Podparłam się ściany, nie chcąc stracić równowagi. Justin nie był sobą..to narkotyki w jego krwi nim kierowały. Wiem, że na trzeźwo, on nigdy by się tak nie zachował, nigdy nie podniósłby na mnie ręki..
Podniosłam głowę i spojrzałam na Justina, stojącego jakieś pół metra przede mną. Zaciskał dłonie w pięści, a jego wyraz twarzy okazywał cholerną wściekłość.
-Justin, proszę cię, uspokój się - powiedziałam w miarę spokojnie i wyprostowałam się. Chłopak zrobił dwa kroki do przodu, a mnie serce podeszło do gardła. Nigdy nie pomyślałabym, że kiedykolwiek nadejdzie taka chwila, kiedy będę bała się Justina...
-Nie będziesz mi rozkazywać - syknął i walnął pięścią w ścianę, dosłownie kilka centymetrów od mojej twarzy. Odruchowo "podskoczyłam", czując jak moje serce przyspieszyło do granic możliwości.
-Justin..-zaczęłam drżącym głosem, jednak chłopak nie pozwolił mi wypowiedzieć nawet zdania.
-Zamknij się! - wrzasnął, kładąc jedną rękę na moich włosach i zaciskając ją.
-Puść, to boli - jęknęłam, zaciskając powieki.
-Boli? - syknął jeszcze mocniej zaciskając dłoń na moich włosach, jednocześnie za nie ciągnąc. Pokręciłam twierdząco głową, czując łzy spływające po moich policzkach.
-To dobrze. - Zaśmiał się ironicznie. Czułam się jakby to była zupełnie inna osoba, to nie jest Justin, to ktoś zupełnie inny...
Po chwili chłopak puścił mnie, podchodząc do stołu. Mój głośny, nierówny oddech przeszywał ciszę w pokoju. Wiem, że w tym momencie mogłam po prostu stąd uciec, ale nie mogłam go zostawić. Przecież on jest teraz nieprzewidywalny, może zrobić krzywdę sam sobie.
Chłopak usiadł na kanapie, nachylając się nad stołem. Chciał dalej ćpać, nie mogłam na to pozwolić. Szybko podeszłam do Justina i szarpnęłam go, tak aby wstał.
-Kurwa! - wrzasnął i...spoliczkował mnie. Sama nie potrafiłam uwierzyć w to, że Jus podniósł na mnie rękę i uderzył mnie w twarz. Zrobiłam krok w tył i opadłam na łóżko. Trzymałam dłoń na piekącym policzku, praktycznie całą twarz zakrywając włosami.
-Widzisz do czego mnie zmusiłaś?! - krzyknął. Nie potrafiłam się opanować, emocje całkowicie wzięły nade mną górę.
Po chwili usłyszałam kolejny, głośny huk, roztrzaskującego się szkła. Podniosłam głowę i zauważyłam leżący na podłodze rozbity wazon. Usiadłam, przyciągając do siebie kolana, zakrywając twarz dłońmi i płacząc. Byłam bezsilna, nie miałam pojęcia co zrobić i właśnie to najbardziej mnie przerażało.
Nagle poczułam jak Justin siadła na łóżko klęka tuż obok mnie. Podniosłam lekko głowę i spojrzałam na niego pociągając nosem. Chłopak jak gdyby nigdy nic, przysunął się i wtulił we mnie, oplatając mnie w pasie ręką.
Kompletnie zbił mnie z tropu, ale bałam się jakkolwiek zareagować...
Niepewnie położyłam swoją dłoń na jego. Jus osunął się lekko na dół, wtulając się we mnie, a dokładniej w mój dekolt. Nie potrafiłam zrozumieć jak z rozwścieczonego do granic możliwości, stał się potulny jak baranek. Narkotyki robiły swoje.
Cały czas jednak bałam się, że za chwilę znów się wścieknie i wpadnie w szał, więc bałam się chociażby odezwać słowem czy się ruszyć.
Drżącą dłoń położyłam na jego włosach, delikatnie je przeczesując.
Nie mam pojęcia jak długo leżeliśmy w tej pozycji, nie odzywając się ani słowem. W głowie kłębiło mi się od najróżniejszych myśli. Wciąż myślałam o tym, że Justin mnie..uderzył. Usprawiedliwiałam go sama przed sobą jak tylko mogłam - to narkotyki, to wszystko ich wina. Przecież on nigdy nie podniósłby na mnie ręki będąc trzeźwy i świadomy swoich czynów.
