środa, 1 sierpnia 2012
Rozdział 33.
Rano wstałam kompletnie niewyspana. Ale czemu się dziwić, zasnęłam grubo po 2 w nocy. Nie potrafiłam zasnąć, bo ciągle myślałam o tej cholernej Marie. Dlaczego ona musiała tutaj przyjechać? No po co? Żeby zniszczyć wszystko, co zaczęło mi się w końcu układać? Zakochałam się, jestem szczęśliwa, ale wiedziałam, że to zbyt piękne, żeby mogło trwać długo.
Wstałam z łóżka, ale momentalnie usiadłam na nie z powrotem. Zakręciło mi się w głowie, tak jak wtedy, w kinie. Przyłożyłam dłoń do czoła i wzięłam głęboki oddech. Czuję się fatalnie, jest mi cholernie słabo i niedobrze. Mdli mnie najprawdopodobniej z głodu i do tego dochodzi jeszcze stres związany z Marie i Justinem. Posiedziałam chwilę, starając się głęboko oddychać, ale to nic nie pomagało. Mdłości sięgnęły zenitu i nie zastanawiając się dłużej wybiegłam z pokoju w kierunku łazienki. Była zajęta, więc zaczęłam nerwowo pukać do drzwi.
-Poczekaj chwilę, zaraz wyjdę!- krzyknął Alex, a ja przyłożyłam dłoń do ust.
-Wyjdź no!- walnęłam pięścią w drzwi, a on powoli je otworzył. Odepchnęłam go i zamykając za sobą drzwi usiadłam na podłodze. Nienawidzę wymiotować, to okropne. Nawet nie miałam czym wymiotować, bo od dwóch dni nic nie jadłam. W końcu podniosłam się i stanęłam przed lustrem. Przemyłam twarz zimną wodą i umyłam zęby. Wyszłam z łazienki i zeszłam na dół z zamiarem zaparzenia sobie mięty. Mama stała przy blacie krojąc warzywa do kanapek. Od razu przerzuciła na mnie wzrok.
-Miley, jakaś ty blada.- odłożyła nóż i wycierając dłonie podeszła do mnie. - Skarbie, jesteś chora?- spytała przykładając mi dłoń do czoła.
-Nie, tylko trochę źle się czuje. Słabo mi i mnie mdli.- odpowiedziałam i usiadłam na krzesełku.
-Wymiotowałaś?- spojrzała na mnie troskliwie, a ja pokręciłam twierdząco głową. - Zaparzę ci miętę. Może zostań dzisiaj w domu, położysz się do łóżka.- mówiła wstawiając wodę.
-Może masz rację. Poleżę jeden dzień w łóżku i na pewno mi przejdzie.- odpowiedziałam. Nagle mojej mamie prawie wypadł kubek z dłoni. Podeszła do mnie i usiadła obok.
-Miley.- zaczęła niepewnie, a ja spojrzałam na nią z zaciekawieniem. - Kochanie, ty nie jesteś przypadkiem...w ciąży?- spojrzała na mnie ze strachem i ciekawością w oczach. Na chwilę mnie zamurowało i odjęło mowę, mimo, że wiedziałam, że na pewno nie jestem.
-Maamo.- przeciągnęłam. - Nie, nie jestem w ciąży.- dodałam po chwili.
-Na pewno?- spojrzała na mnie podejrzliwie. - Pamiętaj, że...- zaczęła, ale jej przerwałam.
-Mamo, na pewno. Na milion procent. Nie robiłam tego z Justinem, ani z nikim innym. Nigdy.
Mama odetchnęła z ulgą opierając się o krzesełko. Po chwili się uśmiechnęła.
-Cieszę się, że mam taką mądrą i odpowiedzialną córkę.- powiedziała i przeczesała mi włosy, na co ja tylko się zaśmiałam. Podniosła się i skończyła przygotowywać mi herbatę, po czym mi ją podała.
-Zjesz coś? Czy boli cię żołądek?- spytała po chwili, a ja się zawahałam. Z jednej strony było mi już słabo, a z drugiej przecież nikt jeszcze nie umarł od tego, że 2 dni nic nie jadł.
-Nie, może zjem później. Teraz mnie jeszcze trochę mdli.- uśmiechnęłam się blado i zrobiłam łyk herbaty.
