niedziela, 30 września 2012

Rozdział 54.

Przekręcałam się z boku na bok, nie potrafiąc zasnąć. Ciągle myślałam o Justinie. Wiem, tak wiem, że obiecał mi, że skończy z ćpaniem, ale co jeśli on już się uzależnił? Chyba nigdy tak bardzo się o niego nie bałam. Dobrze wiem jak bardzo narkotyki mogą zniszczyć człowiek. Nie przeżyłabym, gdyby Justinowi coś się stało.
Wciąż zastanawiałam się, czy mogę mu zaufać. Z jednej strony, w końcu jest moim chłopakiem, kocham go i powinnam mu ufać, ale z drugiej narkotyki potrafią zmienić człowieka. Wiem, że muszę teraz w pewien sposób "przypilnować" Justina, chociaż źle się z tym czuję, bo nie chcę go w żaden sposób kontrolować. Mimo wszystko mam jednak nadzieję, że dotrzyma danej mi obietnicy i nie wrócimy więcej do tematu narkotyków.
*
-Justin, oddaj to! - krzyczałam na chłopaka, który zabrał wyrwaną kartkę z mojego starego pamiętnika, w którym przyznałam, że od zawsze mi się podobał.
-Czekaj, czekaj, najpierw przeczytam co tam ciekawego o mnie pisałaś. - Wyszczerzył się, rozkładając kartkę i zaczynając czytać pierwsze zdanie.
W tym momencie wręcz na niego skoczyłam, zaczynając go szarpać i robić co w mojej mocy, żeby wyrwać mu tą kartkę. Szczerze mówiąc ta sytuacja była o wiele bardziej zabawna, niż denerwując mnie. Nie chodziło o to, że Jus nie może przeczytać tej kartki, tylko później wypominałby mi to, co tam pisało do końca życia.
Sytuacja mogła z boku wyglądać wręcz komicznie. Udało mi się wyrwać mu z ręki kartkę i teraz to on trzymał mnie, próbując mi ją oderwać. Niczym przedszkolaki bijące się o zabawkę.
-Bo cię ugryzę! - krzyknęłam przez śmiech. Justin trzymał mnie od tyłu, a ja specjalnie próbowałam kucnąć, żeby w ten sposób mu się wyrwać.
-Skąd w tobie tyle agresji?! - zaśmiał się i podniósł mnie, ciągnąc w kierunku łóżka. Wyrywałam się, kopałam go, drapałam po dłoniach, ale to i tak nic nie pomogło.
-Naprawdę ci coś zaraz zrobię! - krzyknęłam, śmiejąc się i piszcząc jednocześnie. Nagle przestał mnie ciągnąć i zatrzymał się, przysuwając usta do mojej szyi.
-To groźba czy obietnica? Bo jak to drugie, to wiesz, nie mam nic przeciwko, żebyś coś mi zrobiła..-mruknął mi do ucha, a ja momentalnie wybuchłam niepohamowanym śmiechem.
-Zboczeniec! - Walnęłam go lekko łokciem w brzuch i wykorzystując moment jego nieuwagi wyrwałam się i uciekłam.
-Chodź do tatusia - rozłożyła ramiona uśmiechając się zadziornie, a ja ponownie wybuchłam śmiechem.
-To pod molestowanie podchodzi. - Skrzyżowałam ręce na piersi, w jednej dłoni trzymając kartkę.
-Trudno. - Wzruszył ramionami, uśmiechając się cwanie. - A teraz oddawaj kartkę - dodał nagle i zaczął biec w moim kierunku. Pisnęłam przez śmiech, uciekając po całym pokoju. Stanęłam na łóżku, a kiedy Justin złapał mnie za nogę, chcąc mnie zrzucić na niego, szybko zgniotłam kartkę i włożyłam ją w stanik. Skrzyżowałam ręce, uśmiechając się cwanie.
-Naprawdę sądzisz, że tego nie wyciągnę? - spojrzał na mnie z zadziornym uśmiechem, robiąc dokładnie to samo co ja, czyli krzyżując ręce. W tym momencie zaczęłam się śmiać, próbując uciec, jednak Jus objął mnie w udach i "zarzucił" sobie na plecy.
-Puszczaj! - krzyczałam przez śmiech. Chłopak opuścił mnie na łóżko, łapiąc moje nadgarstki tak, żebym nie mogła się wyrwać.
-I co teraz? - spojrzał na mnie z cwanym uśmiechem, a ja wzruszyłam ramionami udając nieugiętą. Momentalnie Jus objął mnie w pasie, kładąc dłonie na mój dekolt.
Jeśli mam być szczera jakoś nie miałam specjalnie nic przeciwko, żeby sam wyjął sobie tą kartkę.
-Puść mnie! - krzyczałam przez śmiech, kiedy chłopak trzymając mnie, włożył dłonie pod moją bluzkę.
-Sama to tam włożyłaś - mówił, śmiejąc się. Po chwili Jus wyjął spod mojego stanika to, czego szukał i gwałtownie mnie puścił, uciekając z łóżka z kartką.
-Oddawaj to! - Wybiegłam za nim, poprawiając swój stanik i bluzkę. Justin pokręcił przecząco głową, "cmokając".
-No to teraz przeczytaaamy. - przeciągnął i zaczął rozwijać zgiętą w kulkę karteczkę.
-Nie! - krzyknęłam i momentalnie, szybkim ruchem wyrwałam mu  z rąk swój cel. Nie wiele myśląc, z powrotem zgniotłam papier i włożyłam go sobie do buzi.
Momentalnie Justin wybuchnął niepohamowanym śmiechem, zginając się w pół.
Tak na przyszłość - papier naprawdę jest obrzydliwy w smaku. Nie polecam.
-Fuuj. - powiedziałam po dosłownie kilku sekundach i wyplułam na dłoń kartkę.
