środa, 1 sierpnia 2012

Rozdział 38.

Patrzyłam tępym wzrokiem z założonymi rękami,  jak najważniejsza osoba w moim życiu tak po prostu odchodzi. Miałam ochotę krzyknąć, żeby został, nie odchodził, ale wiedziałam, że nie mogę tego zrobić. Podjęłam rozsądną decyzję. Szkoda tylko, że rozsądek nijak ma się do serca. Odwrócił się, spojrzał w moją stronę. Odruchowo szybko odwróciłam wzrok, spuszczając głowę. Kiedy tylko zniknął za rogiem otrzeźwiałam. Wzięłam głęboki oddech i otarłam mokre policzki, jednocześnie pociągając nosem. Teraz muszę wziąć się w garść. Zapomnieć i żyć dalej. To wydaje się być takie proste, prawda? Naciągnęłam rękawy kurtki na dłonie i powolnym krokiem zaczęłam iść w kierunku wyjścia z parku.
*
Weszłam do domu, po cichu zamykając za sobą drzwi. Zdjęłam buty i kurtkę, udając się od razu na górę, do mojego pokoju. Położyłam na podłogę torbę i spojrzałam na łóżko. Leżała na nim Jego bluza. Nie czekając nawet chwili podeszłam do niej i poskładałam chowając do torby. Nie chciałam dłużej na nią patrzeć, bo to zdecydowanie nie pomagałoby mi w zapomnieniu. W poniedziałek w szkole mu ją oddam i tyle. Odłożyłam torebkę i walnęłam się na łóżko patrząc w sufit. Ja chyba sama nie wierzę w to, że zerwaliśmy. Cały czas wydaję mi się, że jutro się spotkamy i będzie tak jak wcześniej. Nie dociera do mnie, że to nieprawda, a nasz związek już nie istnieje.
Nagle poczułam burczenie w brzuchu, które chyba dopiero zdałam sobie sprawę, ignorowałam przez dwa dni. Mam dosyć tego cholernego głodu. Po co komu jedzenie? Chyba tylko po to, żeby tyć. Niepewnie wyjęłam zza szafki wagę. Wzięłam głęboki oddech i stanęłam na niej na początku zasłaniając oczy dłonią.
-Nie spojrzę tam, no nie spojrzę.- mówiłam po cichu sama do siebie zasłaniając oczy. Bałam się tego jaką liczbę zobaczę. Niepewnie odsłoniłam jedno oko, dalej nie spuszczając głowy, żeby zajrzeć na dół.
-Dobra, Miley weź się w garść.- westchnęłam i odsłoniłam drugie oko patrząc w dół, na wyświetlacz wagi.
-O ja pier..niczę- powiedziałam sama do siebie przykładając dłonie do ust. Zeszłam z wagi i z otwartymi ustami stałam, patrząc przed siebie. Trochę ponad 50 kilo. Byłam wściekła na siebie, na wagę, na wszystko i wszystkich dookoła. Ostatni raz kiedy się ważyłam, miałam 52 kilo. Prawie nic nie jadłam przez tyle czasu i schudłam tylko 2 kilogramy? Nagle wstąpiła we mnie cholerna złość. Zrzuciłam wszystko, co znajdowało się na biurku, po czym podeszłam do łóżka, zrzucając z niego poduszki. Stanęłam łapiąc się za głowę i zaciskając zęby. Schudnę. Schudnę i pokażę Justinowi co stracił. Gwałtownie otworzyłam szafkę z ciuchami i wyjęłam z niej spodnie dresowe i czarną bokserkę. Przebrałam się w ciuchy, które wyjęłam i związałam włosy w wysoką kitkę. Wzięłam z szuflady słuchawki do telefonu i wyszłam z pokoju. W przedpokoju minęłam się z mamą.
-Gdzie idziesz?- powiedziała kładąc zakupy na podłogę i ściągając buty.
-Biegać.- odpowiedziałam, wiążąc trampki.
-Biegać? Od kiedy ty uprawiasz jogging?
-Od dzisiaj.- powiedziałam krótko i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź wyszłam z domu, lekko trzaskając drzwiami. Włożyłam słuchawki do uszu, włączając piosenkę i wzięłam głęboki oddech, zaczynając powoli biec.
