Obudziły mnie jasne promienie słoneczne, wpadające do pokoju przez duże okno znajdujące się dokładnie na wprost mnie. Powoli zaczęłam się rozbudzać, przecierając delikatnie powieki. Stopniowo przypominając sobie to, co wydarzyło się wczoraj, lekko się uśmiechnęłam. Otwierając oczy, zorientowałam się, że obok mnie nie ma Justina. Przytrzymując na sobie kołdrę, lekko się podniosłam, podpierając się na łokciu. Dopiero po chwili usłyszałam kroki dochodzące z kuchni, z której po chwili wyszedł Justin, trzymając w rękach małą, srebrną tacę, na której już stąd mogłam dostrzec znajdujące się na niej śniadanie.
Momentalnie na moich ustach pojawił się uśmiech. Podniosłam się nieco wyżej, poprawiając poduszkę za sobą i mocniej okrywając się kołdrą.
-Dzień dobry, skarbie. - powiedział, kucając obok mnie. - Mam nadzieję, że wierzysz w moje zdolności kulinarne, bo zrobiłem ci śniadanie. - Uśmiechnął się. Zaśmiałam się, przeczesując jedną dłonią swoje włosy.
-Dajesz gwarancję, że to jadalne...? - spytałam, udając przejętą.
-Jesteś wredna - powiedział ze śmiechem i lekko mnie szturchnął.
-Tak, też cię kocham. - Zaśmiałam się. - I dziękuję za śniadanie - dodałam, nachylając się i całując go w policzek. Wzięłam od niego tacę, kładąc ją sobie na kolana.
-Siadaj, przecież nie zjem tego wszystkiego sama. - Zaśmiałam się po chwili, odsuwając się i robiąc tym samym mu miejsce.
-A co jeśli to jednak jest niejadalne? Tak to ty otrujesz się pierwsza..- powiedział "poważnie", na co ja odwdzięczyłam mu się tym samym, czyli szturchnęłam go w ramię.
-I kto tu jest wredny! - powiedziałam, udając oburzoną. Jus parsknął śmiechem, siadając obok mnie.
-Widzisz, dogryzamy sobie od dziecka i tak już chyba zostanie - powiedział, na co oboje się zaśmialiśmy.
-Już to widzę jak za siedemdziesiąt lat, będziemy kłócić się o to, kto ma lepszą sztuczną szczękę - powiedziałam, parskając śmiechem i przenosząc swój wzrok na jedzenie. Chłopak wręcz wybuchnął śmiechem, zakrywają twarz dłońmi.
-No co? - Zaczęłam się śmiać. - Wiesz, wcale by mnie to nie zdziwiło! - dodałam, czym spowodowałam tylko jego jeszcze głośniejszy śmiech.
-Tak, wyobrażam to sobie - wydukał po chwili, opanowując nieco śmiech. - Jesteś niemożliwa - dodał, cały czas się uśmiechając.
*
Leżałam na łóżku w sypialni, rozmawiając przez telefon z Megan. Bawiłam się kosmykiem włosów, uśmiechając się do sufitu. Justin zasnął na dole w salonie na kanapie, a z racji tego, że mi się nudziło, a nie chciałam go budzić, postanowiłam zadzwonić do dziewczyn.
-No i? Pogodziliście się w końcu? - spytała, a ja przygryzłam dolną wargę, nie przestając się uśmiechać.
-Mmhhmm - powiedziałam, przeciągając ten wyraz.
-A to "mmhmm" - dziewczyna powtórzyła po mnie. - Jak mniemam oznacza, że tak "bardzo bardzo" się pogodziliście? - spytała, a ja wyczuwałam jak się uśmiecha.
-Nie wiem co przez to rozumiesz. - Zaśmiałam się.
-Miley Destiny Carsen, wiesz, że kocham cię jak siostrę, ale jeśli w tej chwili nie przestaniesz udawać idiotki i nie powiesz mi jak było, to przysięgam, że cię zamorduję! - powiedziała, udając groźną na co od razu się zaśmiałam.
-No już dobra, nie krzycz na mnie! - powiedziałam ze śmiechem. - Ale ja naprawdę nie wiem, co mam ci powiedzieć - dodałam. - I powiem ci, że jak tak już powiedziałaś moje imię, to pomyślałam sobie, że fajnie brzmi Miley Destiny Bieber. Jezu dobra, bo pieprzę głupoty - parsknęłam śmiechem.