-Smacznego. - wydukał przez śmiech. Wiedząc, że z tego nikt nie będzie już w stanie sie rozczytać, spokojnie wrzuciłam kartkę do kosza.
-No i wyszło na moje. - Wystawiłam mu język, krzyżując ręce, udając rozkapryszoną, małą dziewczynkę.
-I tak wiem, że napisałaś tam, że od zawsze ci się podobałem i o mnie marzyłaś - powiedział i udał, że nad czymś się zamyślił.
-Pff- prychnęłam. - Chciałbyś - dodałam, demonstracyjnie odrzucając włosy do tyłu.
-Ja bym chciał wiele rzeczy. - Poruszał teatralnie brwiami, a ja parsknęłam śmiechem.
-Na przykład? - spytałam, przenosząc ciężar ciała na jedną nogę.
-No na przykład..- udał, że intensywnie się nad czymś zastanawiam. - Buziaka. - skwitował i wyszczerzył się.
-To sobie przyjdź - powiedziałam, oglądając swoje paznokcie. Justin zaśmiał się pod nosem, podchodząc do mnie i łapiąc mnie za biodra. Zawiesiłam ręce na jego karku uśmiechając się  i całując go w usta.
Po chwili chłopak zaczął iść do przodu, w kierunku łóżka. Zaśmiałam się przez pocałunek, kiedy podniósł mnie i położył na łóżku, sam napierając na mnie. Bawiłam się jego włosami, oplatając go rękami na karku, nie przestając się z nim całować, a Justin wsunął jedną dłoń pod moje plecy i pod bluzkę. Nie wiem jak to się stało, że nie zorientowałam się jakie ma zamiary.
-Kretynie, odpiąłeś mi stanik! - krzyknęłam nagle, zrzucając go z siebie. Chłopak wybuchnął śmiechem,  przykładając sobie dłoń do czoła.
-Widzisz jak ty przy mnie tracisz czujność? Nawet nie wiesz, kiedy cię rozbieram. - Poruszał teatralnie brwiami, a ja rzuciłam w niego poduszką jedną ręką przytrzymując z przodu swój stanik.
W tym momencie usłyszeliśmy pukanie do pokoju.
-Zapnij mi to! - pisnęłam cicho. - Albo nie, czekaj - dodałam szybko i przyłożyłam dużą poduszkę do klatki piersiowej tak, żeby nie było widać, że mam rozpięty stanik. W tym momencie do pokoju weszła moja mama.
-Chciałam tylko spytać, czy nie jesteście głodni - spytała stojąc w drzwiach i uśmiechając się. Spojrzałam na Justina, który ledwo powstrzymywał wybuch śmiechu i sama zacisnęłam wargi, żeby nie zacząć się śmiać.
-Nie, ja nie jestem. A ty Jus? - spojrzałam na niego. - Nie, ja też nie, dziękuję - powiedział, przykładając bokiem pięść do ust, jak mniemam po to, żeby powstrzymać napad śmiechu.
-Na pewno? Akurat robię kolację.
-Nie, na pewno, dziękujemy - odpowiedziałam, chcąc szczerze mówiąc jak najszybciej spławić mamę.
-No to dobrze, już wam nie przeszkadzam - uśmiechnęła się i wyszła, zamykając za sobą drzwi. W tym momencie oboje nie wytrzymaliśmy i wybuchliśmy głośnym śmiechem.
-Zapnij mi to, a nie. - Pokręciłam za śmiechem głową, odwracając się do niego plecami. Justin cały czas się uśmiechając, przysunął się do mnie i włożył dłonie pod moją bluzkę.
Mam nadzieję, że nie poczuł tego, że przeszły mnie dreszcze.
-Już - zaśmiał się i naciągnął moją bluzkę na dół.
*
-Miley! - usłyszałam wołanie z dołu.
-Włącz ten film, a ja zejdę na dół i zapytam co chcę - powiedziałam i wyszłam z pokoju, schodząc na dół. Stanęłam na ostatnim stopniu, opierając się o poręcz.
-Gdzie wy jedziecie? - spytałam nieco zdziwiona. Było już po dwudziestej, więc nie miałam pojęcia, gdzie mogą jechać.
-Mamusi zachciało się o ósmej wieczorem lodów czekoladowych, więc musimy jechać po nie do sklepu - zironizował nieco mój tata, chociaż się uśmiechał.
Parsknęłam śmiechem, opierając ręce na poręczy.
-Tatusiu, taki już przywilej kobiet w ciąży, trzeba spełniać każde ich zachcianki - powiedziałam z uśmiechem.
-Widzisz? Słuchaj naszej mądrej córeczki. - Zaśmiała się moja mama, wkładając kurtkę.
-Dwie baby w domu, dobrze, że jeszcze chociaż mamy tu Alexa, bo inaczej bym zwariował w tym domu - przewrócił oczami tata, po czym wszyscy troje parsknęliśmy śmiechem.
-A właśnie, gdzie jest Alex? - zagadnęłam.
-U kolegi, mówił, że wróci po dziewiątej.
-Macie wolną chatę - poruszał teatralnie mój tata.
-Tato! - skarciłam go wzrokiem i ponownie się zaśmiałam.
-Dobra, dobra już jedziemy - zaśmiał się i otworzył drzwi. Kiedy mama wyszła pierwsza, tata przybliżył się jeszcze na moment do mnie.
-Zabezpieczenie - pamiętaj - powiedział bardzo cicho, a ja lekko uderzyłam go w ramię, na co oboje zaczęliśmy się śmiać.
-To na razie, młoda - powiedział na odchodne z uśmiechem i wyszedł z domu, zamykając za sobą drzwi. Pokręciłam głową ze śmiechem, trzymając się za czoło i weszłam z powrotem do góry.
-Coś ważnego? - spytał Jus, kiedy weszłam do pokoju.
-Niee, chcieli mi tylko powiedzieć, że wychodzą - odpowiedziałam z uśmiechem i walnęłam się na łóżko obok niego.