*
Do domu weszłam kompletnie wykończona. Nic dziwnego, ostatni raz biegałam rok temu, bo na wf unikam tego jak ognia. Po prostu tego nienawidzę. Ale teraz trzeba się poświęcić. Ledwo trzymając się na nogach zdjęłam buty i weszłam do kuchni, nalewając sobie do szklanki wody.
-Miley.- zaczęła mama odkładając kubek z kawą i patrząc na mnie uważnie. - Czy ty się odchudzasz?- dodała wzrokiem w stylu "Wybij to sobie z głowy".
-Możliwe, co w tym złego?- powiedziałam i oparłam się o blat.
Tak o blat, na którym tak niedawno całowałam się z Justinem. Stop! Cofnijmy to, wcale znowu o nim nie myślałam.
-Może to, że ty jesteś już za szczupła? Niedługo wiatr cię przewróci. Ty naprawdę z dnia na dzień jesteś coraz chudsza.
Przewróciłam teatralnie oczami. Już wiem po kim mam umiejętność dobrego kłamania.
-Mam oczy, mam lustro i mam wagę. Więc będę wdzięczna, kiedy przestaniesz mi wmawiać, że jestem chuda.
-Miley, opamiętaj się dziewczyno! Wpędzisz się w chorobę, zobaczysz.
To samo powiedział mi Ju....Miley!
-Nie wpędzę się w żadną chorobę. Schudnę jeszcze z 2/3 kilo i sobie trochę odpuszczę.- wzruszyłam ramionami odkładając pustą szklankę do zmywarki.
-Martwię się o ciebie, dziecko.- mama podeszła do mnie, przeczesując moją grzywkę. - Ile się teraz słyszy o nastolatkach, które same wyniszczają swój organizm przez obsesję na punkcie swojej wagi. I jak kończą? W najlepszych wypadkach w szpitalu. Miley, ty jesteś chuda i każdy ci to powie, naprawdę nie potrzebujesz odchudzania. Wręcz przeciwnie, nie zaszkodziłoby ci trochę przytyć.
-Maaamo.- powiedziałam i delikatnie się uśmiechając, przewróciłam oczami. -Ja naprawdę to wszystko kontroluję i nie przesadzę, przecież nie chcę się zagłodzić. Obiecuję.- dodałam.
-Dobrze, ale uważaj, nie wpadnij w obsesję odchudzania.
-Dobrze mamo.- uśmiechnęłam się i usiadłam przy stole.
-A jak sobie radzisz z rozstaniem?- spytała niepewnie siadając obok mnie.
Zacisnęłam wargi. To w dalszym ciągu cholernie bolało.
-Przepraszam, nie powinnam poruszać tego tematu.
-Nie, jest okej. Naprawdę, zaczynam się do tego przyzwyczajać i zapominać o nim.
-Zobaczysz, jeszcze znajdziesz odpowiedniego chłopaka.
-Na pewno.- uśmiechnęłam się delikatnie.
Żaden chłopak nie będzie wystarczająco dobry, żeby zastąpić mi Justina.
-To ja już pójdę do siebie.- powiedziałam i wstałam z krzesełka, udając się do wyjścia.
-A obiad? - spojrzała na mnie podejrzliwie.
-Zapomniałabym. Jestem strasznie głodna.- uśmiechnęłam się i podchodząc do szafki, wyjęłam z niej talerz nakładając na nią trochę kurczaka z warzywami. Moja mama tylko uśmiechnęła się i zaczęła czytać jakieś czasopismo. Zabrałam talerz i poszłam do swojego pokoju. Odłożyłam jedzenie na półkę i  położyłam się na łóżko. Głowa rozbolała mnie niemiłosierne. Szczerze mówiąc w ogóle czułam się tragicznie. Położyłam się na boku i wtuliłam w poduszkę, przymykając powieki.
-Justin, no puść mnie, musze iść.-zaśmiałam się, próbując lekko go od siebie odepchnąć. -Nie chcę.- mruknął mi we włosy. -Ale musisz.- odpowiedziałam i spojrzałam na niego, uśmiechając się.
Zacisnęłam wargi, przewracając się na drugi bok.
-Głupek.- powiedziałam uśmiechając się. Justin przesunął trochę twarz, dotykając ustami mojej szyi. Znowu dreszcze i przyspieszony oddech. Jak on to robi, że reaguje w ten sposób? -Dla ciebie mogę być nawet głupkiem.- szepnął z uśmiechem na ustach. Po chwili musnął delikatnie wargami moją szyję, a pode mną momentalnie ugięły się nogi.