To dlaczego mimo wszystko tak bardzo bolał mnie ten fakt...?
Dopiero teraz zorientowałam się, że Justin zasnął. Jak najdelikatniej umiałam wyswobodziłam się z jego objęć i powoli wstałam z łózka. Jus jedynie osunął się trochę w dół, wtulając w poduszkę. Wstałam i rozejrzałam się po pokoju. Na podłodze leżało pełno szkła, a na stole rozsypana była niewielka ilość białego proszku.
Czułam jak ponownie zbiera mi się na płacz i nijak nie byłam w stanie tego powstrzymać. Zrobiłam krok do przodu i kucnęłam, zaczynając zbierać większe kawałki szkła. Czułam jak po moich policzkach ponownie zaczynają spływać łzy. Nie kontrolowałam tego. Bezradność i niemoc wygrały ze mną.
Zebraną część szkła, wyniosłam do kuchni i wrzuciłam do kosza, zabierając z niej od razu zmiotkę i szufelkę.
Kucnęłam, zamiatając mniejsze kawałki szkła, których nie dało się zebrać, po czym wyrzuciłam zawartość szufelki do kosza.
Wróciłam do pokoju i podeszłam do łóżka, na którym spał Justin. Klęknęłam przy nim i delikatnie pogładziłam go po policzku, ocierając wierzchem drugiej dłoni łzę spływającą po moim policzku. Pomimo tego co zrobił, jak się zachował, nie potrafiłam tak po prostu go zostawić i odejść. W głowie kłębiło mi się od przeróżnych myśli. Wiedziałam, że go kocham, ale nie wiedziałam, czy mam na tyle siły aby walczyć z jego uzależnieniem.
Powoli wstałam i podeszłam do stołu. Zebrałam na dłoń malutką ilość białego proszku i wyrzuciłam do kosza. Ostatni raz spojrzałam na Justina, chcąc upewnić się, że śpi i najprawdopodobniej obudzi się dopiero jutro rano.
Jeszcze raz klęknęłam przy łóżku, delikatnie całując go w policzek. Czułam jak łzy samoistnie spływają po mojej twarzy, a ja nijak nie mogłam nad nimi zapanować.
-Kocham Cię..-szepnęłam łamiącym się głosem i pociągnęłam nosem, wstając i wychodząc z salonu, gasząc za sobą światło.
*
Modliłam się, żeby rodzice już spali, kiedy wrócę do domu. Nie dałabym rady teraz z nimi rozmawiać. W środku dosłownie cała się trzęsłam, czując jak to wszystko mnie przerasta.
Jak najciszej potrafiłam otworzyłam drzwi i od razu zdjęłam buty, aby nie trzaskać obcasami po panelach.
Na palcach przeszłam do schodów i nie usłyszawszy żadnego wołania rodziców, odetchnęłam z ulgą.
Weszłam do mojego pokoju, zapalając światło i rzucając kurtkę na łóżko. Czułam jak za chwilę znów nie wytrzymam i po prostu się rozpłaczę.
Bezwładnie opadłam na fotel przy biurku i nachyliłam się, zatapiając twarz w dłoniach i wybuchając płaczem.
Dlaczego to wszystko musi być tak cholernie trudne? Dlaczego moje życie nie może być łatwiejsze? I dlaczego do cholery to zawsze mi przydarza się wszystko co najgorsze? Nie potrafiłam zrozumieć gdzie leży moja wina.
Pociągnęłam nosem i zachłysnęłam się powietrzem, podnosząc głowę. Spojrzałam w lustro przed sobą, a kolejna łza niekontrolowanie spłynęła po mojej twarzy.
Na moim policzku widniał czerwony, nieco przeradzający się w siny ślad. Delikatnie przyłożyłam opuszki palców do policzka i cicho załkałam.
To głupie pieczenie, ten błahy idiotyczny ból fizyczny był tak naprawdę niczym w porównaniu z bólem psychicznym. To mnie przerosło...
*
-Miley, co się z tobą dzieje? - z zamyślenia wyrwała mnie Megan, kiedy szłyśmy korytarzem na pierwszą lekcję.
-Co? - spytałam odruchowo. - A nie nic, zamyśliłam się tylko - odparłam po chwili, spuszczając głowę.
