go po policzku. -No obudź się - dodałam jeszcze głośniej.
-Co się stało? - mruknął w końcu zaspany, nawet nie otwierając oczu.
-Chodź ze mną do łazienki - powiedziałam cicho, na co Jus trochę się rozbudził. Otworzył oczy, przecierając dłonią twarz.
-Co? - spytał, marszcząc czoło i patrząc na mnie jak na wariatkę.
-No muszę iść, a sama się boję - odpowiedziałam.
-Miilley - przeciągnął i przyłożył twarz do poduszki.
-No proooszę - powiedziałam jak najsłodziej umiałam i położyłam dłoń na jego ramieniu. Przez chwilę Justin nie ruszał się ani nie odzywał. Już miałam prosić go kolejny raz, kiedy zaczynał się podnosić.
-Masz dożywotni zakaz oglądania horrorów - mruknął, podnosząc się z podłogi. Uśmiechnęłam się pod nosem, również wstając. Od razu złapałam chłopaka za rękę, trzymając jego dłoń tak mocno, jakby zza rogu naprawdę miał zaraz wyjść jakiś duch czy psychol z siekierą.
Kiedy w końcu podeszliśmy do ściany i zapaliliśmy światło, zrobiło się o wiele lepiej, chociaż w tej mojej pustej główce wciąć wyobrażałam sobie sytuacje rodem z horrorów. Spojrzałam na Justina i mimowolnie się uśmiechnęłam.
Miał słodko roztrzepane włosy i prawie zasypiał na stojąco, mimo wszystko nie puszczając mojej dłoni i "dzielnie" idąc ze mną na górę.

-Dobra, poczekaj chwilę - powiedziałam, kiedy znaleźliśmy się pod drzwiami łazienki.
-Mhm - mruknął cały czas zaspany i oparł się o ścianę. Weszłam do łazienki, zamykając za sobą drzwi.
Niemalże tempem ekspresowym wysikałam się i wręcz wybiegłam z pomieszczenia, nie chcąc nawet patrzeć na małe lustro na wiszącej szafce.
-Przeżyłaś? Nikt ani nic cię nie zaatakowało? - spytał od razu chłopak, ziewając i odchodząc od ściany.
-No bardzo śmieszne - powiedziałam, chociaż sama miałam ochotę wyśmiać swoją paranoję. Podeszłam do chłopaka, ponownie łapiąc go za dłoń i schodząc z nim do salonu.

