Związałam włosy w niezdarnego koka i wyjęłam z szafki dwa kubki, kładąc je na blacie. Tata pojechał z mamą do ginekologa, a Alex był jeszcze w szkole. Była u mnie natomiast Megan, która tak jak i wszyscy pozostali codziennie dodawała mi otuchy i siły, kiedy zaczynałam ją tracić. Byłam dziś już u Justina i spędziłam u niego prawie cztery godziny. I choć opuszczanie szpitala wcale mi się nie uśmiechało, to chciałam chociaż na trochę zostawić rodziców Justina samych z nim.
Zalałam oba kubki z saszetkami herbaty i odwróciłam się, kładąc jeden kubek przed moją przyjaciółką, natomiast drugi po przeciwnej stronie. Usiadłam na krzesełku i westchnęłam cicho.
-Miley, powinnaś chociaż raz porządnie się wyspać. Coraz bardziej się wykańczasz. Czy ty w ogóle śpisz? - powiedziała, patrząc na mnie z troską.
-Śpię..-odparłam niepewnie, obejmując dłonią kubek.
-Naprawdę? Nie wydaje mi się.
Megan tak naprawdę miała rację. Wstawałam dość wcześnie rano, aby jak najszybciej móc jechać do Justina. Spędzałam tam zazwyczaj całe dnie, wracałam późnym wieczorem, a i tak mimo zmęczenia nie potrafiłam zasnąć i zasypiałam późno w nocy. Byłam coraz bardziej wyczerpana, ale to nie miało znaczenia. Jedyne, co się dla mnie liczyło to to, żeby Jus się obudził. Nic więcej nie było ważne.
-Meg, dobrze wiesz, że chcę jak najwięcej czasu spędzać z Justinem.
-Rozumiem, naprawdę bardzo dobrze cię rozumiem, bo sama chodzę do szpitala przy każdej chwili czasu, musisz pamiętać też o samej sobie. Chcesz się wykończyć? Jus się obudzi, a wtedy to ty wylądujesz w szpitalu z wycieńczenia.
Nijak na to nie odpowiedziałam, spuszczając głowę. Stukałam paznokciami o kubek z wzrokiem wbitym w stół.
-A co jeśli on umrze..? - szepnęłam po chwili lekko zachrypniętym głosem, sama bojąc się słów, które wypowiedziałam.
-Miley, nawet tak nie myśl! - powiedziała głośno. Podniosłam głowę i spojrzałam na przyjaciółkę, czując jak do oczu nachodzą mi łzy.
-Wciąż powtarzam sobie, że się obudzi, że z tego wyjdzie i, że nic mu nie będzie, ale błagam cię powiedz mi co będzie, jeśli on się nie obudzi? - powiedziałam drżącym głosem, a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.
Megan zamilkła, patrząc na mnie ze "szklankami" w oczach.
-Powiedz mi co wtedy? Przysięgam ci, że jeśli on umrze...to ja również - wyszeptałam, ponownie spuszczając głowę.
-Mils - powiedziała i pociągnęła nosem, siadając obok mnie. - Justin nie umrze. Sądzisz, że by cię zostawił? Nawet nie wiesz jak on bardzo cię kocha. Wiesz ile ja już się od niego nasłuchałam o tobie? On potrafi mówić o tobie godzinami, non stop - powiedziała i obie zaśmiałyśmy się cicho przez łzy.
-Wiesz co kiedyś mi powiedział? - dodała już nieco poważniej, a ja spojrzałam na nią uważnie. - Że jesteś pierwszą i jedyną dziewczyną na której kiedykolwiek mu zależało i którą kiedykolwiek pokochał.
Czułam jak robi mi się "ciepło" na sercu, a wiara w to, że Jus się obudzi ponownie narodziła się we mnie ze zdwojoną siłą.
-Dziękuję. Gdyby nie wy, nie wiem czy byłabym taka silna - powiedziałam.
-Nie masz za co dziękować - odparła, na co obie się uśmiechnęłyśmy. Przez moment siedziałyśmy w ciszy, którą przerwała Megan.
