środa, 1 sierpnia 2012

Rozdział 32.


Odebrało mi na moment mowę. Ulubiona kuzynka? To jakieś żarty? Nienawidzę jej, szczerze jej nienawidzę. Na jej widok wszystko się we mnie gotowało za złości.
-Miley kochanie!- powiedziała entuzjastycznie i podbiegła do mnie, zarzucając mi się na szyję. - Jej, nie widziałyśmy się 3 lata, tak za tobą tęskniłam.- dodała tak cholernie słodkim głosem, że zachciało mi się wymiotować. Tak, 3 lata. 3 najpiękniejsze lata w moim życiu. W końcu się ode mnie odsunęła i stanęła przede mną.
-Musimy to wszystko nadrobić!- klasnęła w dłonie. Spojrzałam na nią i sztucznie się uśmiechnęłam, widząc uszczęśliwioną mamę.
-Tak, jasne.- powiedziałam, uśmiechając się przez zaciśnięte zęby. - A na ile przyjechałaś?- spytałam mając nadzieję, że brzmiało to w stylu "Mam nadzieję, że na długo, mamy tyle do nadrobienia", a nie tak jak naprawdę sądziłam, czyli "Mam nadzieję, że już jutro nie będę musiała oglądać twojej gęby".
-Na tydzień, wiem, że krótko, ale wiesz, prywatna szkoła zobowiązuje.- zaśmiała się.
-No dziewczyny, idźcie do Mils do pokoju, pogadajcie, na pewno się za sobą stęskniłyście.
-Mhm, niezmiernie.- powiedziałam z sarkazmem i odwróciłam się w kierunku schodów, a Marie poszła za mną. Weszłyśmy do mojego pokoju, a ja na widok wielkiej, fioletowej walizki oniemiałam.
-Ciocia mówiła, że ty na pewno chętnie odstąpisz mi szafkę na moje rzeczy.- powiedziała i położyła swoją walizkę na łóżko, otwierając ją. Jedną  szafkę? Jeśli te wszystkie rzeczy zmieszczą się w jednej szafie to, to będzie cud. Byłam cholernie wkurzona. Mam dzielić przez tydzień dom z tą kretynką? To chyba jakiś nieśmieszny żart. Marie - moja rok młodsza kuzynka, która jest ulubienicą całej rodziny. A w rzeczywistości? To mała, wredna, podstępna żmija, która gra aniołka, a w rzeczywistości potrafi zniszczyć wszystkich, którzy stają jej na drodze. Z rozmyśleń wyrwała mnie Marie.
-No to opowiadaj, co tam u ciebie?- mówiła wypakowując swoje ubrania.
-Spoko.- odpowiedziałam lakonicznie, mając nadzieję, że to da jej do zrozumienia, że nie mam ochoty na rozmowę z nią.
-A dokładniej?- zaśmiała się. - Masz chłopaka?
W tym momencie zacisnęłam zęby ze złości. Nawet o tym nie myśl żmijo.
-Mam, a ty? Na pewno też kogoś masz.- odpowiedziałam siadając na łóżku obok.
-Ja? Nie mam nikogo. Ostatnio rzuciłam Taylora, to po prostu nie było to, rozumiesz.
Oczywiście, że rozumiem. Znudził ci się.
-Ale wracając do ciebie. Opowiadaj jaki jest ten twój chłopak? Jak ma na imię, ile ma lat,  ile jesteście razem, kochasz go?- dodała i odkładając na bok ciuchy, położyła się obok mnie, opierając podbródek na dłoniach.
-Justin, jest w moim wieku, chodzi ze mną na niektóre lekcje*. Jesteśmy razem od niedawna, ale to nie znaczy, że go nie kocham. A on kocha mnie.- to ostatnie już wyraźnie zaakcentowałam.
-Jej, to świetnie. Szczęście życzę.- uśmiechnęła się. - Muszę go poznać!- dodała po chwili pełna entuzjazmu. W tej jej pustej główce już rodził się plan o nazwie "Zlikwidować związek Miley". Po moim trupie.