-Mils, skarbie czy ja o czymś nie wiem? - spytała, lekko zszokowana, na co ja ponownie parsknęłam śmiechem.
-Nie kochanie, jeszcze nie zwariowałam, żeby zaręczać się w wieku siedemnastu lat.
-Prawie osiemnastu - poprawiła mnie.
-Ale wciąż "nastu". - Uśmiechnęłam się, przewracając na bok i wtulając w poduszkę. - Zresztą kobieto, o czym my w ogóle gadamy - powiedziałam po chwili i momentalnie obie się zaśmiałyśmy.
-Racja, wróćmy lepiej do tematu waszego pogodzenia się! - odparła, a ja przewróciłam oczami ze śmiechem.
-Zdecydowanie najlepsza noc w moim życiu. - Uśmiechnęłam się sama do siebie, bawiąc się materiałem poduszki.
-Aww, jak słodko - odparła, na co ja parsknęłam śmiechem. - No nie śmiej się, serio mówię - dodała, a czułam, że się uśmiecha.
-No okej - mruknęłam. - Skoro już wyciągnęłaś ze mnie tą jakże potrzebną ci do życia informację, to teraz lepiej mów co tam w mieście - zironizowałam, śmiejąc się.
-Właśnie, zapomniałabym ci powiedzieć! Van kogoś poznała! - powiedziała przejęta. Podniosłam się do pozycji siedzącej, przyciskając poduszkę do swojego brzucha.
-Aww, cieszę się. Kogo? Jak go poznała? - spytałam od razu zaciekawiona. Tak cholernie cieszyłam się, że Vanessa w końcu kogoś poznała. Chciałam, żeby była szczęśliwa, tak samo jak Meg i ja.
-Josh i poznała go w sumie całkiem przypadkiem. Wpadli na siebie w centrum handlowym, a on tak po prostu zaprosił ją na kawę. Wiesz jaka podekscytowana jest? Cały czas o nim mówi.
-Dlaczego ta małpa do mnie nie zadzwoniła?
-Bo powiedziała, że powie ci jak wrócisz, bo nie chce zawracać ci teraz głowy.
-Ależ ja ją walnę jak wrócę. Poznałaś już tego chłopaka? Jest w porządku? Ile ma lat?
-Nie, jeszcze nie, ale z tego co ona mówi to istny ideał. - Zaśmiała się. - A i jest w naszym wieku.
-Cieszę się. - Uśmiechnęłam się. - Jak wrócę to koniecznie musimy go poznać.
-Dokładnie - odparła z uśmiechem. - Wiesz co, ja będę musiała już kończyć, pozdrów Justina.
-Spoko, to pa.
-Pa.
Rozłączyłam się, odkładając telefon na łóżko i mocniej wtulając się w poduszkę. Skuliłam nogi, przymykając powieki. Jakby nie patrzeć mało spałam, więc byłam śpiąca. Zamknęłam oczy, nie wiedząc nawet, kiedy zasnęłam.
Obudził mnie głośny huk. Gwałtownie się podniosłam, rozglądając się po pokoju. Zauważyłam książkę leżącą na ziemi, która nie mam pojęcia jakim cudem zleciała z wysokiego regału. Moje serce biło cholernie szybko, ale powoli zwalniało. Wstałam z łóżka, podchodząc do książki. Kucnęłam, podnosząc ją i kładąc na niższy z regałów. Jeśli mam być szczera, to naprawdę nieźle się przestraszyłam, przypominając sobie niedawną sytuację z rozbitą szklanką w kuchni.
Odwróciłam się na pięcie, wychodząc z sypialni. Zeszłam na dół, widząc, że Jus dalej śpi. Uśmiechnęłam się, utwierdzając się w przekonaniu, że widok śpiącego Justina jest jednym z najsłodszych na świecie. Po cichu przeszłam do kuchni, nie chcąc go obudzić. Otworzyłam lodówkę, wyjmując z niej sok jabłkowo-miętowy.
Wlałam napój do szklanki, biorąc jego łyk i siadając na krzesełku. Obracałam szklankę w dłoni, myśląc o chłopaku, którego poznała Van. Miałam ogromną nadzieję, że on nie okaże się dupkiem i nie zrani Vanessy.
Chyba jeszcze nigdy nie byłam tak bliska zawału. Poczułam czyiś dotyk na ramieniu i momentalnie "podskoczyłam", gwałtownie się odwracając.
-O Boże - powiedziałam, głośno oddychając, widząc, że to tylko Jus.
