środa, 1 sierpnia 2012

Rozdział 40.


Sama nie wiem przez jak długi czas siedziałam skulona na podłodze, przyciągając kolana do twarzy. Po moich policzkach spływały, a raczej strumieniami lały się łzy. Czy kiedyś..kiedykolwiek chcieliście umrzeć? W tym momencie jedyne o czym marzyłam, to zniknięcie z powierzchni ziemi. Lekko uniosłam głowę. Opierając dłonie na kolanach patrzyłam w jeden, martwy punkt. W jednej sekundzie wszystko straciło dla mnie sens. Nie potrafiłam tłumić w sobie głośnego szlochu. Siedziałam na podłodze i żałośnie płakałam. Nikt..nigdy nie będzie w stanie zrozumieć tego, co ja w tym momencie czuję. Chyba dopiero teraz dotarło do mnie co on mi zrobił..przez cały ten czas to do mnie nie docierało. Zgwałcił mnie..odebrał mi coś tak cholernie ważnego..Obiecałam sobie, że dziewictwo stracę z chłopakiem, którego będę kochać, który będzie dla mnie wszystkim, który będzie tego wart..z Justinem. Przyznam, że przez pewien okres czasu byłam wręcz pewna, że chcę zrobić to kiedyś właśnie z nim. - Boże..-szepnęłam sama do siebie i po raz kolejny wybuchłam płaczem, przykładając sobie do twarzy poduszkę. Czułam się..zeszmacona, z obrzydzeniem do samej siebie, do własnego ciała. -Chcę umrzeć..- szepnęłam sama do siebie i zatopiłam jeszcze mocniej twarz w poduszkę, jednocześnie całą mocząc ją łzami.
* W tym samym czasie - oczami Justina.*
Usiadłem przy barze, rozglądając się na boki. Nigdzie nie widziałem Miley, co nieco mnie zaniepokoiło. Chciałem do niej zadzwonić..ale byłem pewien, że i tak nie odebrałaby telefonu ode mnie. Odwróciłem się w stronę parkietu i uważnie przyglądałem się ludziom, próbując znaleźć w tłumie Mils. Nic, nigdzie jej nie było. Po chwili podeszła do mnie Vanessa.
-Byłeś teraz z Miley?- spytała siadając obok.
-Nie..- powiedziałem niepewnie, a za chwilę serce zaczęło mi szybciej bić, a w głowie pojawiły się jakieś głupie, czarne myśli. - A dlaczego pytasz? Nie wiesz gdzie ona jest?- dodałem szybko.
-Wiem..to znaczy napisała mi przed momentem sms-a, że wróciła do domu taksówką. Zdziwiło mnie, że wróciła sama, w ogóle nas o tym nie informując.
Zastanowiło mnie dlaczego pojechała do domu..coś się stało?
-Ach tak..- tylko tyle zdołałem póki co z siebie wydusić, gdyż w głowie analizowałem całą tą sytuację. -Zaraz, a ten chłopak?- dodałem szybko.
-Jaki chłopak?
-Ten, z którym spędziła praktycznie cały wieczór.- powiedziałem niechętnie.
-A ten. Może po prostu nie chciało jej się dłużej z nim siedzieć i pojechała do domu? Nie wiem, naprawdę nie mam pojęcia.
-Możliwie..- szepnąłem cicho, kiedy nagle zobaczyłem w tłumie właśnie tego chłopaka. - Zaczekaj.- rzuciłem szybko do Vanessy, a sam wstałem szybkim krokiem do niego podchodząc.
-Ey, ty.- powiedziałem, a chłopak się odwrócił. Na sam jego widok, miałem ochotę przywalić mu w gębę. Bieber..ogarnij, on ci nic nie zrobił.
-My się znamy?- spojrzał na mnie spod byka, a ja kiwnąłem przecząco głową.
-Nie, ale chodzi mi o Miley. Zapewne wiesz o kim mówię
-A..o nią.- powiedział i jakby lekko się zmieszał. -Słuchaj nie mam czasu, spieszy mi się. Mów szybko czego chcesz.- dodał wyraźnie zdenerwowany.
-Nie wiesz gdzie ona jest?- powiedziałem podejrzliwie.