-Mhm, może przy najbliższej okazji ci go przedstawię.
Najbliższej okazji nie będzie.
-To świetnie, już się nie mogę doczekać!- klasnęła w dłonie i wstała z łóżka. -Kurczę.- stanęła przed lustrem. - Chyba trochę przytyłam, nie?- spojrzała na mnie.
Miała idealną figurę. Szczupłe, długie nogi, płaski brzuch, a do tego nie była "płaska". Po prostu idealna. I ona również o tym wiedziała, chciała usłyszeć "Nie, no co ty. Masz świetną figurę!"
-Nie wiem, możliwie, ale nie przejmuj się, szybko zrzucisz.- powiedziałam uśmiechając się ironicznie. Momentalnie pojawił się grymas na jej twarzy, ale nie dała zbić się z tropu.
-No to może będziemy razem chodzić na basen czy coś? Bo ty też masz kilka kilogramów więcej.- odcięła się. Suka.
-Z wielką przyjemnością.- syknęłam przez zaciśnięte zęby. - Wiesz co, wypakuj może te swoje ubrania w końcu.- dodałam, a ona przytaknęła, robiąc to, co powiedziałam.
*
Dzisiaj na szczęście nie musiałam nigdzie wychodzić z Marie, bo mama stwierdziła, że na pewno jest zmęczona lotem i powinna iść wcześniej spać. I chwała Bogu. Nie umiałam zasnąć, przekręcałam się z boku na bok. Będę szczera. Bałam się. Dobrze znałam Marie. Nie dość, że jest śliczna to jeszcze potrafi nieźle zakręcić chłopakom w głowach. A Justin? Ma słabość do ładnych dziewczyn. Chciało mi się płakać, bo byłam cholernie bezsilna. Przysięgam, że jeżeli ona zbliży się do Justina to wyrzucę ją z tego domu. Jeszcze na żadnym chłopaku tak bardzo mi nie zależało, zakochałam się w nim po uszy. A co jeśli ona mu się spodoba? Wcale bym mu się nie dziwiła. Po co mu taka brzydka i przede wszystkim gruba dziewczyna jak ja, skoro może mieć ładną i chudą? Miley, weź się w garść. On cię kocha, tak? Powiedział ci to. Cały czas ci to mówi. Zależy mu na tobie. Więc na pewno nie zostawi cię dla pierwszej, lepszej idiotki. Wzięłam głęboki oddech i przykryłam się poduszką, którą miałam pod głową i zasnęłam.
Jak zwykle obudził mnie dźwięk budzika, co chyba z każdym dniem coraz bardziej działało mi na nerwy. Zwlokłam się z łóżka i wybierając z szafy czarne rurki, beżową bokserkę i czarne bolerko na długi rękaw udałam się do łazienki. Zdjęłam piżamę i spojrzałam w lustro. Nie mogłam patrzeć na swoje ciało, na swoje nogi, brzuch, biodra. -Boże, jaka ja jestem gruba. - szepnęłam sama do siebie i usiadłam na zimnych kafelkach zakrywając twarz dłońmi. Niekontrolowanie wybuchłam płaczem. To okropne, nienawidzę swojego, własnego ciała. Nieco się uspokoiłam i pociągnęłam nosem. -Mils, weź się w garść. Zamiast się rozklejać i nad sobą użalać, zrób coś z tym.- powiedziałam i podniosłam się z podłogi. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam przygotowane ciuchy. Nałożyłam delikatny make-up i wysuszyłam włosy, spinając później grzywkę do góry. Gotowa wyszłam z łazienki i zeszłam na dół. Wczoraj przez cały dzień, w zasadzie nie zjadłam nic, więc na sam zapach naleśników mój żołądek głośno dał o sobie znać. Ogarnij się.
-Marie jeszcze śpi?- spytałam na powitanie nalewając wody do szklanki.
