środa, 1 sierpnia 2012

Rozdział 44.

And I don't care, if I don't get anything
All I need is you here right now
And i'm sorry if I hurt you
But I know that All I Want Is You
This Christmas.
Obudziłam się wyspana i wypoczęta, co ostatnimi czasy było u mnie rzadkością. Przetarłam zaspane oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej, rozciągając mięśnie. Nie mam pojęcia jak to się dzieje, że już od rana na mojej twarzy gości uśmiech. Leniwie odkryłam kołdrę i zeszłam z łóżka, udając się do drzwi i schodząc na dół. Weszłam do kuchni, gdzie nie spotkałam nikogo, co było równoznaczne z tym, że jestem sama w domu. Przeczesałam grzywkę do tyłu i otworzyłam lodówkę w 'poszukiwaniu' czegoś, co mogłabym zjeść. I to irytujące uczucie, kiedy jesteś głodny, ale widząc jedzenie dochodzisz do wniosku, że na nic nie masz ochoty. Oparłam się jedną ręką o drzwi lodówki i znudzona przyglądałam się jej zawartości. Po jakichś 5 minutach doszłam do wniosku, że to chyba nie ma sensu i wyjęłam po prostu mleko, decydując się na zrobienie sobie płatków.
W końcu z przygotowanym śniadaniem rozsiadłam się w salonie na kanapie, włączając telewizor i przeskakując po kanałach. Ostatecznie zdecydowałam się na powtórkę serialu, który szczerze mówiąc niezbyt mnie interesował, ale uwierzcie mi, że w świąteczne poranki naprawdę nie ma nic ciekawego w telewizji.
Po chwili zadzwonił mój telefon, więc ściszyłam telewizor, odstawiłam miskę z płatkami i spojrzałam na wyświetlacz komórki - Meg.
-Hey Megan, o co chodzi?-spytałam.
-Hey...Miley, ja..w zasadzie muszę ci coś powiedzieć. To znaczy nie tylko tobie, tylko wam wszystkim, to znaczy prawie wszystkim, to znaczy..
-Czeekaj.- przerwałam jej, bo przyznam, że z jej plątaniny słów niezbyt można było cokolwiek zrozumieć. - Mogłabyś jaśniej?- dodałam.
-No bo..spotkajmy się dzisiaj wszyscy u mnie, dobrze? To znaczy ty, ja, Jus, Chris, Van.
-A Rayan?- spytałam od razu, bo od razu kogoś brakowało mi w jej wypowiedzi.
Megan cicho westchnęła, a ja oczami wyobraźni widziałam jak zagryza zdenerwowana wargę.
-Rayan będzie na pewno, o to się nie martw. Proszę, bądź u mnie z Jusem o 19, okej? Van i Christianowi już przekazałam. Pa, do później.- powiedziała szybko i się rozłączyłam, zanim zdążyłam chociaż otworzyć usta, żeby coś powiedzieć.
Odłożyłam telefon z powrotem na stolik i przez chwilę zastanawiałam się o co chodzi. Szczerze mówiąc nie przychodziło mi do głowy żadne logiczne wyjaśnienie tego wszystkiego. Trudno, pójdę tam o 19 i wszystkiego się dowiem. Wzruszyłam ramionami i skończyłam jeść moje płatki.
*
Stałam przy szafce wybierając ubrania na dzisiaj. Jak zwykle było cholernie zimno, co przyznam strasznie mnie irytowało, bo tęskniłam za krótkimi bluzkami, czy szortami. W końcu zdecydowałam się co ubrać i zabrałam ze sobą ubrania do łazienki, gdzie wzięłam ciepły prysznic.
Kiedy wyszłam z łazienki i zeszłam na dół, w kuchni była już moja mama. Uśmiechnęłam się i weszłam do kuchni. Stanęłam przy ścianie i spojrzałam uważnie na mamę. Uśmiechała się od ucha do ucha i niemal tańcząc wykładała zakupy z siatek, podśpiewując coś pod nosem.
