środa, 1 sierpnia 2012

Rozdział 37.

"To koniec" - te słowa cały czas dźwięczały mi w uszach, jednocześnie doprowadzając do wypływu kolejnych łez. Przecież to co powiedziałam jest sprzeczne z moim sercem, to rozum kazał mi to powiedzieć. Otworzyłam gwałtownie moją szafkę i schowałam tam książkę, wyjmując natomiast kurtkę. Wzięłam ją do ręki razem z torbą zarzuconą na ramię i szybkim krokiem odeszłam w kierunku wyjścia ze szkoły. Poczułam zimny podmuch wiatru na swojej twarzy, ale nie zważając na to poszłam przed siebie. Zeszłam po kilku schodkach i stanęłam na chwilę w miejscu. Przymknęłam mokre powieki.
-Nic takiego, chciałam ci tylko powiedzieć, że cholernie cię kocham.- szepnęłam i nie musiałam czekać na to, aż nasze usta się zetknęły, a mnie, mimo niskiej temperatury i zimnego deszczu, ogarnęło przyjemnie ciepło.
Po moim policzku spłynęła kolejna, słona łza. Otworzyłam oczy i szybkim krokiem zaczęłam iść przed siebie. Sama nie wiem gdzie, po prostu przed siebie. Zatrzymałam się dopiero będąc w parku. Złapałam się za głowę, zaczesując włosy do tyłu i kucnęłam wybuchając płaczem.
Sama nie wiem jak opisać to jak się w tym momencie czułam. Ta bliskość między nami wywoływała u mnie chyba wszystkie z możliwych objawów zakochania. Serce bijące nad wyraz szybko, żeby nie powiedzieć sprawiające wrażenie jakby każdy dookoła słyszał jego bicie czy to ukłucie w brzuchu, które irytowało, ale jednocześnie tak bardzo je lubiłam.
Nie obchodziło mnie nic dookoła. Ludzie przechodzący niedaleko mnie, niska temperatura, wiejący wiatr...w tym momencie jedyne co tak naprawdę czułam to ból, którego nie można porównać do żadnego bólu fizycznego. To tak, jakby ktoś zabrał cząstkę ciebie. Justin był...jest dla mnie wszystkim. Podniosłam się i usiadłam na pierwszej, lepszej ławce. Patrzyłam bez celu przed siebie, ocierając z policzka łzę. Za naiwność się płaci? Ale dlaczego do cholery aż tak wysoką cenę? Pierwszy chłopak, któremu powiedziałam "kocham cię". Dlaczego nie domyśliłam się, że jemu na mnie nie zależy? On tylko się mną bawił, jak każdą. Po chwili rozległ się dźwięk mojego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz- Megan. Niechętnie nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam komórkę do ucha.
-Miley, gdzie ty jesteś?- spytała, a ja podniosłam się z ławki idąc przed siebie.
-Nie idę już dzisiaj na lekcję, źle się czuję.- odpowiedziałam, mając nadzieję, że mój głos nie drżał i Meg nie poznała, że płakałam.
-To idź lepiej do domu, połóż się, odpocznij. Przypominasz cień człowieka, martwimy się o ciebie kochanie.- powiedziała z troską. Kochałam je jak siostry. Meg i Vanessa są moimi przyjaciółkami odkąd tylko pamiętam. Zawsze mogę na nie liczyć. Nawet, kiedy jest bardzo źle, one zawsze potrafią podnieść mnie na duchu.
-Naprawdę, wszystko jest już okej. Macie rację, odpocznę, nabiorę sił i wszystko wróci do normy. Naprawdę.
-Dobrze, ale w razie czego pamiętaj, że zawsze możesz do nas zadzwonić, od razu do ciebie przyjdziemy.
-Wiem, dziękuje.- uśmiechnęłam się lekko. - Pa.- dodałam i rozłączyłam się, chowając komórkę do torby. Skrzyżowałam ręce na piersi, biorąc głęboki oddech, wdychając zimne powietrze. Trzeba zamknąć jeden rozdział w swoim życiu, żeby móc otworzyć drugi. On jest już tylko i wyłącznie przeszłością i muszę się z tym pogodzić. Zacisnęłam wargi powstrzymując zbierające się w oczach łzy. Kolejny raz usłyszałam dźwięk dzwoniącej komórki. Chciałam zignorować połączenie, ale kiedy skończyło się jedno, zaczęło drugie. Niechętnie, ponownie sięgnęłam dłonią do torebki, w celu wyjęcia dzwoniącego telefonu. Pierwsze co, to spojrzałam na wyświetlacz - Ju...Bieber.