-Mhm, specjalnie dla niej robię na śniadanie naleśniki. Niech dobrze się u nas czuje.- uśmiechnęła się  moja mama, a ja odwracając się przewróciłam oczami.
-Świetnie.- powiedziałam z sarkazmem i wzięłam do ręki jabłko. - To ja już będę się zbierać.- dodałam i udałam się w kierunku przedpokoju.
-Miley, a śniadanie?- krzyknęła mama z kuchni.
-Mam jabłko, nie jestem głodna, niedobrze mi.- wymyśliłam na poczekaniu, żeby spławić mamę. Usiadłam na pufie i wzięłam do ręki botki na obcasie, wkładając je. W tym momencie dostałam smsa "Skarbie, gotowa? Czekam pod twoim domem". Uśmiechnęłam się i włożyłam na siebie kurtkę wyszłam z domu. Justin już czekał, otworzyłam drzwiczki i weszłam do auta.
-Hej skarbie.- uśmiechnął się i pocałował mnie w usta.
-Hej.- odwzajemniłam uśmiech.
-I jak? Kim jest twój tajemniczy gość?- zaśmiał się, ściszając trochę muzykę, żebyśmy mogli pogadać. Na samą myśl o Marie traciłam humor.
-Nawet mi nie mów. Przyjechała moja kochana kuzyneczka, Marie. Była u mnie kiedyś, ale tylko na jeden dzień i nawet się nie poznaliście, więc na pewno jej nie pamiętasz. W każdym bądź razie, nienawidzę jej.
-Jest aż taka straszna?
-Gorsza. Gra aniołka przed całą rodziną, a tak naprawdę to jest wredną małpą, zapatrzoną w siebie jak obrazek.
-Ile ma lat? W wieku Alexa?
Chciałabym, oj chciałabym. 10- latka przynajmniej nie interesowałaby się moim chłopakiem.
-Nie, jest rok młodsza od nas. W grudniu skończy 16 lat.
-No to chyba powinnyście się dogadywać?
-Justin, równie dobrze, mogłabym być najlepszą przyjaciółką z Jasmine.- zaśmiałam się, na co on mi zawtórował.
-Okej, nie drążę tematu.
*
Przerwa obiadowa zawsze była moją ulubioną. Do czasu, kiedy zorientowałam się, że jestem gruba. Usiedliśmy przy stoliku, a ja ponownie miałam ze sobą tylko szklankę wody.
-Mils, ty znowu nic nie jesz?- Justin spojrzał na mnie uważnie, a ja miałam wrażenie, jakby wzrokiem próbował czytać mi w myślach.
-Po prostu jakoś nie mam apetytu, nic takiego.- odpowiedziałam, uśmiechając się blado, ale chyba jakoś go nie przekonałam, bo spojrzał na mnie wzrokiem "nie rób ze mnie debila".
-Dobra, może tak troszkę się odchudzam.- przewróciłam oczami.
-Ty?- wytrzeszczył oczy. - A oświeć mnie i powiedz z czego ty  się chcesz odchudzać?
Ponownie przewróciłam oczami. A nie mówiłam? Zacznie mi wmawiać, że nie jestem gruba, tylko dlatego, że nie wypada mu jako mojemu chłopakowi powiedzieć mi prawdy.
-Błagam cię, tylko nie kłam. - powiedziałam, robiąc łyk wody.
-Nie kłamię. Miley, wybij sobie z głowy odchudzanie, bo ty nie masz z czego się odchudzać. Jesteś szczupła, masz idealną figurę.
-Mhm, dobrze, dobrze tatusiu.- zaśmiałam się, starając się obrócić to wszystko w żart, bo wiedziałam, że ta dyskusja nie ma sensu.
-Miley, ja mówię serio.- odłożył widelec, który trzymał w ręce i przybliżył się trochę do mnie. -Wczoraj też nic nie jadłaś. Chcesz wpędzić się w chorobę?- odgarnął mi kosmyk włosów z twarzy.