-Eeem, mamo?- powiedziałam niepewnie, patrząc na nią uważnie. Nie otrzymałam jednak żadnej, możliwej odpowiedzi.
-Mamo.- powtórzyłam już nieco głośniej, a ona od razu przeniosła na mnie wzrok.
-Słucham skarbie?- powiedziała cały czas się uśmiechając, a ja dosłownie jej nie poznawałam.
-Coś się stało?- spytałam podejrzliwie.
-Nic się nie stało, a dlaczego pytasz?- powiedziała i wróciła do chowania zakupów.
-No bo jesteś taka uśmiechnięta i wgl. To znaczy, to dobrze, ale jest jakiś powód tego twojego dobrego humoru?
W tym momencie mama odłożyłam na szafkę pomidory, które trzymała w ręce i podeszła do mnie bliżej.
-Dowiesz się wieczorem. Oboje, ty i Alex.- uśmiechając się pogłaskała mnie po włosach i z powrotem wróciła na swoje miejsce, chowając warzywa do lodówki.
Czyli tak. Megan dzwoni do mnie kompletnie zestresowana mówiąc, że chce powiedzieć nam coś ważnego, a teraz mama cała w skowronkach oznajmia mi, że wieczorem powiadomi mnie i Alexa o czymś bardzo ważnym. Jakiś dzień wyznawanych tajemnic, czy co?
-Eem, no dobrze.- uśmiechnęłam się i wyszłam z kuchni, wracając do swojego pokoju.
Walnęłam się na łóżko, na plecy i wzięłam do ręki komórkę, pisząc sms-a do Justina, w którym wyjaśniłam mu, że wieczorem wybieramy się do Meg no i spytałam jakie mamy plany na popołudnie.
Jak się okazało plany mamy.
Tyle, że ja dowiaduję się o nich, kiedy wszystko jest już zaplanowane.
Ale czy mi to przeszkadza?
A dokładniej Justin zaplanował dzisiaj wypad na łyży. Szczerze mówiąc naprawdę spodobał mi się ten pomysł, bo od dziecka uwielbiałam jeździć na łyżwach. Tak więc, bez większego zastanowienia przystanęłam na jego pomysł i przykryłam się kocem, odkładając telefon i kładąc się spać.
*
Obudziłam się koło 14. Z Jus'em byłam umówiona na 15, więc chcąc nie chcąc musiałam wygrzebać się z cieplutkiego łóżka i zacząć przygotowywać. W drodze do łazienki wpadłam na Alexa.
-Miley, nie wiesz co jest mamie?- spytał cicho. - Cały czas się uśmiecha, non stop, to aż nienormalne.- dodał, a ja doskonale rozumiałam o co mu chodzi.
-Nie mówiła ci? Dzisiaj wieczorem mamy się oboje czegoś dowiedzieć. Nie mam pojęcia co to będzie, ale w każdym bądź razie musimy być cierpliwi i poczekać.
-Aa, jasne.- powiedział nieco zdziwiony, po czym zszedł mi z drogi.
Weszłam do łazienki  i porządnie rozczesałam włosy, po czym pomalowałam się delikatnie. Gotowa zeszłam na dół, zerkając na zegarek. Było wpół do 15, więc Jus pewnie niedługo będzie. Usiadłam na fotelu w salonie i z coraz większym zainteresowaniem przyglądałam się, jak moja mama odkurza dywan, nie przestając się uśmiechać i śpiewać pod nosem. Szczerze mówiąc byłam cholernie ciekawa o co takiego mogło chodzić. A do tego jeszcze dochodziło to, o czym mówiła Megan, Co im wszystkim zebrało się dzisiaj na wyjawianie jakichś tajemnic?
Moje rozmyślenia przerwał dźwięk dzwonka do drzwi, więc szybko zerwałam się z fotela idąc w kierunku drzwi.