-Zresztą jak ty w ogóle możesz mówić takie rzeczy, że on umrze, co? Myślisz, że kiedy dowie się, gdzie chcesz z nim jechać na ferie, to tak po prostu przepuści taką okazję? Pff - powiedziała po chwili, na co obie parsknęłyśmy śmiechem.
-A no tak, masz rację. - Zaśmiałam się, ocierając z policzków ostatnie oznaki płaczu.
-Zobaczysz, jeszcze będziesz zdawać mi i Vanessie gorące relacje z waszego pobytu w tych górach - powiedziała, uśmiechając się, na co ja ponownie parsknęłam śmiechem, obejmując dłonią kubek.
-Mhm, ja ci dam gorące relacje - powiedziałam, uśmiechając się pod nosem, co Meg od razu odwzajemniła.
-Swoją drogą to ci zazdroszczę, sama bym sobie z chęcią pojechała z Rayan'em na tydzień do domku w górach.
-To przecież domek moich rodziców, na drugi tydzień ferii mogę dać wam klucze i domek jest wasz - powiedziałam i zaśmiałam się.
-Naprawdę? - Dziewczyna spojrzała na mnie z entuzjazmem.
-Jasne - odparłam z uśmiechem, na co dziewczyna odpowiedziała mi uśmiechem. - Tyle, że to by było trochę dziwne, że wiesz ja z Justinem, że my tam ten, a później wy byście tam..no ten, w sensie, że....no..rozumiesz - skwitowałam i obie wybuchnęłyśmy śmiechem.
-Rozumiem - powiedziała w końcu przez śmiech Meg.
-Dziękuję. Gdyby nie wy, nie wiem czy byłabym taka silna - powiedziałam.
-Nie masz za co dziękować - odparła, na co obie się uśmiechnęłyśmy. Przez moment siedziałyśmy w ciszy, którą przerwała Megan.
-Zresztą jak ty w ogóle możesz mówić takie rzeczy, że on umrze, co? Myślisz, że kiedy dowie się, gdzie chcesz z nim jechać na ferie, to tak po prostu przepuści taką okazję? Pff - powiedziała po chwili, na co obie parsknęłyśmy śmiechem.
-A no tak, masz rację. - Zaśmiałam się, ocierając z policzków ostatnie oznaki płaczu.
-Zobaczysz, jeszcze będziesz zdawać mi i Vanessie gorące relacje z waszego pobytu w tych górach - powiedziała, uśmiechając się, na co ja ponownie parsknęłam śmiechem, obejmując dłonią kubek.
-Mhm, ja ci dam gorące relacje - powiedziałam, uśmiechając się pod nosem, co Meg od razu odwzajemniła.
-Swoją drogą to ci zazdroszczę, sama bym sobie z chęcią pojechała z Rayan'em na tydzień do domku w górach.
-To przecież domek moich rodziców, na drugi tydzień ferii mogę dać wam klucze i domek jest wasz - powiedziałam i zaśmiałam się.
-Naprawdę? - Dziewczyna spojrzała na mnie z entuzjazmem.
-Jasne - odparłam z uśmiechem, na co dziewczyna odpowiedziała mi uśmiechem. - Tyle, że to by było trochę dziwne, że wiesz ja z Justinem, że my tam ten, a później wy byście tam..no ten, w sensie, że....no..rozumiesz - skwitowałam i obie wybuchnęłyśmy śmiechem.
-Rozumiem - powiedziała w końcu przez śmiech Meg.
*
Jakieś niecałe pół godziny po wyjściu Meg, do domu wrócili rodzice. Od razu zeszłam na dół, udając się do salonu.
-I co mówił lekarz? Jak ciąża? - spytałam od razu.
Mama usiadła na fotelu, kładąc obok swoją torebkę, a tata odłożył kurtki ich obojga na szafkę.
-Nic takiego - odparła mama, naciągając rękawy swetra na dłonie. - Powiedział tylko, że nie mogę się więcej denerwować i stresować bo to źle wpływa na dziecko. Stąd te bóle - dodała.
-Bóle? - spytałam zdezorientowana.
-Nie mówiłam ci, nie chciałam cię martwić. Nic takiego, naprawdę - odparła niepewnie. Przyłożyłam dłoń do czoła, biorąc głęboki oddech.