-Wystarczy "Justin". - Zaśmiał się, siadając obok mnie.
-To nie jest śmieszne - powiedziałam, lekko się uśmiechając. - Wiesz co mnie obudziło jak zasnęłam na górze? Książka, która spadła z regału.
-Duchy...-powiedział "poważnie", po czym od razu parsknął śmiechem.
-No tak, śmiej się ze mnie - odparłam, udając obrażoną.
-Ależ ja się wcale z ciebie nie śmieje. - Uniósł charakterystycznie dłonie, uśmiechając się. Zszedł z krzesełka, podchodząc i obejmując mnie od tyłu. - Jakbym śmiał - dodał z uśmiechem i pocałował mnie w policzek.
*
Podłączałam kabel od Xbox-a do telewizora, nachylając się. W pewnym momencie zauważyłam coś małego i czarnego, idącego po podłodze. Momentalnie zaczęłam piszczeć, wybiegając stamtąd. Od dziecka panicznie bałam się pająków, po prostu miałam arachnofobię. Potrafiłam wpaść w panikę i dosłownie rozpłakać się na widok małego pajączka.
Justin od razu przybiegł z kuchni, słysząc mój krzyk.
-Co się stało?! - spytał od razu, a ja wskazałam dłonią na idącego po podłodze pająka. Justin spojrzał w tamtym kierunku, po chwili ponownie przenosząc swój wzrok na mnie.
-I o to tyle krzyku? O tego małego pajączka? - spytał, mając wyraźnie ochotę parsknąć śmiechem.
-On wcale nie jest mały! - powiedziałam, odsuwając się jeszcze bardziej do tyłu. Głośno pisnęłam, widząc jak to ohydne stworzenie zbliża się w moim kierunku. Czułam jak łzy zbierają mi się w oczach. Może to głupie, ale nie panowałam nad tym.
-Weź go, błagam cię! - pisnęłam, już prawie płacząc.
-Spokojnie - uspokoił mnie, biorąc z szafki gazetę. Weszłam spanikowana na kanapę, widząc jak pająk był coraz bliżej mnie. Moje nerwy już tego nie wytrzymały. Dosłownie, rozpłakałam się.
Justin szybko podszedł do pająka i podłożył gazetę, chcąc go na nią złapać. Zakryłam oczy, nie chcąc nawet na to patrzeć.
Siedziałam na kanapie, zakrywając twarz dłońmi i panicznie płacząc. Wiem, że dla osoby z boku mogłam zachowywać się jak idiotka, ale osoba cierpiąca na tą cholernie fobię, doskonale mnie rozumiała.
-Miley, już dobrze - usłyszałam po chwili i poczułam jak Justin mnie obejmuje. - Przecież to był tylko mały pająk - dodał i przytulił mnie. Przez chwilę nie umiałam się uspokoić.
-Ej skarbie,no nie płacz. - Jeszcze mocniej mnie w siebie wtulając.
-To przez tą cholerną fobię, to nie moja wina - powiedziałam w końcu, tuląc się do chłopaka.
-Już dobrze, ćśś nie płacz - uspokajał mnie, gładząc mnie po włosach.
Minęło dobre pół godziny od mojego "napadu". Byłam już spokojna i wszystko było okej. Teraz chciało mi się śmiać z samej siebie, chociaż wiedziałam, że gdybym zobaczyła znowu jakiegoś pająka, moja reakcja byłaby identyczna.
-Czytałem kiedyś, że żeby wyleczyć się z fobii, trzeba się zmierzyć z tym czego się boimy - powiedział Jus, włączając jedną z gier na Xbox-ie.
-Jezu, nawet mi takich rzeczy nie mów! Może jeszcze miałabym pogłaskać pająka, Boże, prędzej bym się zapłakała i umarła ze strachu. - Wzdrygnęłam się na samą myśl. - Włącz lepiej tą grę i nie mówmy więcej o tym ohydztwie - dodałam, lekko się uśmiechając.
-Okej, już nic nie mówię. - Zaśmiał się.
-Znowu boks? Ja się tak nie bawię, ty zawsze w tym wygrywasz! - powiedziałam, widząc jaką grę wybrał.
-Nie dziwę się skoro twój sposób grania to wciskanie wszystkich możliwych przycisków na joysticku. powiedział i oboje parsknęliśmy śmiechem.
-Pff, każdy sposób jest dobry - prychnęłam, uśmiechając się i podciągając nogi na kanapę. Usiadłam po turecku, biorąc do rąk joysticka.