Kiedy wróciliśmy do "łóżka", poczułam się jakbym wróciła do domu po niesamowicie niebezpiecznej akcji. Przykryliśmy się kołdrą, a ja od razu wtuliłam się w chłopaka, chcąc nie myśleć o tym, że za chwilę mogę usłyszeć pukanie do drzwi.
-Ale nie zasypiaj no - szepnęłam po chwili.
-Miley, błagam cię - mruknął, a ja słyszałam po jego głosie, że już teraz zasypiał.
-No, ale ty zaśniesz, a ja nie i będę się schizować.
-Jak cię coś zaatakuje to mnie obudzisz - odparł.
-Strasznie śmieszne - odpowiedziałam sarkastycznie, chociaż tak naprawdę się uśmiechałam.
-Błagam, jest czwarta w nocy - powiedział, lekko się przesuwając.
-Czwarta to już nie noc, tylko nad ranem - usprawiedliwiłam się.
-Co nie zmienia faktu, że jest jeszcze ciemno i wszyscy normalni ludzie jeszcze śpią - odparł, wtulając głowę w poduszkę.
Nie mając już tak naprawdę żadnych argumentów, przymknęłam powieki usiłując zasnąć.
*
Nie minęło nawet dziesięć minut, kiedy Miley zasnęła. Przez ten strach nie czuła nawet, że jest taka śpiąca. Można powiedzieć, że role trochę się odwróciły i wyszła z tego lekka ironia.
Justin westchnął po raz kolejny zmieniając pozycję. Był tak cholernie śpiący, ale przez zagadywanie Mils kompletnie się rozbudził, a teraz nie potrafił zasnąć. Przyszło mu do głowy, że skoro teraz oboje nie potrafią zasnąć, to mogliby to w pewien sposób wykorzystać.
Włożył jedną dłoń pod kołdrę, kładąc ją biodrze dziewczyny, która aktualnie leżała odwrócona do niego tyłem. Przysunął się do niej bliżej, lekko się podnosząc.
-Miley, dalej nie chce ci się spać? - szepnął, wysuwając swoją dłoń spod kołdry i odgarniając nią włosy Mils z jej szyi.
-Bo mi się chyba odechciało spać - mruknął, przybliżając swoją twarz do jej szyi i wtapiając ją w jej włosy. Dłonią pogładził delikatnie jej ramię.
-Miley? - powiedział po chwili wątpliwie i podniósł się nieco bardziej, spoglądając na Mils. Dopiero teraz zorientował się, że dziewczyna śpi.
Chłopak westchnął, odsuwając się i opadając na poduszkę.
-Najpierw mnie rozbudza, a teraz sama zasypia - powiedział sam do siebie, patrząc w sufit. Wziął głęboki oddech, odwracając się na bok i wtulając w dziewczynę.- Wredota - mruknął jeszcze, uśmiechając się i zamykając oczy.
*
Obudził mnie mój dzwoniący telefon. Zaspana przetarłam oczy i podniosłam się na łokciach zerkając na wyświetlacz. Dzwoniła Megan. Widząc, że Justin się nie obudził, szybko odebrałam telefon i wygrzebałam się z pościeli, idąc do kuchni.
-Coś się stało, że dzwonisz tak rano? - spytałam, wyjmując z szafki szklankę i kładąc ją na blat.
-Rano? Nie wiem czy wiesz, ale jest prawie trzynasta - powiedziała i zaśmiała się się, a ja momentalnie spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie. Faktycznie było już tak późno!
-No to w nocy musiało się dziać, skoro tak późno wstałaś - powiedziała, a ja oczami wyobraźni widziałam jak zadziornie się uśmiecha. Wlałam soku do szklanki i usiadłam na wysokim krzesełku przy blacie.
-Nic nie było - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się pod nosem, obracając w dłoni szklankę.
-No eeej bujasz - powiedziała, na co ja cicho się zaśmiałam.
-No mówię prawdę - przytaknęłam, po czym wzięłam łyk soku jabłkowego.
-Ale dlaczego?
-No...bo tak generalnie to..zasnęłam - powiedziałam, na co obie jak na zawołanie parsknęłyśmy śmiechem.
-Oj Miley ty idiotko - powiedziała śmiejąc się.
-No dzięki. - Ponownie parsknęłam śmiechem. -Ej dobra ja kończę zrobić coś do jedzenia, jak chcesz do zadzwoń później, pa - dodałam.
-Okej, pa - odpowiedziała, a ja rozłączyłam się, kładąc komórkę na blacie, a sama wstając. Dopiłam do końca swój sok i odwróciłam się wychodząc z kuchni, aby sprawdzić czy Jus dalej śpi. Będąc już przy wyjściu, usłyszałam za sobą głośny trzask. Aż podskoczyłam, a serce dosłownie podeszło mi do gardła. Odwróciłam się ponownie w stronę kuchni i zobaczyłam szklankę, którą wcześniej położyłam na blacie, leżącą na podłodze, roztrzaskaną na małe kawałki.
Przez moment wręcz sparaliżowana wpatrywałam się w podłogę, nie potrafiąc ułożyć sobie tego w głowie. Jakim cudem ona zleciała? Czułam jak moje serce przyspiesza. W tym momencie poczułam czyjąś dłoń na swoich plecach i dosłownie pisnęłam, gwałtownie się odwracając. Widząc przed sobą Justina, dosłownie odetchnęłam z ulgą.
-To tylko ja, spokojnie. - Zaśmiał się, dając mi buziaka w policzek. - Co się stało? - spytał po chwili, patrząc na rozbitą szklankę.
-No..własnie nie wiem - wydukałam po chwili, patrząc bezmyślnie ciągle w to samo miejsce. - Postawiłam tą szklankę na blacie, odeszłam i ona nagle zleciała. Nie wiem jak to się w ogóle stało - dodałam i złapałam się za czoło.
-Pewnie położyłaś ją za blisko krawędzi i zleciała - odparł i wzruszył ramionami, wchodząc do kuchni i zbierając z podłogi większe kawałki szkła.
-Ta..pewnie tak - powiedziałam i pokręciłam głową, chcąc wyjść w końcu z tego bezsensownego szoku. Podeszłam do Justina i pomogłam mu posprzątać.
*
-Długo jeszcze? - spytał, opierając się o ścianę i czekając na mnie.
-No chwila - mruknęłam, chowając do torebki telefon. Mieliśmy zamiar pojechać do pobliskiego miasteczka. Pamiętam je z dzieciństwa. Tam było zupełnie inaczej niż w wielkich miastach. Można powiedzieć, że tam ciągle trwał mini festyn, a wszyscy byli tam tak cholernie życzliwi.
-Dobra, możemy iść - powiedziałam wychodząc. Zamknęłam za nami drzwi na klucz i schowałam go do torebki.
Podbiegłam do Justina, którzy trzymał w dłoni kluczyki od samochodu i wyrwałam mu je.
-Ja prowadzę. - Uśmiechnęłam się zwycięsko i otworzyłam samochód, naciskając przycisk. -No co? - spytałam, widząc jak Jus stoi w miejscu.
-Obiecujesz, że przeżyję to jazdę? - spytał uśmiechając się.
-Spadaj. - Zaśmiałam się, wsiadając do samochodu. Odgarnęłam swoje włosy na bok, wkładając kluczyk do stacyjki. Odwróciłam głowę i spostrzegłam, że Justin uważnie mi się przygląda.
-No nie patrz tak na mnie, bo mnie peszysz. Nie martw się potrafię prowadzić i posiadam prawo jazdy, nie zabiję nas - powiedziałam z uśmiechem.
-No okej okej. - Uniósł demonstracyjnie dłonie, po czym zapiął swój pas.
*
-Z chęcią bym tu zamieszkał, to miejsce jest świetne - powiedział, kiedy chodziliśmy po rynku, pomiędzy coraz to innymi turystycznymi atrakcjami. Udało nam się już zaliczyć lodowisko i grę w hokeja stołowego.
-Ja też. Tu jest zupełnie inaczej niż w tym wielkim mieście, można w końcu odpocząć. - Westchnęłam, rozglądając się. -Chodźmy tutaj - powiedziałam po chwili entuzjastycznie, widząc mały stragan z biżuterią. Miałam słabość do takich rzeczy. Wiadomo, że lubiłam drogą, złotą biżuterię i tak dalej, jak każda kobieta, ale do takie tanie błyskotki dosłownie uwielbiałam, kojarzyły mi się z dzieciństwem.
Podeszłam pierwsza, puszczając dłoń Justina. Od razu zaczęłam oglądać wszystkie po kolei, mając ochotę kupić wszystko.
-Nie wiedziałam, że przyjeżdżają tu tak ładne dziewczyny. - Usłyszałam po chwili i podniosłam głowę znad biżuterii, spoglądając na bruneta stojącego przede mną, który najwyraźniej pilnował właśnie tego stoiska. Uśmiechnęłam się, odgarniając włosy za ucho.
W tym momencie poczułam dosyć mocne uściśnięcie na plecach. Odwróciłam głowę i spostrzegłam, że to Jus. Podszedł do mnie i mocno mnie objął, niemal zabijając wzrokiem wcześniej wspomnianego chłopaka, który natomiast wciąż się uśmiechał.
-No więc coś ci się podoba? - spytał, a ja ponownie spojrzałam na przedmioty leżące przede mną.
-To jest śliczne. - Wzięłam do ręki długi wisiorek i podniosłam go, obracając w dłoni.
-Prawie tak jak ty. - Chłopak odparł, posyłając mi słodki uśmiech.
-Dziękuję - odparłam nieśmiało, spuszczając wzrok. Po chwili spojrzałam na Justina, który wyraźnie denerwował się coraz bardziej. Widziałam jak tłumił w sobie złość, a ja miałam wrażenie, że zaraz podejdzie do tego chłopaka i go uderzy.
-To jak będzie, piękna? Zdecydowałaś się na co? - spytał.
-Odpierdol się, dobra? - warknął Jus, a ja od razu obdarzyłam go karcącym spojrzeniem.
-Chciałem po prostu być miły. - Chłopak uniósł demonstracyjnie dłonie, nie przestając się uśmiechać, co chyba najbardziej wyprowadzało Justina z równowagi.
-To uważaj, żeby nie dostać kiedyś za to porządnie w mordę.
-Justin - powiedziałam cicho i pociągnęłam go za rękę. Napięcie dało się chyba wyczuć na kilometr.- Uspokój się - dodałam.
-Posłuchaj swojej dziewczyny. - powiedział z cwanym uśmiechem na ustach.
-Skończ tą dyskusję - powiedziałam do Jus'a, czując, że za chwilę może dojść do rękoczynów.
-To sobie tu z nim zostań i najlepiej się z nim umów - warknął oschle i wyrwał swoją dłoń z mojego uścisku, szybkim krokiem odchodząc.
-Justin! - krzyknęłam za nim. -Przepraszam - dodałam jeszcze do chłopaka, odkładając wisiorek i biegnąc za Justinem.
-Justin do cholery, przecież ja nie zrobiłam nic złego - powiedziałam desperacko, kiedy dobiegłam w końcu do chłopaka. Był wściekły.
-Jakoś specjalnie nie przeszkadzało ci, jak cię podrywał. No idź do niego, zapisz mi swój numer.
-Jezu - mruknęłam, przykładając dłoń do czoła. - A co miałam zrobić? Nawrzeszczeć na niego za to, że prawi mi komplementy?
Szatyn jedynie parsknął ironicznym śmiechem, wkładając ręce do kieszeni i idąc w kierunku miejsca, gdzie stał nasz samochód.
-I co, teraz wracamy obrażeni do domu, tak? - spytałam.
-Możesz sobie do niego wrócić, nie bronię ci, droga wolna - odparł oschle. W tym momencie doszliśmy do samochodu. - Kluczyki - warknął, stając miejscu i wystawiając dłoń. Przez moment stałam w miejscu, patrząc na niego tępym wzrokiem. - No daj mi te cholerne kluczyki - syknął.
Teraz to i ja byłam wściekła. Nie miał prawa robić mi wyrzutów, bo ja nie zrobiłam nic złego. Wyjęłam z torebki kluczyki do samochodu i niemal mu je rzuciłam, podchodząc do auta i wsiadając do niego, kiedy Jus je otworzył. Trzasnęłam drzwiami, zakładając ręce na piersi i wlepiając wzrok w przednią szybę.
Żegnamy miłe popołudnie.
*
Weszłam pierwsza do domu, zdejmując buty i kurtę. Nie miałam zamiaru siedzieć z nim w jednym pokoju, więc od razu udałam się do góry, wchodząc do sypialni. Trzasnęłam z impetem drzwiami, rzucając swoją torebkę na podłogę. Byłam niesamowicie zdenerwowana. Jeszcze gdyby naprawdę miał powód do robienia mi wyrzutów, ale do cholery, to nie ja podrywałam jego, tylko on mnie, a to jest duża, zasadnicza wręcz różnica.
Wyjęłam z torby telefon, zerkając na jego wyświetlacz. Było już po osiemnastej. Weszłam w swoje kontakty wybierając numer Megan.
-Nie uwierzysz co ten hipokryta odwalił - powiedziałam na wstępie, kiedy tylko odebrała.

Po prawie godzinnej rozmowie z przyjaciółką poczułam się jakoś tak lepiej. Wygadanie się komuś zawsze pomaga. Odłożyłam komórkę na bok i westchnęłam, wstając z łóżka. Po cichu otworzyłam drzwi od sypialni, przechodząc do łazienki. Chciałam po prostu wziąć kąpiel, odprężyć się i iść spać. Nie miałam najmniejszej ochoty znów się z nim sprzeczać.