-Mamo - zaczęłam, siadając naprzeciw niej. - Proszę cię, zapomnij o tym wszystkim chociaż na jeden dzień. Widzę jak bardzo się zamartwiasz, jak próbujesz mnie wesprzeć i jestem ci za to niesamowicie wdzięczna, ale musisz odpocząć. Połóż się spać i zapomnij o tym na moment, dobrze? Jesteś w ciąży, musisz o siebie dbać. Gdyby tobie albo dziecku coś się stało, chyba nigdy bym sobie tego nie wybaczyła.
Mama spojrzała na mnie i uśmiechnęła się lekko.
-Mam najcudowniejszą i najsilniejszą córkę na świecie, naprawdę - powiedziała i przytuliła mnie. Objęłam ją i delikatnie się uśmiechnęłam.
-A ja najcudowniejszą mamę na świecie - odparłam cicho, zaciskając powieki. W tym momencie usłyszałyśmy ciche odchrząknięcie. Od razu obie spojrzałyśmy na tatę, który stał ze skrzyżowanymi rękami i patrzył na nas z uśmiechem.
-No a ty jesteś najcudowniejszym mężem na świecie - powiedziała moja mama z uśmiechem i wstała.
-I tatą! - dodałam i obie z mamą, podeszłyśmy do taty położyłyśmy mu po obu stronach dłonie na ramieniu, po czym cała nasza trójka wybuchła śmiechem.
W tym momencie usłyszeliśmy głośny trzask drzwi wejściowych i wszyscy odwróciliśmy się w tamtym kierunku. Alex wszedł do salonu i spojrzał na nas jak na idiotów.
-Jakieś spotkanie rodzinne o którym nie wiem? - spytał, patrząc na nas zdziwiony, po czym ja, mama i tata ponownie wybuchnęliśmy śmiechem.
-Chodź tu mój jedyny synu - odparł po chwili ze śmiechem mój tata i podszedł do Alexa, przeczesując jego włosy.
*
Niemalże naładowana pozytywną energią szłam szpitalnym korytarzem. Nie mam pojęcia skąd nabrałam nowych sił, ale czułam jak coś w środku podpowiada mi, że wszystko się ułoży. Z lekkim uśmiechem na ustach, delikatnie uchyliłam drzwi sali.
Mama Justina od razu odwróciła się i spojrzała w moim kierunku.
-Dzień dobry - powiedziałam cicho i delikatnie się uśmiechnęłam.
-Dzień dobry kochanie - odparła, odwzajemniając uśmiech. Ostatni raz pogładziła Justina po policzku i wstała podchodząc do mnie.
-Pewnie chcesz, żebym sobie poszła. - Zaśmiała się cicho.
-Nieee, niech pani zostanie - odpowiedziałam szybko, nie chcąc zabrzmieć niegrzecznie.
-Wiem, że chcesz zostać z nim sama - powiedziała patrząc na mnie z uśmiechem, a ja odwzajemniłam gest, spuszczając głowę. -Zostawię was.
-Dziękuję - powiedziałam i już chciałam odejść w kierunku łóżka Justina, jednak jego mama mnie zawołała.
-Miley? - szepnęła, a ja spojrzałam na nią uważnie. - Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że Justin ma taką dziewczynę jak ty. Widać, że naprawdę go kochasz i wiem, że nigdy go nie zranisz - powiedziała, patrząc mi w oczy, a ja poczułam w pewien sposób ciepło na sercu.
-Dziękuję..-szepnęłam niepewnie. - I może być pani pewna, że nigdy go nie zranię - dodałam, na co kobieta lekko się uśmiechnęła.
-Idź już do niego - odparła po chwili, puszczając mnie. Kiwnęła twierdząco głową, odwracając się i idąc w kierunku łóżka.
Mama Justina wyszła, zamykając za sobą cicho drzwi.
-Cześć misiek - powiedziałam, uśmiechając się i położyłam swoją torebkę na ziemię, po czym pocałowałam go w policzek.
Przysunęłam nieco krzesełko do łóżka i usiadłam na nim. Westchnęłam, odgarniając kosmyk włosów za ucho.