-Miley, nie kłam, mów o co chodzi. To ma jakiś związek z Justinem? Znowu nie ma go w szkole.
Zamilkłam na moment, nie mając pojęcia co odpowiedzieć.
-Słyszysz? - Van stanęła przede mną, łapiąc mnie za ramiona.
-Chodźcie do łazienki - szepnęłam drżącym głosem. Dziewczyny jedynie spojrzały na siebie znacząco, po czym posłusznie udały się za mną do łazienki.
Nie dawałam już sobie sama rady, musiałam komuś o tym powiedzieć. One są jego przyjaciółkami, pomogą mi w wyciągnięciu go z tego bagna.
Weszłam do środka i pierwszą rzeczą jaką zrobiłam, było upewnienie się, że jesteśmy tutaj same.
-Mils, a teraz mów o co chodzi, bo naprawdę się martwimy - zaczęła Megan.
Westchnęłam cicho, opierając się o umywalkę i spuszczając głowę.
-Vanessa..pamiętasz jak mówiłam ci, że znalazłam u Justina narkotyki..? - szepnęłam niepewnie. - To nie był jednorazowy wyskok, on..Justin się uzależnił - dodałam, nie czekając na odpowiedź dziewczyny.
Podniosłam głowę i spojrzałam na przyjaciółki, które niemal osłupiały. Stały w miejscu i sądząc po ich minach, nie wierzyły w to, co słyszą.
-Nie chciałam wam mówić, bo łudziłam się, że to nie zaszło tak daleko, że uda mi się samej pomóc mu jakoś z tego wybrnąć, ale myliłam się - powiedziałam i czułam jak znów zbiera mi się na płacz. - Jest coraz gorzej, ja już sama sobie nie radzę..-kontynuowałam i po prostu rozpłakałam się jak małe dziecko.
-Boże..Miley, dlaczego ty nam wcześniej nic nie powiedziałaś..- szepnęła po chwili ciszy Van i przyłożyła dłoń do czoła.
-Nie wiedziałam, że jest aż tak źle! - uniosłam się, cały czas płacząc. - Aż do wczoraj..- dodałam i przymknęłam powieki.
-Co się działo wczoraj? - spytała niepewnie Megan, jakby bojąc się odpowiedzi, którą może usłyszeć.
-Kiedy przyszłam on znów ćpał..kazałam mu przestać, próbowałam zabrać mu narkotyki a wtedy..on dosłownie wpadł w szał. To nie był nasz Justin, to był jakiś psychol, narkoman na głodzie, rozumiecie? - mówiłam i podniosłam głowę. Nie czekając na żadną reakcję dziewczyn, odkręciłam zimną wodę i przemywałam twarz. Całkiem zapominając o nałożonym pudrze, który zakrywał mojego niemalże siniaka na policzku, wtarłam wodę w twarz, a następnie wytarłam ją papierowym ręcznikiem.
-Miley..-szepnęła po chwili chwili i z wyczuwalnym strachem i szokiem w głosie Vanessa. - Uderzył cię...? - spytała, dotykając opuszkami palców mojego policzka.
Przełknęłam głośno ślinę, robiąc krok w tył. Nie chciałam, żeby o tym wiedziały...chciałam to pominąć. Ponownie spojrzałam w lustro, zauważając, że ślad na moim policzku ponownie stał się widoczny.
-Nie, uderzyłam się - odparłam szybko i wyjęłam z torby puder. Zaczęłam nakładać go na twarz, kładąc szczególny nacisk na policzek. Kiedy po chwili stwierdziłam, że jest już okej, ponownie spojrzałam na przyjaciółki.
-Uderzył cię, tak? Boże, jak on mógł! - powiedziała podniesionym głosem Megan i złapała się za głowę.
-Wcale nie! Przecież mówię, że się uderzyłam! - odpowiedziałam desperacko i i starłam z policzka łzę, która po nim spływała.
-Miley nie kłam! - niemal krzyknęła blondynka, rozkładając ręce. - Powiedz prawdę..Pomożemy mu wszyscy, a ty najbardziej z nas wszystkich musisz być teraz silna.
-Mam dosyć, rozumiesz?! Wszyscy dookoła myślą, że jestem jakąś pieprzoną super-bohaterką,
która nigdy się nie załamuje i zawsze walczy, ale wyobraź sobie, że ja też
jestem słaba i najzwyczajniej w świecie już sobie nie radzę! - krzyknęłam i ignorując słowa dziewczyn, przebiegłam obok nich i szybko wyszłam z łazienki.