-A właśnie, Marie mówiła ci, że dzisiaj mnie i taty nie będzie w domu?
-Mhm, mówiła. A i wy naprawdę zgodziliście się na imprezę?- spytałam bo w dalszym ciągu nie umiałam w to uwierzyć.
-Tak, obie jesteście z Marie odpowiedzialne, więc nie widzę problemu. A i Mils. - w tym momencie spojrzała na mnie uważnie. -Uważaj na siebie, niech Justin dobrze cię pilnuje i zaproś tylko zaufanych ludzi. Jak sobie przypomnę co było na imprezie i tego chłopca..- dodała, a ja kiwnęłam twierdząco głową. Tamta impreza to dla mnie porządna nauczka, żeby uważać komu ufać. I wy też o tym pamiętajcie, nigdy nie wiadomo kto jest godny zaufania, a kto chce was skrzywdzić.
-Oczywiście, będę uważać.- powiedziałam i zeszłam z krzesełka. - To ja już pójdę się położyć.-dodałam i wyszłam z kuchni. Weszłam z powrotem do mojego pokoju i położyłam się na łóżko. Wzięłam do ręki komórkę i napisałam do Justina smsa, w którym wyjaśniłam, że źle się czuję i nie idę dzisiaj do szkoły. Za chwilę dostałam odpowiedź.
Jasne, a co ci jest skarbie? Naprawdę zaczynam się martwić.
Uśmiechnęłam się sama do siebie. Jaki on słodki.
Nic takiego, chyba jakaś grypa żołądkowa, czy coś. Naprawdę, nie martw się. Wszystko jest okej. A właśnie mam do ciebie prośbę. Możesz przekazać Chrisowi, Rayanowi, Megan i Vanessie, że dzisiaj jest u mnie impreza? Powiedzmy o 19. Zaproście też innych, zdaję się na was.
Wysłałam tą wiadomość, po czym podeszłam do szafy i wyjęłam z niej dresy i bokserkę, Usłyszałam dźwięk smsa, wiec podeszłam jeszcze na chwilę do łóżka.
Mam nadzieję, zdrowiej kochanie. Impreza? Jasne, przekaże im. W takim razie do 19.
Odpisałam i udałam się do łazienki. Włożyłam ubrania i związałam włosy w niechlujny kok. Wychodząc z łazienki minęłam się akurat z Marie.
-O, a ty nie w szkole?- uśmiechnęła się.
A co cię to obchodzi?
-Nie, jakoś źle się czuję.
-Jeej, zdrowiej kochanie.- powiedziała z udawaną troską w głosie. - Ale do wieczora ci sie polepszy? Wiesz, impreza.
Tak, wiem. Nie możesz stracić takiej okazji na zbliżenie się do Justina.
-Jasne, na pewno będę się już lepiej czuła.
-To świetnie.- uśmiechnęła się i weszła do łazienki.
-To świetnie.- przedrzeźniłam ją i wkurzona odeszłam, wchodząc do pokoju. Walnęłam się na łóżko i biorąc do ręki pilot, włączyłam telewizor. Przełączałam kanały, ale nic nie przykuwało mojej uwagi. Rano w zasadzie nie ma w telewizji nic ciekawego. Jakiś teleturniej, powtórka jakiegoś serialu, program muzyczny, kolejny teleturniej, czyli jednym słowem nic ciekawego. Zostawiłam na kanale muzycznym i przytuliłam się do poduszki. Nawet nie wiem kiedy, niewyspana zasnęłam. Mój organizm był już na skraju wyczerpania, więc czemu się dziwić.
Obudziłam się i od razu spojrzałam na wyświetlacz komórki. Było kilka minut po 16. Boże, ile ja spałam. To na pewno nie jest zdrowe, ale byłam na tyle wyczerpana, że nie kontrolowałam tego. Wstałam z łóżka i zeszłam na dół. Rodziców już nie było, a Marie siedziała w salonie oglądając telewizję.
-O Mils, i jak? Czujesz się już lepiej?- spytała podnosząc się z kanapy.
Jak na ciebie patrzę to samo z siebie robi mi się niedobrze.
-Mhm, już jest okej. Wiesz co, ja pójdę się ogarnąć i pojedziemy do sklepu po jakieś rzeczy na imprezę, co?