-Miałam wyściskać cię za jakieś dwieście osób ze szkoły, ale chyba ci tego oszczędzę - powiedziałam i zaśmiałam się cicho.
-Wiesz jaka śliczna pielęgniarka tu pracuje? Jak się obudzisz to od razu cię stąd zabieram, nie ma takiej opcji, żebym cię tu zostawiła. - Ponownie się zaśmiałam, łapiąc go za rękę. Objęłam obiema dłońmi jego dłoń, gładząc jej wierzch kciukiem.
-W sumie zastanawiałam się gdzie moglibyśmy pojechać na ferie. Podoba ci się wizja tygodnia w domku w górach we dwoje? Wiem, że ci się podoba. - Uśmiechnęłam się.
Na chwilę zamilkłam, jeszcze bardziej przysuwając się do łóżka. Spojrzałam na Justina i wzięłam głęboki oddech.
-Uświadomiłam sobie, że za rzadko mówię ci, że cię kocham. Zawsze wydaje mi się, że przecież ty o tym wiesz, ale teraz, kiedy byłam tak bliska stracenie cię, pomyślałam o tym co by było, gdybyś odszedł nie będąc pewny moich uczuć do ciebie.
Na samą myśl o tym, do moich oczu napłynęły łzy. Pociągnęłam nosem, przykładając jego dłoń do mojego policzka.
-Teraz, kiedy już się obudzisz, będę ci to mówić codziennie, do znudzenia, aż zacznę cię tym denerwować - powiedziałam i zaśmiałam się cicho, a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.
-Na początku bałam się, że mnie zostawisz, że tak po prostu odejdziesz. Ale wiesz co? Teraz wiem, jestem pewna, że nie zrobiłbyś mi tego. Wiesz, że ja bez ciebie sobie nie poradzę. Jesteś mi potrzebny do życia jak tlen. Gdyby ciebie zabrakło, to ja momentalnie też bym umarła.
-Kocham cię, ty, czasami niezmiernie irytujący, idioto - powiedziałam i ponownie zaśmiałam się przez łzy, całując jego dłoń.
Oparłam głowę na łóżku i cały czas obejmując jego dłoń, przymknęłam powieki. Mając go przy sobie, czułam, że nie potrzebuję do szczęścia już niczego innego. Gładziłam jego dłoń, zaciskając mocniej powieki i nie pozwalając kolejnym łzom na wypłynięcie. Nie mam pojęcia, kiedy zasnęłam.
Spojrzałam na niego i tak po prostu, dosłownie rzuciłam mu się w ramiona, przytulając go najmocniej jak potrafiłam. Chłopak w żadnym wypadku nie protestował, wręcz przeciwnie. Mocno wtulił mnie w siebie.
-A więc dlaczego chciałaś się ze mną spotkać?- szepnął w końcu. Ułożyłam dłonie na jego karku i przysunęłam się do niego. Czułam jak serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Wystarczyła chwila, a woda spływała po nas już strumieniami, ale my w dalszym ciągu nie zwracaliśmy na to najmniejszej uwagi.
-Nic takiego, chciałam ci tylko powiedzieć, że cholernie cię kocham.- szepnęłam i nie musiałam czekać na to, aż nasze usta się zetknęły, a mnie, mimo niskiej temperatury i zimnego deszczu, ogarnęło przyjemnie ciepło.
Zaczęłam powoli się rozbudzać, czując dotyk na swojej dłoni. Uchyliłam powieki i podniosłam głowę, a serce momentalnie przyspieszyło mi do maksimum. To Justin delikatnie poruszył dłonią. Otworzyłam z wrażenia usta i gwałtownie podniosłam się z krzesełka, czując jak coś dosłownie roznosi mnie od środka. Spojrzałam na Jus'a, który sprawiał wrażenie jakby właśnie się..budził. Zaczęłam głośniej oddychać, na moich ustach pojawił się uśmiech zmieszany z szokiem, a łzy zaczęły cisnąć się do oczu.
Dopiero po chwili logicznie przeanalizowałam sytuację i niemal wybiegłam z sali, chcąc znaleźć lekarza. Całe szczęście nie musiałam go długo szukać, wręcz wpadłam na niego, kiedy tylko wyszłam na korytarz.