Usiedliśmy na samym końcu łóżka, opierając się o stos poduszek. Położyłam się bokiem, kładąc głowę i dłonie na klatce piersiowej Justina, natomiast on objął mnie jedną ręką, kładąc ją ja moje ramię.
 -Co to w ogóle za film? - spytałam, bo szczerze mówiąc nawet nie wiedziałam jaki film oglądamy.
-Horror - "Nieznajomi". - odpowiedział, głaszcząc mnie po ramieniu.

-Jezu! - Aż podskoczyłam w momencie, kiedy w filmie ktoś zapukał do drzwi. Justin zaśmiał się pod nosem.
-No ej nie śmiej się, ten film trzyma w napięciu! - zaśmiałam się.
-Mhm, już bardziej trzyma mnie w napięciu oglądanie por...
-Dobra, nie kończ! - skarciłam go, na co oboje zaczęliśmy się śmiać. -Nie wnikam co trzyma cię w napięciu, ale dla mnie ten film jest straszy - powiedziałam, śmiejąc się.
Nie minęło nawet kolejne pięć minut filmu, kiedy znowu "podskoczyłam", zakrywając dłonią oczy.
-Nie śmiej się! - powiedziałam ponownie i walnęłam go w ramię, uśmiechając się.
-Ależ ja się wcale nie śmieje - powiedział i uniósł demonstracyjnie dłonie.
-Niee, w ogóle.
-Zresztą, jak możesz się bać jakiegoś filmu, kiedy ja jestem przy tobie - powiedział, udając dumnego, na co parsknęłam śmiechem.
-No ja nie mam pojęcia! - powiedziałam, udając zdziwioną.
-No ja tym bardziej! - powiedział takim samym tonem jak ja przed chwilą i oboje parsknęliśmy śmiechem. Przybliżyłam usta do jego twarzy i dałam mu krótkiego - jak było w zamiarze - buziaka, który przerodził się w "nieco" dłuższy pocałunek.
Nie mam pojęcia jak to się stało, że od jednego, krótkiego buziaka, Justin wylądował na mnie. Położyłam dłonie na jego torsie, wsuwając mu je pod koszulkę.
Chłopak zjechał po chwili ustami z moich ust na moją szyję, co wywołało u mnie przyjemne dreszcze. Wplotłam palce w jego włosy, "bawiąc się" nimi. Po chwili Jus, wsunął dłonie pod moją bluzkę. Pod wpływem impulsu, podniosłam się nieco, co chłopak od razu wykorzystał, zdejmując ze mnie bokserkę.
Znacie te charakterystyczne "motylki" w brzuchu, występujące właśnie w takich momentach? Właśnie teraz je czułam, a do tego miałam wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi.
Jego pocałunki przeniosły się z szyi, na obojczyki, a następnie na dekolt. Jedną dłonią zjechał po moim brzuchu, rozpinając nią w końcu moje czarne rurki. Złapałam za jego koszulkę i uniosłam ją w górę, dzięki czemu z małą pomocą Justina, po chwili jej się pozbyłam.
Położyłam dłonie na jego torsie i zepchnęłam go na bok, sprawiając tym samym, że teraz to ja byłam na górze. Usiadłam na nim okrakiem, nachylając się i całując go w usta.
Jeżeli w tym momencie sądzicie, że za chwilę nastąpi już tylko jedno, to się mylicie.
-Już jestem! - usłyszeliśmy głos Alex'a z dołu i gwałtownie się od siebie odsunęliśmy. Zeszłam z niego, zapinając szybko swoje spodnie i w pośpiechu wkładając swoją bokserkę. Justin natomiast podniósł się, szybko wkładając na siebie koszulkę.
Po chwili do pokoju wszedł bez pukania - jak zwykle zresztą - Alex.
-Gdzie rodzice? - spytał na wstępie.
-Nauczysz się kiedy gówniarzu pukać? - powiedziałam z sarkazmem.
-A ty nauczysz się, że jeżeli już chcecie uprawiać seks to w miejscu, gdzie nikt wam nie przeszkodzi? - powiedział z cwanym uśmiechem, a mnie dosłownie zatkało.
-Won! - krzyknęłam po chwili i rzuciłam w brata poduszką, którą jednak trafiłam jedynie w drzwi, gdyż chłopak zdążył wyjść i je zamknąć.
Justin wybuchnął śmiechem, chowając twarz w dłonie, co od razu udzieliło się też mi. Przyłożyłam dłoń do czoła, śmiejąc się.
-My naprawdę mamy co do tego pecha. Zawsze, ale to zawsze ktoś musi nam przeszkodzić! - powiedziałam ze śmiechem.
*
W środku nocy obudził mnie dźwięk komórki. Zaspana, przetarłam oczy i spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Justin dzwoni o 2 w nocy? Nieco przestraszona, że mogło się coś stać i jednocześnie ciekawa, odebrałam telefon.
-Justin, coś się stało? - spytałam, włączając nocną lampkę i podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Kotek, przyjedź do mnie. Jestem sam w domu, możemy się kochać - wybełkotał, co dało mi stuprocentową pewność, że nie jest trzeźwy.
-Piłeś? - niemal wykrzyczałam do telefonu, jednak przypominając sobie, że jest środek nocy, ściszyłam głos.
-Nie - mruknął i zaśmiał się do telefonu. Pierwszą myślą było to, że po prostu kłamie, ale po chwili serce zaczęło mi mocniej bić, a głos uwiązł w gardle.
-...Ćpałeś? - szepnęłam i modliłam się, żeby jego odpowiedzieć była przecząca.
-Może troszeczkę - wybełkotał i zaczął się śmiać.
_________________________________________________________


Przepraszam, naprawdę bardzo przepraszam, że tak późno, ale po pierwsze jakoś nie umiałam zabrać się za pisanie, więc wolałam poczekać na napływ weny, niż pisać coś "byle napisać", a po drugie - mam naprawdę dużo nauki.