-Justin.- zaśmiałam się. - W jaką chorobę? Ja tylko chcę zrzucić kilka kilogramów i tyle, przecież nie wpadnę w anoreksje.
-Martwię się o ciebie. Masz jeść, zrozumiano?- powiedział niby stanowczo, ale słyszałam troskę w jego głosie.
-No przecież jem.
-Nie widzę.
Wiedziałam, że teraz może zacząć mnie kontrolować, czy aby na pewno jem. Nie mogłam na to pozwolić. On po prostu nic nie rozumie.
-Zjedz teraz, cokolwiek, chociaż sałatkę.
-Ale..- chciałam się jakoś wymigać, ale nie dał mi skończyć.
-Żadnego ale, zasuwaj po jedzenie.- zaśmiał się i pocałował mnie w policzek. Przewróciłam oczami uśmiechając się i wstałam, podchodząc do bufetu. Zamówiłam sałatkę z kurczakiem i usiadłam z powrotem przy stoliku. Justin patrzył na mnie wyczekująco, więc niechętnie zjadłam jeden kęs.
-O wiele lepiej.- uśmiechnął się.
Od razu poczułam jaka głodna jestem. Miałam ochotę zjeść kilka takich sałatek, ale wiedziałam, że muszę się kontrolować.
-Skarbie, ja muszę iść jeszcze do Masterson, spotkamy się po tej lekcji.- cmoknął mnie w policzek i wyszedł ze stołówki. Odwróciłam się, upewniając się, że go nie ma i wstałam. Odeszłam od stolika, udając sie z moją sałatką do kosza na śmieci. Niepostrzeżenie ją tam wyrzuciłam, odkładając pusty talerz. Nie mogę tyle jeść.
*
Po lekcjach Justin odwiózł mnie do domu. Oboje wysiedliśmy z auta i stanęliśmy przy nim.
-Wyjdziemy gdzieś dzisiaj?- spytał obejmując mnie w talii.
-Kino?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie, na co on się uśmiechnął.
-Jasne, wpadnę po ciebie o 19, dobrze?
-Mhm.
Przybliżyłam się do niego, żeby go pocałować, kiedy usłyszałam za sobą znajomy głos.
-Miley, już jesteś.-myślałam, że szlag mnie trafi. Zgadliście. Marie. Odsunęłam się nieco od Justina, odwracając się.
-Może nas zapoznasz.- uśmiechnęła się i dosłownie "zjechała" wzrokiem Justina od góry do dołu. Zacisnęłam zęby ze złości.
-Jasne.- syknęłam, a dziewczyna do nas podeszła.
-Jus, to jest Marie, moja kuzynka, Marie, to jest Justin, mój chłopak.- przedstawiłam ich sobie i podali sobie dłonie. Spojrzałam na nich uważnie. Justin patrzył na nią tak...jakoś...w taki sposób, że nawet ślepy dostrzegłby, że mu się spodobała, a ona? Trzepotała rzęsami i uśmiechała się słodko. Poczułam ukłucie w brzuchu.
-Em, chyba mama cię wołała z domu. - powiedziałam po chwili a ona dopiero teraz przerzuciła na mnie swój wzrok.
-Już idę. To pa, Justin. Miło było poznać.- uśmiechnęła się i odeszła, wchodząc do domu. Wkurzyłam się i to bardzo.
-Ja też już musze iść, do później.- powiedziałam oschle i chciałam odejść, ale Jus złapał mnie za rękę i z powrotem do siebie przyciągnął.
-Ej, coś nie tak?
-Nie.- odpowiedziałam krótko i ponownie chciałam odejść, ale znów mi to uniemożliwił.
-Spodobała ci się, nie?- warknęłam w końcu. Justin cicho się zaśmiał i przyciągnął mnie do siebie jeszcze bardziej, obejmując mnie. Przybliżył się i pocałował mnie w usta. Odwzajemnić, nie odwzajemnić, odwzajemnić, nie odwza...