-On się budzi! - prawie krzyknęłam, głośno oddychając. Mężczyzna spojrzał na mnie, chyba na początku kompletnie nie wiedząc o co mi chodzi.
-Justin się budzi do cholery! - krzyknęłam ponownie i uśmiechnęłam się, czując jednocześnie łzę spływającą po moim policzku.
Mężczyzna chyba dopiero teraz zrozumiał o co mi chodzi i odsunął mnie lekko, łapiąc za ramię, pobiegł w kierunku sali, w której leżał Justin. Przez moment stałam jak idiotka w jednym miejscu, mając wrażenie, że to sen i bojąc się, że zaraz się z niego obudzę. Złożyłam dłonie i przyłożyłam je do ust, patrząc w górę.
-Dziękuję - szepnęłam, po czym szybkim krokiem pobiegłam do sali. Stanęłam jak wryta w drzwiach, widząc jak lekarz nachyla się nad Justinem.
-Justin, słyszysz mnie? - Mężczyzna spytał, święcąc czymś po oczach Jus'a. Stałam i nie potrafiłam się ruszyć, w duchu modląc się, aby to wszystko nie okazało się za chwilę tylko złudzeniem.
Podeszłam nieco bliżej, zaciskając kciuki w dłoniach. Usłyszałam, jak chłopak odmruknął cicho, dając tym samym nam znak, że znów jest "wśród nas".
Nie potrafię opisać tego, jak w tym momencie się czułam. Serce sprawiało wrażenie, jakby zaraz miało wyrwać się z piersi, a dłonie drżały. Po moich policzkach samoistnie spływały łzy, a nogi się trzęsły.
Jus poruszył lekko ręką, a jego oczy zaczynały się otwierać.
-Potrafisz zacisnąć dłoń w pięści? - spytał lekarz, patrząc na rękę chłopaka. Jus delikatnie zacisnął dłoń, wyraźnie nie mając siły. Kiedy Justin otworzył szerzej oczy, mężczyzna ponownie po nich czymś poświecił.
Z napięciem czekałam na jakąkolwiek reakcję z jego strony.
-Tak - mruknął bardzo cicho, lekko drżącym głosem. W tym momencie mężczyzna podniósł się i spojrzał na mnie.
-Wrócił do nas - powiedział i lekko się uśmiechnął. Momentalnie niekontrolowanie wybuchłam płaczem, zakrywając usta dłońmi. To były łzy szczęścia.
On żyje. Obudził się. Wrócił do nas. Już nic mu nie grozi.
Zaczęłam uśmiechać się przez łzy, a moje dłonie drżały coraz bardziej.
-Nie mów na razie za dużo. - Mężczyzna powiedział jeszcze do Jus'a,po czym odszedł trochę na bok.
-Tylko proszę go nie udusić, przytulając go - Zaśmiał się, a ja spojrzałam na niego, wtórując mu przez łzy.
Dopiero teraz spojrzałam na Jus'a. Chłopak chciał lekko podnieść się do góry, jednak brak sił mu na to nie pozwalał.
-Justin..-szepnęłam po chwili i podeszłam do łóżka, siadając na jego skraju. - Nigdy więcej mnie nie zostawiaj - wyszeptałam, a kolejna łza spłynęła po moim policzku. Chłopak delikatnie złapał moją dłoń i splótł nasze palce.
-Przepraszam - szepnął bardzo cicho, słabym, lekko zachrypniętym głosem, a ja ponownie poczułam się najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.
_____________________________________________________________________
Krótki, wiem, ale właśnie w ten sposób chciałam go skończyć, więc nie miałam już co dopisać.
Mam nadzieję, że wam się podoba, bo na tym zależy mi najbardziej <3
Życzę wam udanego sylwestra, którego będziecie miło wspominać cały rok <33
-I co mówił lekarz? Jak ciąża? - spytałam od razu.
Mama usiadła na fotelu, kładąc obok swoją torebkę, a tata odłożył kurtki ich obojga na szafkę.
-Nic takiego - odparła mama, naciągając rękawy swetra na dłonie. - Powiedział tylko, że nie mogę się więcej denerwować i stresować bo to źle wpływa na dziecko. Stąd te bóle - dodała.