-Ja otworzę, to na pewno do mnie.- krzyknęłam i podbiegłam do drzwi. Z zamachem je otworzyłam i już chciałam powiedzieć "Chwila Justin, tylko włożę buty", kiedy mnie zatkało, dosłownie.
-Liam?- powiedziałam nie dowierzając własnym oczom.
-We własnej osobie kochanie.- chłopak uśmiechnął się szeroko i rozłożył ramiona w celu przywitania się ze mną.
-Jezu, co ty tutaj robisz?!- krzyknęłam entuzjastycznie i dosłownie rzuciłam mu się na szyję, tuląc go.
Prędzej spodziewałabym się za drzwiami Świętego Mikołaja, niż Liam'a. Ach, tak nie przedstawiłam go. Li, to mój przyjaciel, z którym kiedyś spędzałam każde wakacje, teraz niestety widujemy się o wiele rzadziej. To adoptowany syn siostry mojej mamy. W zasadzie jest moim kuzynem, chociaż tylko przyszywanym. Uwielbiam go, dosłownie.
-Stoję w drzwiach, bo nie wpuściłaś mnie do domu.- zaśmiał się, na co ja parsknęłam śmiechem i walnęłam go w ramię.
-Żartuję.- powiedział przez śmiech i podniósł mnie na ręce mocno przytulając. Po chwili postawił mnie na ziemie, a ja spostrzegłam, że właśnie podszedł tu Justin.  Jego mina była delikatnie mówiąc mieszanką zdziwienia i złości (bardziej pasowałby tutaj rzeczownik, który jest przekleństwem, ale może sobie oszczędzę). Szybko odsunęłam się trochę od Liam'a, podeszłam do Justina i przytuliłam go, dając mu buziaka w usta, po czym pociągnęłam go w kierunku Li.
-Jus, to jest Liam, mój..przyszywany kuzyn, Li, to jest Justin, mój chłopak. - przedstawiłam ich sobie, uśmiechając się.
Jus podał rękę Liam'owi i mimo, że starał się uśmiechnąć i być miły, to średnio mu to wychodziło. Nie mieliśmy czasu na jakąkolwiek dyskusję, bo po chwili podeszli do nas ciocia z wujkiem. Ciocia Katy i wujek Steve. Zdecydowanie moje ulubione wujostwo. A może ze względu na Li?
-Miley kochanie, jak ty wyrosłaś. Gdzie jest ta mała dziewczynka, którą nosiłem na rękach.- pierwszy podszedł do mnie i mocno mnie uścisnął wujek, który chyba od zawsze miał do mnie słabość, bo sam zawsze marzył o córce, ale niestety oboje z ciocią nie mogli mieć dzieci i owszem chcieli zaadoptować dziewczynkę, ale Liam był tak cholernie słodkim, kochanym chłopcem, że mimo wszystko zaadoptowali właśnie jego.
-Steve, zaraz udusisz tą biedną dziewczynę.- zaśmiała się moja ciocia, która również po chwili mnie przytuliła.
-A to jest Justin, mój chłopak.- uśmiechnęłam się i przedstawiłam im go.
-Miło mi państwa poznać. - uśmiechnął się Jus, chociaż widziałam, że jest zły.
-Nam również, Justin.- powiedziała z uśmiechem ciocia.
-Kobieeto, nie podrywaj chłopaka Miley, za stara jesteś, nie masz u niego szans. - przewrócił oczami wujek, na co wszyscy po chwili wybuchnęliśmy śmiechem.
-A idź ty.- walnęła go w ramię cały czas się uśmiechając.
-Wiecie co, ja będę musiała już iść, ale w domu jest mama, więc wchodźcie, do zobaczenia.- powiedziałam i z uśmiechem odeszłam z Justinem, który również się pożegnał, do auta.
Wsiadłam do przodu na miejsce pasażera i otworzyłam z góry lusterko, w którym przeglądając się, malowałam usta błyszczykiem. Jus bez jakiegokolwiek słowa odpalił silnik i wyjechał, nawet na mnie nie patrząc.