Przyłożyłam sobie poduszkę do twarzy, tak jakby zakrycie oczu miało sprawić, że przestanę ciągle o Nim myśleć.
-Nie ma dziewczyny ładniejszej od ciebie i to ciebie kocham głuptasie.- uśmiechnął się i cmoknął mnie w nos.
To zabolało mnie najbardziej. Skoro mnie tak bardzo kochał, to dlaczego całował się z Marie? Dlaczego jej nie odepchnął? To nielogiczne. Wzięłam do ręki komórkę i 'weszłam' w kontakty.
Justin;*
Usunąć, nie usunąć..w głowie miałam mętlik. Z jednej strony wiedziałam, że powinnam zrobić, że tak będzie łatwiej, ale z drugiej..miałam bardziej ochotę do niego zadzwonić i poprosić, żeby do mnie przyjechał. I właśnie dlatego do cholery muszę ten numer usunąć! Szybko, żeby nie można było tego już cofnąć nacisnęłam "usuń". No i poszło. Odłożyłam telefon i położyłam się na plecach patrząc bezmyślnie w sufit.
-Kocham cię.- szepnął i przybliżając się do mnie, przyłożył usta do mojego policzka. W tym momencie lekko przesunął wargi, składając pocałunek w kąciku moich ust.
- Mimo wszystko, pamiętaj o tym.- dodał i przejechał wierzchem dłoni po moim policzku.
Miley do cholery przestań! Nie mogę cały czas o nim myśleć, przypominać sobie tego, co było, bo w ten sposób nigdy o nim nie zapomnę. Może mama ma rację? Może niedługo spotkam kogoś innego i się w nim zakocham? Podniosłam się do pozycji siedzącej i wyjęłam z szuflady mój pamiętnik i długopis. Otworzyłam go na wolnej kartce i niepewnie zaczęłam pisać.
Mam dosyć użalania się nad sobą, płakanie w poduszkę i rozpamiętywania tego co było. Od dzisiaj wszystko się zmieni, definitywnie. Czas zacząć żyć normalnie. Wielu chłopaków mnie podrywa, tak? Teraz mogę w końcu to wykorzystać. Nic ani NIKT mnie nie ogranicza. Mam zamiar flirtować i bawić się w najlepsze. Użalająca się nad sobą Miley to już przeszłość. Ten wpis będzie mi codziennie przypominał o tym, co sobie postanowiłam. Justin zobaczy co stracił.
 Mimowolnie lekko się uśmiechnęłam. Wzięłam do ręki komórkę i wybrałam numer Megan.
-Hej, słuchaj. Dzisiaj piątek, idziemy się zabawić. I nie chcę słyszeć żadnego "ale". Wychodzimy na imprezę. Zbliża się grudzień, a co za tym idzie? Adwent. To już ostatki, więc musimy korzystać.- mówiłam podekscytowana myślą o moich planach.
-Miley, nie poznaję cię!-powiedziała zszokowana Meg, a ja się zaśmiałam.
-No co? Doszłam do wniosku, że nie będę siedzieć całymi dniami w domu, użalając się nad sobą.- wzruszyłam ramionami otwierając szafę z ubraniami.
-Nie no..to dobrze.- powiedziała niepewnie. - To bardzo dobrze.- dodała i wiedziałam, że się uśmiechnęła.
-To jak z tą imprezą?
-Jasne, dam znać Vanessie. A co z...- szepnęła niepewnie, a ja wiedziałam co ma na myśli.
-Oni też niech idą. To znaczy Chris, Rayan i ...Justin.- to ostatnie powiedziałam już ciszej, ale zaraz ponownie podniosłam nieco głos. -Niech oni też idą. Mam z nim wspólnych przyjaciół i nie mogę egoistycznie ich sobie "przywłaszczać" na wyłączność. Zresztą, chcę żeby szedł. - dodałam i na samą myśl o flirtowaniu na jego oczach triumfalnie się uśmiechnęłam.
-Jesteś pewna? Naprawdę chcesz, żeby Justin również z nami był? Możemy iść tylko w trójkę jeśli chcesz, nie widzę problemu.