Wykąpana i przebrana zeszłam na dół. Nie miałam zamiaru z nim spać, więc chciałam zabrać swoją pościel i iść spać do sypialni. Wolałam spać już na tym przeklętym łóżku sama, niż na dole z nim. Schodząc, zauważyłam, że Justin leży na kanapie z słuchawkami w uszach.
Podeszłam do miejsca w którym była rozłożona pościel i zaczęłam zbierać swoją poduszkę i kołdrę. Kątem oka zauważyłam jak Jus wyjmuje z uszu słuchawki.
-To już nawet ze mną nie śpisz? - spytał oschle.
-Nie mam zamiaru się znowu z tobą kłócić - odpowiedziałam, biorąc do ręki swoją poduszki.
-Masz rację, idź lepiej do niego - powiedział a ja nie wytrzymałam, puściły mi nerwy. Upuściłam poduszkę i skrzyżowałam ręce na piersi.
-Jesteś pieprzonym hipokrytą! - niemal wrzasnęłam. Chłopak od razu wstał, stając przede mną.
-Tak? Ciekawe - warknął.
-Tak, właśnie tak. Co, już zapomniałeś o tej szmacie Marie? Szybko. Ale wyobraź sobie, że ja doskonale pamiętam - powiedziałam z pogardą, patrząc mu prosto w oczy.
-Masz zamiar wypominać mi to teraz za każdym razem? - spytał, patrząc na mnie pogardliwie.
-Wtedy kiedy będzie trzeba, bo ja w przeciwieństwie do ciebie nigdy cię nie zdradziłam - powiedziałam już ciszej, kładąc nacisk na każde wypowiedziane przeze mnie słowo.
-Ale to nie znaczy, że nie możesz tego zrobić - odparł, wyraźnie nie chcąc drążyć tematu Marie.
-Tak samo jak i ty możesz zrobić to drugi raz! I co? Teraz mamy przestać sobie ufać? - spytałam, patrząc na niego z wyrzutem. Przez chwilę oboje milczeliśmy.
-Może - odpowiedział, patrząc na mnie pustym wzrokiem. Czułam jak zaczyna zbierać mi się na płacz. -Ja pójdę spać na górę - dodał, zabierając z podłogi jedną z poduszek i tak po prostu mnie zostawiając.
_____________________________________________________________________
Wiem wiem wiem wiem, taaak wiem na co większość z was czeka, no ale..no nie mogłam się powstrzymać, żeby jeszcze was przetrzymać :D Czy jeśli powiem, że NA PEWNO to zrobią w tym domku, to mnie teraz nie zamordujecie? Haha :D
Nawet nie wiecie co czułam, czytając komentarze pod poprzednim rozdziałem. Jesteście NIESAMOWITE<333 Stanęłyście za mną murem i wsparłyście mnie, kiedy tak bardzo tego potrzebowałam <3 Jesteście kochane, traktuje was jak rodzinę <3 Chyba jedynym sposobem na odwdzięczenie się wam są rozdziały, które dodaje. Dlatego mam nadzieję, że was nimi nie zawodzę<3 Przysięgam, że gdybym mogła to wszystkie was bym wyściskała<3

Postaram się dodać następny rozdział jak najszybciej, ale z góry muszę was uprzedzić, że w tygodniu nie da rady, bo mam go tak zawalonego kartkówkami i sprawdzianami, że nie dam rady. Ale może na weekend <3

+ Zapraszam także na mój drugi blog - love-is-not-easy-baby.blogspot.com. Będę wdzięczna za każdy komentarz :)

Do następnego<3

niedziela, 10 lutego 2013

Rozdział 61.