Tak, łatwiej będzie mi chociaż w jednym, malutkim stopniu spróbować traktować go tak jak kiedyś.
-Chyba prosiłam, żebyś do mnie nie dzwonił, bo zmienię numer.- powiedziałam na "powitanie". Przełknęłam ślinę i otarłam z policzka resztki łez.
-Proszę cię. Daj mi ostatnią szansę na wyjaśnienie tego jeszcze raz...- mówił, ale od razu mu przerwałam.
-Powiedziałeś mi już chyba wszystko co chciałeś. Zresztą oboje podajecie mi inną wersję wydarzeń, skąd mam wiedzieć, kto mówi prawdę?
-Co?! Co nagadała ci Marie?- powiedział szybko zdenerwowany.
-Co? Kto wie, może i prawdę. Szczerze to mam gdzieś, które z was mówi prawdę. Nie potrafisz zrozumieć prostej rzeczy - nie chcę mieć z tobą nic do czynienia?
Przez chwilę słyszałam w telefonie jedynie ciszę.
-Ostatnia szansa, ostatnie spotkanie. Jeżeli potem powiesz, że to naprawdę koniec i nie chcesz mnie znać, uszanuję to. Obiecują, ale daj mi szansę.
Na chwilę zamilkłam. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, w głowie miałam totalny mętlik. Nie chciałam jeszcze bardziej mieszać sobie w głowie tym spotkaniem, ale z drugiej strony, nie potrafiłam tak po prostu mu odmówić. Wiem, że to głupie, ale chciałam dać mi się wytłumaczyć...żałosne, doprawdy.
-Gdzie i kiedy?- powiedziałam na tyle oschle, na ile pozwalał ton mojego głosu.
-Dziękuję.- szepnął, a ja "widziałam" jak się uśmiecha. - Nie ma cię już w szkole, prawda?- dodał po chwili.
-Możliwe.- powiedziałam obojętnie, chociaż w środku cała aż się trzęsłam na myśl o spotkaniu z nim.
-Ja też się zerwę. Możemy spotkać się gdzie chcesz...
-Park w centrum miasta za piętnaście minut.- rzuciłam i rozłączyłam się. Stanęłam w miejscu i głośno wypuściłam powietrze z ust. Sama nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Co jeszcze chce mi powiedzieć? Nie miałam pojęcia, ale wiedziałam jedno- czas poznać prawdę. Na myśl o tym, że za kilkanaście minut się spotkamy puls przyspieszył mi do maksimum. Wzięłam kilka głębokich oddechów starając się nieco opanować, co w zasadzie było bezsensu, bo nerwy dosłownie mną szargały. Usiadłam na jednej z ławek i nerwowo stukałam obcasem o chodnik. Miley, opanuj się.- powtarzałam sobie w duchu do znudzenia, a to i tak nic nie dawało. Co chwilę zerkałam na wyświetlacz komórki, sprawdzając godzinę. Po około 10 minutach usłyszałam za sobą znajomy głos. Głos, który uwielbiałam. Który jednocześnie był na tyle głęboki, że potrafił sprawić, że zmiękną ci kolana i który jednocześnie potrafił być cholernie słodki. Wstałam i odwróciłam się, ręce krzyżując na piersi. Od razu zobaczyłam Justina. - ubranie - KLIK
KLIK
Był idealny. Jego oczy, usta, uśmiech, lubiłam nawet jego wiecznie w nieładzie włosy, spodnie opuszczone do granic możliwości, czy sposób w jaki mówił. Był dla mnie po prostu idealny, perfekcyjny w każdym calu.
Skup się- potrząsnęłam głową. Po chwili Justin stał już niecały metr przede mną.
-Masz dwie minuty.- powiedziałam oschle, krzyżując ręce na piersi. Justin wziął głęboki oddech, po czym zaczął mówić.
-Miley, chcę ci teraz powiedzieć całą prawdę, nie ukrywając już żadnego faktu.- powiedział niepewnie patrząc mi w oczy.
-Wow, a to  nowość. - zironizowałam. - Zresztą, mów bo czas ci leci.- dodałam z ironią.
-Mówiłem, że to Marie mnie pocałowała. To jest prawdą, przysięgam. Nie mam pojęcia, co ona ci nagadała, ale prawdę jest, że zatrzymała mnie wtedy w przedpokoju i sam nie wiem jak i kiedy mnie pocałowała.