Odnośnie rozdziału - Specjalnie przez cały rozdział dałam wam "zapomnieć" o całej sprawie z narkotykami, żeby końcówka rozdziału była dla was zaskoczeniem :D
Mam nadzieję, że wam się podoba;*
To tyle, teraz spadam się uczyć z matmy -.-
Proszę o komentarze i pozdrawiam cieplutko;* <33

czwartek, 6 września 2012

Rozdział 53.

Czułam jak moje serce zaczyna coraz szybciej bić. Wpatrywałam się w to, co znalazłam z dłonią przyłożoną do ust. W tym momencie usłyszałam kroki w przedpokoju, co było jednoznaczne z tym, że to Jus wraca. Jak najszybciej umiałam położyłam to z powrotem, przykryłam czasopismami, zamknęłam szufladę i odeszłam od komody.
-I co? Znalazłaś tą gumkę? - spytał, kiedy wszedł do pokoju, uśmiechając się. Wzięłam głęboki oddech, starając się o uśmiech na twarzy.
-Nie, nie znalazłam. Wiesz, dzwoniła moja mama i prosiła, żebym wróciła do domu. Mówiła, że to coś bardzo ważnego, więc przepraszam, ale będę musiała już spadać - powiedziałam na jednym tchu, zabierając z łóżka swoją torbę i wieszając ją sobie na ramieniu.
-Ale co się stało? - spytał zdezorientowany, podchodząc bliżej.
-Nie wiem, nie podała mi żadnych szczegółów. Po prostu mam być - odpowiedziałam szybko.
-To zaczekaj odwiozę cię.
-Nie, nie trzeba, przecież to blisko. - Wymusiłam uśmiech.
-Ale..- zaczął, ale nie dałam mu skończyć.
-Naprawdę nie trzeba. To pa, do jutra. - Cmoknęłam go w policzek i szybkim krokiem wyszłam z pokoju, schodząc na dół. Włożyłam buty i zakładając kurtkę wyszłam z domu. Szłam przed siebie z dłonią przyłożoną do ust. Nie potrafiłam ułożyć sobie tego wszystkiego w głowie. Justin i...?
Wyjęłam z torby komórkę i w pośpiechu wybrałam numer Megan.
-No odbierz - mówiłam sama do siebie, słuchając sygnałów w telefonie. - Cholera - zaklęłam, kiedy usłyszałam pocztę głosową. Nie zastanawiając się nawet chwili, postanowiłam zadzwonić do Van. Ucieszyłam się w duchu, kiedy usłyszałam głos przyjaciółki.
-Jesteś teraz zajęta? - spytałam, cały czas idąc przed siebie.
-Nie, a co się stało?
-Potrzebuję pilnie pogadać. Mogę do ciebie teraz przyjść?
-Jasne, że tak. O której będziesz?
-Za dziesięć minut. To do zobaczenia - odpowiedziałam i rozłączyłam się, chowając komórkę do torby. Cały czas nie potrafiłam racjonalnie tego przeanalizować. Przecież bardzo dobrze go znam, wiem o nim wszystko. Bynajmniej tak mi się wydawało..
Kiedy tylko doszłam pod dom Vanessy, zapukałam gwałtownie do drzwi. Po paru chwilach otworzyła mi blondynka. Bez słowa weszłam do środka.
-Miley, co się stało? - spytała od razu dziewczyna.
-Muszę ci coś powiedzieć - odpowiedziałam, zdejmując buty i kurtkę.
-Chodź do mojego pokoju - powiedziała, udając się na górę. Szłam za Vanessą, zastanawiając się jak jej to powiedzieć. Sama nie potrafiłam wyjść z szoku. Po chwili usłyszałam dźwięk sms-a, więc wyjęłam telefon z torby i spojrzałam na jego wyświetlacz.
Esemesa od Justin'a :
Wiesz już o co chodziło? Miley, mam wrażenie, że byłaś jakaś zdenerwowana. Stało się coś? Martwię się.
Przygryzłam nerwowo wargę, chowając komórkę do kieszeni spodni. Kiedy doszłyśmy do jej pokoju, a dziewczyna zamknęła za nami drzwi, wzięłam głęboki oddech.
-A teraz mów co się stało, bo zaczynam się bać - powiedziała, siadając na łóżko. Naciągnęłam rękawy bluzki, zaciskając jej krańce w pięści. Usiadłam obok dziewczyny, przygryzając dolną wargę.
-Byłam dzisiaj u Justina  - zaczęłam i westchnęłam cicho.
-I? Czekaj, chcesz mi powiedzieć, że wy... - powiedziała, ale przerwałam jej, wiedząc, co ma na myśli.
-Nie - odpowiedziałam od razu. - Chodzi o coś zupełnie innego.
-Więc o co?
-Bo ja szukałam gumki w szufladzie, a on poszedł do łazienki no i...
-Szukałaś gumki?! Czyli jednak! - ponownie mi przerwała, a ja przewróciłam oczami.
-Niee - pokręciłam głową. - Szukałam gumki do mazania. No i nie było jej w szufladzie, którą wskazał Jus, więc postanowiłam poszukać w drugiej. No i wtedy coś znalazłam...
-Co takiego?! - spytała wyraźnie zaciekawiona i podekscytowana.
-Nie jestem w stu procentach pewna, że to było właśnie to, ale..najprawdopodobniej tak.
-Miley do cholery, co tam było?
-Biały proszek w małej folii. Vanessa, to były narkotyki! -   powiedziałam podniesionym głosem i przyłożyłam dłoń do czoła.
-Ale...- zaczęła, ale nie dokończyła, bo najwyraźniej odebrało jej mowę. - Justin i narkotyki? Przecież on nigdy nie brał..znamy go, ty zwłaszcza. Nie, to nie możliwie. Jesteś pewna, że to były narkotyki?