Odłożyłam na podłogę szklankę z wodą i usiadłam po turecku na skórzanej kanapie, umieszczonej naprzeciw kominka, trzymając w dłoni komórkę. Parsknęłam śmiechem odczytując esemesa od Vanessy. "W sumie nie wiem czy odczytasz tego esemesa jeszcze dzisiaj czy dopiero jutro bo już zaczęliście, ale w każdym bądź razie życzymy udanej nocy<3 Haha :D" 
One były walnięte, to fakt niezaprzeczalny, ale między innymi właśnie za to je kochałam. Kochałam jak własne siostry. W tym momencie poczułam na swoich ramionach gwałtowne dotknięcie i niekontrolowanie pisnęłam. Odwróciłam się, a widząc Justina śmiejącego się w najlepsze, zirytowana rzuciłam w niego poduszką.
-Ty jesteś psychiczny?! - powiedziałam z udawanym oburzeniem, obdarzając chłopaka karcącym spojrzeniem. - Boże, no debil, no po prostu debil - dodałam, kręcąc głową i w duchu mając ochotę wybuchnąć śmiechem.
-Coś ty powiedziała? - Chłopak momentalnie przestał się śmiać, idąc w kierunku kanapy z cwanym uśmiechem na ustach.
-Ja? Ja nic nie mówiłam. - Szybko się "usprawiedliwiłam", jednocześnie wstając z kanapy i robiąc kilka kroków do tyłu.
-Niee? - spytał retorycznie, stając już przede mną.
-No musiałeś się przesłyszeć - odparłam dumnie z uśmiechem na ustach, jednak jednocześnie wciąż robiąc małe kroki do tyłu i oddalając się od chłopaka.
-Nie wydaję mi się - powiedział i zrobił cwaną minę, jednocześnie wręcz "rzucając" się na mnie. Nie zdążyłam uciec nawet pół metra, kiedy Jus złapał mnie za biodra i dosłownie zarzucił sobie na plecy. Zaczęłam piszczeć, śmiejąc się na jednocześnie.
-Ty naprawdę masz coś nie tak z głową, puść mnie! - powiedziałam, szamocząc się. Szatyn nie przestając cwanie się uśmiechać podszedł z powrotem do kanapy i zdjął mnie ze swoich pleców, siłą kładąc mnie na łóżko. Usiadł na mnie, uniemożliwiając mi tym samym ucieczkę.
-Przeprosisz? - spytał, zadziornie się uśmiechając i przypierając mnie do łóżka.
-Złaź ze mnie, jesteś ciężki! - powiedziałam, ignorując jego pytanie i usiłując go z siebie zrzucić, co kompletnie mi się nie udawało.
-Przeprosisz? - powtórzył pytanie, wygodnie na mnie siadając, jakby nie miał najmniejszego zamiaru zmieniać pozycji.
-Lecz się. - Parsknęłam śmiechem, odwracając wzrok. - Dobra, przepraszam - dodałam po chwili, nie potrafiąc już powstrzymać uśmiechu.
Justin spojrzał na mnie z politowaniem, parskając śmiechem.
-No przeprosiłam, złaź! - powiedziałam ze śmiechem i pociągnęłam go za koszulkę, jednak chłopak zabrał moje ręce, wciąż nie zmieniając swojej pozycji.
-Czy ty sądzisz, że chodziło mi o takie zwykłe "przepraszam"? - powiedziałam i wyszczerzył się, robiąc cwaną minę. -Musisz znaleźć jakiś miły i przyjemny sposób na ładne przeproszenie mnie, żebym już się nie gniewał - dodał, poruszając teatralnie brwiami. Niekontrolowanie wybuchłam śmiechem, zakrywając twarz dłońmi.
Cholera jasna, robiło mi się już naprawdę ciężko!
-No to jak będzie? - spytał, bawiąc się skrawkiem materiału mojej bluzki. Oblizałam wargi, odwracając wzrok i uśmiechając się pod nosem.
O nie skarbie, tak łatwo nie będzie. Zaśmiałam się w duchu, zauważając przy łóżku moją szklankę z wodą. Uśmiechnęłam się zadziornie, kładąc dłoń na jego klatkę piersiową i wyjmując spod jego koszulki nieśmiertelnik, który miał na szyi. Obracałam go w dłoni, po czym lekko za niego pociągnęłam, przyciągając tym samym chłopaka do siebie.
Justin nachylił się kilka centymetrów nade mną, podpierając się na rękami po moich bokach.
-Mam taki jeden pomysł - szepnęłam mu do ucha, wciąż bawiąc się jego nieśmiertelnikiem. -Tylko nie wiem czy ci się spodoba - dodałam, starając się zabrzmieć jak najbardziej uwodzicielsko. Jedną dłoń wplotłam w jego włosy, drugą natomiast położyłam na jego brzuchu, zaczynając delikatnie wsuwać ją pod jego koszulkę.
-Już mi się podoba - szepnął, a jego oddech nieco przyspieszył.
-Naprawdę? - spytałam słodko, sunąc palcami po jego torsie. Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, ale zachowałam zimną krew.
-Mhm - mruknął tuż przy moim uchu. W tym momencie jedną rękę wyciągnęłam na bok, sięgając powoli po szklankę z wodą leżącą na podłodze.
-W takim razie..- szepnęłam i w tym samym momencie odsłoniłam jego koszulkę na plecach, wlewając pod nią całą zawartość szklanki. Chłopak gwałtownie ode mnie odskoczył, podnosząc się z kanapy i naciągając swoją koszulkę. Wybuchłam głośnym śmiechem, również wstając z łóżka.
-To było piękne - wydukałam przez śmiech, odgarniając swoje włosy do tyłu.
-Ty wredna, podstępna małpo - powiedział, jednocześnie śmiejąc się i zdejmując z siebie mokrą koszulkę.
-Już mi tak nie praw tych komplementów bo się zarumienię - powiedziałam ironicznie, słodko trzepocząc rzęsami i udając zawstydzoną, po czym ponownie parsknęłam śmiechem.
-Wiesz, chciałam cię trochę ochłodzić, byłeś taki rozgrzany - dodałam i śmiejąc się podeszłam do niego, dając mu buziaka w policzek. Jus spojrzał na mnie robiąc "oburzoną" minę, jednocześnie uśmiechając się.
-Dobra - odparłam, podchodząc do jego otwartej walizki. - Wkładaj to i rozpalamy w końcu w tym kominku. - Zaśmiałam się, rzucając mu pierwszą, lepszą wyciągniętą koszulkę. Justin bez słowa włożył na siebie ubranie, podchodząc do kominka.
-Rozpalałaś kiedyś w kominku? - spytał, kucając przy wspomnianym przedmiocie i patrząc na mnie z uśmiechem.
-Nie? - odpowiedziałam, patrząc na niego jak na idiotę, po czym parsknęłam śmiechem. - Rodzice zawsze to robili. Nie mam pojęcia ja to się robi - dodałam, wzruszając ramionami i również podchodząc do chłopaka, kucając przy nim.
-No przede wszystkim to potrzebujemy jakiegoś drewna, twoi rodzice na pewno je gdzieś trzymają. Nie wiesz gdzie? - spytał, a ja wzruszyłam ramionami.
-Chociaż wydaję mi się, że chyba w piwnicy, bo gdzie indziej? - dodałam po chwili.
-No dobra, no to trzeba iść sprawdzić - powiedział, wstając.
-No to ty idź, a ja w tym czasie zrobię coś ciepłego do picia. - Uśmiechnęłam się "słodko", wymigując się tym samym od schodzenia do ciemnej, zimnej piwnicy. Justin zaśmiał się pod nosem, kręcąc głową.
-Dobra, to idę - odparł, wychodząc z salonu. Samoistnie uśmiechnęłam się sama do siebie, sama nie wiedząc dlaczego.
Ten tydzień już teraz zapowiedział się bardzo dobrze. Jestem pewna, że miło go spędzimy.
Założyłam ręce na piersi, udając się do kuchni. Wyjęłam z szafek dwa kubki oraz herbatę, po czym wstawiłam wodę, siadając na krześle.
-Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie. Było kilka minut po dwudziestej trzeciej, a mi kompletnie nie chciało się spać. Może to te trzy kawy wypite wcześniej robiły swoje. Westchnęłam, usłyszawszy jak woda skończyła się gotować.
Zalałam oba kubki gorącą wodą, wracając z nimi do salonu i kładąc na stole. Włączyłam telewizor, siadając na kanapie i przełączając kanały w poszukiwaniu czegoś interesującego do obejrzenia. Szczerze mówiąc jedyne co napotkałam do kiepskie filmy dla dorosłych lub nocne tele-gry. Zirytowana westchnęłam, zostawiając w końcu na jednej ze stacji muzycznych.
-Tyle ciekawych filmów pewnie o tej godzinie leci, a ty włączyłaś muzykę, no wiesz co. -Usłyszałam po chwili i odwróciłam się w tamtą stronę, uśmiechając się pod nosem.
-Te "interesujące filmy" - zacytowałam go. - Oglądaj sobie sam - odparłam.
-Wiesz jak fajnie byłoby je obejrzeć razem? - powiedział, poruszając teatralnie brwiami na co ja przewróciłam oczami, parskając jednocześnie śmiechem.
-Milcz człowieku - powiedziałam, kręcąc głową i śmiejąc się pod nosem. Chłopak jedynie wyszczerzył się, podchodząc bliżej.
Dopiero teraz zauważyłam, że oprócz drewna po które poszedł, trzymał w drugiej dłoni również butelkę wina.
-Skąd to masz? - spytałam zdziwiona.
-Było w piwnicy. Iść odłożyć? - odparł, kładąc drewno na ziemi, a butelkę na stole.
-No co ty, dawaj to tutaj - odpowiedziałam, na co oboje się zaśmialiśmy. Wyciągnęłam rękę, sięgając po butelkę i oglądając ją.
-Ciekawe czy rodzice zorientują się, jak je wypijemy - spytałam retorycznie, udając, że intensywnie nad czymś myślę, po czym oboje parsknęliśmy śmiechem.
-Dobra, teraz lepiej zajmijmy się tym kominkiem - dodałam ze śmiechem.


Po około piętnastu minutach udało nam się (a raczej Justinowi) rozpalić w kominku. Chłopak spojrzał na mnie z dumną miną.
-Brawo, jestem z ciebie dumna! - powiedziałam, uśmiechają się i udając zachwyt.
-A co za to dostanę? - Wyszczerzył się, patrząc na mnie zadziorne. Zaśmiałam się, przewracając oczami.
-Pff, nic - prychnęłam, wzruszając ramionami.
-Ale ty jesteś wredna i okrutna - powiedział, z udawanym oburzeniem i podszedł siadając obok mnie.
-Ale i tak mnie kochasz. - Westchnęłam, uśmiechając się.
-I to bardzo. - Uśmiechnął się, całując mnie w usta.
-No, ale kiedy ty tak ciężko pracowałeś, rozpalając w kominku, ja przyniosłam to - powiedziałam, kiedy się od siebie odsunęliśmy i zabrałam z podłogi dwa kieliszki.
-Nieładnie tak pić wino. Osiemnaście lat, jest? - cmoknął charakterystycznie, kręcąc z głową.
-Pff, odezwał się ten pełnoletni - prychnęłam z uśmiechem i wlałam do jednego z kieliszków wcześniej otwartego wina.
-Ja, kochanie, za niecały miesiąc będę miał już osiemnaście lat. A pani o ile się nie mylę, jeszcze dobre pół roku będzie małoletnia - powiedział, udając poważnego, chociaż delikatnie się uśmiechał.
*Tak wiem, że w większości stanów w Ameryce pełnoletność osiąga się po ukończeniu dwudziestego pierwszego roku życia, ale to tylko opowiadanie, prawda?*
-Oj no rzeczywiście - odparłam, podając chłopakowi kieliszek, po czym wlewając wina do drugiego naczynia. -A nie naskarży pan moim rodzicom? - spytałam, również udając poważną i odkładając butelkę na podłogę.
-Będę musiał to przemyśleć - pokręcił głową, "cmokając". Ujęłam kieliszek jedną dłonią, przybliżając się do chłopaka. Wolną dłoń położyłam na jego karku, przysuwając się do niego jeszcze bardziej i całując go w usta. Postarałam się, aby ten pocałunek był jak najbardziej namiętny i trwał jak najdłużej. Jednocześnie sunęłam opuszkami palców po jego karku.
-To jak będzie? - szepnęłam mu w usta, kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy.
-Nie pisnę słówka - mruknął, na co oboje cicho się zaśmialiśmy. Odsunęłam się od chłopaka, zajmując swoje poprzednie miejsce.
-W takim razie, nasze zdrowie - powiedziałam uśmiechając się i wysuwając kieliszek w jego stronę. Stuknęliśmy się kieliszkami, uśmiechając się.