Spojrzałam na niego kątem oka, ale on cały czas był wpatrzony w przednią szybę,kurczowo trzymając kierownicę,  a z jego twarzy można było wyczytać cholerną złość i zirytowanie.
-Jus, może uraczysz mnie, chociaż zwykłym "co u ciebie"?- powiedziałam nieco zirytowana jego zachowaniem. Nic. Kompletny brak reakcji z jego strony. Przewróciłam oczami.
-Możesz mi z łaski swojej powiedzieć o co ci chodzi? Strzelasz focha, cholera wie o co i nawet nie raczysz mi niczego wyjaśnić. W tym momencie chłopak parsknął ironicznym śmiechem, ale nadal nie odezwał się do mnie słowem. Dałam sobie spokój. Skrzyżowałam ręce i biorąc z niego przykład, wpatrywałam się z naburmuszoną miną w przednią szybę.
Właśnie tak przeminęła nam cała droga na lodowisko. Przez moment zastanowiłam się czy jest w ogóle jakikolwiek sens tam iść, skoro on się do mnie nie odzywa. Justin wysiadł z auta pierwszy i szedł przed siebie. Szybko wysiadłam i poszłam za nim. Chłopak tylko wyciągnął rękę, zamykając za sobą samochód i z powrotem włożył dłonie do kieszeni. Podbiegłam kawałek, żeby być obok niego.
-Justin, czekaj.- powiedziałam, bo doszłam do wniosku, że to nie ma najmniejszego sensu. Jus zignorował to, co powiedziałam, więc złapałam go za rękę i pociągnęłam w swoją stronę, tak żeby na mnie spojrzał.
-Wyjaśnisz mi o co jesteś zły? Wydaję mi się, że nie ma sensu iść na to lodowisko, skoro ty nawet się do mnie nie odzywasz.- powiedziałam i skrzyżowałam ręce na piersi.
-To nie idźmy. Pewnie śpieszy ci się do domu.- parsknął sarkastycznym śmiechem, również krzyżując ręce.
-Co? O co ci chodzi?- powiedziałam kompletnie zdezorientowana.
-No co? Baaardzo czułe przywitanie jak na przyszywanego kuzyna.- powiedział, a w tym momencie wiedziałam już wszystko. Parsknęłam śmiechem, na co Justin jeszcze bardziej się zirytował.
-Dobra, skoro to cię bawi.- rzucił i zaczął iść z powrotem w kierunku auta, ale go zatrzymałam.
-Jesteś zazdrosny?- spytałam uśmiechając się.
-Nie.- powiedział krótko i chciał mnie wyminąć, ale ponownie go zatrzymałam.
-Nieee, w ogóle.- zironizowałam i ponownie się zaśmiałam.
-Co cię tak bawi? Gdybym ja obściskiwał się tak z jakąś dziewczyną zrobiłabyś mi awanturę, ale tobie wolno miziać się z jakimś chłoptasiem?- spojrzał na mnie wrogo, a ja wzięłam głęboki oddech.
-Nie,mi również nie wolno. - powiedziałam już poważnie. - Ale Li, jest gejem. - dodałam i na widok miny Justina nie mogłam powstrzymać się od ponownego uśmiechu.
-Kim jest?- spytał nie dowierzając.
-Liam jest gejem, od zawsze. Nigdy nie interesowały go dziewczyny, jestem dla niego jak siostra, a on dla mnie jak brat. Tyle.
-Ale..- zaczął i podrapał się po głowie zmieszany.
-Ty głupku.- zaśmiałam się i zawiesiłam mu ręce na szyi. - Nawet gdyby nim nie był, to rodzina. Może i nie taka biologiczna, ale rodzina.- uśmiechnęłam się. - A poza tym, nie interesuje mnie żaden inny "chłoptaś", poza tobą.- dodałam, powtarzając po nim i cmoknęłam go w usta. Z Justina jakby momentalnie uleciała cała złość. Po chwili uśmiechnął się i kładąc dłonie na moje biodra, mocno przyciągnął mnie do siebie.