-Jakieś pół godziny temu się pożegnaliśmy. Powiedziała, że musi już wracać do domu i tyle ją widziałem. A  ty to kto? Jej chłopak?
Zawahałem się.
-Nie, jesteśmy tylko przyjaciółmi. Czyli nie wiesz, dlaczego wróciła sama?
-Chyba nie chciało jej się was szukać, z tego co wiem.
-Spoko, dzięki. - powiedziałem krótko i odszedłem. Nie miałem powodu, żeby mu nie wierzyć, chociaż cały czas gnębiła mnie myśl, że on coś ukrywa. Wróciłem do baru, przy którym stała Van.
-I co? Dowiedziałeś się czegoś od tego chłopaka?
-Powiedział, że pół godziny temu się pożegnali, a Mils wróciła sama bo nie umiała nas znaleźć.- powiedziałem chociaż samemu nie chciało mi się wierzyć, że to prawda.
-Dziwne, przecież mogła zadzwonić, napisać, cokolwiek.- spojrzała na mnie podejrzliwie, a ja wzruszyłem ramionami dając jej do zrozumienia, że sam nic z tego nie rozumiem.- Nie, lepiej do niej zadzwonię. - dodała i wyjęła komórkę.
*Oczami Miley*
Ile czasu już minęło? Nie mam pojęcia. Po chwili usłyszałam dźwięk mojej komórki. Nie miałam siły podnosić się z podłogi, aby odebrać telefon. Bez jakiejkolwiek reakcji słuchałam dźwięku dzwoniącej komórki. Nie byłam w stanie z nikim rozmawiać. Nieważne kto dzwonił i tak nie potrafiłabym powiedzieć na spokojnie chociaż słówka. Komórka ucichła, a ciszę w pokoju ponownie przeszywał tylko mój cichy szloch Powoli podniosłam się z podłogi i wstałam. Przeszłam kawałek i zachwiałam się, omal nie upadając. Wszystko mnie bolało, począwszy od głowy, skończywszy na podbrzuszu. Przytrzymując się ściany zabrałam z łóżka piżamę i wyszłam z pokoju, udając się do łazienki. Zamknęłam za sobą drzwi jak najciszej tylko potrafiłam. Nie chciałam nikogo obudzić. Jak mogłabym pokazać się mamie w takim stanie? Zaraz pytałaby co się stało, a ja..ja po prostu nie mogę nikomu o tym powiedzieć, nie mogę..Powoli zdejmowałam z siebie ubrania, cały czas przytrzymując się o ścianę. Weszłam pod prysznic i odkręciłam wodę. Strumień ciepłej wody chociaż trochę ukoił ból fizyczny. Nie dałam dłużej rady, rozpłakałam się, osuwając po ściance. Nie potrafiłam przestać płakać, starałam się, ale nie potrafiłam. Zamknęłam oczy i miałam to przed oczami..widziałam jego wyraz twarzy i słyszałam jego głos tak, jakby to wszystko cały czas trwało. Dlaczego to musiało przytrafić się akurat mi?..
*
Nie mam pojęcia ile czasu minęło, zanim doprowadziłam się do jakiegokolwiek ładu. Położyłam się do łóżka, szczelnie przykrywając kołdrą i wtulając się w poduszkę. Zacisnęłam powieki modląc się, żeby jak najszybciej zasnąć, żeby chociaż na moment zapomnieć o tym co się wydarzyło. Sen nadszedł szybko, ale wcale nie był wymarzonym wybawieniem.
Obudziłam się, gwałtownie podnosząc się do pozycji siedzącej, zlana potem i zalana łzami. To dopadło mnie nawet we śnie. -Boże, nie dam sobie z tym rady. Nie potrafię dalej żyć.- szepnęłam sama do siebie, łapiąc się za głowę i podkurczając nogi rozpłakałam się na dobre.
* 2 dni później. Poniedziałek.