Chłopak opierał się o boczne oparcie kanapy, a ja leżałam pomiędzy jego nogami, z głową ułożoną na jego klatce piersiowej. Leżeliśmy tak już od jakiejś dobrej godziny, nie przestając rozmawiać i pić wina. Nie, to źle zabrzmiało. Nie chodzi mi o to, że wypiliśmy już całą butelkę wina, bo gdyby tak było, zapewne teraz leżałabym na podłodze, śmiejąc się do sufitu. Ale wróćmy do tematu.
Piliśmy dopiero po drugim kieliszku.
-Jest ci ciężko, prawda? - spytałam, obracając w dłoni swój kieliszek. - Wiesz o czym mówię - dodałam, podnosząc na moment głowę i patrząc mu w oczy, po czym ponownie kładąc ją na jego torsie.
-Nie będę kłamał, że nie. Ale jest już lepiej. W pierwszych kilku dniach miałam ochotę rzucić to wszystko w cholerę i coś wziąć. Amfę, kokę - cokolwiek, byleby czymś się naćpać - odpowiedział a  mnie na samą myśl przeszły ciarki. - Teraz już coraz lepiej sobie z tym radzę. Nie myślę o tym tyle, chociaż nie będę kłamał. Czasami nachodzi mnie myśl, czy aby na pewno jeden, jedyny raz, kiedy znów wezmę, będzie czymś wielkim. - dodał.
Westchnęłam cicho, nie chcąc nawet przypominać sobie momentów, kiedy był pod wpływem narkotyków.
-Proszę cię, jeśli kiedykolwiek najdzie cię taka myśl to mi o tym powiedz - powiedziałam, ponownie podnosząc głowę i patrząc na chłopaka.
-Obiecuję, skarbie - odparł cicho, delikatnie całując mnie w czubek głowy. Uśmiechnęłam się lekko, znów kładąc głowę na jego torsie i biorąc łyk czerwonego wina.
W tym momencie czuję, że mam wszystko, że do szczęścia nie brakuje mi już zupełnie niczego. Przypominałam sobie co czułam, kiedy nie miałam pojęcia, czy Jus przeżyje i miałam ochotę się rozpłakać. To był najgorszy okres w moim życiu, chociaż wiem jak bardzo złe rzeczy spotkały mnie wcześniej. Nic tak naprawdę nie mogło równać się z uczuciem, że najbliższa ci osoba, ktoś dla kogo żyjesz, może cię zostawić.
Nie chcę tego wspominać, nigdy więcej.
-Nie wiem co bym zrobiła, gdybym wtedy cię straciła. - Westchnęłam cicho. - Pewnie już by mnie tu nie było - dodałam, będąc całkowicie pewna swoich słów. Nie wyobrażam sobie życia bez Justina, wtedy nic nie miałoby już sensu.
-Miley, nawet tak nie mów - powiedział od razu, lekko się podnosząc. Podniosłam głowę, odsuwając się nieco od niego. -Ale jestem tutaj i nigdy więcej nie myśl o czymś takim, dobrze? - powiedział, ujmując moją twarz dłońmi.
Kiwnęłam twierdząco głową, na co chłopak delikatne się uśmiechnął.
-Kocham cię - szepnął, przybliżając się do mnie. Już po chwili ponownie poczułam jego usta na swoich wargach, czując to niesamowite ciepło, które ogarniało moje ciało.
Każdy nasz pocałunek był idealny. Był odzwierciedleniem wyobrażenia pocałunku, któremu towarzyszą fajerwerki. Z dnia na dzień miałam wrażenie, że kocham Justina coraz bardziej, co szczerze mówiąc wydaję mi się już chyba niemożliwe.
Jego usta smakowały teraz słodkim winem, co sprawiało, że pocałunek był jeszcze przyjemniejszy. Wplotłam palce w jego włosy, czując w brzuchu dosłownie "stado motylków". Poddałam się delikatnemu oporowi, który stawił Jus i posłusznie położyłam się na łóżku, pozwalając na dalsze pocałunki.

*Tak dla jasności, oni nie uprawiali teraz seksu. Nie pominęłabym opisu tak dosyć ważnego wątku jak ich pierwszy raz*
Siedzieliśmy w sypialni, wypakowując nasze ubrania i układając je w szafie. Głupio byłoby przez tydzień trzymać ciuchy w torbach.
-Jak myślisz, moi rodzice sobie żartowali czy mówili rację z tym...no..poczęciem - spytałam po chwili, patrząc niepewnie na chłopaka .Justin parsknął śmiechem, układając swoje ubrania w szafce.
-Może tak - zaczął, składając koszulkę. - A może nie - dodał, spoglądając na mnie i idiotycznie się uśmiechając.
-No weeeź - przeciągnęłam, rzucając w niego bluzką i śmiejąc się pod nosem.
No sami powiedzcie, czy nie byłoby dla was dziwne spać z chłopakiem na łóżku na którym wasi rodzice..no właśnie?
-No, ale co ja ci na to poradzę? - Zaśmiał się, wzruszając ramionami. - Zresztą nie przesadzaj, to nic takiego - dodał.
-Nic takiego? No Justin tobie naprawdę nie przeszkadza, że my mamy się..to znaczy, że my mamy spać na łóżku na którym "zrobili" mnie rodzice? - spytałam, poprawiając się w ostatniej chwili i jednocześnie mając ochotę parsknąć śmiechem na słowa "zrobili mnie".
-Że my mamy się, co? - spytał zadziornie, odkładając ubrania i podchodząc do mnie. Wiedziałam, że podchwyci to, co chciałam powiedzieć.
-Że mamy spać, przejęzyczyłam się - odpowiedziałam, wzruszając ramionami.
-Mmmhhhmm - mruknął i nachylił się nade mną, dając mi buziaka w policzek. -Oczywiście się przejęzyczałaś, każdemu się zdarza. - Zaśmiał się, na co ja spojrzałam na niego i pokręciłam głową z udawanym oburzeniem, jednocześnie lekko się uśmiechając.
-Dobra, to ja idę do łazienki - powiedział po chwili i odsunął się.
-Wiesz gdzie jest łazienka? - spytałam, zerkając na niego.
-Mhm - odpowiedział, po czym wyszedł z pokoju. Zaśmiałam się cicho pod nosem, przypominając sobie moje wcześniejsze słowa, kończąc składać swoje rzeczy.
Ja poszłam do łazienki już wcześniej. Wzięłam prysznic i przebrałam się w krótkie, dresowe spodenki oraz w bokserkę, w której zawsze spałam.
Odłożyłam nasze walizki za szafkę i położyłam się na łóżku, bawiąc się swoim telefonem. Grałam w jakąś idiotyczną grę, na której nawet nie potrafiłam się skupić. Cały czas myślałam o tym cholernym łóżku. No ludzie, przecież jeśli ja i Justin byśmy..no wiecie, to czy świadomość, że kiedyś (zapewne nie pierwszy i nie ostatni raz) robili to na nim moi rodzice, nie będzie chora? Boże, czy ja zawsze wszystko muszę tak wyolbrzymiać?