Mając gdzieś wszystko dookoła, włożyłam kurtkę z szafki i niemalże wybiegłam ze szkoły.
*
Siedziałam w ciszy, w pustym domu, na kanapie w salonie, skulona, przyciągając kolana do twarzy i cicho szlochając. Nie potrafiłam się uspokoić, bałam się nawet zadzwonić do Justina, bałam się usłyszeć, że ponownie ćpa.
Pociągnęłam nosem, wsłuchując się w przenikliwą ciszę panującą w pokoju. W tym momencie usłyszałam głośny dźwięk dzwonka do drzwi. Zignorowałam go, nie mając ochoty na żadne wizyty, a wiedziałam, że gdyby to byli rodzice, albo Alex to po prostu by weszli.
Kiedy dzwonek zadzwonił po raz trzeci, zerwałam się z kanapy, szybkim krokiem idąc w kierunku drzwi. Nieważne kto to był, chciałam go po protu spławić i znów zostać sama.
Z impetem otworzyłam drzwi i zamarłam. Justin.
-Miley..błagam, możemy porozmawiać..? Proszę, wpuść mnie..- szepnął zachrypniętym głosem, a w jego oczach widziałam żal. Przez chwilę nie potrafiłam wydusić z siebie żadnego słowa. Po prostu wpatrywałam się w chłopaka, a w mojej głowie momentalne pojawiły się obrazy z wczoraj.
Dopiero po chwili bez jakiegokolwiek słowa, odsunęłam się, pozwalając mu wejść do środka. Zamknęłam za nim drzwi i odwróciłam się w jego kierunku, spuszczając głowę. Bawiłam się palcami, z wzrokiem wbitym w podłogę.
Justin podszedł do mnie i delikatnie ujął mój podbródek, podnosząc moją głowę.
-Przepraszam..wiem, że to tylko puste słowo, ale ja naprawdę nie wiem co powiedzieć...ja..- w tym momencie się "zaciął" a ja widziałam, że jego wzrok utkwił na moim policzku. Gwałtownie odwróciłam głowę, zakładając ręce na piersi. Zerknęłam kątek oka na chłopaka, który stał z lekko uchylonymi ustami, a w jego oczach mogłam dostrzec przerażenie. On się bał..bał się prawdy.
-To...to ja ci to zrobiłem..? - szepnął po chwili, a jego głos łamał się do tego stopnia, że miałam wrażenie, że Jus zaraz się rozpłacze.
-Przecież nic mi nie jest - odparłam twardo, powstrzymując łzy napływające do oczu. Justin ponownie ujął mój podbródek i lekko szarpnął, tak abym na niego spojrzała.
-Siniak..- wyszeptał łamliwym głosem i delikatnie, niemal niewyczuwalnie przejechał po nim kciukiem. - Powiedz czy to ja ci to zrobiłem? - spytał już nieco głośniej i stanowczej.
-Nie, uderzyłam się, zostaw - powiedziałam zachrypniętym głosem i zabrałam jego dłoń z mojej twarzy. Niekontrolowanie spojrzałam w jego oczy, w których zauważyłam łzy.
-Jak mogłem cię uderzyć..- powiedział cicho, a pojedyncza łza spłynęła po jego policzku. Czując ucisk w sercu, wyrwałam się i krzyżując ręce na piersi, odeszłam na bok.
Nie byłam w stanie, nie potrafiłam z nim teraz rozmawiać, to na razie za bardzo bolało..
-Idź już, proszę - szepnęłam po chwili, ocierając łzę z policzka. -Kocham Cię, ale już nie daję rady..-dodałam jeszcze.
-Miley ja..- zaczął, ale nie pozwoliłam mu skończyć.
-Proszę idź..- przerwałam mu, pociągając nosem. Nie odwracając się nawet w jego stronę, po chwili usłyszałam kroki i dźwięk zamykanych drzwi. Dopiero teraz odwróciłam się w tamtą stronę i upewniając się, że chłopak wyszedł, wybuchłam płaczem kucając i zakrywając twarz dłońmi.
*
Nie mam pojęcia jak udało mi się zasnąć. Przewracałam się z boku na bok do pierwszej w nocy, aż w końcu kompletnie przemęczona pogrążyłam się w śnie.