-Świetnie, to czekam.- uśmiechnęła się, a ja wyszłam z salonu udając się do swojego pokoju, biorąc ciuchy, a następnie do łazienki. Matko, jak ja wyglądam. Włosy potargane, całkowity brak makijażu, co równało się z widocznymi workami pod oczami i ogólny, tragiczny wygląd. Rozpuściłam włosy i rozczesałam je, po czym przebrałam dresy na rurki. Użyłam tylko trochę korektora i błyszczyka, bo nie miało sensu teraz się malować, skoro przed imprezą, będę się przygotowywać na nowo. Gotowa wyszłam z łazienki i zeszłam na dół. Marie już czekała. Włożyłam fioletowe vansy i bejsbolówkę i wyszłyśmy. Rodzicie pojechali autem taty, więc miałyśmy samochód mamy do dyspozycji.
*
Pojechałyśmy do supermarketu kupując jedzenie na imprezę. Przekąski, napoje itp. W drodze powrotnej moja cierpliwość została wystawiona na próbę. Bardzo dużą próbę.
-Miley.- zaczęła Marie, kiedy ja prowadziłam samochód.
Ciekawa jestem co mądrego ma tym razem do powiedzenia.
-Wiesz, dzisiaj rano jak szłam do łazienki, przypadkiem podsłuchałam twoją rozmowę z ciocią.
Przypadkiem. Przypadkiem to cię zrobiono.
-No i ...słyszałam, że ciocia pytała cię, czy jesteś w ciąży, a ty odpowiedziałaś, że nie i nawet nigdy tego nie robiłaś.
Gówno cię to obchodzi.
-I co w związku z tym?- powiedziałam w końcu, bo jakoś nie widziałam sensu jej wypowiedzi.
-Kłamałaś, nie?- uśmiechnęła się, a mnie zatkało. - To znaczy mam na myśli, że nie wierzę, że mając takiego chłopaka, wy nigdy nie..no wiesz.- dodała uśmiechając się.
Bezczelna, to mało powiedziane.
-Nie obraź sie, ale to moja sprawa. - nie miałam zamiaru się jej tłumaczyć.
-Tak jasne, no ale..jesteśmy przyjaciółkami, chyba mi możesz powiedzieć.
W tym momencie miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Przyjaciółki?
-Wolę to zachować dla siebie, naprawdę. - powiedziałam oschle.
-Nie, no skoro tak chcesz. To okej.
*
W domu byłyśmy za pięć, 18. Było mało czasu, więc od razu zabrałyśmy się za przygotowywana. Schowałyśmy wszystkie te rzeczy, które mogłyby się zbić i porozsuwałyśmy fotele w kąt, żeby zrobić dużo miejsca do tańczenia. Później naszykowałyśmy płyty z muzyką, a na końcu przygotowałyśmy przekąski i napoje.
-Okej, to ja pójdę pierwsza do łazienki.- powiedziałam, kiedy wszystko było już gotowe. Wybrałam ubrania, wyprostowałam włosy i pomalowałam się. Spojrzałam w lustro, wyglądałam całkiem nieźle. Wysokie buty trochę optycznie wyszczupliły mi nogi, więc aż tak źle nie jest. Wyszłam z łazienki i zeszłam na dół, zegarek wskazywał wpół do 19.
-O wyszłaś.- Marie odwróciła się w moją stronę. - Jej, ślicznie wyglądasz.- powiedziała, chociaż wiem, że pomyślała "Wyglądasz zdecydowanie ZA ładnie".
-Dzięki.- powiedziałam sztucznie się uśmiechając i podeszłam do blatu biorąc szklankę wody.
Gdy Marie poszła do łazienki, zasłoniłam wszystkie okna roletami, zgasiłam główne światło i włączyłam muzykę. Po chwili rozległ się dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć i od razu się uśmiechnęłam. Do domu od razu bezczelnie (w żadnym wypadku nie użyłam tego słowa w sensie negatywnym) wpakowali się Justin, Chris, Rayan, Meg i Vanessa. Śmiali się już w drzwiach, wiec ich humor od razu udzielił się też mi. Wpuściłam ich do środka i przeszli do salonu.