-A co? Mąka? - zironizowałam. - Van, to był jakiś narkotyk! Nie wiem, może kokaina - dodałam. Dziewczyna walnęła się na łóżku, przykładając dłoń do czoła.
-Rozmawiałaś z nim? - spytała, kiedy położyłam się obok niej.
-Nie, można powiedzieć, że spanikowałam. Odłożyłam to z powrotem na miejsce i powiedziałam, że muszę już iść.
-Mogłaś mu to zabrać, nie wiem schować do torebki, czy coś.
-Nie wpadło mi to wtedy do głowy. Vanessa, co my mamy zrobić? Nie zostawię tego, nie pozwolę mu popaść w nałóg - powiedziałam i podniosłam się, siadając po turecku.
-Przede wszystkim trzeba z nim porozmawiać - odpowiedziała dziewczyna, robiąc to samo, co ja.
Westchnęłam cicho, przeczesując grzywkę do tyłu.
-Boże - szepnęłam. - Boję się o niego. Cholernie boje się, że on zaczął ćpać - dodałam, czując jak głos mi się łamie.
-Nie możemy z góry zakładać, że Jus bierze. Może to nie jego narkotyki?
-A jeśli on ćpa już od dłuższego czasu? Boże, co on najlepszego robi - powiedziałam i zakryłam twarz dłońmi, czując, że łzy cisną mi się do oczu.
-Miley. - Przytuliła mnie. - Nie możesz być takiej myśli. Porozmawiaj z nim poważnie, dowiedz się wszystkiego i przemów mu do rozumu. Nie zadręczaj się tak - mówiła, głaskając mnie po plecach.
-Masz rację, muszę z nim porozmawiać - powiedziałam, lekko odsuwając się od dziewczyny. - Dziękuję - dodałam i uśmiechnęłam się blado.
-Nie masz za co - odwzajemniła uśmiech. - Justin jest moim przyjacielem i martwię się o niego, tak samo jak i ty.
W tym momencie usłyszałam dźwięk dzwonka mojego telefonu. Pociągnęłam nosem, wyjmując z kieszeni spodni komórkę.
-To Justin - powiedziałam i zagryzłam wargę.
-Odbierz i poproś o spotkanie. Im szybciej z nim porozmawiasz, tym lepiej.
-Ale dopiero co uciekłam od niego jak poparzona, jak to teraz będzie wyglądać?
-Nieważne jak. Mils, musisz z nim pogadać, najlepiej jeszcze dzisiaj.
-Masz rację - przytaknęłam i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Miley, dlaczego nie odpisujesz? Stało się coś? - spytał  od razu.
-Nie, nic się nie stało. Nie słyszałam esemesa. Justin, spotkajmy się za pół godziny.
-Jasne, ale coś musiało się stać, dziwnie się zachowujesz.
-Wyjaśnię ci, kiedy się spotkamy. Będę u ciebie za 20 minut - powiedziałam i nie czekając na żadną odpowiedź z jego strony, rozłączyłam się.
Spojrzałam na przyjaciółkę.
-Boję się tej rozmowy - powiedziałam, przykładając palec do ust i gryząc paznokieć.
-Mam iść z tobą?
-Nie, nie trzeba - odpowiedziałam i wstałam z łóżka, zakładając swoją torbę na ramię. - To ja już będę się zbierać. Najlepiej póki co, nic nikomu nie mów. To pa.
-Oczywiście. Pa, zadzwoń później do mnie.
-Jasne - odpowiedziałam i wyszłam z pokoju, schodząc na dół i wychodząc z domu. Naciągnęłam rękawy kurtki na dłonie i krzyżując ręce na piersi, zaczęłam iść w kierunku domu Justina.
*
-Miley, powiesz mi teraz co się stało? Przecież widzę, że coś jest nie tak - powiedział Jus podchodząc do mnie i kładąc dłonie na moich ramionach.
Wypuściłam cicho powietrze z ust.
-Odpowiedz mi na jedno pytanie. Szczerze. - Spojrzałam mu w oczy.
-Oczywiście, pytaj - powiedział i puścił moje ramiona, wkładając dłonie do kieszeni. Wzięłam głęboki oddech, wiedząc, że przedłużanie i owijanie w bawełnę nic nie da.
-Justin...powiedz, czy masz coś wspólnego z narkotykami? Bierzesz? - spytałam całkiem poważnie, patrząc mu prosto w oczy. Chłopak na chwilę zamilkł, a ja po jego minie mogłam wywnioskować, że go "zatkało".
-Oczywiście, że nie. Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy. - Zaśmiał się. Parsknęłam ironicznym śmiechem, wiedząc, że Jus mnie okłamuje. Momentalnie przez myśl przeszło mi, że skoro okłamuje mnie w tej sprawie, to równie dobrze może to robić w wielu innych...
-Stąd - powiedziałam i podeszłam do szuflady, otwierając ją. Wyrzuciłam na podłogę wszystkie czasopisma, po czym wyjęłam z komody to, co wcześniej w niej znalazłam. Podstawiłam to chłopakowi przed oczy.
-Co to jest?! - niemalże krzyknęłam, patrząc na niego.
-Skąd ty o tym wiesz? - warknął, a mnie, słysząc jego wrogi ton, przeszły ciarki.
-Znalazłam to dzisiaj, kiedy szukałam tej cholernej gumki.
Justin zabrał, a raczej wyrwał mi z dłoni folię, z powrotem wkładając ją do szuflady i przykrywając gazetami. Po czym mocnym ruchem trzasnął komodą, zamykając ją. Przez chwilę stał odwrócony do mnie tyłem, a ja patrzyłam na niego, czekając na jakikolwiek ruch z jego strony. Po chwili Jus odwrócił się w moją stronę i podszedł do mnie. Ujął moje dłonie, patrząc mi w oczy.
-To nic takiego - powiedział o wiele łagodniejszym tonem niż wcześniej. - Kilka gramów koki - dodał.