Obudziłam się przed budzikiem. Nie mogłam spać, za każdym razem kiedy zamykałam oczy, za chwilę otwierałam je ponownie, bo tamte obrazy momentalnie "uderzały we mnie" ze zdwojoną siłą. To, że minęły dwa dni, tak naprawdę nic nie zmieniło. Cały czas czuję, jakby czas się zatrzymał. Nie mam pojęcia jak mam żyć dalej, skoro to cały czas boli z tą samo siłą.  Wstałam z łóżka i wzięłam z szafy jakieś ciuchy, udając się do łazienki. Wzięłam szybki, zimny prysznic chcąc jakoś postawić się na nogi. Zeszłam na dół i zrobiłam łyk herbaty stojącej w kubku na stole. Boję się. Boję się iść do szkoły, stanąć twarzą w twarz z przyjaciółmi i udawać, że nic się nie stało. Nie potrafię, po prostu nie umiem udawać, że wszystko jest w porządku i wymuszać uśmiechu, nie po tym co się stało.
-Miley.- usłyszałam za sobą głos mojej mamy i momentalnie "przykleiłam" sobie do twarzy uśmiech, obracając się w jej stronę. Przez cały weekend, praktycznie nie wychodziłam z pokoju, jedynie do łazienki.
-Słucham?- powiedziałam i modliłam się w duchu, żeby uśmiech na mojej twarzy wyglądał naturalnie i realistycznie.
-Co się dzieje, kochanie?- podeszła do mnie, patrząc na mnie uważnie. Przełknęłam głośno ślinę i zebrałam w sobie wszystkie siły, byleby tylko się nie rozpłakać.
-Nie rozumiem o czym mówisz. Wszystko jest okej.
-Mils, przez 2 dni prawie w ogóle nie wyszłaś z pokoju, nic nie jesz, nie rozmawiasz ze mną, nie wychodzisz z domu. Nie wmawiaj mi, że wszystko jest dobrze, bo wiem, że tak nie jest.-powiedziała z troską a ja ponownie zacisnęłam wargi chcąc powstrzymać łzy cisnące się do oczu.
-Źle się czułam..po prostu. Mamo, przysięgam, że nic się nie wydarzyło. Wszystko jest w porządku, naprawdę.- starałam się brzmieć przekonująco.
-Nie chce mi się w to wierzyć.- podeszła bliżej i pogłaskała mnie po włosach. - Jeżeli coś się stało, to pamiętaj, że zawsze możesz ze mną o wszystkim porozmawiać. -dodała.
-Dziękuje i wiem o tym. - uśmiechnęłam się i przytuliłam mamę. W tym momencie miałam ochotę rozpłakać się jak mała dziewczyna i opowiedzieć mamie co się stało. Ale nie mogłam.
-Ja muszę już iść do szkoły.- odsunęłam się trochę, wymuszając uśmiech.
-Dobrze, idź już, bo jeszcze się spóźnisz.-odwzajemniła uśmiech, a ja wyszłam z kuchni. Włożyłam buty, kurtkę i zakładając torbę na ramię wyszłam z domu.
*
Stałam przy szafce, wyjmując z niej książkę, do fizyki. Gdyby ktoś spojrzał na mnie teraz z boku, pomyślałby, że jestem kompletnie oderwana od rzeczywistości. Przypominałam w pewien sposób zombie. Byłam obecna ciałem, ale duchem zupełnie gdzie indziej.
-Miley!- usłyszałam nagle za sobą. Zacisnęłam zęby i odwróciłam się. Van i Megan od razu do mnie podeszły.
-Kobieto, dlaczego ty przez dwa dni nie odbierałaś telefonu!? Ty wiesz jak my się martwiłyśmy?- powiedziała Vanessa, a Meg tylko przytaknęła głową.
-Przepraszam. Chyba się czymś zatrułam. Wymiotowałam przez weekend i ogólnie źle się czułam.- powiedziałam niepewnie.
-Ach tak..-powiedziała Meg. - A o co chodziło w piątek? Dlaczego sama wróciłaś do domu?
Zawahałam się, nie wiedząc jak się wykręcić.
-Wiecie..w tym tłumie, nie umiałam was znaleźć, a już wtedy źle się poczułam, więc chciałam wrócić do domu.
-A, jasne.- powiedziała Van, chociaż dałabym sobie rękę uciąć, że  żadna z nich mi nie uwierzyła.
-To ja już pójdę pod klasę.- powiedziałam i odeszłam nawet nie czekając na jakąś reakcję z ich strony. Ściskałam w dłoniach książkę, idąc ze spuszczoną głową. Znajdując się już pod klasą uniosłam nieco głowę i zamarłam. Dopiero teraz zorientowałam się, że fizykę mam z Justinem.