-Bóle? - spytałam zdezorientowana.
-Nie mówiłam ci, nie chciałam cię martwić. Nic takiego, naprawdę - odparła niepewnie. Przyłożyłam dłoń do czoła, biorąc głęboki oddech.
-Mamo - zaczęłam, siadając naprzeciw niej. - Proszę cię, zapomnij o tym wszystkim chociaż na jeden dzień. Widzę jak bardzo się zamartwiasz, jak próbujesz mnie wesprzeć i jestem ci za to niesamowicie wdzięczna, ale musisz odpocząć. Połóż się spać i zapomnij o tym na moment, dobrze? Jesteś w ciąży, musisz o siebie dbać. Gdyby tobie albo dziecku coś się stało, chyba nigdy bym sobie tego nie wybaczyła.
Mama spojrzała na mnie i uśmiechnęła się lekko.
-Mam najcudowniejszą i najsilniejszą córkę na świecie, naprawdę - powiedziała i przytuliła mnie. Objęłam ją i delikatnie się uśmiechnęłam.
-A ja najcudowniejszą mamę na świecie - odparłam cicho, zaciskając powieki. W tym momencie usłyszałyśmy ciche odchrząknięcie. Od razu obie spojrzałyśmy na tatę, który stał ze skrzyżowanymi rękami i patrzył na nas z uśmiechem.
-No a ty jesteś najcudowniejszym mężem na świecie - powiedziała moja mama z uśmiechem i wstała.
-I tatą! - dodałam i obie z mamą, podeszłyśmy do taty położyłyśmy mu po obu stronach dłonie na ramieniu, po czym cała nasza trójka wybuchła śmiechem.
W tym momencie usłyszeliśmy głośny trzask drzwi wejściowych i wszyscy odwróciliśmy się w tamtym kierunku. Alex wszedł do salonu i spojrzał na nas jak na idiotów.
-Jakieś spotkanie rodzinne o którym nie wiem? - spytał, patrząc na nas zdziwiony, po czym ja, mama i tata ponownie wybuchnęliśmy śmiechem.
-Chodź tu mój jedyny synu - odparł po chwili ze śmiechem mój tata i podszedł do Alexa, przeczesując jego włosy.
*
Niemalże naładowana pozytywną energią szłam szpitalnym korytarzem. Nie mam pojęcia skąd nabrałam nowych sił, ale czułam jak coś w środku podpowiada mi, że wszystko się ułoży. Z lekkim uśmiechem na ustach, delikatnie uchyliłam drzwi sali.
Mama Justina od razu odwróciła się i spojrzała w moim kierunku.
-Dzień dobry - powiedziałam cicho i delikatnie się uśmiechnęłam.
-Dzień dobry kochanie - odparła, odwzajemniając uśmiech. Ostatni raz pogładziła Justina po policzku i wstała podchodząc do mnie.
-Pewnie chcesz, żebym sobie poszła. - Zaśmiała się cicho.
-Nieee, niech pani zostanie - odpowiedziałam szybko, nie chcąc zabrzmieć niegrzecznie.
-Wiem, że chcesz zostać z nim sama - powiedziała patrząc na mnie z uśmiechem, a ja odwzajemniłam gest, spuszczając głowę. -Zostawię was.
-Dziękuję - powiedziałam i już chciałam odejść w kierunku łóżka Justina, jednak jego mama mnie zawołała.
-Miley? - szepnęła, a ja spojrzałam na nią uważnie. - Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że Justin ma taką dziewczynę jak ty. Widać, że naprawdę go kochasz i wiem, że nigdy go nie zranisz - powiedziała, patrząc mi w oczy, a ja poczułam w pewien sposób ciepło na sercu.
-Dziękuję..-szepnęłam niepewnie. - I może być pani pewna, że nigdy go nie zranię - dodałam, na co kobieta lekko się uśmiechnęła.
-Idź już do niego - odparła po chwili, puszczając mnie. Kiwnęła twierdząco głową, odwracając się i idąc w kierunku łóżka.
Mama Justina wyszła, zamykając za sobą cicho drzwi.