-Czyś ty oszalał?! - krzyknęłam na niego, odsuwając się. -Nic takiego?! Kokaina to jeden z twardych narkotyków. To już nie jest zabawa, jak marihuana!
-Mils, wyluzuj. Przecież nie jestem uzależniony. To, że raz na jakiś czas zapalę, czy wciągnę nic nie zmieni. - Wzruszył ramionami.
-Boże, tobie coś chyba naprawdę na mózg padło! - krzyknęłam łapiąc się za głowę.
-Kochanie - szepnął i podszedł do mnie, obejmując mnie w talii, chcąc mnie udobruchać. Gwałtownie się wyrwałam i zrobiłam krok w tył.
-Justin to nie są przelewki. To jeden z najbardziej uzależniających narkotyków. Chcesz skończyć w najlepszym wypadku na odwyku? - spytałam już ciszej, chcąc choć trochę się opanować.
-Mówiłem ci już. Nie jestem uzależniony. To po prostu na poprawę humoru od czasu do czasu, nic więcej.
-Kończysz z tym, rozumiesz? Przy mnie wyrzucasz to świństwo i musisz mi obiecać, że nigdy więcej tego nie weźmiesz - powiedziałam całkiem poważnie.
-Ale Miley...- zaczął, ale nie pozwoliłam mu skończyć.
-Albo narkotyki - powiedziałam i podeszłam bliżej, stając kilka centymetrów przed nim. - Albo ja - dodałam i spojrzałam mu w oczy.
-C..co ty mówisz? - spytał nie dowierzając i złapał się za głowę, przeczesują włosy.
-Daję ci wybór. Albo skończysz z narkotykami raz na zawsze, albo z nami koniec.
-Nie możesz..- pokręcił z przejęciem głową i odszedł kilka kroków w tył.
-I nie chcę. Dlatego obiecaj mi, że to rzucasz - ponownie do niego podeszłam i złapałam jego dłonie. Przez chwilę milczał, patrząc w jeden, martwy punkt. - Obiecaj - szepnęłam po raz kolejny.
Chłopak przerzucił na mnie swój wzrok i spojrzał mi w oczy.
-Obiecuję. Nie chcę cię stracić - powiedział, a ja poczułam niesamowitą ulgę. Uśmiechnęłam się i mocno przytuliłam do Justina.
-Dziękuję - szepnęłam.
_________________________________________________________________________
Po pierwsze - tak wiem, że krótki i do tego średnio mi wyszedł, ale nie mam zbytnio czasu, a wiedząc, jakie jesteście ciekawe, chciałam koniecznie napisać dla was jakiś rozdział.
Po drugie - czytając wasze komentarze nie potrafiłam przestać się śmiać! :D Wyy zboczeńce! :D Nie, nie, nie, żadne pornole, nic z tych rzeczy xd Chyba nikt z was nie wpadł na to, że Miley znalazła narkotyki i o to mi chodziło - o efekt zaskoczenia.
Na drugim blogu, rozdział w weekend, a tutaj jak nazbiera się trochę komentarzy;p
Odnoście dwóch komentarzy :
1) Nie mam twittera.
2) Nie informuję nigdzie o nowych rozdziałach.
To na tyle, kocham;* <33

poniedziałek, 3 września 2012

Rozdział 52.

Zdecydowanie nie ma nic gorszego, od powrotu do szkoły, po dwóch tygodniach wolnego. Opierałam się na łokciu o stół, siedząc w kuchni i co chwilę ziewając. Gdybym tylko mogła, to położyłabym się z powrotem do łóżka i poszła spać. Przez ten czas zdążyłam się odzwyczaić od wczesnego wstawania. Odsuwając na bok miskę z płatkami, położyłam łokcie na stole, a na nich głowę. Ziewnęłam, przymykając powieki.
-Nie śpij, bo cię okradną! - krzyknął mój tata i lekko uszczypnął mnie w bok brzucha. Omal nie dostając zawału, pisnęłam, gwałtownie podnosząc głowę. Tata stał, opierając się o blat, trzymając w dłoni kubek z kawą i uśmiechając się.
-No bardzo śmieszne - powiedziałam i zrobiłam obrażoną minę, po czym parsknęłam śmiechem. Ponownie ziewnęłam, wstając od stołu i podchodząc do lodówki, z której wyjęłam sok.
-I jak tam po sylwestrze? - zagadnął, uśmiechając się.
-Świetnie, było zaje..fajnie - odpowiedziałam z uśmiechem, wyjmując z szafki szklankę. Postawiłam ją na blacie, po czym wlałam do niej soku pomarańczowego.
-O której poszliście do pokoi? - spytał, a ja odwróciłam się w jego stronę, krzyżując ręce na piersi i przechylając nieco głowę na bok.
-No co?! - Zaśmiał się.
-O czwartej - odpowiedziałam, nie zmieniając swojej pozycji.
-To mieliście jeszcze dwie godziny nocy dla siebie - powiedział i uśmiechnął się znacząco.
-Tato! - teraz to ja rozłożyłam ręce z zażenowaniem i spojrzałam na ojca z wyrzutem, chociaż miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.
-Ja nic nie sugeruję. Nic a nic. - Uniósł demonstracyjnie dłonie, udając głupiego.
-Mhm, jasne - powiedziałam z uśmiechem, podnosząc szklankę i robiąc łyk soku.
-A tak poważnie - zaczął, chociaż uśmiech na jego twarzy, jakoś zaprzeczał jego słowom. - To takie dziwne, że chcę wiedzieć, czy moja córka uprawia już seks? - dodał, a ja momentalnie wyplułam zawartość ust z powrotem do szklanki i z impetem odłożyłam ją na blat.
-Tato! - powtórzyłam jeszcze głośniej. - Niee, dobra ja wychodzę do szkoły, Justin na pewno zaraz po mnie przyjedzie - powiedziałam i przyłożyłam dłoń do czoła, kręcąc z rozbawieniem głową.