Chłopak siedział na parapecie z słuchawki w uszach, kiedy mnie zauważył. Przez moment nasze spojrzenia się spotkały. Szybko odwróciłam głowę i usiadłam na ławce. Boże, jak ja mam udawać przed nimi wszystkimi, że wszystko jest w porządku? A zwłaszcza przed nim...Mam tak wielką ochotę wtulić się w niego i rozpłakać..
Czułam, że na mnie patrzy. Nie patrzyłam na niego, ale czułam na sobie jego wzrok. Dłonie trzęsły mi się niemiłosiernie. Bałam się, że on zaraz podejdzie i będę musiała z nim rozmawiać. A ja nie dam rady..
Całe szczęście nagle rozległ się dźwięk dzwonka. Odetchnęłam z ulgą i wstając, minęłam Justina bez słowa, wchodząc do klasy.
*
-Miley, możesz chwilę zaczekać?- usłyszałam, kiedy tylko wyszłam po lekcji z klasy. Proszę nie, proszę. Nie zareagowałam tylko dalej szłam przed siebie.
-Proszę.- powiedział i podbiegł, stając przede mną. Justin spojrzał na mnie uważnie, a ja miałam wrażenie, że wie o wszystkim.
-Co się stało?- spytał, czym kompletnie mnie zszokował.
-Nic.- powiedziałam krótko i chciałam odejść, wymijając go, ale chłopak przytrzymał mnie.
-Widzę, że coś się dzieje. Jesteś jakaś..nieobecna.
-Wydaję ci się. - po raz kolejny chciałam odejść, ale on złapał mnie za nadgarstki.
-Nie dotykaj mnie!- powiedziałam tak głośno, jak tylko potrafiłam i uderzyłam go w twarz. To był błąd, to był duży błąd. Chłopak zacisnął zęby ze złości i złapał moje nadgarstki przyciskając je z całej siły to ściany za mną.
Momentalnie przed oczami pojawił mi się obraz z tamtej nocy. Gwałtownie się wyrwałam i cofnęłam kilka kroków w tył. Justin patrzył na mnie kompletnie zdezorientowany, a ja z przerażeniem w oczach wybiegłam w kierunku łazienek. Gdy tylko 'dopadłam' drzwi, wbiegłam do łazienki i zamknęłam się w jednej z kabin. Osunęłam się bezwładnie po ścianie, siadając na podłodze. Wybuchłam głośnym płaczem. Nie uwolnię się od tego koszmaru..to będzie za mną chodziło, już zawsze, na każdym kroku.
*Oczami Justina*
Szedłem przez siebie kompletnie zszokowany. Miley mnie nienawidzi..wiem, ale jej reakcja dzisiaj..nie była normalna. Przez moment miałem wrażenie, że w jej oczach pojawił się strach. Nie miałem pojęcia, co z nią się dzieje. Martwię się o nią. Coś musiało się wydarzyć, a ja muszę dowiedzieć się co. Podszedłem do przyjaciół stojących przy szafkach.
-Nie wiecie co dzieje się z Miley?- spytałem na wstępie.
-Sama chciałabym wiedzieć. Zaczynam się martwić, ona nigdy tak się nie zachowywała. - powiedziała Megan, opierając się o szafkę.
Przez głowę przelatywało mi tysiąc myśli na minutę. Problemy z rodzicami? Z Alexem? Z Marie? Nie mam pojęcia, co może być przyczyną tego jej zachowania, ale wiem jedno. Martwię się o nią, cholernie się martwię.
*Oczami Miley*
Wyszłam z kabiny i stanęłam przed lustrem, pociągając nosem. Wyjęłam z torebki chusteczki i otarłam twarz, następnie przemywając ją wodą. Miley dasz radę, weźmiesz się w garść i dasz radę.-powtórzyłam sama  sobie i zakładając torbę na ramię wyszłam z łazienki. Nie chciałam rozmawiać z nikim, z żadnym z moim przyjaciół. Nie byłam w stanie. Szłam korytarzem w kierunku klasy od historii, kiedy ktoś pociągnął mnie za ramię. Gwałtownie sie odwróciłam, a serce omal nie wyrwało mi się z piersi.
-Chris? Co się stało?- powiedziałam i spojrzałam na chłopaka.