-To dobrze, bo gwarantuję ci, że nikomu bym cię nie oddał.- powiedział z uśmiechem i musnął moje wargi.
*
-Eeej, przestań bo się przewrócę!- pisnęłam śmiejąc się, kiedy Justin na łyżwach mocno objął mnie od tyłu i przechylił na bok.
-Przecież cię trzymam. - zaśmiał się. - Najwyżej przewrócimy się oboje. - dodał cały czas się uśmiechając.
-Nie, wiesz dziękuję. Wizja leżenia na zimnym lodzie, naprawdę nie brzmi zachęcająco.- powiedziałam z uśmiechem.
-Pff.- prychnął. - Ale leżałabyś tam ze mną, a ja jestem gorący, więc sama moja obecność by cię ogrzała, nie mówiąc już o niczym więcej.- powiedział, a po chwili oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
Przez cały czas, śmialiśmy się i wygłupialiśmy, korzystając z tego, że na lodowisku oprócz nas było tylko kilka osób. Przy Justinie czułam się naprawdę szczęśliwa. Nawet taki zwyczajny wypad na łyżwy może być czymś świetnym, jeżeli jesteś tam z odpowiednią osobą. Szczerze mówiąc rozbawiła mnie ta cała historia z Li, ale zdecydowanie nie chciałabym, żeby Jus był na mnie dłużej zły, po prostu bym tego nie wytrzymała.
-Brr, zimno mi już.- powiedziałam, kiedy spędziliśmy na lodowisku już dobre półtorej godziny. - Wracamy?
-Jasne.- Jus dał mi buziaka w policzek i uśmiechnął się.
*
Pojechaliśmy do Justina, stwierdzając, że u mnie jest dzisiaj zbyt duży "tłok" i w ogóle nie pobylibyśmy sami, a u niego akurat nie było nikogo. Zdjęliśmy kurtkę i buty i przeszliśmy do jego pokoju.
-Zaczekaj, przyniosę gorącą czekoladę.- uśmiechnął się i zniknął za drzwiami, a ja od razu walnęłam się na łóżko. Po powrocie z tego mrozu nie potrafiłam się ogrzać, mimo, że przebywałam w ciepłym domu, więc wstałam i zdjęłam z fotela bluzę Justina, która tam wisiała i założyłam ją. Momentalnie nie dość, że zrobiło mi się cieplej, to 'otuliły' mnie jego perfumy. Z powrotem położyłam się na łóżko i zaczęłam bawić się komórkę.
Po jakichś 5 minutach wrócił Justin z dwoma kubkami, więc podniosłam się i usiadłam po turecku.
-Było mi zimno, więc użyczyłam sobie twojej bluzy.- powiedziałam uśmiechając się.
-Nie ma sprawy.- uśmiechnął się i podał  mi kubek z gorącą czekoladą. Podziękowałam i zrobiłam łyk gorącego napoju. Chłopak usiadł obok mnie na łóżku, opierając się o jego ramę, a ja przeszłam trochę w tył, siadając bliżej niego.
-Dzisiaj same niespodzianki. - powiedziałam po chwili.
-To znaczy?
-Najpierw, rano ten dziwny telefon od Megan, wiesz wspominałam ci, później mama oznajmiła mi, że wieczorem ma dla mnie i dla Alexa jakąś niespodziankę, a później całkowicie niespodziewanie przyjechali Liam z ciocią i wujkiem. Mam nadzieję, że te dwie pozostałe niespodzianki będą równie miłe co ich przyjazd. Nie domyślasz się może co chce powiedzieć nam Megan?
-Nie mam pojęcia, sam się zdziwiłem. A co z twoją mamą? Nie wyjaśniła ci nic więcej?