Dobra, jemu nie da się oprzeć. Przez chwilę się całowaliśmy, po czym odsunęliśmy się od siebie kilka milimetrów.
-Nie ma dziewczyny ładniejszej od ciebie i to ciebie kocham głuptasie.- uśmiechnął się i cmoknął mnie w nos. Miley, przestań. On kocha ciebie, zrozum to w końcu i przestań być taka zazdrosna.- pomyślałam i uśmiechnęłam się.
-Dziękuje.- szepnęłam, uśmiechając się. - Ja już muszę iść, pa.- dodałam i odsunęłam się.
-Do później.- również się uśmiechnął i wszedł o auta. Weszłam do domu i udałam się do kuchni. Usiadłam na wysokim krzesełku przy blacie i wyjęłam komórkę, bawiąc się nią.
-Ciocia wcale mnie nie wołała, przesłyszałaś się.- do kuchni weszła Marie.
Wow, jakaś ty spostrzegawcza. Przechodzisz samą siebie po prostu.
-Nie? Faktycznie musiałam się przesłyszeć. - odpowiedziałam i wstałam podchodząc do szafki. Otworzyłam ją w poszukiwaniu czegoś, co będę mogła "zjeść". Wzrok skupiłam w końcu czerwonej herbacie. Wyjęłam opakowanie i zaparzyłam ją sobie.
-Mileeey.- przeciągnęła i śmiejąc się walnęła mnie lekko w ramię.- Gdzie ty wyrwałaś takiego chłopaka?- dodała i usiadła na krzesełku.
Zacisnęłam zęby. Trzymaj - się - od - niego - z - daleka - ty - mała - podstępna - żmijo.
-Znamy się od dziecka, po prostu teraz między nami zaiskrzyło.- odpowiedziałam krótko, bo ona jest ostatnią osobą, której opowiadałabym o Justinie.
-Jej, zazdroszczę ci, jest boski.- oparła się o krzesełko, patrząc w sufit zamyślona. - Ale oczywiście nie myśl, że będę chciała go poderwać, czy coś. Szczęścia wam życzę.- dodała po chwili uśmiechając się sztucznie.
-No jasne.- uśmiechnęłam się przez zaciśnięte zęby.
-A właśnie, twoja mama mówiła, że dzisiaj na pewno zabierzesz mnie na jakieś zakupy. Sklepy w Los Angeles znam już na wylot, więc z chęcią przejdę się po tych Nowojorskich.
Chodzenie z nią po centrach handlowych jest ostatnią rzeczą, na jaką mam ochotę, ale skoro mama prosiła, żebym ją zabrała, to już się poświęcę.
-Okej, wyjedziemy za godzinę. A teraz sorki, ale muszę się iść trochę pouczyć, bo jak widać popołudnie i wieczór mam zajęte.- powiedziałam i biorąc do ręki kubek z herbatą udałam sie w kierunku wyjścia.
-Wieczór? Wychodzisz gdzieś z Justinem?- krzyknęła za mną.
Nie twój interes.
-Mhm.
Weszłam do pokoju i odłożyłam kubek na stolik przy łóżku. Ona już coś kombinuje, wiem o tym. Położyłam się na łóżko patrząc w sufit. On jest mój, więc nawet o tym nie myśl Marie.
*
-Już jesteśmy.- krzyknęłam z przedpokoju, kiedy wróciłyśmy z zakupów.
-O i jak dziewczyny? Miley pokazałaś Marie trochę Nowy Jork?- mama stanęła w progu uśmiechając się.
-Miley jest cudowna! Oprowadziła mnie po tylu sklepach, naprawdę fajnie, że znalazłaś dla mnie trochę czasu.- uśmiechnęła się i spojrzała na mnie.
-Nie ma sprawy.- powiedziałam starając się zabrzmieć przekonująco. Zdjęłam kurtę i spojrzałam na wyświetlacz komórki. Już 18, za godzinę przyjedzie po mnie Jus, więc muszę się spieszyć.