-To chyba ja powinienem o to zapytać.- spojrzał na mnie uważnie.
Byłam aż tak słabą aktorką? Nikt, nie uwierzył mi, że nic mi nie jest.
-Po raz setny powtórzę dzisiaj, że NIC mi nie jest.- powiedziałam szybko.
-Ale..- chciał coś powiedzieć, ale nie dałam mu dojść do słowa.
-Dajcie mi wszyscy święty spokój! Proszę o tak wiele!?- wybuchłam, czując jednocześnie łzy napływające mi do oczu. Nie czekając na jakąkolwiek reakcję z jego strony szybkim krokiem odeszłam.
*
Mniej więcej tak wyglądały następne 3 dni. W nocy nie mogłam spać, miałam koszmary i budziłam się zalana łzami, w szkole nie rozmawiałam z nikim, nawet z przyjaciółmi, nie wychodziłam po szkole z domu, praktycznie nic nie jadłam, cały czas leżałam sama, zamknięta w pokoju, nie chcąc widzieć się nawet z rodzicami. Wszyscy próbowali do mnie dotrzeć, dowiedzieć się co się stało, ale każdego odrzucałam. Nie chciałam o tym mówić, nie mogłam. Po prostu nie mogłam.
Dzisiaj nie było inaczej. Leżałam na łóżku, wtulona w pluszaka. Nie mam pojęcia ile łez już wylałam. Nie było dnia, żebym nie płakała, nie myślała o tym co się stało, nie przypominała sobie tego. Tuliłam się do misia i cicho szlochałam. Nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
-Mamo, nie jestem głodna, daj mi spokój.- powiedziałam najgłośniej na ile pozwalał mi mój zachrypnięty głos i jeszcze mocniej wtuliłam się w pluszaka, odwracając się na drugi bok, plecami do drzwi.
-Mogę?- usłyszałam nagle i zamarłam. Nie odwróciłam się, nie odezwałam, nawet nie drgnęłam. Nie spodziewałam się tutaj..Justina.
-Miley..przecież wiem, że nie śpisz.- szepnął i słyszałam jak podszedł trochę bliżej łóżka. Zacisnęłam wargi i zagłuszałam szloch. Delikatnie usiadł na brzegu łóżka.
-Nawet nie wyobrażasz sobie jak wszyscy się o ciebie martwimy. Twoi rodzice, Vanessa, Megan, Chris, Rayan..i przede wszystkim ja. W szkole nas wszystkich unikasz, nie chcesz z nikim rozmawiać. Błagam cię Miley, powiedz co ci jest.- szeptał a ja czułam, że zaraz wybuchnę płaczem. Chłopak położył niepewnie dłoń na moim ramieniu.
-Możliwie, że jestem ostatnią osobą, jaką masz ochotę teraz oglądać..ale obiecaj mi chociaż, że porozmawiasz ze swoją mamą. - pogładził mnie po ramieniu.
Kiedy on był blisko czułam się taka bezpieczna. Łzy spływały po moich policzkach i topiły się w poduszce.
-Miley.- szepnął jeszcze raz, gładząc mnie po ramieniu. Nie wytrzymałam, coś we mnie pękło. Gwałtownie odwróciłam się w jego stronę i podniosłam się do pozycji siedzącej. Mocno się w niego wtuliłam, wybuchając płaczem.
-Po prostu mnie przytul.- szepnęłam przez łzy, wtulając się w jego tors. Justin przez pierwsze sekundy by zszokowany, ale już po chwili spełnił moją prośbę, mocno wtulając mnie w siebie.
-Ciii, już dobrze.- szepnął gładząc mnie po włosach.

5 komentarzy:

  1. Na samym końcu rozpłakałam się. Super kocham cię i to opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham to <3 !!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Przez caly rozdzial i poprzednie tez placze kocham to
    <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku <3 płacze

    OdpowiedzUsuń
  5. Przez cały czas czuję wielką gulę w gardle a łzy cisną mi się do oczu ;'(;'(
    Nie potrafię tego wytłumaczyć. Nigdy w życiu, czytając coś, nie odczuwałam tak dobrze i tak silnie tego co główna bohaterka.Boże ja sama czuję się tak okropnie;( Nie wiem co się ze mną dzieje...

    OdpowiedzUsuń