-No właśnie nie i kompletnie nie wiem o co może chodzić. Alex też nic nie wie. Trudno, trzeba poczekać do wieczora.- wzruszyłam ramionami i oboje się uśmiechnęliśmy, praktycznie równocześnie odkładając swoje kubki na stolik, przy łóżku.
Położyłam poduszkę na jego klatce piersiowej i zsunęłam się, kładąc się na niej. Jus w tym czasie bawił się moimi włosami. Leżeliśmy tak przez chwilę w ciszy.
-Ale dzisiaj byłeś słodko zazdrosny.- powiedziałam w końcu z uśmiechem.
-Wredna małpa.- wystawił mi język również się uśmiechając. Gwałtownie podniosłam się z jego klatki piersiowej i spojrzałam na niego z udawanym oburzeniem.
-Coś ty powiedział?- spytałam "groźnie".
-Jaa? Ja nic nie mówiłem, nic a nic.- uniósł demonstracyjnie dłonie, udając przestraszonego.
-Mhm, dobrze słyszałam.- spojrzałam na niego podejrzliwie, uśmiechając się.
-Musiałaś się przesłyszeć, skarbie.- zaśmiał się, 'cmokając' powietrze w moim kierunku.
-Noo teraz 'skarbie', a przed chwilą 'wredna małpo'.- powiedziałam z udawaną obrazą.
-Oooj przepraaszam.- powiedział i przybliżył się do mnie.
-Pff, wiesz gdzie możesz sobie wsadzić te swoje przeprosiny?- prychnęłam, oglądając swoje paznokcie.
-Nie, gdzie?- powiedział z zadziornym uśmiechem, udając głupiego i cały czas był coraz bliżej mnie.
Przewróciłam oczami i parsknęłam śmiechem.
-Ojj doobra, niech będzie, że przyjmuję przeprosiny.- zaśmiałam się. Justin w końcu rozłożył ręce po obu moich stronach i przybliżył się do mnie na tyle, że podpierając się na łokciach, musiałam lekko się położyć.
-Ale ja chcę cię przeprosić ładniej.- uśmiechnął się zadziornie i napierając na mnie jeszcze bardziej, sprawił, że się położyłam, w czasie kiedy on przytrzymując się na łokciach leżał na mnie.
-To czekam.- zaśmiałam się, a po chwili poczułam jego usta na swoich wargach. Takie przeprosiny zdecydowanie mogłabym przyjmować codziennie. Całował mnie delikatnie i namiętnie jednocześnie. Nie wpijał się brutalnie w moje usta, tylko całował z uczuciem. Poczułam to znajome ukłucie w brzuchu.
Spostrzegłam, że sytuacja zaczyna iść coraz bardziej do przodu, jeżeli wiecie co mam na myśli. jego dłoń delikatnie wsunęła się pod bluzę. Nie odrywając się od moich ust rozpiął bluzę którą miałam na sobie i wsunął dłoń pod moją bluzkę. Kiedy musnął palcami mój brzuch, momentalnie coś mnie "odrzuciło".
-Ciii. Będzie fajnie.
-Będziesz już cichutko? Przecież oboje wiemy, że twoje krzyki na nic się tutaj zdadzą.
-Grzeczna dziewczynka...
Jak oparzona zrzuciłam Justina z siebie i zeszłam z łóżka.
-Nie mogę...- szepnęłam i przeczesałam włosy do tyłu.- Przepraszam, po prostu nie umiem.- dodałam i czułam, że zaraz się rozpłaczę. Wybiegłam z pokoju i weszłam do łazienki, w której zamknęłam się na klucz i osunęłam po drzwiach na ziemię. Dlaczego to znowu wróciło? Dlaczego do cholery? Wiedziałam, że to tak po prostu nie zniknęło. Ten skurwiel zjechał moją psychikę. Odrzuca mnie dotyk własnego chłopaka. Poczułam łzę na swoim policzku i usłyszałam delikatnie puknie w drzwi.