-To ja pójdę do łazienki się ogarnąć, bo za godzinę wychodzę.- dodałam i weszłam po schodach na górę. Wybrałam ciuchy i przebrałam się w łazience. Poprawiłam makijaż i wyprostowałam włosy. Zerknęłam na komórkę - 18:46. Wyszłam z łazienki, ponownie udając się do kuchni, gdzie mama była akurat w trakcie przygotowywanie kolacji.
-Mils, zdążysz jeszcze zjeść kolację przed wyjściem, czy zjesz jak wrócisz?- spytała mama, smażąc warzywa.
-Jak wrócę, bo zaraz wychodzę.- wymigałam się i chcąc uspokoić nieco swój żołądek zjadłam nektarynkę. Jeszcze raz poprawiłam się w lusterku, malując usta błyszczykiem, psikając się perfumami. Po chwili zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Otworzę.- krzyknęła Marie i podbiegła do drzwi.
Szybko odłożyłam błyszczyk i poszłam do przedpokoju.
-O Justin, miło mi znów cię widzieć.-uśmiechała się do niego stojąc w drzwiach. - Wejdziesz?- dodała trzepocząc rzęsami. Tylko jej nie zabij Miley.
-Nie, Justin nie wejdzie, bo już wychodzimy. Pa.- szybko do nich podeszłam i biorąc kurtkę do ręki przeszłam obok Marie podchodząc do Justina. Zamknęłam jej drzwi przed nosem.
-Ej.- zaśmiał się i mnie do siebie przyciągnął.- Gdzie ci się tak spieszy?- dodał i dając mi buziaka w policzek.
-Do kina.- uśmiechnęłam się i z powrotem pociągnęłam go za rękę w kierunku samochodu.
*
-To na co idziemy?- spytał, obejmując mnie w talii, kiedy staliśmy już przed kasą. Szczerze mówiąc nie miałam pojęcia co mam ochotę teraz obejrzeć. Horror? Komedia? Justin widząc, że sama się chyba na nic nie zdecyduje, zaczął podawać tytułu filmów.
-Avengers?
-Tylko nie Science-Fiction bo zasnę już na napisach początkowych.
-Mroczne cienie?
-Podobno taki z tego horror, jak z Jasmine intelektualistka.
-American Pie :Zjazd absolwentów?
-Błagam, tylko nie American Pie. Poziom tego filmu jest tak niski, że niższy już chyba być nie może.- powiedziałam z grymasem, kiedy spostrzegłam, że Justin patrzy na mnie z uśmiechem.
-No co?- zaśmiałam się.
-To niech panna wszystko krytykująca sama coś wybierze.- powiedział śmiejąc się. Ponownie przerzuciłam wzrok na tablicę z filmami i po krótkim zastanowieniu wybrałam.
-Idziemy na "Dyktatora" przynajmniej się pośmiejemy.- powiedziałam w końcu.
*
Wyszliśmy z sali kinowej rozbawieni.
-Widzisz? Ja muszę zawsze wybierać filmy.- zaśmiałam się. Film był zabawny, może nie najmądrzejszy, ale można było się pośmiać, czego teraz tak naprawdę najbardziej potrzebowałam. Nagle zakręciło mi się w głowie, z przed oczami zrobiło się ciemno. Zachwiałam się, ale Justin mnie objął.
-Miley, coś nie tak?- spytał patrząc na mnie troskliwie. Przyłożyłam dłoń do czoła. Już robiło się lepiej, to było chwilowe.
-Nie, już jest okej. Po prostu zrobiło mi się słabo.- odpowiedziałam, chociaż dalej czułam się niepewnie.
-Usiądź.-Justin zaprowadził mnie do ławki i posadził na niej. -Zaczekaj, przyniosę ci wodę.-dodał i zostawił mnie na chwilę. Już czułam się lepiej, nie wiem co się stało, może to przez to, że drugi dzień prawie nic nie jadłam. Nieważne. Po chwili wrócił Jus, podając mi butelkę wody.