-Nie. Naprawdę, uwierz mi. Chcę żeby on też tam był. - odpowiedziałam, wpatrując się w szafę, już teraz myśląc w co się ubiorę.
-Nie no okej. Skoro tego chcesz. Dam im wszystkim znać. To później się jeszcze zgadamy, pa.
-Pa.
Odłożyłam telefon na łóżko i zaczęłam przekopywać ubrania w poszukiwaniu czegoś w czym, na mój widok Justinowi opadnie szczęka.
*
Po cichu zeszłam na dół, na palcach skradając się do kuchni. Rozglądałam się czy aby nigdzie nie ma któregoś z moich rodziców. Weszłam do kuchni, uświadamiając sobie, że ich najzwyczajniej w świecie nie ma w domu. Odetchnęłam z ulgą, wyrzucając do kosza wcześniej naszykowany przeze mnie obiad. Włożyłam talerz do zmywarki, a kiedy ponownie odwróciłam się w stronę drzwi, zauważyłam Marie. Opierała się o ścianę, oglądając swoje paznokcie. Spojrzałam na nią z pogardą z zamiarem przejścia obok, bez jakiegokolwiek słowa.
-Przystojny, a do tego dobrze całuje.- usłyszałam za sobą i odwróciłam się powoli na pięcie w kierunku dziewczyny. Marie spojrzała na mnie z pogardliwym uśmiechem.
-No no, Miley brawa dla ciebie. Takie ciacho twoim chłopakiem..ups, to znaczy byłym chłopakiem.-dodała i zaśmiała się cicho. Przysięgam na wszystko, że gdybym tylko mogła wzięłabym nóż, który leżał na stole i głęboko wbiła jej w brzuch. Wszystko się we mnie gotowało ze złości. Miałam ochotę ją zabić. Znudziło jej się udawanie miłej, słodkiej idiotki? A nie, przepraszam. Już nie musi, bo osiągnęła swój cel. Rozbiła mój związek z Justinem.
-Powiedz mi, jak można być taką szmatą? Uczą cię tego w tej twojej prywatnej szkole, czy to twoja umiejętność wrodzona?- powiedziałam i skrzyżowałam ręce na piersi.
-Ostro.- zaśmiała się.-Wiesz co, nie. Muszę cię straasznie przeprosić, ale nie umiałam się oprzeć mając taką okazję. Boże jaka ty jesteś głupia i naiwna. Naprawdę sądziłaś, że idę po jakieś spinki do włosów?- parsknęła śmiechem. -Szłam tam specjalnie, bo on tam był. I uwierz mi naprawdę nie musiałam jakoś specjalnie się starać o ten pocałunek. Wystarczyło ładnie się uśmiechnąć, pociągnąć go w kierunku ściany i już. Sądziłam, że skoro jest w tobie taki zakochany to będzie protestował, może nawet mnie odepchnie, ale on odwzajemnił pocałunek.
Nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie jak bardzo raniły mnie jej słowa. To było gorsze niż gdyby ktoś wbił mi nóż w brzuch. Ból jaki potrafiła sprawić mi tymi słowami, był o wiele gorszy.
-I co ci to dało? On i tak nie jest twój.- syknęłam przez zaciśnięte zęby.
-Ani twój. Osiągnęłam to, co chciałam.- uśmiechnęła się triumfalnie po czym parsknęła śmiechem. Nic nie odpowiedziałam, tylko gwałtownie się odwróciłam i szybkim krokiem poszłam do góry. Weszłam do mojego pokoju, trzaskając z całej siły drzwiami. Zrzuciłam książki z szafki. Złość mieszała się ze smutkiem. Nienawidzę ich, nienawidzę! Poczułam jak w oczach zbierają mi się łzy. Zacisnęłam usta, nie obiecałam sobie, że nie uronię przez nim już ani jednej łzy. Przetarłam oczy i pociągnęłam nosem. Nie pozwolę ponownie doprowadzić się do stanu kompletnego "rozklejenia". Wzięłam do ręki komórkę i wybrałam numer do mamy. Odebrała po kilku połączeniach.
-Gdzie jesteście?- spytałam, kiedy odebrała moja mama.
-U cioci i wujka, a coś się stało?
-Nie, nic. A o której będziecie?