-Cześć misiek - powiedziałam, uśmiechając się i położyłam swoją torebkę na ziemię, po czym pocałowałam go w policzek.
Przysunęłam nieco krzesełko do łóżka i usiadłam na nim. Westchnęłam, odgarniając kosmyk włosów za ucho.
-Miałam wyściskać cię za jakieś dwieście osób ze szkoły, ale chyba ci tego oszczędzę - powiedziałam i zaśmiałam się cicho.
-Wiesz jaka śliczna pielęgniarka tu pracuje? Jak się obudzisz to od razu cię stąd zabieram, nie ma takiej opcji, żebym cię tu zostawiła. - Ponownie się zaśmiałam, łapiąc go za rękę. Objęłam obiema dłońmi jego dłoń, gładząc jej wierzch kciukiem.
-W sumie zastanawiałam się gdzie moglibyśmy pojechać na ferie. Podoba ci się wizja tygodnia w domku w górach we dwoje? Wiem, że ci się podoba. - Uśmiechnęłam się.
Na chwilę zamilkłam, jeszcze bardziej przysuwając się do łóżka. Spojrzałam na Justina i wzięłam głęboki oddech.
-Uświadomiłam sobie, że za rzadko mówię ci, że cię kocham. Zawsze wydaje mi się, że przecież ty o tym wiesz, ale teraz, kiedy byłam tak bliska stracenie cię, pomyślałam o tym co by było, gdybyś odszedł nie będąc pewny moich uczuć do ciebie.
Na samą myśl o tym, do moich oczu napłynęły łzy. Pociągnęłam nosem, przykładając jego dłoń do mojego policzka.
-Teraz, kiedy już się obudzisz, będę ci to mówić codziennie, do znudzenia, aż zacznę cię tym denerwować - powiedziałam i zaśmiałam się cicho, a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.
-Na początku bałam się, że mnie zostawisz, że tak po prostu odejdziesz. Ale wiesz co? Teraz wiem, jestem pewna, że nie zrobiłbyś mi tego. Wiesz, że ja bez ciebie sobie nie poradzę. Jesteś mi potrzebny do życia jak tlen. Gdyby ciebie zabrakło, to ja momentalnie też bym umarła.
-Kocham cię, ty, czasami niezmiernie irytujący, idioto - powiedziałam i ponownie zaśmiałam się przez łzy, całując jego dłoń.
Oparłam głowę na łóżku i cały czas obejmując jego dłoń, przymknęłam powieki. Mając go przy sobie, czułam, że nie potrzebuję do szczęścia już niczego innego. Gładziłam jego dłoń, zaciskając mocniej powieki i nie pozwalając kolejnym łzom na wypłynięcie. Nie mam pojęcia, kiedy zasnęłam.
Spojrzałam na niego i tak po prostu, dosłownie rzuciłam mu się w ramiona, przytulając go najmocniej jak potrafiłam. Chłopak w żadnym wypadku nie protestował, wręcz przeciwnie. Mocno wtulił mnie w siebie.
-A więc dlaczego chciałaś się ze mną spotkać?- szepnął w końcu. Ułożyłam dłonie na jego karku i przysunęłam się do niego. Czułam jak serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Wystarczyła chwila, a woda spływała po nas już strumieniami, ale my w dalszym ciągu nie zwracaliśmy na to najmniejszej uwagi.
-Nic takiego, chciałam ci tylko powiedzieć, że cholernie cię kocham.- szepnęłam i nie musiałam czekać na to, aż nasze usta się zetknęły, a mnie, mimo niskiej temperatury i zimnego deszczu, ogarnęło przyjemnie ciepło.
Zaczęłam powoli się rozbudzać, czując dotyk na swojej dłoni. Uchyliłam powieki i podniosłam głowę, a serce momentalnie przyspieszyło mi do maksimum. To Justin delikatnie poruszył dłonią. Otworzyłam z wrażenia usta i gwałtownie podniosłam się z krzesełka, czując jak coś dosłownie roznosi mnie od środka. Spojrzałam na Jus'a, który sprawiał wrażenie jakby właśnie się..budził. Zaczęłam głośniej oddychać, na moich ustach pojawił się uśmiech zmieszany z szokiem, a łzy zaczęły cisnąć się do oczu.