Ta cholerna myśl nie dawała mi spokoju. Rozmyślałam nad tym jak kretynka, aż do momentu, kiedy Jus wrócił z łazienki.
Nie no, ja nie dam rady. Podniosłam się z łóżka, wstając na równe nogi. Zdjęłam z łóżka jedną  z poduszek oraz zaczęłam ściągać kołdrę.
-Co ty robisz? - spytał po chwili zdezorientowany chłopak.
-Zabieram pościel i idę spać na dół - odparłam pewnie, zdejmując pościel z dużego łóżka. Zwinęłam długą kołdrę, łapiąc ją razem z poduszką i wychodząc z pokoju.
-Zostawiasz mnie tutaj samego? - spytał jeszcze, patrząc na mnie jak na kompletną wariatkę.
-Rób co chcesz, ja zabieram pościel  i idę spać na dół. - Wzruszyłam ramionami, schodząc po schodach na dół.
Jestem wariatką, naprawdę. Weszłam do salonu, kładąc na podłogę, przyniesioną ze sobą pościel. Przygryzłam dolną wargę, opierając dłoń na biodrze i przez moment się zastanawiając. Przy kanapie znajdował się duży, miękki, biały, puchaty dywan. Doszłam do wniosku, że będzie mi na nim wygodniej niż na kanapie, a do tego przy kominku będzie mi ciepło. Odsunęłam na bok stolik, po czym zaczęłam przygotowywać sobie posłanie na dywanie.
Jako prześcieradła, użyłam koca, który leżał na kanapie, później położyłam jedynie poduszkę i kołdrę i moje "łóżko" było gotowe.
-Można się przyłączyć? - usłyszałam po chwili i spojrzałam w tamtym kierunku. Jus stał przy schodach, trzymając dużą poduszkę i delikatnie się uśmiechając. Zaśmiałam się pod nosem.
-Ależ proszę, miejsca jest dużo - odparłam z uśmiechem na ustach, zakładając ręce na piersi.
_______________________________________________________________________
Chyba pierwszy raz w życiu nie wiem od czego zacząć. Dodałam rozdział, tak jak obiecałam jeszcze W TYM tygodniu. Do poniedziałku zostały mi niecałe dwie godziny.
Ja naprawdę przepraszam, że tak późno, ale czy wy uważacie, że napisanie takiego rozdziału to łatwizna? Że zawsze mam na to czas? Ochotę? Wenę?
Nie.
Jeśli komentarzami pod poprzednią notką informacyjną chciałyście sprawić mi przykrość, to wam się udało. Chciało mi się płakać. I nadal chce, kiedy to piszę.
Nie sądziłam, że kiedykolwiek niektóre z was doprowadzą mnie do łez, które nie są łzami szczęścia.
Może macie racje. Może się nie nadaje. Może powinnam przestać pisać i rzucić to wszystko. Możliwe.
Wiem, że czasem nawalam, ale staram się jak mogę.

Pisząc mi, że jeśli nie dodam rozdziału, przestaniecie czytać moje blogi, nie dodajecie mi chęci do napisania rozdziału, wręcz przeciwnie.
Więc może zaznaczę. Jeśli jestem tak okropna - w prawym, górnym rogu masz taki ładny krzyżyk. Nikogo nie zmuszam do czytania moich blogów. Może macie racje, może jestem do dupy i nie powinnam pisać.

Mimo wszystko dziękuję osobom, które pomimo to stały w mojej obronie i nie robiły mi wyrzutów<3

To chyba tyle. Dziękuję za uwagę. Jeśli spieprzyłam rozdział bardzo przepraszam, ale byłam pod taką presją, że nie dałam rady napisać nic lepszego.
Macie rację. Jestem do dupy.


poniedziałek, 14 stycznia 2013

Rozdział 60.

2 tygodnie później.

-Jesteś niewyżyta! - Zaśmiał się, łapiąc moje ręce, kiedy po raz kolejny uwiesiłam mu się od tyłu na szyi.
-Kocham cię, kocham cię, kocham cię, kocham cię - powtórzyłam, uśmiechając się i pocałowałam go w policzek.
Justin złapał moje dłonie i odwrócił się, przyciągając mnie do siebie. Objął mnie w talii, a ja zawiesiłam ręce na jego karku, patrząc mu w oczy i uśmiechając się.
-Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało - powiedział, patrząc mi prosto w oczy. - Ty niewyżyta wariatko. - Zaśmiał się i mocniej mnie objął na co ja, pisnęłam, śmiejąc się jednocześnie. Po chwili chłopak postawił mnie na ziemi i ujął dłońmi moją twarz, powoli się zbliżając, aż w końcu delikatnie mnie całując.
Nie mam pojęcia jak opisać dwa tygodnie, które minęły od wybudzenia się Justina ze śpiączki. Czuję się, jakbym zakochała się od nowa. Mam wrażenie, że moje uczucia do niego wzrosły jeszcze bardziej, co szczerze mówiąc wcześniej wydawało mi się niemożliwe. Nie mogę też powiedzieć, że jest tak banalnie prosto. Całe szczęście Jus nie chciał z nami "walczyć". Od razu zgodził się iść na odwyk. Chodzi tam co drugi dzień i choć na początku nie było łatwo, a nawet było cholernie ciężko, to jest coraz lepiej. Nie brał od czasu przedawkowania, chociaż bywało naprawdę ciężko. Wiem, że jeśli raz się uzależniłeś, to to już nigdy o tobie nie "zapomni", dlatego wiem jak bardzo Jus potrzebuje teraz wsparcia. Sam nie dałby sobie z tym rady. Cały czas się leczy i wiem, że tak szybko nie będzie mógł przestać. Narkotyki to największe gówno w jakie może wpakować się człowiek.
Mimo tego wszystkiego, czuję się też najszczęśliwszą osobą na świecie. 
Wspominałam już, że w końcu zaczęły się ferie? A co za tym idzie? Nasz pomysł wyjazdu w góry czas ziścić. Na samą myśl spędzeniu tygodnia z Justinem, sam na sam, w małym, ślicznym domku w górach, uśmiechałam się sama do siebie.
-Miley...- mruknął mi po chwili w usta, kiedy na moment przerwaliśmy pocałunek.
-Nooo? - spytałam, uśmiechając się i patrząc mu w oczy.
-A co będziemy robić wieczorami w tych górach? - spytał, uśmiechając się zadziornie. Zaśmiałam się pod nosem, udając  po chwili, że intensywnie nad czymś myślę.
-Hmmm. - Westchnęłam. - Wezmę ze sobą karty, jakieś gry planszowe. O! najlepiej monopoly! - powiedziałam, udając, że wpadłam na genialny pomysł.
-Jesteś genialna. - Chłopak parsknął śmiechem, po czym ponownie mnie pocałował.
-Miley! - usłyszeliśmy po chwili wołanie z dołu. Odsunęliśmy się lekko od siebie, a ja przewróciłam oczami.
-No jak ja wytrzymam tydzień bez tej mojej cudownej rodzinki, chyba nie dam rady - powiedziałam z ironią, na co oboje parsknęliśmy po chwili śmiechem.
Zeszliśmy na dół, do salonu z którego wołała mnie mama. Stałam obok Justina, mając jedną dłoń splecioną z jego i "chowając" je za swoimi plecami.
-Siadajcie do stołu, już jest obiad - powiedziała z uśmiechem, kładąc na stół półmisek z sałatką.


-Mamo, wytłumaczysz mi, dlaczego Alex cały czas się na mnie patrzy i rży jak idiota? - spytałam po chwili, odkładając widelec na talerz i marszcząc czoło. Alex przez cały czas, wpatrywał się we mnie jak kretyn i idiotycznie się uśmiechał. Mama spojrzała na chłopaka, który zaśmiał się pod nosem i z  powrotem wlepił wzrok w swój talerz.
-Jego zapytaj, skąd ja mam to wiedzieć - powiedziała moja mama i wzruszyła ramionami, uśmiechając się. Przewróciłam oczami, ponownie zabierając się za zjadanie zawartości mojego talerza. Cały czas czułam wzrok Alex'a na sobie i ten jego durnowaty uśmiech. Ten chłopak na pewno nie ma równo pod sufitem, tego jestem pewna. W sumie, zastanawiam się tylko czy to ja czy on byliśmy podmienieni w szpitalu, bo w życiu nie uwierzę, że jesteśmy spokrewnieni.
Odłożyłam na moment sztućce na bok, biorąc do dłoni szklankę z sokiem i przykładając ją sobie do ust. Spojrzałam kątem oka na brata, który wciąż na mnie patrzył i ruchem ust, bezdźwięcznie "powiedział"
-"Będzie ruchanko", po czym ponownie idiotycznie się uśmiechnął.
W tym momencie dosłownie zakrztusiłam się sokiem, który piłam. Chwała Bogu, że nie wyplułam go na Justina, siedzącego obok mnie. Jus od odłożył swoje sztućce, chcąc mnie "poklepać" po plecach, jednak gestem dłoni, dałam znać, że już jest okej. Zakaszlnęłam jeszcze cicho, odstawiając szklankę na stół. Alex wybuchnął niepohamowanym śmiechem, a wszyscy - mama, tata i Justin wpatrywali się we mnie i Alexa na zmianę, nie wiedząc o co chodzi.
-Jesteś psychiczny - powiedziałam do brata, pukając się w czoło, jednocześnie czując, że zaczynam się rumienić.
-A wam co? - spytał tata i spojrzał na nas jak na idiotów.
-Nic - odparł Alex, a z jego ust nie schodził uśmiech. Ja jedynie spuściłam głowę, udając, że mój talerz jest w tym momencie niesamowicie interesujący. Nie chciałam, żeby ktoś zauważył, że na moich policzkach pojawił się ten cholerny, czerwony kolor.
Całe szczęście nikt nie ciągnął już tego tematu, a ja "bezpiecznie" skończyłam jeść, bez kolejnych niespodzianek.
Jezus Maria, co się dzieje z tymi dziećmi, no. Alex ma jedenaście lat, a już wywnioskował, że skoro ja i Justin jedziemy sami, do domku w górach na tydzień to będziemy tam się kochać. Sama nie wiedząc czemu, słysząc swoje słowa w myślach, cicho parsknęłam śmiechem.