-Miley skarbie, otwórz.- szepnął. Nie potrafiłam tak po prostu wyjść i spojrzeć mi w oczy. Cholernie źle czułam się z tym, że moja chora psychika wszystko niszczy. Nie pozwalam mu się nawet dotknąć.
-Proszę cię, wyjdź.- dodał. Pociągnęłam nosem i podniosłam się z podłogi, delikatnie przekręcając zamek w drzwiach i uchylając drzwi.
-Przepraszam.- szepnęłam, a Justin  od razu mnie przytulił, a ja mocno się w niego wtuliłam.
-Nie przepraszaj mnie. Nie masz za co. - mówił cicho gładząc mnie po plecach.
-Wszystko niszczę. Zachowuję się jak kretynka, nie pozwalając ci się nawet dotknąć.- mówiłam i już na dobre się rozpłakałam.
-Nie mów tak. To nie jest twoja wina.- szeptał, a ja mimo wszystko wiedziałam, że to, co mówi jest szczere. -To ja przepraszam, zapędziłem się. Przepraszam, zapomniałem, nie powinienem.
-Nic nie zrobiłeś, nie przepraszaj.- powiedziałam i opanowałam nieco płacz.- Cały czas każę ci czekać, nie pozwalam ci na nic..- zaczęłam, ale chłopak mi przerwał.
-Mogę czekać nawet 5 lat, przestań myśleć o tym w ten sposób. To nie jest najważniejsze.- powiedział i odsunął się trochę, odgarniając kosmyk włosów mojego policzka i patrząc mi w oczy.
-Ale..- zaczęłam, ale ponownie nie dał mi skończyć.
-Po prostu o tym nie myśl, temat tymczasowo zamknięty.- powiedział i pocałował mnie w czoło.
-Dziękuję. - szepnęłam zachrypniętym głosem, a on ponownie mnie do siebie przytulił.
*
-Meegan, wszyscy już są, więc błagam cię mów w końcu o co chodzi z tą niespodzianką.- powiedziałam siedząc na kanapie po turecku.
Byłam niesamowicie ciekawa co takiego chce nam powiedzieć, więc naprawdę się niecierpliwiłam. Dziewczyna wzięłam głęboki oddech.
-Rayan.- szepnęła nieśmiało. Chłopak od razu wstał i do niej podszedł. Spojrzałam na siedzącym obok mnie Justina, Van i Chrisa. Oni chyba również byli w kropce.
-No więc..my..sama nie wiem jak to się stało, ale..- zaczęła Meg i spojrzała znacząco na Rayana, żeby kontynuował.
-My..tak jakby..jesteśmy..razem.- wyjąkał i najpierw spojrzeli na siebie a za chwilę na naszą reakcję. Dosłownie otworzyłam usta z wrażenia, zakrywając je dłonią.
-Chodzicie ze sobą?- krzyknęła entuzjastycznie Van.
-No..tak.- powiedziała nieśmiało Meg i złapała się z Rayanem za ręce. Spojrzałam po kolei na Jus'a, Van i Chrisa. Wszyscy mieli tą samą minę - szok i radość jednocześnie. Ja czułam to samo. Byłam kompletnie zszokowana, ale jednocześnie cieszyłam się, że są razem. Od razu wstałam i ich obojga przytuliłam.
-To świetnie!- powiedziałam i klasnęłam w dłonie.
-Naprawdę?- spytał niepewnie Rayan. - Nie wiedzieliśmy jak zareagujecie, bo w końcu to trochę dziwne..-dodał.
-Przecież ja jestem z Justinem, to to samo.- uśmiechnęłam się, a po chwili pozostali wzięli we mnie przykład i ich uściskali.
Naprawdę byłam w wielkim szoku. Rayan i Meg? Chociaż jakby się zastanowić zawsze byli do siebie podobni pod względem charakteru. Że też nigdy nie przyszło mi do głowy, że byłaby z nim dobrana para.