-Wyglądasz bosko.- Justin szepnął mi do ucha uśmiechając się. W czasie kiedy wszyscy poszli już rozgościć się (co w zasadzie było dla nic już oczywiste) w salonie, my z Justinem staliśmy w przedpokoju. Zawiesiłam ręce na jego szyi i uśmiechnęłam się. Poszliśmy kawałek do przodu, tak, że ja miałam za sobą już tylko ścianę, a Jus stał przede mną.
-Dziękuję.-uśmiechnęłam się i przygryzłam dolną wargę patrząc mu prosto w oczy.
-Prowokujesz mnie.- szepnął mi do ucha, po czym zjechał nieco niżej przykładając usta do mojej szyi, przez co czułam jak układają się w delikatny uśmiech.
-Nie wiem o czym mówisz.- powiedziałam, a czując jego oddech na mojej szyi przeszły mnie dreszcze.
-I do tego kłamczucha.- zaśmiał się, przejeżdżając dłonią po moich plecach pod bluzką. Po raz kolejny przeszły mnie dreszcze, a oddech nieco przyspieszył. Odchylił głowę tak, że nasze twarze prawie się stykały.
-Najseksowniejsza dziewczyna na świecie.- szepnął uśmiechając się i musnął delikatnie moje usta. Odwzajemniłam mu się tym samym, na co oboje się uśmiechnęliśmy. Pocałunek stał się nieco bardziej namiętny, co oczywiście nie miało prawa trwać długo, a jakby inaczej.
-Ekhem, chyba przeszkadzam.- usłyszeliśmy i trochę się od siebie odsunęliśmy. Marie stała na schodach sztucznie się uśmiechając.
Tak do cholery, przeszkadzasz! Nawet bardzo przeszkadzasz. I bardzo dobrze o tym wiesz, ale zrobiłaś to specjalnie, byleby tylko oderwać mnie od Justina. Nie mogłaś przejść po cichu do salonu?! No nie mogłaś?
-Nie, co ty, nie przeszkadzasz.- powiedziałam oschle i zabrałam ręce z szyi Justina. Chłopak mnie puścił, a ja odeszłam trochę na bok.
-Hej Justin.- uśmiechnęła się i podeszła do niego, przytulając go. No w tym momencie myślałam, że szlag trafi mnie na miejscu. Jus lekko zdezorientowany również ją przytulił, po czym delikatnie się od niej odsunął.
-Hej.-odpowiedział uśmiechając się. Boże, jak ona na niego patrzyła. Mimo, że nie czytam w myślach, to dam sobie rękę uciąć, że myślała coś w stylu "Jaki on cudowny, Miley na niego nie zasługuje, on musi być mój". Zacisnęłam zęby ze złości i podeszłam do MOJEGO chłopaka i ciągnąc go za rękę poszłam do salonu. Po chwili rozległ się dzwonek do drzwi.
-Marie, otwórz to na pewno kolejni goście.- krzyknęłam z salonu. Tak jak myślałam, zaczęli schodzić się ludzie. Marie weszła w końcu do pokoju. Chcąc nie chcąc, musiałam przedstawić ją moim przyjaciołom. Wszyscy byli nią zachwyceni, naprawdę wszyscy nabrali się na tą jej słodką buźkę i udawaną sympatyczność.
Impreza zaczęła się rozkręcać, ludzi było już dosyć dużo i wszyscy tańczyli. Widząc jak Marie robi wszystko byleby tylko odciągnąć mnie od Jus'a i sama się do niego zbliżyć, szlag mnie trafiał. Wkurzona poszłam do kuchni. Chciałam zapalić światło, ale jak się okazało żarówką się spaliła. Uważając, żeby się nie zabić podeszłam do kranu. Nie było aż tak ciemno, bo w kuchni było okno. Nalałam sobie do szklanki wodę i wzięłam jej łyk. Oparłam ręce o blat, odkładając szklankę.
Przecież ja ją w końcu zabiję. Albo TYLKO wytargam ją za włosy z tego domu. Mam już jej dosyć, a najgorsze jest to, że wszyscy uważają ją za takiego aniołka. Nagle o mało nie dostałam zawału, czując czyjeś dłonie na moich biodrach. Gwałtownie się odwróciłam.