-Miłej... tej..przejażdżki - rzucił jeszcze z wyraźnym rozbawieniem.
-Wychodzę z tego domu wariatów! - krzyknęłam ze śmiechem z przedpokoju, wkładając na nogi czarne, zamszowe botki. Założyłam jeszcze kurtkę, po czym biorąc na ramię torbę wyszłam z domu. Akurat w tym momencie pod dom podjechał Justin. Uśmiechnęłam się pod nosem, udając się w kierunku samochodu.
Wsiadłam do przodu, na miejsce pasażera, nie przestając się uśmiechać.
-Hej - powiedziałam, dając chłopakowi buziaka w usta.
-Od rana dobry humor? - spytał z uśmiechem, kiedy ja zapinałam pas.
-Można tak powiedzieć - odpowiedziałam, odwzajemniając gest.
*
Ze splecionymi dłońmi, udaliśmy się pod klasę. Wracając do wczorajszej sytuacji...W końcu udało nam się z Justinem jakoś wytłumaczyć pozostałym sytuację, którą przedstawiła im Vanessa. Wczoraj miałam ochotę dosłownie ją zamordować. Chyba nigdy w życiu nie miałam takiej ochoty zapaść się pod ziemię. Całe szczęście jakoś im to wytłumaczyliśmy, oczywiście kilka szczegółów pomijając.
Przywitaliśmy się, a po chwili podeszła do nas Van. Dziewczyna zagryzła wargę, bawiąc się swoimi palcami.
-Jesteście na mnie jeszcze źli za wczoraj? - spytała niewinnie, a żadne z nas się nie odezwało. Tak naprawdę wcale nie chowaliśmy do niej żadnej urazy, wręcz przeciwnie. Teraz, z perspektywy czasu nas to bawiło. Mimo wszystko, zachowaliśmy kamienny wyraz twarzy, nie odzywając się do niej słowem.
-No weeeźcie - powiedziała błagalnie, stojąc przed nami. Czując, że nie potrafię już powstrzymać uśmiechu, odwróciłam głowę, chowając twarz w ramieniu Justina.
-Zaraz wybuchnę śmiechem - szepnęłam na tyle cicho, że tylko Jus był w stanie to usłyszeć. Chłopak parsknął śmiechem, spuszczając głowę.
-Eeej, zgrywacie się! - powiedziała Vanessa, krzyżując ręce na piersi i uśmiechając się. W tym momencie podniosłam głowę i oboje z Justinem zaczęliśmy się śmiać.
-Należało ci się - powiedziałam, po czym cała nasza szóstka wybuchnęła śmiechem.
Po chwili usłyszeliśmy głośny dźwięk dzwonka. Westchnęliśmy zirytowani wchodząc do klasy. Usiadłam na swoim miejscu, kładąc torbę obok na ziemię.
-Witam was po przerwie świątecznej - powiedziała Masterson, wchodząc do klasy i od razu wykładając coś ze swojej teczki.
Mruknęliśmy tylko coś z zerowym poziomem entuzjazmu.
-Widzę, że również cieszycie się, że mnie widzicie - odrzekła nauczycielka i zaśmiała się cicho.
-A ona co taka..miła? - szepnęłam do Justina, siedzącego ławkę obok.
-Może ktoś ją w końcu przeleciał. - Wzruszył ramionami, uśmiechając się. Parsknęłam głośnym śmiechem, zakrywając usta dłonią i schylając głowę.
-Miley, tobie jak zwykle humor dopisuje - powiedziała Masterson, zerkając na mnie kątem oka z uśmiechem, jednocześnie cały czas szukając czegoś w teczce.
-Ależ oczywiście - wyszczerzyłam się, ponownie parskając śmiechem.
-Dobrze kochani, nie przedłużajmy - powiedziała i zaczęła chodzić po klasie, kładąc na każdą ławkę kartkę.
-Klasówka? - spytał zdezorientowany Rayan.
-Zaraz po świętach? - dodał Chris.
-Niezapowiedziana? - dołączyła się Megan.
-Na godzinie wychowawczej? - skwitowałam na sam koniec, zerkając na kartkę, którą przed chwilą otrzymałam.
-Jacy wy jesteście zgrani - zaśmiała się nauczycielka, kończąc rozdawać kartki. - Nie, to nie jest klasówka - dodała.
-To co to jest? - spytał Jus.
-Krótki test, który wskaże wam jakie kierunki studii powinniście zacząć rozważać - odpowiedziała i usiadła przy swoim biurku. - Zaznaczacie tam swoje zainteresowania, cechy charakteru i marzenia, a na końcu podliczając punkty, będziecie wiedzieć, jakie zawody będą dla was odpowiednie.
-To obowiązkowe? - westchnął znudzony Chris.
-A wiecie co w was najbardziej uwielbiam? Ten was szaleńczy entuzjazm i zapał do pracy - odpowiedziała nauczycielka, a wszyscy parsknęliśmy śmiechem. - No, to zabierajcie się za wypełnianie - dodała.
Westchnęłam, przerzucając wzrok na kartkę. Nienawidziłam wypełniać takich rzeczy, to nudne. Wzięłam do ręki długopis, zaczynając wypełniać ankietę.
*
-Ja miałabym iść na studia pedagogiczne?! - powiedziała ze śmiechem Meg, kiedy wychodziliśmy po lekcji z klasy.
-Już sobie wyobrażam panią nauczycielkę Megan - powiedział Rayan, a dziewczyna walnęła go w ramię, po czym wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
-Tsa, a mi wyszły z tego idiotycznego testu studia prawnicze - parsknęłam. - Ja miałabym zostać prawnikiem, pff - prychnęłam ze śmiechem.