Po obiedzie usiedliśmy z rodzicami w salonie, co szczerze mówiąc nie zdarzało się często. Całe szczęście już bez Alexa, który poszedł do kolegi. Usiadłam z Jusem na kanapie, bawiąc się jego dłonią.
-Spakowaliście się już? - zagadnęła mama, odkładając swoją filiżankę na stolik.
-Mhm - mruknęliśmy oboje, niemalże równocześnie.
Wspominałam, że jedziemy już jutro? Nie? To właśnie mówię.
-Wszystko spakowaliście? - dopytał mój tata, a ja poznałam po jego głosie, że to podtekst, więc podniosłam głowę i spojrzałam na niego. -To znaczy wiecie, pytam czy nie zapomnieliście o jakichś drobiazgach, typu ładowarka do telefonu, szczoteczka do zębów, gumki...do włosów. No rozumiecie - dodał i wyszczerzył się, na co ja otworzyłam szerzej oczy i spojrzałam na tatę karcącym wzrokiem. Rodzice, oboje parsknęli śmiechem, a ja spojrzałam na Justina, który miał zapewne dokładnie taką samą minę jak ja.
-Jezu, nie, ja chcę mieć normalną rodzinę - wydusiłam w końcu z siebie, delikatnie się uśmiechając i przyłożyłam dłoń do czoła, opuszczając się nieco w dół po kanapie, czując jednocześnie, jak dziś po raz kolejny się rumienię. Czy w tym domu wszyscy mają coś nie tak z głową?
Po chwili usłyszałam jak Justin cicho się zaśmiał, również przykładając dłoń do twarzy.
-Ależ ta dzisiejsza młodzież wstydliwa, prawda Monice? - tata powiedział z uśmiechem do mamy, na co wszyscy parsknęliśmy śmiechem.
Przez moment panowała cisza, którą przerwała po chwili moja mama.
-Miley, a wiesz, że najprawdopodobniej to właśnie tam zostałaś poczęta? - wypaliła, a ja przysięgam, że gdybym coś teraz piła, to bym to wypluła. Spojrzałam na rodziców z uchylonymi ustami.
Czy właśnie dowiedziałam się, że mam zamiar jechać jutro do domku i spać w sypialni, na łóżku na którym moi rodzice mnie..poczęli? Nie, stop.
-Mamo..ee..wy sobie jaja robicie, nie? - spytałam, delikatnie się uśmiechając i czując, że ta sytuacja zaczyna przeradzać się w czystą komedię.
-Nie, Miley - odpowiedział mój tata, śmiejąc się.
-To jest...nie..to jest w ogóle..nie, ja tam nie jadę! - wydukałam w końcu i podniosłam się trochę wyżej na kanapie. Justin w tym momencie wybuchnął śmiechem, a razem z nim moi rodzice.
-A ty się ze mnie nie śmiej! - skarciłam chłopaka, sama tak naprawdę zaczynając się już śmiać.
W sumie, to ciekawe jak to jest mieszkać pod jednym dachem i być otoczonym normalnymi ludźmi.
*
Walnęłam się na łóżku Vanessy, uśmiechając się sama do siebie. Umówiłyśmy się dzisiaj z dziewczynami na taki "babski" wieczór. Już dawno nie spędzałyśmy czasu razem, w trójkę.
-Dziewczyny, zazdroszczę wam - powiedziała po chwili Van, kładąc się na łóżko obok mnie. Po chwili po mojej drugiej stronie położyła się Meg.
-Czego? - spytałam, odwracając głowę w jej kierunku.
-No bo ty masz Justina, Meg ma Rayan'a, a ja? Ja ciągle trafiam na jakichś kretynów. No ludzie, gdzie tu sprawiedliwość? - powiedziała i zaśmiała się cicho, na co my jej zawtórowałyśmy.
-Nie żebym coś sugerowała, ale ktoś z naszej paczki jeszcze jest wolny - powiedziała Megan, uśmiechając się pod nosem.
-Nooo - przytaknęłam jej, również się uśmiechając. Vanessa w tym momencie podparła się na łokciu i podniosła się, patrząc na nas.
-No co? - powiedziałyśmy równocześnie z Meg i zaczęłyśmy się śmiać. Van jedynie spojrzała na nas i pokręciła głową, ze śmiechem.
-Puknijcie się. To, że tak się złożyło, że wy jesteście z chłopakami z naszej paczki, nie znaczy, że ja powinnam być z Christianem - odparła, uśmiechając się. -Ja do niego nic nie czuję, a on do mnie. Jesteśmy tylko przyjaciółmi - dodała.
-My też kiedyś byliśmy tylko przyjaciółmi..-powiedziała Meg, uśmiechając się zadziornie pod nosem, po czym obie parsknęłyśmy śmiechem, przybijając sobie "piątkę".
-Walcie się! - Vanessa rzuciła w nas poduszką, śmiejąc się.
-Nie no, a tak poważnie - powiedziałam po chwili, ponownie kładąc się na łóżko. - Spotkasz w końcu kogoś fajnego, zobaczysz - dodałam i uśmiechnęłam się.
-Kiedyś na pewno. - Westchnęła. - Dobra, wy lepiej mówcie co tam w tych waszych "gorących związkach" - powiedziała, akcentując dwa ostatnie słowa, na co parsknęłam śmiechem.
-No nic, a co ma być. Wszystko dobrze - powiedziała z uśmiechem Megan. - Niech lepiej nasza Miley coś opowie - dodała i obie momentalnie spojrzały na mnie z cwanym uśmiechem. Spojrzałam na dziewczyny i parsknęłam śmiechem.
-A spadajcie ode mnie - odparłam i wzięłam do ręki miśka, leżącego obok.
-Plany na jutrzejszą noc już są? - spytała Vanessa, poruszając teatralnie brwiami.
-No oczywiście, wyśpię się za wszystkie czasy - odparłam, ignorując podtekst pytania i zaśmiałam się pod nosem.
-No ja mam nadzieję! Pamiętaj, żadnego seksu! - "skarciła" mnie Megan.
-Ma się rozumieć! - przytaknęłam szybko, na co wszystkie trzy po raz kolejny wybuchłyśmy śmiechem.


Do domu wróciłam koło dziesiątej, po czym od razu poszłam wziąć prysznic, przebrać się i położyłam się spać. Muszę przyznać, że dosłownie cieszyłam się jak dziecko na myśl o tym wyjeździe. Jeździłam do tego domku z rodzicami w czasie ferii, kiedy byłam dzieckiem. Lubiłam to miejsce. Sam dom był niesamowicie przytulny, a do tego naprawdę można było tam odpocząć. W okół nie było tego cholernego, miejskiego zgiełku, który w Nowym Jorku był codziennością. Dom leżał na poboczu, a do miasteczka było z pięć kilometrów. Byłam pewna, że ten tydzień będzie jednym z najlepszych w moim życiu. Musiał być.