-Nie wiem czy tak szybko.-powiedziała niepewnie, a tym momencie usłyszałam w tle głośne przekleństwo. - Tata z wujkiem uparli się, że zbudują dla Taylora domek dla ptaków, który potrzebuje do szkoły. A z tego co słyszysz nie idzie im za dobrze. W każdym bądź razie zbyt prędko nie wrócimy.-dodała. Mimo wszystko cicho zachichotałam wyobrażając sobie mojego tatę, wujka Joey'a i ich desperackie próby zbudowania ..czegokolwiek.
-Ach tak, rozumiem.- powiedziałam lekko się uśmiechając. - To ja chciałam ci tylko powiedzieć, że jadę z przyjaciółmi na imprezę. Moogę, prawda? Obiecuję, że punkt 2:00 będę w domu, cała i zdrowa odwieziona przez któregoś z moich przyjaciół.
-No dobrze, już idź. Uważaj na siebie i baw się dobrze.
-Do jasnej cholery, jakim cudem te dwa pieprzone kawałki drewna mają się ze sobą złożyć, skoro w żaden sposób nie chcą się przybić gwoźdźmi!- usłyszałam w tle i ponownie parsknęłam śmiechem.
-Jasne, dzięki pa.- odpowiedziałam i rozłączyłam się. Wzięłam kilka głębokich oddechów i obiecałam sobie, że nie będę przejmować się już tym co mówi ta szmata. Bieber- temat zamknięty. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał kilkanaście minut po 18. W tym momencie zadzwoniła moja komórka, po raz kolejny przyłożyłam ją do ucha naciskając zieloną słuchawkę.
-I jak, Meg? Wszyscy jadą?- spytałam siadając na łóżku.
-Mhm, z Justinem miałam tylko problem. Najpierw nie mógł uwierzyć, że ty sama chciałaś, żeby on jechał, a później marudził mi do telefonu, że wasze wspólne wyjście to chyba nie jest najlepszy pomysł.
-Ale ostatecznie się zgodził?- spytałam niepewnie.
-Tak, on zabierze się z chłopakami, a my pojedziemy osobno. Vanessa w końcu zabrała od mechanika swój ukochany samochód, zgodziła się prowadzić.
-To świetnie.
Okej, przyznam się, że bałam się spotkania z nim, ale wiedziałam, że po pierwsze muszę do tego przywyknąć, bo łączą nas przyjaciele, a po drugie nie mogę zapomnieć o tym co sobie postanowiłam.
-To o 20 bądź gotowa, wpadniemy po ciebie z Van. Do później.
-Do później.- odpowiedziałam i rozłączyłam się.
Przez chwilę patrzyłam bezmyślnie przed siebie zastanawiając się, czy na pewno dam sobie radę przebywać w jego towarzystwie. Nie, muszę sobie dać. - potrząsnęłam głową i podniosłam się z łóżka. Podeszłam do fotela, na którym położyłam wcześniej przygotowanie ubrania i poszłam z nimi do łazienki. Odkręciłam wodę, przygotowując sobie kąpiel, a sama zaczęłam zmywać makijaż z rana. Związałam włosy w niechlujny kok, dokładnie oczyszczając twarz. W samej bieliźnie stanęłam i przyjrzałam się sobie w lustrze. Nigdy nie odstawały mi tak koście biodrowe. Ale to chyba dobrze, tak? Wzruszyłam ramionami i czekałam aż wanna napełni się wodą.
Po kąpieli owinęłam wokół ciała ręcznik i zaczęłam suszyć mokre włosy. Kiedy tylko były już suche, włożyłam wcześniej przygotowane ubrania i rozczesałam włosy. Zostawiłam je w naturalnym stanie, to znaczy pofalowane. Nałożyłam nieco mocniejszy makijaż i odeszłam trochę do tył dokładnie się sobie przyglądając. Jest dobrze. Jest bardzo dobrze.- uśmiechnęłam się triumfalnie. Muszę przyznać, że wyglądałam naprawdę rewelacyjnie. Już nie mogę się doczekać, kiedy zobaczy mnie Justin. Gotowa wyszłam z łazienki udając się do swojego pokoju. Spojrzałam na zegarek - za dwadzieścia 20. Wyrobiłam się w czasie idealnie. Popsikałam się perfumami i jeszcze raz przejechałam truskawkowym błyszczykiem po ustach. Włożyłam szpilki i zabierając ze sobą kurtkę zeszłam na dół. Całe szczęście Marie chyba gdzieś wyszła. Nie mogłabym patrzeć na tą jej przesłodzoną buźkę. Spakowałam do torebki komórkę, kosmetyczkę, klucze, perfumy, portfel i inne pierdoły. Po chwili usłyszałam dźwięk dzwonka. Tak jak myślałam, dziewczyny już na mnie czekały. Zamknęłam dom i wsiadłam do samochodu.