-Nie no, śmiejemy się, ale za pół roku kończymy liceum, a nie mamy bladego pojęcia na jakie studia chcemy iść i co chcemy robić w życiu - powiedziałam już nieco poważniej, mimo wszystko dalej się uśmiechając.
-Momentami przeraża mnie myśl, że za te sześć miesięcy kończymy szkołę i będzie trzeba zacząć dorosłe życie - powiedziała Vanessa.
-Mnie też. Narzekamy tak na tą szkołę, a porównaniu z tym, co nas czeka na studiach i w ogóle w dorosłym życiu, ona jest błahostką - dodał Chris.
Westchnęłam, chyba dopiero teraz uświadamiając sobie jak wielkimi krokami zbliża się koniec szkoły. Będzie trzeba w końcu zdecydować się, co chcę robić w życiu.
*
-Sprawdzian z całego, stu-stronicowego działu! Czy ten wredny babsztyl kompletnie oszalał?! - powiedział oburzony Rayan po ostatniej lekcji, jaką była historia. Faktycznie, nie ma to jak na pierwszej lekcji po świętach zapowiedzieć sprawdzian. Cała klasa była oburzona i chociaż próbowaliśmy wynegocjować chociażby dłuższy, niż tydzień czas na naukę, to nic z tego nie wyszło. Co jak co, ale nasza historyczka była największą zołzą w szkole.
-Kto w ogóle pozwolił jej zostać nauczycielką? Ona powinna pracować jako strażnik w więzieniu, a nie nauczyciel. Przynajmniej wyżywałaby się na kimś, kto naprawdę jest czegokolwiek winny - skomentowała Meg, wkładając na siebie kurtkę.
-Tsaa, dokładnie - przytaknęłam zirytowana, również się ubierając.
-To do jutra - pożegnaliśmy się z Justinem, wychodząc ze szkoły i udając się do jego samochodu. Zapięłam pas, wyjmując z torby komórkę.
-Już dzisiaj trzeba zacząć się uczyć, bo inaczej w życiu nie ogarniemy tyle materiału - westchnęłam, opierając głowę o siedzenie.
-To jedźmy do mnie. Zaczniemy już się uczyć pierwszych 15 stron - odpowiedział Jus, przekręcając kluczyk w stacyjce.
-Dobry pomysł. - Uśmiechnęłam się, co chłopak od razu odwzajemnił, odpalając silnik. Z listy kontaktów wybrałam numer mamy i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Po kilku sygnałach, w telefonie usłyszałam głos mojej mamy.
-No hej, ja wrócę do domu tak wieczorem, bo teraz jadę do Justina.
-Bo chcemy pouczyć się na sprawdzian.
-Mhm, jasne. To pa.
Rozłączyłam się, chowając komórkę do torby.
*
-Idź do mojego pokoju, a ja zaraz przyjdę. Przyniosę coś do picia. - Uśmiechnął się Jus.
-Jasne - odpowiedziałam i cmoknęłam w policzek. Zabrałam swoją torbę, udając się po schodach do góry. Weszłam do pokoju chłopaka, kładąc na łóżku swoją torebkę, a sama siadając na nim po turecku.
Po chwili do pokoju wszedł Jus, podając mi szklankę.
-Dziękuję. - Uśmiechnęłam się. -Zróbmy może najpierw zadanie z matmy, hm? - spytałam, odkładając szklankę na stolik obok.
-Mhm - odpowiedział z uśmiechem. Wyjęłam z torby zeszyt do matematyki i ołówek. Wolałam nie pisać długopisem, bo znając życie, będę co chwilę coś mazać i poprawiać. Usiedliśmy z Justinem obok siebie, opierając się o ramę łóżka i trzymając na kolanach zeszyty.
Rozwiązywaliśmy zadanie, co chwilę wybuchając śmiechem z idiotycznie błahych powodów. Z Jus'em potrafiłam śmiać się ze wszystkiego dookoła. Potrafił rozbawić mnie w każdym momencie. Warknęłam wkurzona, kiedy po raz kolejny coś mi nie wyszło w obliczeniu.
-Gdzie masz gumkę? - zwróciłam się do Justina, chcąc zmazać to, co napisałam.
-Zależy jaką. - Uśmiechnął się zadziornie, a ja walnęłam go w ramię.
-Do mazania - powiedziałam i pokręciłam głową z rozbawieniem.
-Aaaaa, taaką - odpowiedział, udając głupiego. - To w tej drugiej szufladzie - dodał z uśmiechem i pocałował mnie w policzek. - Weź sobie, a ja idę do łazienki.
Chłopak wstał z łóżka, po czym wyszedł z pokoju. Zaśmiałam się jeszcze pod nosem, wstając z łóżka i podchodząc do wskazanej szuflady i otwierając ją.
-No przecież jej tu nie ma - mruknęłam sama do siebie, przeszukując szufladę. Nieco zrezygnowana postanowiłam poszukać jeszcze w drugiej. Na wierzchu leżała sterta jakichś czasopism, które wyłożyłam na podłogę. W tym momencie zamarłam. Przyłożyłam dłoń do ust, wyjmując drżącymi dłońmi, z szuflady to, co w niej znalazłam.
____________________________________________________________________
Hej <33 Jak tam po rozpoczęciu roku? U mnie szczerze mówiąc bardzo dobrze, spoko plan lekcji i w ogóle tęskniłam za moją klasą :D
Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba. Wiem, że zostawiłam was w niepewności, ale o to właśnie mi chodziło, żebyście z niecierpliwością czekali na nowy rozdział :D
Co do dodawania rozdziałów teraz, kiedy jest już szkoła. Jestem teraz w trzeciej gimnazjum i muszę przyłożyć się do nauki, bo czekają mnie w tym roku testy i wybór szkoły średniej. Rozdziały na obu blogach będą pojawiać się jak najczęściej tylko będę mogła. Teraz jeszcze nie będzie tyle nauki, więc postaram się w miarę często dodawać rozdziały.
To chyba tyle;p Kocham<33