-Tak, a gdzie ta "nowość"?- powiedziałam oglądając swoje paznokcie, udając znudzoną.
-Nie jest prawdą to, że nie zdążyłem jej odepchnąć..- szepnął i spuścił głowę. W tym momencie coś mną "potrząsnęło". Uniosłam wzrok i spojrzałam na niego.
-Co ty powiedziałeś?- powiedziałam i podeszłam do niego bliżej.
-Nie zacząłem pocałunku, ani tym bardziej go nie wymusiłem..ale też świadomie go nie zakończyłem.- mówił, a ja czułam jakby ktoś dał mi porządnego kopniaka w brzuch. Otworzyłam z wrażenia usta. Łudziłam się, tak bardzo łudziłam się, że to wszystko okaże się jedną, wielką pomyłką, przypadkiem. Sama nie wiem na co ja liczyłam.
-Czyli chcesz mi powiedzieć, że całkowicie świadomy, nie w żadnym szoku czy cholera wie co jeszcze, się z nią całowałeś? - powiedziałam nie dowierzając, stojąc kilka centymetrów od niego.
-Tak, to prawda...- powiedział cicho i podniósł głowę. - Ale to się nie liczy, przepraszam cię. Tak cholernie cię przepraszam. Gdybym tylko mógł cofnąć czas...
-Ale nie możesz.- przerwałam mu i zacisnęłam zęby ze złości. Jus podszedł do mnie, usiłując złapać mnie za ramiona. Odepchnęłam go od siebie, kładąc dłonie na jego klatce piersiowej.
-Nie dotykaj mnie, rozumiesz?- syknęłam przez zęby i poczułam łzę spływającą po moim policzku.
-Kocham cię, przysięgam. Błagam cię, wybacz mi.- mówił zrozpaczonym głosem i proszącym wyrazem twarzy.
-Nienawidzę cię rozumiesz?! Dobrze się bawiłeś moim kosztem?- krzyknęłam przez łzy i uderzyłam go pięściami w klatkę piersiową.
-Nie mów tak, proszę cię. Nie bawiłem się tobą, zrozum, że cię kocham!- mówił, łapiąc moje ręce.
-Tak mnie kochasz, że ja tylko nadarzyła się okazja, to przelizałeś się z pierwszą, lepszą, która się napatoczyła?!
Nic się nie odezwał, tylko spuścił na chwilę głowę.
-Nie masz pojęcia co to znaczy "kochać". Dla ciebie liczy się tylko dobra zabawa.- syknęłam przez zaciśnięte zęby i wyrwałam swoje dłonie.
-Twoje dwie minuty minęły, a teraz obiecałeś dać mi spokój. Z nami koniec, raz na zawsze.
-Jesteś tego pewna?- szepnął drżącym głosem.
Zawahałam się, ale nie mogłam postąpić inaczej.
-Tak ,jestem tego pewna. Nie chcę mieć z tobą już nic wspólnego.- powiedziałam starając się brzmieć stanowczo.
-Kocham cię.- szepnął i przybliżając się do mnie, przyłożył usta do mojego policzka. W tym momencie lekko przesunął wargi, składając pocałunek w kąciku moich ust. Poczułam się tak jakbym miała przy sobie cały mój świat i wiedziała, że za moment go stracę. Odsunął się ode mnie, ale wciąż czułam jego ciepły, miętowy oddech na swojej twarzy. - Mimo wszystko, pamiętaj o tym.- dodał i przejechał wierzchem dłoni po moim policzku.
-Idź już.- szepnęłam, chociaż tak naprawdę miałam ochotę krzyknąć "Zostań i nigdy więcej nie odchodź". Justin odsunął się ode mnie i spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
-Skoro tego sobie życzysz.- powiedział cicho i puszczając mnie powoli odwrócił się i odszedł.
Zostań.
Nie powiedziałam tego na głos, nie potrafiłam i wiedziałam, że nie mogę.
Trzeba żyć dalej tak?
Zamknięte jedne drzwi, dają mi możliwość otworzenia drugich?

2 komentarze:

  1. Jezu ryczę ;c Kocham twoje opowiadanie, mimo, że znalazłam je późno i tak chcę ci napisać, że jesteś świetna. Poryczałam się jak mała dziewczynka...

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem rozczarowana...W sensie nie rozdziałem(broń Panie Boże!) tylko decyzją Mailey!XD Zdziwiłam się kiedy Justin powiedział, że nie próbowała przerwać pocałunku:/ Ale się jeszcze zejdą nie? To dopiero 37 rozdział:D

    OdpowiedzUsuń