-No to teraz jeszcze Chris z Van i będzie po sprawie.- zaśmiał się Jus, na co wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
*
-Już jestem!- krzyknęłam w progu zdejmując buty i kurtkę. Teraz niespodzianka numer 2. Przyznam, że ciekawość zżerała mnie od środka.
-Miley, chodź już wszyscy są, czekamy tylko na ciebie.- krzyknęła moja mama z salonu, gdzie od razu się udałam. Faktycznie byli wszyscy. Mama, tata, Alex, wujek Steve, ciocia Katy i Li. Uśmiechnęłam się i usiadłam obok Liama.  Mama z tatą spojrzeli na siebie, po czym wzięli głęboki oddech.
-No więc..- zaczęła moja mama.- Jak już wiecie Alex, Miley mamy z tatą coś bardzo ważnego do powiedzenia.- dodała i spojrzała znacząco na tatę, dając mu do zrozumienia, żeby mówił dalej.
-Tak..właśnie..no i chcieliśmy wam powiedzieć, że nasze grono nieco się powiększy.- powiedział i podrapał się nerwowo po głowie.
Spojrzeliśmy na siebie z Alexem, kompletnie nie wiedząc o co chodzi.
-Rozumiecie?- spytała z nadzieją mama, ale oboje z Alexem pokiwaliśmy przecząco głową. Rodzicie westchnęli, po czym mama zabrała głos.
-Jestem w ciąży kochani, będziecie mieć brata lub siostrę.- powiedziała na jednym tchu, a ja przysięgam, że gdybym coś piła to wyplułabym to na podłogę. Zamurowało mnie. Mama w ciąży? Będę miała większe rodzeństwo? Brata albo siostrę? Pierwszy szok zastąpiła nagle cholerna radość.
-Boże, tak się cieszę.- uśmiechnęłam się szeroko i przytuliłam obojga rodziców.
-Uff, kamień spadł mi z serca, baliśmy się waszej reakcji.- powiedziała tata. - Zaraz..a ty Alex?- dodał po chwili i spojrzał na niego.
-...Błagam, oby to był brat!- powiedział po chwili i uśmiechnął się, podchodząc do nas i również przytulając rodziców.
Jeszcze chyba nigdy nie byłam tak szczęśliwa. To było po prostu niemożliwie!
Za chwilę rodzicom zaczęli gratulować też ciocia z wujkiem i Liam.
*
Wszyscy siedzieliśmy w salonie chyba do nocy i śmiejąc się mówiliśmy co będzie, kiedy dziecko już się urodzi. Nie potrafiło dojść do mnie, że za kilka miesięcy będę mieć brata lub siostrę. To było niesamowite uczucie. W końcu zmęczeni położyliśmy się do łóżek. Ciocia z wujkiem ą w tym roku u nas Wigilę i pierwszy dzień świąt. Szkoda, że przyjechali na tak krótko.
Wykąpana i przebrana położyłam się do łóżka. Leżałam i uśmiechałam się do sufitu. Szczerze mówiąc nie potrafiłam zasnąć, zdecydowanie za dużo wrażeń, jak na jeden dzień.

5 komentarzy:

  1. wiedziałam! :) jak Meg zadzwoniła od razu się domyśliłam, że chodzi o to, że będzie z Ryanem jak powiedziała, że on już będzie, a jak mama powiedziała o tej niespodziance to też się domyśliłam, że o ciąże chodzi :D super rozdział

    OdpowiedzUsuń
  2. wiedziałam że jej mama jest w ciąży xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahhaha a ja na początku myślałam że Meg jest w ciąży ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hehehehe . Jak Meg zadzwoniła do Miley to myślałam , że powiedzą, że Meg jest z Ryanem w ciąży ........ :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Na początku jak Megan zadzwoniła to myślałam,że właśnie jest z Rayanem, a mama Mailey jest w ciąży. A jak już wszyscy przyszli do Megan to przez chwilę przyszło mi do głowy,że może ona też jest w ciążyXD Rozdział taki, że uśmiech sam wpełza na twarz:)

    OdpowiedzUsuń