Dopiero po chwili logicznie przeanalizowałam sytuację i niemal wybiegłam z sali, chcąc znaleźć lekarza. Całe szczęście nie musiałam go długo szukać, wręcz wpadłam na niego, kiedy tylko wyszłam na korytarz.
-On się budzi! - prawie krzyknęłam, głośno oddychając. Mężczyzna spojrzał na mnie, chyba na początku kompletnie nie wiedząc o co mi chodzi.
-Justin się budzi do cholery! - krzyknęłam ponownie i uśmiechnęłam się, czując jednocześnie łzę spływającą po moim policzku.
Mężczyzna chyba dopiero teraz zrozumiał o co mi chodzi i odsunął mnie lekko, łapiąc za ramię, pobiegł w kierunku sali, w której leżał Justin. Przez moment stałam jak idiotka w jednym miejscu, mając wrażenie, że to sen i bojąc się, że zaraz się z niego obudzę. Złożyłam dłonie i przyłożyłam je do ust, patrząc w górę.
-Dziękuję - szepnęłam, po czym szybkim krokiem pobiegłam do sali. Stanęłam jak wryta w drzwiach, widząc jak lekarz nachyla się nad Justinem.
-Justin, słyszysz mnie? - Mężczyzna spytał, święcąc czymś po oczach Jus'a. Stałam i nie potrafiłam się ruszyć, w duchu modląc się, aby to wszystko nie okazało się za chwilę tylko złudzeniem.
Podeszłam nieco bliżej, zaciskając kciuki w dłoniach. Usłyszałam, jak chłopak odmruknął cicho, dając tym samym nam znak, że znów jest "wśród nas".
Nie potrafię opisać tego, jak w tym momencie się czułam. Serce sprawiało wrażenie, jakby zaraz miało wyrwać się z piersi, a dłonie drżały. Po moich policzkach samoistnie spływały łzy, a nogi się trzęsły.
Jus poruszył lekko ręką, a jego oczy zaczynały się otwierać.
-Potrafisz zacisnąć dłoń w pięści? - spytał lekarz, patrząc na rękę chłopaka. Jus delikatnie zacisnął dłoń, wyraźnie nie mając siły. Kiedy Justin otworzył szerzej oczy, mężczyzna ponownie po nich czymś poświecił.
Z napięciem czekałam na jakąkolwiek reakcję z jego strony.
-Tak - mruknął bardzo cicho, lekko drżącym głosem. W tym momencie mężczyzna podniósł się i spojrzał na mnie.
-Wrócił do nas - powiedział i lekko się uśmiechnął. Momentalnie niekontrolowanie wybuchłam płaczem, zakrywając usta dłońmi. To były łzy szczęścia.
On żyje. Obudził się. Wrócił do nas. Już nic mu nie grozi.
Zaczęłam uśmiechać się przez łzy, a moje dłonie drżały coraz bardziej.
-Nie mów na razie za dużo. - Mężczyzna powiedział jeszcze do Jus'a,po czym odszedł trochę na bok.
-Tylko proszę go nie udusić, przytulając go - Zaśmiał się, a ja spojrzałam na niego, wtórując mu przez łzy.
Dopiero teraz spojrzałam na Jus'a. Chłopak chciał lekko podnieść się do góry, jednak brak sił mu na to nie pozwalał.
-Justin..-szepnęłam po chwili i podeszłam do łóżka, siadając na jego skraju. - Nigdy więcej mnie nie zostawiaj - wyszeptałam, a kolejna łza spłynęła po moim policzku. Chłopak delikatnie złapał moją dłoń i splótł nasze palce.
-Przepraszam - szepnął bardzo cicho, słabym, lekko zachrypniętym głosem, a ja ponownie poczułam się najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.
_____________________________________________________________________
Krótki, wiem, ale właśnie w ten sposób chciałam go skończyć, więc nie miałam już co dopisać.
Mam nadzieję, że wam się podoba, bo na tym zależy mi najbardziej <3
Życzę wam udanego sylwestra, którego będziecie miło wspominać cały rok <33