-Ależ oczywiście, nie kwestionuję tego. - Uśmiechnął się, wciskając "start".
-No nie bij mnie teraz bo nie mogę się nawet ruszyć! - krzyknęłam na chłopaka, który jak zwykle wygrywał.
-No i dobrze. - Zaśmiał się, nie mając najmniejszej ochoty przestawać.
-No weeeź! - powiedziałam ze śmiechem i nie odrywając wzroku od telewizora, szturchnęłam go w ramię.
Czy wy też to robicie? Wciskacie wszystkie przyciski, mając nadzieje, że to wam coś da?
-Prędzej zepsujesz joysticka niż coś tym wskórasz. - Parsknął śmiechem, nie odrywając wzroku od ekranu.
W tym momencie na ekranie pojawił się napis "game over". Udając wkurzoną rzuciłam joysticka na kanapę, krzyżując ręce na piersi, niczym mała, obrażona dziewczynka.
-Ja się tak nie bawię, to nie fair - powiedziałam, starając się nie zacząć się śmiać.
-Naucz się przegrywać, kochanie. - Zaśmiał się. Udawałam nieugiętą i wciąż siedziałam "obrażona". Patrzyłam przed siebie, z rękami założonymi na piersi.
-No Miley - mruknął, przybliżając się do mnie. - Następnym razem dam ci wygrać - dodał, uśmiechając się i kładąc jedną dłoń na moim udzie. Wiedział, że udaje, ale i tak nie miałam zamiaru przestać.
-Gniewasz się? - spytał ściszając głos i pocałował mnie w policzek. Zero reakcji z mojej strony, oprócz uśmiechu na moich ustach, który starałam się powstrzymać. - A teraz? - kontynuował, dalej całując mnie po twarzy. -Dalej? - Przeniósł pocałunki na moją szyję i ramię.
W końcu nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem.
-Dobra, nie gniewam się. - Zaśmiałam się, odpychając od siebie chłopaka.
*
-Miley, może będziemy spać już tutaj, co? - spytał z uśmiechem, siedząc na łóżku, w czasie kiedy ja rozczesywałam mokre włosy.
Spojrzałam na niego i parsknęłam śmiechem.
-W sumie okej, chyba już mi minęło. - odparłam, uśmiechając się.
-To dobrze. Wiesz, nie mam nic do spania na podłodze, ale łóżko jest jednak wygodniejsze - powiedział i wstał z łóżka. Podszedł do mnie, dając mi buziaka w policzek. -To ja idę do łazienki - dodał, wychodząc z sypialni. Zaśmiałam się sama do siebie, kończąc rozczesywać swoje włosy. Nagle usłyszałam ten sam huk, który wcześniej mnie obudził. Podskoczyłam, gwałtownie się odwracając. Chyba możecie wyobrazić sobie moją minę, kiedy na podłodze ponownie zauważyłam jedną z książek, która wcześniej leżała na regale.
Moje serce momentalnie przyspieszyło. Naprawdę zaczynało mnie to już przerażać. Powoli podeszłam do książki, podnosząc ją i z powrotem układając na regale. Nie wiem jak to możliwe, ale szczerze mówiąc nie chcę wiedzieć. Czując, że dziwnie czuję się sama w pokoju, wyszłam, udając się w stronę łazienki.
-Pośpiesz się tam. - Zapukałam do drzwi.
-Już się za mną stęskniłaś? - Zaśmiał się.
-Oczywiście - odparłam, śmiejąc się.
*
Leżeliśmy już w łóżku, oglądając w telewizji jakąś komedię. Chociaż nie wiem czy mogę nazwać to "oglądaniem", no bynajmniej przy Justinie było to trudne.
-Justin noo. - Parsknęłam śmiechem, kiedy chłopak zamiast oglądać film, całował mnie po twarzy.
-Nie podoba mi się ten film, wolę ciebie - powiedział, uśmiechając się i wciąż mnie całując.
-Jesteś nienormalny! - powiedziałam przez śmiech.
-Oj no chodź tutaj. - Zaśmiał się, prawie się na mnie kładąc.
Dodam tylko, że nie mam zielonego pojęcia jak skończył się film.
______________________________________________________________________
Zasypiam już, dosłownie, no ale obiecałam, że dodam przed koncertem<3
Nie chcę mi się nawet rozpisywać, więc powiem jedynie, że was kocham<3