-Czy ty masz zamiar poderwać dzisiaj wszystkich chłopaków w klubie?- zaśmiała się Vanessa patrząc na mnie.
-Co? Czemu?- uśmiechnęłam się.
-Wyglądasz jak gwiazda filmowa.-uśmiechnęła się.
-Oj nie przesadzaj, ale dzięki. I tak, mam zamiar flirtować dzisiaj w najlepsze.
-Taka mała zemsta?- spytała Megan, a ja kiwnęłam twierdząco głową, uśmiechając się triumfalnie.
*
Dojechałyśmy w około 20 minut. Megan dzwoniła do chłopaków, pytając gdzie są.
-Mhm, okej. Zaraz będziemy.- powiedziała i rozłączyła się.
-I co?- spytałam niepewnie.
Żołądek skręcał mi się z nerwów na samą myśl, że za moment zobaczę się z Justinem. Oddychaj i zachowuje się naturalnie- powtarzałam sobie w myśli.
-Oni już są w środku, czekają na nas obok baru, zaraz na wprost wejścia. Chodźcie.- powiedziała i wszystkie poszłyśmy w kierunku bramki, w której stali ochroniarze. Jak zwykle bez problemu nas przepuścili dając nam te 18 lat, mimo, że żadne z nas tylu jeszcze nie ma. Teraz nawet nie zawracałam sobie głowy tym, że mogą mnie nie wpuścić. Myślałam tylko o tym, że on tam będzie. Weszłyśmy trochę w głąb klubu, a głośna muzyka dosłownie ogłuszała.
-O, chyba ich widzę. - powiedziała Vanessa idąc przodem, a my za nią. Miała rację po chwili też zauważyłam, że to oni. Ostatni raz wzięłam głęboki oddech i przyjęłam obojętny wyraz twarzy. Chłopacy stali tyłem, kiedy Meg się odezwała od razu się odwrócili. Justin spojrzał w moją stronę i momentalnie zakrztusił się piwem, które w tym czasie pił. Mimo wszystko miałam ochotę parsknąć śmiechem, ale zachowałam poważny wyraz twarzy.
-O, jesteście już. To jak, idziemy tańczyć, tak?- powiedział Chris, odstawiając swój kubek na bar.
-Jasne.- odpowiedziałam i odwróciłam się w kierunku parkietu zarzucając włosami. Czułam jak Justin "odprowadzał" mnie wzrokiem. Chyba osiągnęłam swój cel, tak? Ale to dopiero początek zabawy. Wszyscy poszliśmy na środek, przeciskając się przez ludzi. Starałam się dzisiaj myśleć tylko o dobrej zabawie.
*
Po kilku piosenkach zmęczona oddaliłam się od przyjaciół i usiadłam przy barze, zamawiając sobie zwykła wodę.
-Co za miłe spotkanie.- usłyszałam nagle i odwróciłam się. Przede mną stał przystojny chłopak, który nieodparcie sprawiał wrażenie wcześniej już poznanego.
-My się zna...aaa zaraz, kelner z tamtej dyskoteki?- zaśmiałam się, orientując się, skąd znam tego chłopaka.
-Tak, to ja.- uśmiechnął się.
-A właśnie, wiesz wtedy nie zadzwoniłam bo..przez przypadek zgubiłam tą karteczkę.- powiedziałam przypominając sobie o numerze, który wtedy mi zostawił.
-Spoko.- uśmiechnął się. - Jaki ze mnie kretyn, nawet się nie przedstawiłem. Mike.- powiedział i uśmiechając się wyciągnął w moim kierunku dłoń.
-Miley.- odwzajemniłam uśmiech i podałam mu dłoń.

1 komentarz:

  1. Szczerze nienawidzę Marie! A Miley jest niesprawiedliwa no! Co może się jeszcze prześpi z tym kelnerem co?! I czemu jest tak mało o Chrisiakuu:( Kocham go:)

    OdpowiedzUsuń