Pół dnia spędziłam na sprawdzaniu czy spakowałam rzeczy bez których nie będę w stanie obyć się przez ten tydzień i ewentualnym dopakowywaniu niektórych rzeczy. W sumie nic ciekawego się nie działo. Po południu przyjechał po mnie Justin, pożegnaliśmy się z rodzicami, spakowałam swoje rzeczy do auta i po prostu pojechaliśmy.
Dobra, tylko udaję taką spokojną. W środku dosłownie skakałam za szczęścia, ciesząc się z tego wyjazdu, jak dziecko na nową zabawkę! Czy coś jest ze mną nie tak? A może po prostu jestem szczęśliwa?

*

-To tutaj? - spytał Justin, kiedy dojeżdżaliśmy do bardzo dobrze znanego mi domku.
-Mhm - kiwnęła twierdząco głową, uśmiechając się. Odpięłam pas, patrząc na krajobraz za oknem. To miejsce było piękne i magiczne samo w sobie. Ostatni raz byłam tutaj pięć lat temu, kiedy Alex był jeszcze mały. Pamiętam jak razem z nim biegałam po śniegu, a później, wieczorem w domku graliśmy z rodzicami w różne gry, przy czym mieliśmy kupę śmiechu. Cóż, z Justinem raczej grać w karty nie będziemy.
Kiedy chłopak zatrzymał się przed domem, od razu wysiadłam z samochodu, rozglądając się. Było już ciemno, więc w oddali nie mogłam niczego zauważyć, jednak sam dom wzbudzał we mnie miłe uczucia. Dopiero teraz uświadomiłam sobie jak bardzo potrafimy nieświadomie nawet tęsknić za różnymi miejscami. Dopiero teraz, kiedy ponownie tu przyjechałam, poczułam tą "magię wspomnień".
-Miałaś rację, ślicznie tu - usłyszałam po chwili przy uchu i uśmiechnęłam się pod nosem.
-Ja  zawsze mam rację - powiedziałam dumnie i zaśmiałam się, odchodząc na bok i otwierając samochód z którego wyjęłam swoją torbę.

Weszłam pierwsza do domu, kładąc na podłodze swoją torebkę, zdejmując buty i robiąc kilka kroków do przodu, rozglądając się. Niekontrolowanie na moich ustach pojawił się uśmiech. Nawet zapach domu zapamiętałam. Przypominał mi dzieciństwo. Weszłam do salonu, a pierwszą rzeczą, jaką od razu zauważyłam był dosyć spory kominek. Uwielbiałam kiedyś przy nim siedzieć. Założyłam ręce na piersi, zaczynając "zwiedzać" dom, który tak naprawdę bardzo dobrze znałam. Weszłam po schodach do góry, wchodząc do pierwszego pokoju, którym była sypialnia rodziców. Widząc duże łóżko, pokryte czerwoną atłasową pościelą, sama nie wiem dlaczego, uśmiechnęłam się pod nosem, spuszczając na moment głowę.
Podeszłam bliżej, nie mogąc powstrzymać się od położenie na wygodnym łóżku. "Zatopiłam" twarz w miękkiej poduszce, przymykając na moment powieki. Ja tu zostaję. Nigdzie się stąd nie ruszam. Niesamowicie wygodne łóżko, cisza, spokój i...
-Aaa! - pisnęłam, czując jak ktoś położył dłoń na moich plecach. Dosłownie jak poparzona, odwróciłam  się i podniosłam do pozycji siedzącej. Widząc Justina, który wybuchnął śmiechem na widok mojej reakcji, moje serce, przed chwilą bliskie zawału, zaczęło się trochę uspokajać.
-Wystraszyłeś mnie kretynie! - powiedziałam z udawanym oburzeniem i rzuciłam w niego poduszką, którą jednak zdążył złapać, zanim uderzyła w jego głowę. - Jezu, jak ty tu wszedłeś, że nawet nie słyszałam, że ktoś idzie - dodałam i zaśmiałam się, kręcąc z głową.
-Magia. - Wyszczerzył się, na co ja ponownie parsknęłąm śmiechem
-Tsaa - powiedziałam cały czas się uśmiechając. Ponownie położyłam się na łóżku, wpatrując się w sufit. Po chwili Justin położył się obok mnie, składając dłonie na swojej klatce piersiowej.
Przez moment leżeliśmy w takiej ciszy, aż w końcu niekontrolowanie parsknęłam śmiechem.
-Justin..? - powiedziałam cicho.
-No..? - spytał, tym samym tonem głosu, odwracając głowę w moim kierunku.
-No bo tak mi dziwnie tu leżeć po tym, co rodzice mówili..- powiedziałam z uśmiechem na ustach. Justin momentalnie wybuchnął głośnym śmiechem, podnosząc się do pozycji siedzącej.
-No weź się ze mnie nie śmiej! - dodałam szybko, również się podnosząc. Chłopak zakrył twarz dłońmi, nie potrafiąc przestać się śmiać. -A spadaj! - powiedziałam z udawaną złością i zeszłam z łóżka, chcąc wyjść z sypialni.
-No czekaj - powiedział po chwili, uspokajając nieco głos.
-Pff, wal się - prychnęłam, krzyżując ręce na piersi. W tym momencie Jus spojrzał na mnie niemalże z szokiem na twarzy, ponownie wybuchając głośnym śmiechem.
Teraz to ja byłam zdezorientowana.
-A teraz co takiego powiedziałam śmiesznego? - spytałam, marszcząc czoło.
-No właśnie, co ty powiedziałaś? - spytał w końcu przez śmiech. Spojrzałam na niego jak na idiotę, dosłownie.
-Powiedziałam "wal się" - zacytowała swoją wcześniejszą wypowiedź, na co chłopak ponownie zaczął się śmiać, z powrotem kładąc się na łóżku. Jego śmiech udzielił się również mi, ponieważ uśmiechnęłam się i podeszłam do łóżka.
-No powiesz mi w końcu co cię tak bawi? - spytałam wyczekująco, nie przestając się uśmiechać.
-No bo..-zaczął, jednak napad śmiechu nie pozwalał mu dokończyć. - Bo ja usłyszałem..- kontynuował,niemal dławiąc się śmiechem.
-No co? - spytałam niecierpliwie.
-Zamiast "wal się", usłyszałem "zwal se" - wydusił w końcu z siebie i nie wytrzymując dłużej opanowania, ponownie wybuchnął głośnym śmiechem, zakrywając twarz dłońmi. Moją pierwszą reakją była mina, która zapewne była bezcenna. Uniosłam brwi i lekko uchyliłam usta, analizując słowa Justina. Chyba dopiero po chwili dotarło do mnie o co chodzi i sama niekontrolowanie wybuchłam śmiechem.
-Umyj uszy! - powiedziałam przez śmiech i walnęłam go poduszką. Pokręciłam głową ze śmiechem, po czym wyszłam z sypialni.
-Jak już się ogarniesz, to zejdź na dół, pomóc rozpalić w tym kominku - powiedziałam z uśmiechem, zostawiając go samego, a sama schodząc na dół.
Kocham tego idiotę.
_____________________________________________________________________
Jezu, nie wierzę, że w końcu udało mi się dodać. Problem w tym, że tak bardzo chciałam już go dla was dodać, że wyszedł..sami widzicie jak wyszedł.
Obiecuję, że następny rozdział pojawi się szybciej, będzie dłuższy i lepszy<3
Dziękuję za wszystkie komentarze i miłe słowa, nawet nie wiecie ile one dla mnie znaczą<33
Chciałam jeszcze polecić wam kilka blogów. Dziewczyny dopiero zaczynają, a ja wiem jak ciężko jest przyciągnąć czytelników, pomóżcie im<3
http://www.story-about-chanel-and-justin.blogspot.com/
http://mental-mess.blogspot.com/
http://mental-mess.blogspot.com/
http://uprowadzona.blogspot.com/
http://icantlovehimbutido.blogspot.com/
http://oath-of-friendship-and-love.blogspot.com/
http://cause-everythings-gonna-be-alright-jb.blogspot.com/
+http://your-world-is-my-world-jb.blogspot.com/p/ciekawostki-o-blogu.html :)