-Dziękuje.- odpowiedziałam i zrobiłam jej łyk.
-Na pewno już jest ok?- spytał przeczesując moją grzywkę.
-Mhm, na pewno.- uspokoiłam go, uśmiechając się blado. Po chwili przyjął podejrzliwy wyraz twarzy.
-Jadłaś coś w domu, oprócz tej sałatki na stołówce, prawda?
-No oczywiście, że tak. Jadłam obiad, wrócę to zjem jeszcze kolację, przecież nie chcę sie zagłodzić.- skłamałam, ale nie mogłam powiedzieć mu prawdy. Zaraz zacząłby niepotrzebnie się martwić i wszystko wyolbrzymiać. Nic mi się nie stanie, jeśli ograniczę jedzenie.
-To dobrze, już się martwiłem, że wpadasz w jakąś obsesje.- uśmiechnął się i pocałował mnie w czubek głowy.
*
Odwiózł mnie do domu około 22. Pożegnaliśmy się, po czym po cichu weszłam do domu.
-Miley, już jesteś? W kuchni masz kolację, odgrzej sobie.- krzyknęła mama z salonu, oglądając z tatą telewizje.
-Mhm, już idę.
Weszłam do kuchni i nałożyłam na talerz smażone warzywa z kurczakiem. Obejrzałam się, czy nikt nie wchodzi do kuchni i tak po prostu wrzuciłam to do śmietnika. Obiecuję, że jutro zjem śniadanie, ale jedzenie o tej porze jest niedopuszczalne. Dla niepoznaki wzięłam talerz ze sobą do pokoju, żeby mama w razie czego mogła go u mnie zobaczyć i być przekonana, że zjadłam kolację. Poszłam do góry, do swojego pokoju i położyłam się na łóżku. Po chwili ktoś zapukał do mojego pokoju.
-Proszę.- powiedziałam i podniosłam się do pozycji siedzącej. Do pokoju weszła Marie.
-Mogę na chwilę?- spytała.
Nie.
-Mhm, jasne.
Dziewczyna weszła do środka, zamykając za sobą drzwi. Usiadła na brzegu łóżka i uśmiechnęła się.
-Rozmawiałam dzisiaj z twoimi rodzicami. Powiedzieli, że jutro jadą do jakichś znajomych na urodziny i nie będzie ich najprawdopodobniej całą noc. Wpadłam na pomysł, żeby zorganizować taką małą domówkę. Zgodzili się, co ty na to?
Nie wierzę. Kiedy ja chciałam zorganizować domówkę, to rodzicie omal nie pękli ze śmiechu, mówiąc, że chyba oszalałam, że pozwolą mi sprowadzić do domu pół szkoły, która się schleje i rozniesie cały dom. A ona? Zaświeciła pięknymi oczkami i ma.
-Naprawdę się zgodzili?
-Mhm, co w tym dziwnego? Twoi rodzicie są naprawdę świetni. To jak, zgadzasz się? Poznałabym twoich przyjaciół i w ogóle.
Chciałaś powiedzieć "Zbliżyłabym się trochę do Justina".
-W zasadzie, czemu nie.- opowiedziałam po krótkim namyśle. Impreza nie jest złym pomysłem, ale wiem jedno. Muszę trzymać Justina, jak najdalej od niej.
-To świetnie. Do jutra.- odpowiedziała i uśmiechając się wyszła z pokoju.
-Świetnie.- powtórzyłam za nią i walnęłam się na łóżko, przykrywając twarz poduszką.

1 komentarz:

  1. Dzięki Marie jest ciekawiej ale już się boję co będzie na tej imprezie:/ Coś czuję, że ona zrobi coś przez co Mailey pomyśli, że Justin chciał ją zradzić i się rozstaną... Rozdział genialny :)

    OdpowiedzUsuń