-To tylko ja.- zaśmiał się, a ja od razu wiedziałam kto to. Te perfumy i ten głos poznam wszędzie.
-Przestraszyłeś mnie.- uśmiechnęłam się.
-Przepraszam.- szepnął uśmiechając się. -Dlaczego uciekłaś?-dodał kładąc dłonie ma mojej talii.
-Nie uciekłam, tylko po prostu nie mogłam znieść dłużej czyjegoś towarzystwa.
-Mojego?- zaśmiał się.
-Głupek.- powiedziałam uśmiechając się. Justin przesunął trochę twarz, dotykając ustami mojej szyi. Znowu dreszcze i przyspieszony oddech. Jak on to robi, że reaguje w ten sposób?
-Dla ciebie mogę być nawet głupkiem.- szepnął z uśmiechem na ustach. Po chwili musnął delikatnie wargami moją szyję, a pode mną momentalnie ugięły się nogi. Serce zaczęło bić mi co najmniej nienaturalnie szybko. Składał pojedyncze pocałunki na mojej szyi, po czym odsunął twarz, przybliżając ją do mojej.
-Możesz nazywać mnie jak tylko zechcesz.- uśmiechnął się i musnął wargami moje usta. Zaczęliśmy się całować, już tak "naprawdę", jeżeli wiecie o co mi chodzi. Po chwili Jus podniósł mnie lekko w pasie, sadzając na blacie, który znajdował się za mną. Położył dłonie po obu moich bokach, nie odrywając swoich ust o moich. Jedną ręką przejechał delikatnie od góry do dołu po moim odkrytym udzie. Położyłam dłonie na jego ramiona, nie odrywając się do jego ust. Sytuacja robiła się delikatnie ujmując gorąco i chyba żadne z nas nie zamierzało póki co tego przerywać. Nawet nie wiem kiedy, lekko "naparta" przez Justina się położyłam. Chłopak nachylał się nade mną, cały czas mnie całując.
-Miley jesteś ...ooł, chyba trochę przeszkadzam.- usłyszeliśmy nagle i jak oparzeni od siebie odskoczyliśmy. Szybko się podniosłam i zeskoczyłam z blatu, poprawiając bluzkę. W drzwiach stała Megan, która powstrzymywała się od parsknięcia śmiechem.
-Nie, ten...no nie przeszkadzasz, my właśnie wychodziliśmy.- powiedziałam zmieszana i poprawiłam włosy.
-Mhm, tak, nie no, okej. To ja już pójdę.- powiedziała i powstrzymując wybuch śmiechu wyszła. Spojrzeliśmy z Justinem na siebie, po czym oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
-Boże, jaka wpadka.- śmiałam się, łapiąc się za głowę. Justin również się śmiał i poprawił swoją koszulkę.
-Nic takiego się nie stało, przecież nic nie robiliśmy. - mówił przez śmiech. Na chwilę przybrałam poważny wyraz twarzy.
-Nie, nic. Tylko całowaliśmy się na blacie w kuchni. Nic takiego.-powiedziałam z całkowicie poważną miną.
-No właśnie.- skomentował Jus również poważnie. Popatrzyliśmy tak chwilę na siebie i ponownie wybuchnęliśmy śmiechem.
-Nie, dobra. Wracajmy na imprezę.- powiedziałam w końcu i poszłam przodem, ale Justin pociągnął mnie za rękę.
-Zaczekaj.- powiedział i poprawił moją trochę podniesioną bluzkę i opuścił trochę na dół moje spodenki. - Już.- uśmiechnął się, a ja to odwzajemniłam. Wyszliśmy z kuchni za rękę, udając się do pozostałych. Megan spojrzała na mnie i się zaśmiała. Nie drwiąco, tylko bardziej w stylu "Masz mi potem wszystko opowiedzieć". Odwzajemniłam uśmiech, ale lekko zmieszana zakryłam się włosami. Po chwili podeszła do nas Marie. Dobrego humoru koniec.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
głupia Marie niech się trzyma od Justina z daleka. :)
OdpowiedzUsuńMasz racje.niech sie trzyma z daleka od Justina
OdpowiedzUsuńHahaha świetne!XD A Miley musi zacząć jeść bo w końcu trafi do szpitala!
OdpowiedzUsuń