Nie było mi jednak dane spać już do rana. W środku nocy obudził mnie dźwięk dzwonka w telefonie. Zaspana przetarłam oczy i na oślep zapaliłam nocną lampkę. Podniosłam się nieco, podpierając na łokciach i i spojrzałam na wyświetlacz komórki. Widząc numer Justina, serce gwałtownie mi przyspieszyło.
-Justin? Co się stało? - powiedziałam szybko, trzymając telefon przy uchu.
-Nie..Miley, tutaj mama Justina. On..on jest w szpitalu..-szepnęła, a w jej głosie usłyszałam łkanie. W tym momencie serce podeszło mi do gardła, a do oczu niekontrolowanie napłynęły łzy. Zerwałam się z łóżka, przeczesując grzywkę dłonią.
-Jak to w szpitalu? Co się stało? - spytałam nerwowo, już teraz otwierając szafę i wyjmując z niej pierwsze, lepsze ubrania.
-Justin przedawkował narkotyki...
W tym momencie zamarłam. Stanęłam na moment w miejscu, a pojedyncza łza spłynęła po moim policzku.
-J..jak to? - wyjąkałam, ocierając mokry policzek.
-Miley, kiedy wróciliśmy do domu, był już nieprzytomny..zadzwoniliśmy po pogotowie..- mówiła, ale ja wciąż słyszałam w głowie tylko "Przedawkował".
-Który szpital? - spytałam szybko, jakby się rozbudzając i wkładając na siebie spodnie.
-Na Wolt Street, ale Miley...
-Zaraz tam będę - przerwałam jej i rozłączyłam się, rzucając telefon na łóżko. Dosłownie cała się trzęsąc, włożyłam spodnie i bluzkę. Nie potrafiłam opanować łez, a serce sprawiało wrażenie, jakby miało zaraz wyskoczyć z piersi.
Jeżeli on...Przysięgam, że jeżeli Justin...że jeśli cokolwiek mu się stanie, to ja sama tego nie przeżyję.
Zbiegłam na dół po schodach, wbiegając do sypialni rodziców. Cała zapłakana, starałam się ich obudzić i poinformować o tym co się stało.
Kiedy zobaczyli mnie w takim stanie omal nie dostali zawału. Przez łzy nie potrafiłam wydusić z siebie sensownie sklejonego zdania,a do tego chciałam jechać już do szpitala. Miałam zamiar jechać tam sama, ale rodzicie uparli się, że w takim stanie nigdzie mnie samej nie puszczą. Chyba mieli rację..byłam cała roztrzęsiona, a dłonie drżały mi do tego stopnia, że nie potrafiłam nawet utrzymać w nich kluczyków do samochodu.
*
Wbiegłam na korytarz przed salą, pod którą pokierowała nas pielęgniarka, gdzie znajdowali się rodzice Jus'a.
-Co z nim?!? - spytałam nerwowo na wstępie. Czułam jak moje serce bije coraz szybciej, a łzy wypływają z moich oczu, jedna za drugą.
-Miley...oni tam..walczą o jego życie..- szepnęła mama Justina, podchodząc do mnie cała we łzach.
-Ale on przeżyje, prawda? - wyszeptałam, stojąc nieruchomo i zaciskając powieki pełne łez. - Musi..-odpowiedziałam sama sobie i osunęłam się bezwładnie po ścianie w dół, siadając na zimnej podłodze.
_____________________________________________________________________
Z GÓRY PRZEPRASZAM ZA WSZELKIE BŁĘDY I IDIOTYCZNE ZDANIA (: Nie wiem jak udało mi się znaleźć czas na napisanie tego rozdziału i zrobienie tego filmiku. Nie wiem dlaczego, ale zależało mi na zrobieniu tego filmiku..tak po prostu. Wiem, że jest bardzo amatorski, ale zależało mi, żeby przekazać wam te emocje nie tylko przez czytanie rozdziału, ale też przez "obraz".
Wiecie, że was kocham?<3333333 44 komentarze?;oo mój, a raczej NASZ rekord;o Nigdy nie pomyślałabym, że znajdzie się tyle osób, którym spodoba się moje opowiadanie. Zawsze lubiłam układać sobie w głowie różne historie i nawet nie wiem pod wpływem jakiego impulsu postanowiłam przenieść moje "wyobrażenia" na klawiaturę (:
Ubóstwiam was naprawdę<333